Współpracownik ks. Jankowskiego: nasze łóżko było szerokie
Mariusz Olchowik był nastolatkiem, a prałat Jankowski zbliżał się do sześćdziesiątki. A jednak połączyła ich wiara, biznes, i jak mówi – przyjaźń. Teraz Olchowik broni dobrego imienia kapelana Solidarności, oskarżanego o pedofilię i współpracę z SB.
Mariusz Olchowik: Na Jasnej Górze, w Bastionie św. Rocha, w tamtejszym muzeum, jeszcze pół roku temu eksponaty były podpisane tak: pierścień prałata Jankowskiego. Teraz nie ma tych podpisów. Ks. Jankowski jest ”skasowany”. Wszyscy – w tym Jasna Góra - pozbyli się problemu. Teraz nikt nie stanie w prawdzie.
Sebastian Łupak: A pan dalej go broni. Poznał go pan jako nastolatek.
To był 1995 rok. Byłem wtedy licealistą i członkiem Młodzieży Wszechpolskiej w Białymstoku. Takie chudzinki w garniturach - pożyczonych, niedopasowanych, bo staraliśmy się elegancko ubierać. Wydawaliśmy pismo ”Bastion”, magazyn patriotyczno-katolicki. Byłem sekretarzem redakcji. Mieliśmy 10 tysięcy nakładu. Nasza księgarnia – ”Bastion” - to była jedyna taka księgarnia na północnym wschodzie Polski. Woziłem nasze pismo w paczkach do księdza na plebanię. Przyjeżdżałem, jako młody narodowiec, do księdza na msze. Wychodziłem nabuzowany. Podziwiałem go…
Z Białegostoku aż do Gdańska pociągiem, specjalnie na msze?
Nakręcałem się na cały tydzień. Nabrałem jeszcze książek z plebanii. Byłem gość, bo rozdawałem te książki potem w Białymstoku. Ksiądz był dla mnie autorytetem. Młodzi ludzie szukają mistrzów. Znałem Wojciecha Wasiutyńskiego, prof. Wiesława Chrzanowskiego. Jeździłem też do Torunia…
Do ojca Tadeusza Rydzyka?
Tak. Pamiętam, jak byłem w Toruniu, czekałem na recepcji. Przyjechał wielki czarny samochód na gdańskich numerach. Wiedziałem, że to ksiądz Jankowski. Byłem licealistą. Dla mnie on był guru. Pamiętam, że ks. Jankowski powiedział wtedy do ojca dyrektora: a co ty mi tu podbierasz ludzi? To jest mój człowiek! Jak to na mnie wtedy zadziałało psychologicznie!
Co jeszcze pan pamięta z tego okresu?
Kupowałem księdzu prezenty na urodziny…
Co?
Wszyscy kupowali mu szable, a ja żeby się wyróżnić, album o mercedesach. Kosztował chyba 300 zł – jedna trzecia ówczesnej pensji.
Znaczy: szanował go pan. Zawiązała się przyjaźń?
Na początku traktował mnie jak dzieciaka, dawał na bilet powrotny do Białegostoku. A później zaczął traktować mnie poważniej.
Aż, jako 25-latek, założył pan Instytut im. Księdza Jankowskiego. Produkcja wina Monsignore, wody mineralnej i planowana sieć klubokawiarni katolickich, z których nic nie wyszło.
Wino dystrybuował kto inny - Franek Mądry ze Straszyna z firmy Komers. Miał gorzelnię, fermę strusi. Sprzedaż na zbożny cel: miała finansować budowę ołtarza bursztynowego w św. Brygidzie. Przecież ksiądz tego sam nie wymyślał. Księgarnio-kawiarnie rzeczywiście mieliśmy robić, ale nic nam z tego nie wyszło.
Był pan wtedy częstym gościem na plebanii?
Tak. Spałem u niego w pokoju.
W tym samym pokoju?
Tak bywało. Łóżko było szerokie, to co mi szkodziło, że ja śpię na jednym łóżku z człowiekiem, którego znam? Na dole, w innych pokojach, było np. 15 innych osób, wszyscy nocowali na plebanii. To co? Miałem iść do hotelu, wydawać pieniądze? Ja musiałem być obecny od rana, żeby Jankowskiemu zrobić zastrzyki, pomóc mu się ubrać. Rano wychodzę z tego samego pokoju, co ksiądz. Siadam do śniadania z wikarym. I czy ktoś zapytał: co ty tu robisz? Nie! Bo nikt tego nie traktował w takim kontekście. Mało tego, jak wyjeżdżaliśmy gdzieś razem, spaliśmy na jednym tapczanie.
Były żarty…
Jakie?
Przyjeżdża na plebanię mój kumpel. Mówi, że idzie się kąpać. To ja z prałatem stanęliśmy z ręcznikami, mówiąc mu, że idziemy pod prysznic razem z nim. Kumpel miał strach w oczach. Żartujecie?! Teraz myślę, że może nie powinniśmy się wtedy tak zachowywać. Ale wtedy to był dobry żart.
Żartowaliście sobie z tego?
Co lepszego mieliśmy w tej sytuacji zrobić?! Parę razy po oskarżeniach ktoś wysyłał na plebanię anonimowo wycinki z gazet pornograficznych. Jakaś wariatka dzwoniła rano i pytała: już się rżn.. w d.…? Najczęściej odbierał telefon szofer księdza i mówił: jeszcze nie, bo dopiero śniadanie jemy.
Do niczego nie dochodziło?!
Nigdy! Po prostu dobrze się bawiliśmy. Jedyny przypał był ze Sławkiem.
Czyli ministrantem, który oskarżył Jankowskiego o pedofilię. Sprawa skończyła się w prokuraturze. Jankowski został wtedy uniewinniony.
Jak ja o tym usłyszałem, byłem w szoku. Byłem oburzony, załamany. Mówiłem wtedy ks. Jankowskiemu: przyjacielu, jesteśmy z tobą. Będziemy cię bronić. Przecież gdybym coś widział, to starałbym się mu pomóc. Nie zostawiłbym go samego, może nawet starał się załatwić pomoc, terapię.
Poznałeś Sławka?
Pamiętam go dobrze. Ksiądz dawał mu tysiąc złotych i obrazek z Matką Boską. A on za murkiem: Matka Boska do pierwszego śmietnika, a ”kapusta” do kieszeni i w miasto. Małolat uważał, że prałat musi mu pomagać. Ksiądz nauczył wszystkich, że ma pieniądze i będzie je rozdawał. Jak tylko zmarł wszyscy polecieli na plebanię, zobaczyć, co tam ciekawego zostało. Może złoto?
Kto poleciał?
Kuria. Oraz mniej lub bardziej bliscy z rodziny.
I co?
A tam tylko siedem marynarek, szafa pełna sutann. I podrabiane meble - jak to ujął arcybiskup Głódź.
Prałat był przecież bardzo zamożny…
Były momenty, że miał dwa samochody naraz. Ale dużo jeździł. To było jego narzędzie pracy.
Wracając do Sławka i pedofilii księdza. Są opisy pedofilii w relacjach Sławka oraz Barbary Borowieckiej z Australii…
Ja znałem księdza Jankowskiego i nie wierzę, że był wieczorami inny niż za dnia, że zamieniał się w jakąś pedofilską bestię. Nie wierzę w te opisy pani Borowieckiej z Australii. Miał dwie osobowości? Za dnia był miły, a wieczorem był potworem? Pisali, że chodził do klubów anonimowo, że odwiedzał darkroomy. W białym szaliku i kapeluszu anonimowo? Wszyscy go w Gdańsku przecież znali.
Nie chodził na imprezy?
Jak był młodszy, był zapraszany na studniówki do gdańskich szkół. Jak ja go poznałem, to szybko się męczył i nie lubił imprez. Około godz. 22 musiałem wychodzić, bo on nie wytrzymywał długo. On dużo nie pił. Może trochę wina do obiadu. Pierwsze piwo pił ze mną. Wróciliśmy z imprezy, usiedliśmy na łóżku, ściągałem mu buty. Wypiliśmy po dwa browary i poszliśmy spać.
Czyli według pana wiedzy nie był pedofilem?
Lubił przebywać z młodszymi, bo każdy czuje się lepiej wśród młodych niż wśród starych. Starzy biadolą o chorobach, narzekają.
Moja żona powiedziała raz tak: może nie był pedofilem, ale na pewno był chamem.
Dlaczego tak go oceniła?
Miał takie żarty w restauracji do kelnerki: ma pani czystą? Ona mówiła: tak. A on: to poproszę raz na stojąco. Był gawędziarzem-erotomanem? Może. Ale nie znaczy to, że był pedofilem. Głupie żarty to nie dowód w sprawie.
Pamięta pan jeszcze jakiś jego żart?
Tak: ojciec Rydzyk i prałat Jankowski umarli i poszli do nieba. Stoją w długiej kolejce. Dzwonią więc do św. Piotra, żeby wpuścił ich poza kolejnością. Ale ten mówi, że nie ma ich na liście. Sprawa oparła się o Jezusa. Ten też potwierdza, że nie ma ich na liście i nie ma mowy o wejściu do nieba. Jankowski zwraca się do Rydzyka: a nie mówiłem ci, że Żydzi nas oszukają?
Czyli był antysemitą…
Nie! Niektórzy ludzie, którzy przychodzili wtedy na plebanię, byli antysemitami. Gadał czasem jakieś głupoty z nimi. Ale jego uwagi to nie zajmowało. Na pewno był patriotą, kochał Gdańsk. Jeździł do Rzymu, na Jasną Górę, ale czekał na powrót do swojego miasta. Byliśmy na dalszym wyjeździe u Kobylańskiego…
U tego polonijnego antysemity z Urugwaju, który wspierał Radio Maryja?
Akurat byliśmy u niego na Teneryfie. To był hotel, gdzie na każdym piętrze była inna restauracja, baseny, piękne kobiety. Ja się bawiłem świetnie, ale ksiądz był niezadowolony. Siedział w białym garniturze przy basenie. Poszedł ze mną do delfinarium i był niezadowolony. Ja miałem radochę: spasłem się na egzotycznym jedzeniu, all-inclusive. A dla niego to nie była radocha… nie lubił bezczynności.
Dużo panu dała ta znajomość z nim?
Nauczyła mnie życia. On – jak mówi młodzież – żył na pełnej… Był szczęśliwy. Znał czterech papieży. Jego życie to materiał na bardzo dobry film. A ja znałem życie z książek. Potrzebowałem takiego kogoś, jak on. On żył, jak mówił. A inni zazdrościli mu tego wspaniałego, pełnego życia.
Nie wierzy pan ani w jego pedofilię, ani współpracę z SB. Był kryształowy?
Prałat miał pełno wad, lubił splendor, lubił przepych, lubił czytać książki o sobie. Ale chciałbym wierzyć, że nie był pedofilem. Najważniejsza jest prawda. Chciałbym wiedzieć, że nie zmarnowałem najlepszych lat życia dla kogoś takiego. Jeśli ktoś ma twarde dowody, niech je ujawni. Na razie mamy pomówienia, wybrakowane teczki. Ale jeśli wycierasz sobie mordę nazwiskiem legendy w konfiguracji ze słowem ”pedofil”, to dostarcz mi twardych dowodów. Jeśli oskarżasz kogoś o tak ciężkie przestępstwa, masz obowiązek dostarczyć świadków, podać nazwiska, znaleźć teczki, choćby w Moskwie.
Jak na rzekomego pedofila, to wyjątkowo dużo osób po kontakcie z nim wyszło na ludzi.
Pan też wyszedł na ludzi?
Mój ojciec nie rozumiał mojej fascynacji kapelanem Solidarności. Pytał: po to kończyłeś studia? Żeby mu kapcie podawać? A ja ks. Jankowskiego kochałem jak rodzinę.
Mariusz Olchowik – były prezes Instytutu Księdza Prałata Jankowskiego. Pracował także w Korporacji Polskie Stocznie S.A. Potem przenosi się do Prokomu Ryszarda Krauzego. Studiował w założonej przez o. Rydzyka Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Współtworzył programy dla Radia Maryja i Telewizji Trwam. Pomagał w kampanii Patryka Jakiego na prezydenta Warszawy w 2018 roku. Był prezesem Polskiego Związku Curlingu. Ustąpił, gdy wyszło na jaw, że był karany sądownie.
Książka Piotra Głuchowskiego i Bożeny Aksamit "Uzurpator" o prałacie Jankowskim ukaże się 14 sierpnia. Olchowik jest jednym z jej bohaterów.