Wydawcy podręczników będą współtworzyć podstawy programów nauczania - dowiedziała się „Polska”.
- To tak, jakby firmy farmaceutyczne miały wpływ na listę leków refundowanych dopuszczonych na rynek - twierdzą eksperci od oświaty.
Ma być tak: 42 liczące się na rynku wydawnictwa edukacyjne wytypują ekspertów do prac nad podstawami programowymi w Ministerstwie Edukacji. W oparciu o ten dokument wydawnictwa przygotują potem podręczniki szkolne, które trafią do księgarni.
Rynek podręczników jest wart rocznie ok. 625 mln zł (tak podaje raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową z 2006 r.). Liczba ekspertów typowanych przez poszczególnych wydawców ma zależeć od liczby przedmiotów szkolnych, do których drukują podręczniki. Najwięcej ekspertów będą mieć największe wydawnictwa, małe w praktyce mogą nie mieć żadnego wpływu. Liderem na rynku szkolnych książek są Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne (25 proc. udziału w rynku). Tylko to jedno wydawnictwo może mieć w MEN kilkudziesięciu ekspertów.
Przedstawicielami wydawców mają być autorzy podręczników oraz związani z nimi naukowcy i nauczyciele. Trafią do zespołów pracujących nad podstawami programów nauczania z poszczególnych przedmiotów. Jak zapewnia resort edukacji - wesprą ich eksperci Centralnej Komisji Egzaminacyjnej i ośrodków naukowych. Ilu? Nie wiadomo.
- Opinie wydawców będą jednymi z wielu, jakie weźmiemy pod uwagę - przekonuje minister Katarzyna Hall.
- Nie mam wątpliwości, że przedstawiciele wydawnictw będą forsować takie rozwiązania, które będą faworyzować ich firmy - uważa jednak Irena Dzierzgowska, wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka.
Alarmuje, że konkurującym ze sobą wydawnictwom trudno może być opracować wspólny dokument.
- To bardzo ryzykowne rozwiązanie.
O szczegółach współpracy wydawcy i MEN mają rozmawiać 28 grudnia.