Rozdział 7
*Waszyngton *
Na początku sierpnia do Harry’ego Pappasa zadzwonił szef Centrum Operacji Informatycznych. Nadzorował on publiczną stronę Agencji i był włączony do specjalnego programu dostępu, w którym prowadzono doktora Alego. Pappas pojechał z żoną i córką do Bethany Beach na kilkudniowy urlop, próbując zapomnieć, jakie wszystko jest popierdolone.
Kiedy wieczorami spacerował po plaży, słyszał w szumie fal głos syna – puste, odtwarzane przez mózg echo, jak dźwięk morza w muszli. Ale cieszył się nawet z tego. Nie chciał zapomnieć, jak Alex mówił.
– Mam wrażenie, że twój irański przyjaciel wrócił – powiedział szef Centrum Operacji Informatycznych.
– To znaczy? – Pappas wstrzymał oddech.
– Właśnie dostaliśmy kolejną wiadomość z Iranu – odparł szef COI. – Sprawdziliśmy ślady. Wysłana z walcowni blachy w Szirazie, przekazana przez serwer w Turcji, ale to podpucha. Jest dłuższa, ale tagi wyglądają podobnie. Ten facet jest naprawdę dobry.
– Bóg jest wielki – powiedział Pappas.
Martwił się, że doktor Ali nie żyje, bo nie podjął kontaktu po piętnastu dniach, jak mu kazali, i milczał przez następny miesiąc. Harry czuł się jak rodzic czekający na powrót dziecka do domu. Co poszło nie tak? Spłoszyli go? Popełnili jakiś błąd, nie zdając sobie z tego sprawy? Ich wiadomość go przestraszyła? Albo może został namierzony? No, ale wreszcie wrócił.
– Co mam zrobić? – spytał szef COI.
– Usuń ją z systemu, natychmiast. Jeszcze dziś wracam do Waszyngtonu.
– Po co ten pośpiech? Sądziłem, że jesteś na urlopie.
– Nie będziemy mieli drugiej takiej szansy. Jeśli to nasz człowiek, musimy go szybko pozyskać.
Pappas wrócił do Waszyngtonu samochodem. Na wiadomość o jego wcześniejszym wyjeździe żona zareagowała niemal ulgą. Harry’ego tak naprawdę nie było. Nie było go przez cały rok 2004, kiedy przebywał w Bagdadzie. Ale teraz nie było go nawet wtedy, kiedy przebywał w domu. Andrea miała własne życie. Uczyła w szkole podstawowej w Fairfax i większą część dnia spędzała z dziećmi, co pomagało jej nie myśleć o zmarłym synu. Wieczorami chodziła na zajęcia jogi i na spotkania klubu miłośników książek, na których rozwiedzione kobiety opowiadały przy winie o swoim życiu seksualnym. No i miała Louise – Lulu – choć dziewczyna zamknęła się w sobie po śmierci brata. Jakby obwiniała o nią rodziców. Harry obiecał przyjechać po nie pod koniec tygodnia. Andrea odparła, że to wspaniale, ale wiedziała, że wróci do domu z przyjaciółmi.
Harry pojechał prosto do biura. Wszedł głównym wejściem, minął strażników i elektroniczne bramki. W korytarzu C natknął się na znak ostrzegawczy: Uwaga! Zagraniczni łącznicy, a po chwili zobaczył grupę gości, zapewne z Malezji albo Indonezji. Niscy skośnoocy mężczyźni w garniturach i krawatach. Minął ich i wbiegł na rampę prowadzącą do Wydziału Persja. Recepcjonistki już nie było, ale wejścia pilnowała świetlista twarz Husajna. Harry wszedł do swojego gabinetu, zamknął drzwi i zalogował się do programu. Wiadomość była po angielsku i dotyczyła transakcji handlowej. Rozpoczynała się od przeprosin.
Bardzo nam przykro. Otrzymaliśmy Państwa pismo w sprawie zamówień na blachę stalową, ale nie mogliśmy odpowiedzieć w terminie. Nie używamy już konta na Hotmailu, gdyż martwimy się, że nasi konkurenci są zbyt dociekliwi. Proponujemy inny kontakt. Będziemy wspólnie używać konta mailowego iranmetalworks@gmail.com. Hasło brzmi „ebaga4X9".
Prosimy nie wysyłać ani nie odbierać wiadomości za pomocą tego konta. Prosimy je tylko pisać i zachowywać w folderze „Szkice”, a my zapoznamy się z nimi. Przykro nam, że nie możemy się spotkać. To nie jest dobre dla interesów. Nie znacie tego rynku, ale my tak. Prosimy nie kontaktować się z nami w żaden inny sposób. My będziemy zajmować się
interesem, nie wy. Nie możemy podróżować na inne rynki.
Dalej było kilka zdań po persku. Pappas pokazał je Amerykance irańskiego pochodzenia przydzielonej do sprawy. Po godzinie odpowiedziała, że to fragment wiersza Ferdowsiego
najsłynniejszego irańskiego poety. Tłumaczenie brzmiało:
Czy te znaki zwiastują dobro czy zło?
Kiedy zakończy się moje ziemskie życie?
Kto przyjdzie po mnie? Powiedz, kto otrzyma
Tę królewską koronę i pas, i tron.
Ujawnij tę tajemnicę i nie kłam.
Przekaż mi ten sekret albo gotuj się na śmierć.
E-mail zawierał również dokument techniczny. Który zmienił wszystko.
Pappas czekał, aż Tony Reddo i Adam Schwartz przeanalizują dokument. Siedzieli przy małym stole konferencyjnym w jego dusznym gabinecie i przerzucali się uwagami technicznymi, których Harry nie rozumiał. Próbował czytać raport z Dubaju, ale nie mógł się skoncentrować. Wreszcie odezwa się Schwartz.
– To duża rzecz – powiedział. – Jeśli to jest to, co sądzimy, to jest naprawdę duża rzecz.
– Więc co to jest, do diabła? Nie drażnijcie się ze mną.
– Czy wie pan, co to jest generator neutronów? – spytał Reddo.
– Coś, co generuje neutrony – prychnął Harry z irytacją.
– Oczywiście, że nie wiem.
– Generator neutronów to sposób na odpalenie bomby atomowej.
– O kurwa. I właśnie o tym tam jest?
Schwartz i Reddo pokiwali głowami.
– To raport z laboratorium – wyjaśnił Schwartz, cudowne dziecko MIT pracujące dla Arthura Foxa. – Opisuje próbę uruchomienia neutronów na poziomie potrzebnym, by doprowadzić
do rozszczepienia ładunku bomby atomowej. Ale generator nie działa.
– Nie działa?
– Ano nie. Ten generator to taka skomplikowana świeca zapłonowa. W projekcie Manhattan nazywali go zamkiem błyskawicznym. Tylko niech pan nie pyta, dlaczego. To dość skomplikowane. Ładunek wybuchowy wytwarza energię, za pomocą której podgrzewa się deuter. A dokładniej jonizuje się go. Wybuch przyspiesza ten zjonizowany deuter, który zaczyna bombardować tryt, a ten produkuje całą masę neutronów. Z kolei neutrony wywołują reakcję łańcuchową w plutonowym jądrze bomby. A wtedy bum! Mam nadzieję, że jasno to wyłożyłem.
– Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz, ale to nieważne. Wystarczy mi, że to coś może doprowadzić do wybuchu atomowego. O ile będzie działać.
– Dokładnie – powiedział Reddo. – To jedna z technicznych łamigłówek budowy broni jądrowej. W teście, który tu opisano, nie doszło do emisji neutronów, czyli reakcja łańcuchowa nie zostałaby zapoczątkowana. Ale nie o to chodzi. Ten raport świadczy, że Irańczycy budują zapalnik. Pierwsza próba się nie udała, ale na pewno planują kolejne.
– Są blisko?
– Nie mam pojęcia. Z raportu nie wynika, jak poważne są ich problemy techniczne. Ale jakie by nie były, na pewno spróbują je rozwiązać.
– To dość przerażające, prawda?
– Tak – potwierdzili Reddo i Schwartz jednocześnie.
Pappas zamknął oczy i próbował uporządkować to, co właśnie usłyszał. To była czarna flaga – nie, gorzej, to była syrena alarmowa. Jeśli wiadomość jest prawdziwa, Irańczycy podjęli przerwany program budowy bomby. Pracowali nad nim w 2003 roku, ale potem przestali, przynajmniej tak sądziła Agencja. Wiadomość od doktora Alego opisywała nieudany test, ale jeśli rozwiążą problem z zapalnikiem i wyprodukują odpowiednią ilość materiału rozszczepialnego, mogą przeprowadzić próbny wybuch. Jeżeli to zrobią, cały świat wywróci się do góry nogami.
Pappas zwołał członków programu specjalnego dostępu,
ale dręczyły go złe przeczucia. Nie chodziło o to, że chciał zachować te dane dla siebie. Po prostu wiedział, że taka informacja prędzej czy później wyrwie się spod kontroli jak nagła powódź.
Spotkanie członków programu specjalnego dostępu odbyło się następnego dnia. Fox, który poprzedniego wieczoru wrócił ze swojego domku letniskowego na Nantucket, był opalony i wypoczęty. On nawet nie wiedział, co to jest bezsenna noc, w odróżnieniu od Harry’ego, który od kilku lat innych nocy nie miewał. Nie doświadczył najgorszych rzeczy, jakie może przynieść życie. Nigdy nie musiał być naprawdę silny. To dzięki temu mógł mówić jak twardziel.
– Powinniśmy z tym iść do Białego Domu – brzmiały pierwsze słowa Foxa, kiedy usiedli w sali konferencyjnej.
– Oczywiście – zgodził się Harry – ale jeszcze nie teraz. Dopiero dostaliśmy tę cholerną wiadomość.
– Nie wygłupiaj się – parsknął Fox. – To jest deklaracja wojny ze strony Iranu.
– Nieprawda. To dokument, który, na ile jesteśmy w stanie stwierdzić, mówi o tym, że coś spieprzyli. Biały Dom nawet nie wie o doktorze Alim. Nie wciągajmy w to ludzi ze śródmieścia, dopóki nie będziemy pewni tego, co mamy.
– Nie rozumiesz, Harry. To jest przełom. Oni znów pracują nad bronią atomową. Pracują nad zapalnikiem. Są prawie gotowi do przeprowadzenia próbnego wybuchu. Takie jest przesłanie tej wiadomości. Musimy ją pokazać w Białym Domu jeszcze dziś. Jeśli ty tego nie zrobisz, ja to zrobię. Dyrektor mnie poprze. Chce, żebyśmy zapoznali z tą informacją doradcę do spraw bezpieczeństwa narodowego dziś po południu.
– Skąd wiesz?
– Ponieważ już go spytałem. Nie chcę działać za twoimi plecami, ale uznałem, że admirał powinien wiedzieć. – Dyrektor CIA był czterogwiazdkowym admirałem i nadal nosił mundur marynarki. Lubił wszystko załatwiać zgodnie z regulaminem, ale w Agencji nie był pewien, na czym polega regulamin.
– Masz rację – mruknął Harry. Chociaż nie lubił Foxa, wiedział, że postąpił słusznie. To nie była informacja, którą mogli zachować dla siebie. Ale i tak się martwił. Kiedy coś trafi a do śródmieścia, już nie daje się kontrolować. Zaczyna żyć własnym życiem.
– Słucham?
– Powiedziałem, że masz rację. Chodźmy pogadać z dyrektorem. A po południu pojedziemy do śródmieścia.
Fox nie był zadowolony, chociaż wygrał. Wkurzyło go, że Harry pojedzie z nim do Białego Domu.