Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Dziennikarz napisał książkę
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Książka w sprzedaży już od 6 października!
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Ziemiec opowiedział o swoim tragicznym wypadku: "pomysł ratunkowy – wynieść płonący gar na balkon. Złapałem za rączkę, gołymi dłońmi, nie pomyślałem. Była tak rozgrzana, że jak tylko podniosłem, zaraz upuściłem na podłogę. I nagle już stoję w ogniu. Bo zaczęło się na dobre palić. Dalej sekwencje zmieniają się szybko – kopię w ten garnek, przewracam się leżę bezradnie w płonącej parafinie, podnoszę się. Jak na lodowisku. Albo raczej jak w cyrku, wstaję i znów ląduje na śliskiej, palącej się podłodze. Sam oblepiony parafiną, która na mnie płonęła. Garnek się toczy do przedpokoju. Tam palą się meble, zajmuje ogniem tablica z korkami, wysiada światło."
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
"Ciemność i płomienie. I gryzący dym! Spanikowany- zacząłem latać w te i we w te – drzwi na klatkę schodową nie mogę otworzyć, bo się palą, biegnę na balkon, a tu już płonie podłoga w przedpokoju. Krzyczę „ratunku, ratunku" a dookoła cisza, nikogo nie ma, bo to była niedziela, godzina 23. Już wiem, że jest źle. Już wiem, że tego sam nie ugaszę. Myśl – trzeba się ratować"-pisze Ziemiec.
I uratował siebie, żonę i dzieci. Dziennikarz opowiada, jak w akcji ratunkowej pomogli im także sąsiedzi.
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
W całym zamieszaniu dziennikarz zapomniał nawet o tym, żeby zadzwonić po straż pożarną. Będąc w szoku i pod wpływem adrenaliny pomyślał natomiast o tym, że za kilka dni mieli jechać na wakacje... "I mi było tak głupio, że nic z tego nie wyjdzie. Ale za chwilę Pomyślałem: a może nam się jednak uda pojechać, przecież są jeszcze trzy dni do wyjazdu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, w jakim jestem stanie."
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Podczas pobytu w szpitalu, pan Krzysztof próbował tłumaczyć sobie swoje cierpienie: "zacząłem wtedy myśleć o tym, jak bardzo cierpiał mój ojciec, który dziesięć lat wcześniej umierał na raka. Pamiętam jak byłem u niego dzień czy dwa przed śmiercią. Kiedy tak leżałem i mnie bolało wspominałem o tym, jak on leżał i cierpiał. I pomyślałem, że może dla mnie to takie oczyszczenie. I że ten mój ból, to cierpienie, ofiaruję właśnie ojcu po to, żeby mu ulżyć w jego nowym życiu. Miałem bowiem wrażenie, że nie poszedł tam, gdzie chciałbym, żeby był. Że może w ziemskim życiu trochę za bardzo nabroił i nie może jeszcze zaznać spokoju. I wtedy pomyślałem, że być może to moje cierpienie to taka ofiara złożona za to, żeby jemu było teraz lepiej. Żeby jego dusza wyrwała się z „aresztu” i trafiła do życia wiecznego."
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Najgorszą rzeczą, jaką wspomina okaleczony Ziemiec, była zmiana opatrunków, a był on cały pokryty bandażami. Dziennikarz pisze, że był to niewyobrażalny ból:
"Największym problemem do przeskoczenia, takim z którym po prostu się nie da zmierzyć, było zdejmowanie opatrunków. Wyobraź sobie, że ja cały byłem w bandażach. A pod spodem ciało - jedna wielka rana. Nie miałem skóry, tylko cieknącą ranę, na którą codziennie trzeba było nałożyć świeży opatrunek, żeby nie wdało się zakażenie. Ale to oznaczało, że ten stary trzeba było zedrzeć, zdzierając przy okazji strupy, które zdążyły się utworzyć. To tak, jakby żywcem obdzierali cię ze skóry. I każdego dnia czekałem na moment zmiany opatrunków, to tak jak skazaniec czeka na rozstrzelanie. Wiesz, że ten moment nadejdzie i każdy nerw drży w twoim ciele w oczekiwaniu na tę najgorszą chwilę. Jeszcze nie boli, a ty już to czujesz."
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
"Miałem potworne sny. Śniło mi się, że przejeżdża po mnie czołg i wydusza ze mnie życie. Albo, że leżę na takim ciepłym asfalcie i wgniata mnie w niego walec drogowy. Miałem też inny sen, że szukam swoich dzieci, które gdzieś zginęły. Patrzę, a tu leży mój synek, ale jest takim wysuszonym trupem. Nigdy wcześniej ani później czegoś takiego nie miałem i nie chciałbym, aby to się powtórzyło. To było naprawdę potworne" - wspomina dziennikarz.
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Krzysztof Ziemiec wyznaje, że doszedł do siebie, dzięki ogromnemu wsparciu kochających ludzi, rodziny, przyjaciół (od których dostawał niezliczone telefony i smsy).
"Z tym, co mi się przytrafiło, też mogłem sobie nie dać rady. Jednak dałem, głównie dzięki wsparciu kochających mnie ludzi. Bo przecież gdybym po wypadku nie wziął się za siebie i zlekceważył rehabilitację, to pewnie jeździłbym dzisiaj na wózku. Cierpienie ofiaruję Bogu."
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
"Leżałem w łóżku w bandażach od stóp do głowy, cały popalony, w kolorze burgunda z nalotem czarnej spalenizny, jak kiełbasa z rusztu. Wyłem z bólu, cudem uniknąłem spalenia niektórych kości, ale kiedy czytałem te wiadomości, byłem szczęśliwy. Żałowałem, że nie jestem w stanie odpisać tym ludziom, ale z każdą przeczytaną wiadomością czułem, jak płynie z nich we mnie moc" - wyznaje dziennikarz.
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Krzysztof Zimiec opowiada w swojej książce także o tym, jak uczył się życia w harcerstwie, w którym spotkał mnóstwo mądrych i dobrych ludzi.
"Harcerstwo to było coś absolutnie ekstra, co dostałem od życia. Choć nie mógłbym, jak niektórzy, być harcerzem do końca życia".
Wszystko jest po coś - pisze Krzysztof Ziemiec
Wszystko jest po coś to przejmująca opowieść o wygrywaniu życia, walce o zdrowie, ale też zmaganiu się ze swoimi słabościami i poszukiwaniu sensu życia. Ziemiec daje w tej książce nadzieje i siłę wszystkim tym, którzy stają oko w oko, z wydawałoby się niemożliwymi do przezwyciężenia problemami.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Non Fiction Sp. z o.o.