Papież krytyki literackiej Marcel Reich-Ranicki zawsze bagatelizował kontrowersyjne fakty ze swego życiorysu. Nowe ustalenia rzucają na nie ciekawe światło.
Polakowi nigdy nie było łatwo odnaleźć się w historii europejskiej. Już Alfred Jarry w surrealistycznej sztuce Ubu król wybrał Polskę za symbol niezakotwiczenia, owego „nigdzie”. Polska historia z jej licznymi katastrofami rzeczywiście łatwo mogła uchodzić za wykwit wybujałej pisarskiej wyobraźni. Gdy zmagały się ze sobą różne panujące ideologie, polskiemu intelektualiście nie wystarczała jedna tożsamość. Wieszcz narodowy Adam Mickiewicz , tworząc literacką postać Konrada Wallenroda, przedstawił atrakcyjną wzorcową interpretację, która pozwalała uporać się problemem podwójnej czy potrójnej lojalności. Wallenrod jest patriotą, który robi karierę w obcym środowisku, ale w decydującej chwili zwycięża u niego zew krwi i podstępnie zwraca się przeciw okupantowi. Dzięki tej wolcie wcześniejsza kolaboracja jawi się jedynie jako fortel, zdrada jest czynem bohaterskim, a własne życie – konieczną ofiarą złożoną na ołtarzu sprawy.
Cztery białe plamy
Marcel Reich-Ranicki – który przyszedł na świat we Włocławku, a młodość spędził w Berlinie, skąd naziści deportowali go w 1938 roku do Polski – niejako siłą rzeczy musiał wybrać wallenrodyzm jako model zachowania. Przed upadkiem imperium radzieckiego mało wiedziano o polskiej przeszłości papieża krytyki literackiej, który w 1958 roku wyjechał do Republiki Federalnej Niemiec i bardzo szybko, dzięki zręcznej autopromocji, awansował na czołową postać środowiska literackiego. Dla oficjalnych potrzeb dostosował życiorys do obowiązującego w powojennych Niemczech paradygmatu narodowej winy.
Ulrich M. Schmidt
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.