Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 09:57

Z dzienników botoksowych

Z dzienników botoksowychŹródło: Inne
d3rhf7c
d3rhf7c

ROZDZIAŁ PIERWSZY Słychać strzelanie korków od szampana, a jest dopiero piąta rano.

— Skarbie — w słuchawce, którą zaspana wciskam między ucho a poduszkę z gęsiego puchu, słyszę szczebiotanie Lucy. — Chyba cię nie obudziłam?
Skądże. Czemu miałabym spać, przecież o tej porze zwykle przesadzam azalie.
— Skąd dzwonisz? — pytam szukając nerwowo budzika. No, jasne, włączy się dopiero za dwie godziny. — Jesteś w podróży?
— Nie, skarbie. W L.A. Pracuję.

Wiedziałam. Kiedy Lucy jest w Nowym Jorku, mieszka niedaleko w wielkim starym domu, ale regularnie wyjeżdża do Burbank, żeby realizować programy dla telewizji. Ilekroć przebywa na zachodnim wybrzeżu, nabiera skłonności do nadużywania słowa "skarbie".
— Wszystko w porządku? — pytam, obudzona na tyle, by uruchomił się mój gen niepokoju.
— Jak najbardziej — odpowiada Lucy, a w tle słyszę, jak strzela kolejny korek. Lucy chichocze, zakrywa słuchawkę i woła: “Skarbie, uważaj!”
— Co tam się dzieje? — pytam.
— To nie to, co myślisz. Mamy teraz próbę przed nagraniem, a w programie jest scena z Dom Perignonem. Używamy prawdziwego francuskiego szampana, nawet przy próbach dźwiękowych.

Francuski szampan. Siadam na łóżku, bo nagle do mnie dotarło, że kiedy zadzwonił telefon, śnił mi się mój własny, osobisty Francuz. Leżeliśmy nago, objęci, na słonecznej, rozgrzanej plaży. On całował mnie namiętnie, a fale obmywały nasze ciała. Zaraz, zaraz. Czy ja nie widziałam tej sceny w jakimś starym filmie? Odsuwam telefon i dostrzegam migoczący ekran telewizora w rogu sypialni. Musiałam zasnąć, kiedy oglądałam Stąd do wieczności. Po raz kolejny.
— Juhu — niecierpliwi się Lucy — Ziemia do Jess, jesteś tam?
Odchrząkuję.
— Jacques — mówię. — Kochaliśmy się.
— Jacques? Jest u ciebie Jacques? — Lucy drze się z drugiego końca kontynentu tak głośno, że jej nowiutka, wiśniowa Nokia 12000-ileśtam-Super jest w zasadzie zbędna.
— Nie, oczywiście, że nie. Byliśmy na plaży. — Nie to chciałam powiedzieć. — To znaczy on mi się śnił na plaży. Nagi. — Gryzę się w język, żeby się nie zagalopować i oszczędzić jej szczegółów. Zmiana tematu. Uświadamiam sobie, że u niej jest dopiero druga w nocy, więc mówię:
— Widzę, że pracujesz do późna.
— Wiem. Całą noc. Wszystkim się wydaje, że moja praca to nieustanne przyjęcia przy basenie w towarzystwie samych Benów Afflecków, a tymczasem to ciężka harówa.

Jak na biedną, zapracowaną dziewczynę, Lucy ma nad wyraz dobry humor. Z drugiej strony, ona tam sobie sączy szampana, a ja delektuję się letnią kranówką w niebieskim, plastikowym kubku.
— No, więc o co chodzi? — pytam, zastanawiając się, dlaczego nie mogła poczekać z tą rozmową, aż zacznie się dzień, obojętnie na którym końcu Ameryki.
— Przepraszam, że ci zawracam głowę — Lucy bierze głęboki oddech — ale dręczy mnie ten kiermasz wypieków.
Ach tak. Kiermasz piątoklasistów. To rzeczywiście wymagało telefonu o piątej rano. Założę się, że wstrzymała nagranie warte milion dolarów, żeby tylko dopilnować tej sprawy.
— Chciałabym cię prosić o przysługę — mówi Lucy. — Dan obiecał, że przygotuje coś dla Lily, ale to oznacza, że ciasto będzie kupne. Fuj. Wyjdę na złą matkę. Mam więc dwa pytania. Co robisz dla Jen i czy byłby to duży kłopot, gdybyś upiekła od razu podwójną porcję?

d3rhf7c

Porcję czego? Nawet jeszcze o tym nie myślałam. Ledwo pozbierałam się po zabawie z nachos, które musiałam przygotować na Międzynarodowy Dzień Lunchu. Tydzień wcześniej znów był domowy jogurt w ramach projektu “Jedzmy produkty mleczne”. Czyżbym opuściła jakieś zebranie, na którym na dyrektora szkoły powołano Marthę Stewart? Dzisiejsze zadanie domowe Jen niechybnie będzie zawierało dzielenie przez liczby wielocyfrowe, wypracowanie na temat bieżących wydarzeń politycznych i...
Babeczki! — doznaję olśnienia. — Upieczemy z Jen babeczki.
— Wiedziałam! — rozpromienia się Lucy. — Twoje babeczki są najlepsze na świecie! Dla Jen mogłabyś zrobić różowy lukier, a dla Lily niebieski, żeby każda miała inne.

O nie, tylko tego mi brakowało. Porady kulinarne z odległości trzech tysięcy mil.
— Lucy, zajmij się może produkcją programów, a ja się zajmę babeczkami, co?
— Przepraszam — mówi Lucy ze skruchą. — Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu ciężko jest być tak daleko od domu, a chciałabym, żeby wszystko odbyło się jak należy. A dzwonię o tej porze tylko dlatego, że kiedy zaczniemy regularne nagranie, nie zdołam się wyrwać ani na sekundę.
Teraz to mnie jest głupio, że na nią naskoczyłam. Próbuję to naprawić. Jak zwykle przeginam w drugą stronę.

— Słuchaj, a może Lily zostałaby u nas na noc? Dziewczynki mogłyby wspólnie upiec te babeczki. Ozdobiłyby je wtedy według własnego uznania.
A potem poszłyby spać, a ja dorwałabym się do resztek lukru. Zawsze jem, kiedy jestem zmęczona, a skoro nie muszę się przejmować wzrokiem Jacquesa, kogo obchodzi, czy samotna matka będzie mieć trochę więcej lukru w biodrach?
— Och, jesteś kochana — mówi Lucy. — Lily będzie zachwycona. Zadzwonię do Dana i powiem mu o tym.

Dan, Małżonek Roku.
— Powiedz, żeby Lily przyszła też na obiad. Tak będzie dla niego wygodniej.
Czas się zamknąć. W przeciwnym razie za chwilę zaoferuję się przybiec i wyszorować jej łazienkę oraz spędzić noc z jej mężem, żeby tylko nikt za bardzo nie odczuł trudów jej nieobecności. Nikt prócz mnie.

d3rhf7c

— Na pewno nie będzie to dla ciebie kłopot? — pyta Lucy.
— Jasne, że nie. Uwielbiam babskie wieczorki.
— Oj, nam też by się taki przydał. Zorganizujemy coś, jak tylko wrócę z Los Angeles. — Lucy ścisza głos i prawie szepcząc mówi: — Nie uwierzysz, co tu się wydarzyło. Nie mogę się doczekać, żeby ci opowiedzieć. Tylko ty jesteś w stanie to zrozumieć.

Strzela następny korek. Lucy wybucha śmiechem. Tym razem całkiem zakrywa słuchawkę, ale i tak słyszę, jak mówi: “Dosyć tego. Już tam idę.”

Rozłączamy się, a ja naciągam kołdrę na ramiona. Powinnam spróbować zasnąć, ale gdy tylko zamykam powieki, znowu widzę Jacquesa i plażę. Otwieram oczy. Nic z tego nie będzie. Jacques to mój były mąż. I kochanek. Ale chyba bardziej tęsknię za tym drugim.

d3rhf7c

Siadam na łóżku i włączam malutką nocną lampkę. Skoro i tak nie zasnę, równie dobrze mogę zrobić coś pożytecznego, zwłaszcza, że lista spraw do załatwienia przybrała rozmiary większe niż właśnie znowelizowana ustawa podatkowa. Moje włosy rozpaczliwie domagają się głębokiego odżywienia, muszę kupić nowy dywanik do łazienki, odnowić tapicerkę sofy, przeorganizować zawartość szafy i odświeżyć zasób lektur w biblioteczce Jen. Skoro już przy tym jesteśmy, powinnam znaleźć szybszą drukarkę, szybszy dostęp do Internetu i szybszy program ćwiczeń odchudzających. Wciąż co rano przez pół godziny morduję się na bieżni, gdy inni tymczasem dziennie poświęcają “5 Minut Dla Płaskiego Brzucha”. Przy takiej ilości zaoszczędzonego czasu z pewnością zdołałabym zrobić coś jeszcze dla pokoju na świecie.

Świat będzie musiał jednak trochę poczekać, bowiem następną godzinę spędzam wertując katalog Land’s End i przyglądając się wyszczuplającym kostiumom kąpielowym. Modelki są mniej więcej w moim wieku, wszystkie najwyraźniej wdzięczne za dodatkowe wzmocnienia podtrzymujące biust i za dół, który nie wrzyna się w tyłek. Jednoczęściowe stroje są luźne, mało wycięte u góry i tyleż samo u dołu. Skąd ja w ogóle wytrzasnęłam ten katalog? Czy w policyjnym wydziale do spraw mody wiedzą, że przekroczyłam już czterdziestkę? Odruchowo zerkam na swój biust. Trzyma się nieźle, ale nie jest tak sprężysty jak dawniej. A może po prostu powinnam się napić kawy? Właśnie wczoraj czytałam, że kofeina świetnie wpływa na jędrność piersi. Nic dziwnego, że akcje Starbucksa idą w górę.

Wzdycham i odkładam katalog. Słyszę, jak w pokoju obok krząta się moja córka Jen, nucąc wesoło. Po co żałować dawno minionych czasów, kiedy można się było pokazać w bikini, skoro teraźniejszość przynosi mi dar w postaci kochającej córki, która wstaje rano z łóżka ze śpiewem na ustach? Jak można się było spodziewać, chwilę później Jen wbiega w podskokach do mojej sypialni.
— Cześć, mamo. Chcesz posłuchać mojej nowej piosenki? — pyta, tryskając energią, jakiej nie prezentowała nawet Britney Spears w reklamie Pepsi.
— Jasne — odpowiadam z uśmiechem i siadam na brzegu łóżka. Moja mała córeczka – no, nie tak znów mała, jak mi się może wydawać – ma na sobie kusą, różową koszulkę nocną. W tym nie wygląda już raczej jak dziecko. Nawet prosto z łóżka cerę ma świeżą i lśniącą, a jej duże, brązowe oczy są pełne blasku. Ja, żeby choć w połowie wyglądać tak dobrze, potrzebuję porcji alfa-hydroksykwasów, dwóch warstw kremu nawilżającego i kropli do oczu.

d3rhf7c

Jen uśmiecha się szeroko i przybiera sceniczną pozę. Zaczyna śpiewać kołysząc przy tym biodrami i odrzucając ramiona na boki. Dopiero po chwili rozpoznaję melodię. Like a Virgin Madonny. Jak dziewica? Na Boga, to dziecko ma dopiero 11 lat. Jeżeli o mnie chodzi, w tym wieku powinna tego słowa używać najwyżej w odniesieniu do Matki Boskiej. Zaczynam tęsknić za czasami, gdy piskliwym głosikiem wyśpiewywała te nieznośne piosenki dinozaura Barneya.
— Bardzo ładnie — zdobywam się na komplement. Staram się być matką, która wspiera swoje dziecko. Jednak muszę zapytać.
— Skąd, u licha, znasz tę piosenkę?
— Z radia. Tego, które gra same starocie — mówi i wskakuje mi na łóżko.

Madonna to staroć. Drżę na myśl, gdzie w takim razie jest miejsce dla Rolling Stonesów. I dla mnie.
— Mam zamiar zaśpiewać to Ethanowi — oświadcza entuzjastycznie Jen.
Ethan to jej narzeczony. Jedna z nas musi kogoś mieć.
— O nie, tego mu nie zaśpiewasz — protestuję tonem odrobinę za bardzo moralizatorskim. Rozglądam się, czy do pokoju nie weszła czasem moja matka, bo tak jakbym ją słyszała. Łagodzę swoje stanowisko.
— Chciałam powiedzieć, że cały ten występ to może trochę za dużo. — Dotknięta pierwszy raz? Nie, moim zdaniem nie ma sensu dawać chłopakowi wskazówek.
— Dobra, zaśpiewam, ale za to nie włożę koszulki odsłaniającej pępek, OK? — mówi ze złośliwym błyskiem w oku. I nagle nachyla się w moją stronę i wybałusza oczy. — Mamo, co się stało z twoimi włosami! Są całkiem siwe!
— Jak to? — moja dłoń natychmiast wędruje w kierunku głowy.
— Osiwiałaś — powtarza Jen. — Uch, ohyda.

Przerażona, przeciągam ręką po włosach. Czy to możliwe? Przez całe lata omijałam w supermarketach regały z farbami, a teraz nagle się okazuje, że to artykuł pierwszej potrzeby? Kto by pomyślał, że to się może stać w ciągu jednej nocy?
— Bardzo źle to wygląda? — pytam z niepokojem.
— Nie najlepiej — odpowiada Jen, a zaraz zaczyna chichotać. — Prima Aprilis! — wykrzykuje triumfalnie.
— Masz mnie — mówię i śmiejąc się rzucam w nią poduszką. Jen robi unik. Swoją drogą to straszne, że wie, jak łatwo można mnie nabrać na wszystko, co się wiąże ze starzeniem. Jen wraca do siebie, żeby posłuchać kolejnych staroci – nie ma co, tylko patrzeć, a i Britney do nich dołączy – a do mnie nagle dociera, skąd wziął się mój dzisiejszy sen.

d3rhf7c

Jest 1. kwietnia.
Nawet gdyby mi wyleciało to z głowy, pamięta o tym moja podświadomość. Dokładnie szesnaście lat temu przy śniadaniu złożonym z naleśników i szampana Jacques, mój namiętny francuski kochanek, wręczył mi pierścionek z szafirem i diamentem oraz poprosił mnie o rękę. Zaparło mi dech i spytałam, czy to na pewno nie żart primaaprilisowy.
Na co on: “Co znaczy >>pri... primaaprilisowy< Być może powinnam była potraktować tę kulturową przepaść jako znak, że to małżeństwo będzie równie nietrwałe jak sandałki od Chanel, które mi podarował. Pocałunki w kawiarniach, długie, namiętne godziny w łóżku i nieziemskie orgazmy – no, dobra, nawet liczne – to niekoniecznie są mocne podstawy małżeństwa. Choć nie od razu się to dostrzega. Nie mogę winić nikogo prócz siebie za to, że sześć lat później nasze małżeństwo się rozpadło. Ale dość o tym. Jeszcze nie zdążyłam wziąć prysznica, a już śnił mi seks z moim eks, dałam się nabrać, że wyglądam jak Barbara Bush i zaocznie upiłam się Dom Perignonem. Dziś jednak jest dzień pracy, a ja mam świetny pomysł na inicjatywę dobroczynną w instytucji, gdzie zarabiam na życie, wprawdzie tylko dorywczo. Jeżeli natychmiast się nie ruszę, skończy się na tym, że wykonam prezentację w piżamie.

d3rhf7c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3rhf7c