PROLOG Porywisty wicher towarzyszący burzy późnego lata obracał wielkimi cylindrycznymi wirnikami lokomotywy wiatrakowej Victoria, wtaczającej się na dworzec paralinii w Peterborough. Słońce zaszło przed godziną; na dworcu mimo wiatru i ulewnego deszczu paliły się jasnym światłem wszystkie lampy. Na peronie czekał oddział gwardii muszkieterów z Woomery i wszyscy wyżsi urzędnicy kolejowi z Peterborough. W pociągu znajdowała się Zarvora Cybeline, Obermerin Przymierza Południowo-Wschodniego i Hauptliberin Libris, a nie było wątpliwości, że spędzi z nimi na peronie przynajmniej kilka chwil. Rozstaw torów paralinii zmieniał się w Peterborough z siedmiu stóp na cztery stopy osiem cali, trzeba więc było podstawić nowy pociąg.
Kontroler przetok, dyrektor dworca, główny inżynier i nadzorca logistyki obstąpili drzwiczki wagonu Wielkiej Paralinii Zachodniej, gdy Zarvora wysiadała na peron. Przebiegła pod zadaszenie, gdzie wymieniono grzeczności, a następnie dokonała przeglądu oddziału muszkieterów. Spod odrzuconego do tyłu kaptura jej peleryny ukazały się czarne włosy, upięte srebrnymi grzebykami. Jej twarz była blada i wychudła. Sprawiała wrażenie zmęczonej.
- Zorganizowaliśmy orkiestrę na twoje powitanie, frelle Obermerin Cybeline - usprawiedliwiał się dyrektor dworca - ale ta niespodziewana o tej porze roku burza pokrzyżowała nasze plany.
- Nie ma sprawy, fras dyrektorze - odparła Zarvora. - To nie jest żadna oficjalna okazja, jestem tu po prostu w pracy, podobnie jak wy wszyscy.
- Miałaś udaną podróż z Kalgoorlie, frelle Obermerin? - zapytał nadzorca logistyki.
- Tak, szerokotorowe wagony Wielkiej Zachodniej są niczym pałace na kołach. Mogłam dużo pracować, przejeżdżając przez pustkowia Niziny Nullarbor.
Główny inżynier skłonił się lekko.
- Ucieszy cię zapewne, frelle Obermerin, wiadomość, że szerokotorowa paralinia została już doprowadzona kilka kilometrów od Morgan. Za nie więcej niż tydzień szerokotorowe pociągi wiatrakowe będą dochodzić aż do dworca przetokowego i stacji w Morgan.
Wielka Paralinia Zachodnia obejmie teren całego Przymierza Południowo-Wschodniego, a więc nie będziesz już musiała zmieniać pociągów w Peterborough.
- Dobra robota - powiedziała, nagradzając go uśmiechem - ale możecie panowie być pewni, że zawsze zatrzymam się w Peterborough, żeby zamienić z wami parę słów. Paralinie spinają mój Obermajorat równie mocno jak przenoszące informacje wieże snopbłysku, a Peterborough jest ważną zatyczką osi obu sieci.
Odpowiedzieli dyskretnymi uśmiechami i rzucanymi w bok spojrzeniami, a główny inżynier nabrał oddechu przed udzieleniem przygotowanej odpowiedzi. Przeszkodziły mu głośne przekleństwa i odgłosy bójki. Kontroler przetok strzelił palcami i lokaj w paradnej liberii natychmiast rzucił się przez zalewany strugami deszczu peron ku tłumowi zwrotnicowych i mechaników.
- Zwyczajne kłopoty ze zwrotnicowymi szerokotorówki i wąskotorówki, kłócącymi się o to, który system jest lepszy - pospieszył z wyjaśnieniem kontroler. - Kapitanowie pociągów mają rozkaz utrzymywać dyscyplinę, ale wciąż zdarzają się takie sceny.
- Nie rozumiem tego - powiedziała Zarvora. - Widziałam dziesiątki takich bójek podczas podróży między Przymierzem a Kalgoorlie.
Dlaczego ci ludzie tak się przejmują szerokością torów paralinii? Pociągi Wielkiej Zachodniej zapewniają wygodną podróż, dlatego wydałam zezwolenie na rozbudowę szerokotorówki do Rochester, ale...
Przerwała, bo wrócił lokaj w zmoczonej przez deszcz liberii z zielonej flaneli ze złotym szamerunkiem.
- Gdzie są kapitanowie, dlaczego jeszcze nie powstrzymano bójki? - zapytał kontroler.
- No bo to właśnie kapitanowie się tłuką - odpowiedział młody lokaj.
W deszcz posłano oddział muszkieterów; wrócili po chwili, prowadząc dwóch potarganych, przemokniętych do suchej nitki kapitanów. Obaj wciąż obrzucali się wyzwiskami i usiłowali wyrwać się strażnikom.
- To krzyżownice i łubki, i tak było wszędzie przez dwa tysiące lat! - krzyczał kapitan lokomotywy galerowej Paralinii Przymierza i Ziem Środkowych.
- Łubki! Łubki! - odwrzaskiwał wyzywająco jego przeciwnik. - Gdzieś ty widział krzyżownice w łubkach! Jak tylko zobaczę łubki na mojej drodze, to je rozgniatam!
- Zupełnie jak ta twoja przerośnięta bestia, to twoje wiatraczysko! Niszczy całe tory, po których przejedzie.
- Szerokie tory składają się z podkładów, pawęży i sworzni, więc nie da się ich zniszczyć.
- Nie mają łubków.
- Zastąp wasze belki podkładami, a łubki nie będą ci potrzebne.
- Zastąp nasze belki podkładami, a twojemu zapowietrzonemu dowództwu będzie łatwiej nawrócić nas wszystkich na szerokotorowe dziadostwo.
- A co w tym złego? Pan Brunel wynalazł podkłady i tory pawężowe dwa tysiące i sto lat temu i...
- Do cholery z Brunelem!
Z gardła kapitana pociągu Wielkiej Zachodniej wydobył się ryk dzikiej furii - zwyczajna reakcja na jakąkolwiek obrazę pamięci człowieka o nazwisku Isambard Kingdom Brunel. Nie tyle wyrwał się trzymającym go muszkieterom, ile raczej pociągnął ich za sobą, aż zbliżył się do swojego rywala dość blisko, żeby wymierzyć mu solidnego lewego sierpowego w oko. Minęło kilka minut, zanim muszkieterom udało się przywrócić porządek, a następnie ustawić się w szereg, rozdzielając oficerów, zwrotnicowych, mechaników i pedalników stanowiących załogi obu pociągów.
Zarvora i urzędnicy kolejowi stali pod krytym dachówką zadaszeniem peronu, podczas gdy muszkieterzy wykonywali swoją niewdzięczną robotę.
Ponieważ kapitanowie rozpoczęli kolejną wymianę zniewag, Zarvora postanowiła wyjść na deszcz i stanąć między nimi.
- Skończyliście wreszcie? - zapytała, kiedy odgłosy walki zamarły wśród szelestu deszczu i grzechotu kręcących się wolno wirników pociągu wiatrakowego.
- On powiedział, że moja lokomotywa wiatrakowa nadaje się tylko do mielenia ziarna.
- On nazwał moich pedalników myszami w kieracie.
- Szczurami w kieracie!
- O! O! Sama słyszałaś!
- On zaczął.
- Zamknijcie się obaj! - krzyknęła Zarvora.
Zorientowawszy się, że oto najpotężniejsza władczyni znanego świata rozzłościła się na tyle, żeby na nich krzyczeć, dwaj kapitanowie odzyskali nagle zmysły.
- Mam mnóstwo roboty w Rochester, od sześciu miesięcy nie widziałam się z mężem, Rada Merów całego Południowego Wschodu czeka, aż przybędę, żeby przewodniczyć dorocznemu zebraniu, a wy dwaj co robicie? Wy, najwyżsi stanowiskiem kapitanowie dwóch najbardziej zaawansowanych technicznie i najpotężniejszych maszyn na świecie? Tarzacie się w błocie, wymieniając kopniaki i zniewagi i kłócąc się o... o co właściwie oni się kłócili, fras kontrolerze?
- O krzyżownice i łubki, frelle Obermerin.
- Kapitanie lokomotywy galerowej Songanie, kapitanie lokomotywy wiatrakowej Parsontiaku, przywołajcie swoje załogi do porządku, żebym mogła odbyć inspekcję.
- W tym deszczu, frelle Hauptliberin? - zapytał kontroler.
- W tym deszczu, fras kontrolerze. I przekaż, proszę, moje podziękowania dla muszkieterów za cierpliwość wykazaną przy przywracaniu i utrzymywaniu dziś porządku.
Dziesięć minut później zwykłotorowa lokomotywa galerowa pociągnęła zwykłotorowe merowskie wagony Zarvory z peronu dworca w stronę Rochester. Do Zarvory podszedł kierownik pociągu - schludny, kompetentny człowieczek, wyglądający tak, jakby codziennie się polerował, zamiast brać kąpiel. Osobiście sprawdziła swoje kufry w wagonie bagażowym, zanim pozwoliła się zaprowadzić do wagonu mera.
- Rozpaliliśmy ogień, frelle Obermerin, a przekąski już czekają.
- Jestem Obermerem połowy kontynentu, a mimo to stoję tu przemarznięta, zmoknięta, zmęczona i samotna - mruknęła, kiedy przechodzili wąskim, kołyszącym się korytarzem.
W wagonie mera czekała intendentka. Kierownik pociągu od razu skinął na nią.
- Mogę zaradzić na dwie pierwsze rzeczy, frelle Obermerin. Jesteś już w ciepłym i przytulnym wagonie mera. Frelle intendentko, proszę o zmianę ubrań dla Obermerin. Kufer ZC/OM/12 - zawołał, pstrykając palcami.
Kobieta zasalutowała Zarvorze i natychmiast wyszła. Zarvora zrzuciła pelerynę wstrząśnięciem ramion i przyjęła ręcznik od kierownika pociągu.
- Nie wiedziałem, że jesteś zamężna, frelle Obermerin - powiedział, kiedy wycierała włosy i twarz.
- Jestem tak zajęta, że sama 0 tym zapominam. Nie potrafiłabym nawet podać ci daty rocznicy mojego ślubu, fras, możesz sobie to wyobrazić?
Kierownik pociągu uśmiechnął się współczująco.
- Rozumiem, frelle Obermerin. Widuję wielu bogatych i potężnych w pociągach i wielu z nich zwierzało mi się, że bez dalszych małżonków ich małżeństwa byłyby naprawdę nieszczęśliwe.
- Ani mój mąż, ani ja nie mamy dalszych małżonków, fras, jesteśmy na to zbyt zapracowani. No dobrze, długo mam czekać na suche ubranie?
Kierownik pociągu wyszedł, żeby pomóc intendentce wypakować bagaż Obermerin. Zarvora rozsiadła się właśnie na krześle z czerwono-złotym obiciem, kiedy pociąg zaczął zwalniać. Wjechał w strefę Wezwania - Wezwania, które zatrzymało się na noc i nie ruszy aż do rana. Ponieważ pociąg był napędzany przez pedalników, a Wezwanie pozbawiło zmysłów wszystkich znajdujących się w pociągu z wyjątkiem Zarvory, mieli tkwić pod Peterborough aż do rana. Zarvora zaklęła cicho i przetrząsnęła znajdujące się nad jej głową szafki w poszukiwaniu koców.
- Gdyby to był pociąg wiatrakowy, jechałby samoczynnie przez Wezwanie - mruknęła, po czym rozpostarła koce i ułożyła się tak, żeby resztę nocy spędzić najwygodniej jak się da.