*Czy ona była agresywną sekutnicą? Czy on był pruderyjnym bigotem? Przed zbliżającą się setną rocznicą śmierci Lwa Tołstoja historycy prześwietlają jego prywatne życie, także małżeńskie. * Ostatnia stacja w życiu Lwa Tołstoja to stacyjka kolejowa. Tam, w prowincjonalnej rosyjskiej mieścinie Astapowo, 82-letni pisarz spędza ostatnie dni swego życia. Jest listopad 1910 roku. Na dziesięć dni przed śmiercią Tołstoj zdobywa się na coś, co marzyło mu się już nieraz od 20 czy nawet 30 lat: porzuca żonę i wielkopańską posiadłość w Jasnej Polanie. Ucieka od wiecznych kłótni, od podejrzeń i zazdrości, od ponawianych gróźb żony Zofii Tołstoj, że popełni samobójstwo. Ucieka też od luksusowego życia, jakiego ten poszukujący Boga apostoł prostego, skromnego życia wstydzi się już od dawna. W liście pożegnalnym napisał żonie, że odchodzi, aby „w odosobnieniu i ciszy” przeżyć swe ostatnie dni. Prosi ją, by nie próbowała jechać w ślad za
nim.
Własny głos
Z powodu wysokiej gorączki pisarz musi jednak przerwać podróż koleją (w wagonie trzeciej klasy) na stacji Astapowo. Jeszcze kilka tygodni wcześniej Tołstoj, który całe życie szczycił się swą siłą i zdrowiem, jeździł konno po lesie. Teraz zaś czeka na śmierć w cudzym łóżku w skromnym pokoiku, jaki skwapliwie zaofiarował mu zawiadowca stacji. Konflikt małżonków i ucieczka pisarza nie były w roku 1910 sprawą prywatną, lecz wydarzeniem, jakie wzbudziło olbrzymie zainteresowanie opinii publicznej. Lew Tołstoj był żywą legendą, w Rosji otaczano go czcią jak świętego, sławą mógł się równać z samym carem.
Największa moskiewska gazeta przeznaczyła całą pierwszą stronę na wiadomość o jego ucieczce z domu – wydanie zostało natychmiast wykupione. Przed budynkiem stacji w Astapowie zgromadzili się reporterzy, fotografowie i kamerzyści. Ucieczka pisarza urosła do rangi jednego z największych wydarzeń medialnych przed I wojną światową, wieść o niej budziła zainteresowanie daleko poza granicami Rosji. Aby nie dopuścić do niepokojów i gromadzenia się tłumów, rosyjski rząd wysłał do Astapowa stróżów porządku.
Volker Hage
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.