Był dla Rosji „nerwem wieku” – opowiada wdowa po Władimirze Wysockim , francuska aktorka Marina Vlady.
*W Moskwie pokaże pani swój spektakl „Wysocki, czyli przerwany lot”. Jak doszło do jego powstania? * Marina Vlady: Nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie dyrektorka paryskiego teatru Bouffes du Nord, Micheline Rozan. Doskonale znam ten teatr i bardzo go lubię, do spółki z Micheline Rozan prowadzi go Peter Brook . Wiele razy grałam tutaj, między innymi w „Hamlecie”. Wołodia tam właśnie występował, gdy po raz pierwszy przyjechał do Paryża. Pamiętam, że poszliśmy na jakąś sztukę, a po spektaklu Peter Brook zaprosił Wołodię na scenę. Wołodia śpiewał przez godzinę. To były wspaniałe chwile, niesamowite.
Tak więc Micheline zaproponowała, bym zrobiła u nich spektakl. Po śmierci jesienią 2003 roku profesora Léona Schwartzenberga, onkologa, mojego ostatniego męża, przez kilka lat nie grałam. Propozycja Micheline wydała mi się szalenie pociągająca. Umówiłyśmy się, że spektakl będzie poświęcony Wysockiemu . Od razu zabrałam się do pracy. Napisałam scenariusz, a potem razem z reżyserem Jeanem-Lukiem Tardieu wyreżyserowałam. Na scenie Bouffes du Nord prezentowałam go dwukrotnie: w listopadzie 2006 roku i ponad rok później.
Jak długo trwa spektakl?
Godzinę i 15 minut. Składa się z 45 numerów. To fragmenty piosenek Wysockiego , które śpiewam po rosyjsku. To jego wiersze – recytuję je i po rosyjsku, i w przekładzie na francuski. To także moja opowieść o naszym wspólnym życiu. O tym, jak się spotkaliśmy, jak pokochaliśmy. O tym, ile trudności piętrzyło się na naszej drodze. Wiele wątków zaczerpnęłam ze swojej książki Wysocki, czyli przerwany lot. Wszystko jest proste i jednocześnie strasznie skomplikowane. Wielki wkład w spektakl wniósł mistrz scenicznego oświetlenia Jacques Rouveyrollis.
Rozm. Wiaczesław Prokofjew
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.