Wywiad z Maziarem Baharim, autorem i bohaterem książki "A potem przyszli po mnie"
"Gniew i przemoc są de mode. Teraz w modzie jest spokój"
Gdy Maziar Bahari wyjeżdżał z Londynu w czerwcu 2009 roku, by relacjonować wybory prezydenckie w Iranie, zapewniał swoją brzemienną narzeczoną Paolę, że wróci do niej najdalej za tydzień. Nie miał pojęcia, że następne trzy miesiące spędzi w osławionym irańskim więzieniu Ewin, przechodząc brutalne śledztwo. Dla rodziny Bahari wojny, zamachy stanu i rewolucje nie były abstrakcją, lecz znaną aż za dobrze rzeczywistością, doświadczaną od pokoleń. Ojciec Maziara siedział w latach 50. w więzieniu szacha, siostrę wsadził za kratki reżim ajatollaha Chomeiniego w latach 80.
Gdy Maziar Bahari, dziennikarz "Newsweeka", wyjeżdżał z Londynu w czerwcu 2009 roku, by relacjonować wybory prezydenckie w Iranie, zapewniał swoją brzemienną narzeczoną, że wróci do niej za tydzień. Nie miał pojęcia, że następne trzy miesiące spędzi w osławionym irańskim więzieniu Ewin, przechodząc brutalne śledztwo. Dla rodziny Bahari wojny, zamachy stanu i rewolucje nie były abstrakcją, lecz znaną aż za dobrze rzeczywistością, doświadczaną od pokoleń. Ojciec Maziara siedział w latach 50. w więzieniu szacha, siostrę wsadził za kratki reżim ajatollaha Chomeiniego w latach 80. Maziar przesiedział 118 dni pełnych przesłuchań i tortur. Czas ten opisał w książce "A potem przyszli po mnie" .
Ewa Jankowska: Jak to możliwe, że taki człowiek jak Pan, który nigdy nikomu się nie naraził, nigdy nie działał jako aktywista jak Pana ojciec czy siostra, trafił do więzienia i został poddany tak ciężkim torturom?
Maziar Bahari: Dziennikarz w Iranie jest jak linoskoczek - cały czas lawiruje na wysokości. Ma świadomość, że jest profesjonalistą, że długo trenował, aby być w stanie narażać się na takie niebezpieczeństwo, ale tak naprawdę nigdy nie wie, w którym momencie może go coś zaskoczyć. Nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkich zewnętrznych czynników. Zawsze byłem obiektywny, nigdy nie angażowałem się w politykę. Wiedziałem, że mogę mieć kłopoty, mogą mnie złapać i zamknąć. Ale byłem przekonany, że jeśli rzeczywiście się komuś narażę, to wsadzą mnie na jakiś dzień, może dwa, maksymalnie tydzień, a potem wypuszczą, bo nic na mnie nie będą mieli.