Warszawiaki pomogą nam spełnić marzenie Powstańca
Powstaniec Stanisław Jan Majewski miał jedno marzenie: by w dzień wybuchu Powstania Warszawskiego pamiętano o jego kompanach z Batalionu AK Zaremba-Piorun. Wirtualna Polska w ubiegłym roku zadbała o to, by skwer Bataliony był pełen ludzi. W tym roku chcemy to powtórzyć. Pomogą w tym Warszawiaki - Trupa Teatralna.
Występy kabaretowe, uliczne akcje i koncerty - to wszystko, by stworzyć przestrzeń na podtrzymywanie pamięci o dawnej Warszawie i jej folklorze. Grupa młodych osób zafascynowanych historią swojego miasta poprzez sztukę przywołuje jego dawny klimat. Nazwali się Warszawiaki, a ich występ będzie można zobaczyć 1 sierpnia na skwerze Batalionu AK "Zaremba-Piorun". Pomogą spełnić marzenie Powstańca Stanisława Jana Majewskiego.
Karolina Stankiewicz: Jak to się zaczęło? Skąd pomysł na stworzenie Warszawiaków?
Matina Bocheńska: Można powiedzieć, że jestem inspiratorem tej trupy teatralnej. Na początku zajmowaliśmy się robieniem przedstawień, ulicznych performansów i teatru ulicy na bazie przedwojennych tekstów odszukiwanych w źródłach, oraz przypominaniu postaci historycznych, takich jak Stefan Starzyński. Wiedziałam wtedy, że gdzieś w moim środowisku i poza nim są ludzie, którzy tak jak ja pasjonują się historią, a w szczególności historią przedwojennej Warszawy. To już w nich bylo. Ja po prostu zainspirowałam ich do działania. Później uliczny teatr zaczął się przekształcać w kapelę. To działo się naturalnie. Muzyka była częścią przedwojennego kabaretu. Z biegiem czasu im wiecej było muzyki, tym więcej było muzyków w naszej trupie. Wkrótce staliśmy się regularną kapelą i wyszedł dwupłytowy album "Szemrane / Zakazane". Dziś występujemy z muzyką okraszoną teatrem, a nie odwrotnie.
Zobacz także: #SpełnijmyMarzeniePowstańca. Paweł Rabiej dołączył do akcji WP
Na czym skupiacie się w swojej działalności?
Grzegorz Domański: Zajmujemy się popularyzowaniem folkloru Warszawy, jej gwary, sytuacji społecznych, które były, a już ich nie ma. Ludzie w tamtych czasach mieli trochę inny charakter i żyli w inny sposób. Ten temperament miasta był inny niż obecnie. My to przypominamy, przy okazji świetnie się bawimy i dowiadujemy mnóstwa ciekawych rzeczy, które pozwalają żyć w tym mieście świadomie.
Skąd u was zainteresowanie tematem? Wiem, że urodziliście się w Warszawie i tu wychowaliście, ale skąd wzięła się pasja?
Matina: Każdy z nas ma swoją odpowiedź na to pytanie. Ja po prostu zawsze interesowałam się historią. Poznanie historii było i nadal jest dla mnie ważne. Dzięki niej możemy zrozumieć współczesność. A jeżeli tak, to dobrze znać historię swojego kraju, miasta. Jest trochę tak, że trudno nie zakochać się w Warszawie, gdy się ją bliżej pozna. A gdy człowiek kocha, zawsze chce być blisko i wiedzieć więcej. I tak już zostało.
Grzegorz, a u ciebie jak było?
Grzegorz: U mnie się to zaczęło tak, jak się to zaczyna u większości młodych chłopców, czyli od zainteresowania wojną – wypożyczałem z biblioteki książki o tematyce wojennej i bardzo często w tych książkach ludzie opisywali, jak coś wyglądało przed wojną. W końcu mnie to zaczęło nurtować. Bo o samej wojnie czytałem, a o tym, co wcześniej, nie miałem aż tak dużego pojęcia. Więc jak miałem 13, 15 lat, zacząłem się zagłębiać w historię Warszawy. Dosyć wcześnie zacząłem słuchać muzyki z tamtego okresu: Orkiestry z Chmielnej, Kapeli Czerniakowskiej, Mieczysława Fogga, była też płyta Ireny Santor. Później dowiedziałem się, że znajomi się tym zajmują czynnie. Matina zaproponowała mi przyjście na casting do trupy. Tak dołączyłem 8 czy 9 lat temu i zostałem. Jeżeli chodzi o tematykę wojenną, to miałem to też w domu. Moja babcia była Warszawianką przedwojenną, która brała czynny udział w Powstaniu, była w szeregach AK, więc te historie, jak to było przed wojną, w trakcie i zaraz po, chcąc nie chcąc, funkcjonowały w życiu codziennym mojej rodziny.
Matina, czy ty też poznawałaś historię Warszawy w domu rodzinnym?
Matina: Historia wojenna mojej rodziny, zarówno od strony mojego ojca, jak i matki, związana jest z Generałem Andersem. Jednak, tak jak wcześniej wspomniałam, wiedza zawsze mnie pociągała. To zasługa mojej mamy, że pierwsze czytane przeze mnie książki to był Korczak, później Jasienica, a potem już sama szukałam biografii. W domu zawsze było dużo książek. I dużo opowieści. Moja mama prowadziła salon 101, to było miejsce, w ktorym początkowo spotykali się artyści I twórcy skupieni wokół opozycji. Potem salony przerodziły się w spotkania muzyczne, literackie, filozoficzne.
Jako dziecko miałam więc okazję poznać znakomitych ludzi i ich historie. Bywał Michotek, którego książka zajmuje dziś wazne miejsce w moim zbiorze, bywał Hanuszkiewicz i wielu innych wspaniałych ludzi, których nazwiska są zapomniane, ale czyny czy twórczość wpłynęły na współczesny świat. Inspirowali.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Historia rodziny od strony Taty jest dokładnie spisana. To rodzina o tradycji patriotycznej, często konserwatywnej, ale dalekiej od nacjonalizmu. To przedwojenna szkoła dialogu, którego dziś tak brakuje. Adzio Bocheński i Józef Maria Bocheński to postacie wyjątkowe. Ich postawa wobec życia i książki, które po sobie zostawili, będą zawsze w mojej pamięci.
Wspomnę, że historia rodziny od strony Taty to tereny dzisiejszej Ukrainy. Tatko jest przedwojennym Lwowiakiem. Mama urodziła się w Warszawie. Lwów i Warszawa były dwoma ośrodkami specyficznej kultury, z własną gwarą, z własną mową, z piosenkami. Z jednej strony andrusy i baciary, z drugiej inteligencja Polska. I to wszystko w jakiś wyjątkowy sposób połączone z muzyką.
Jest wiele osób, które radykalnie oceniają Powstanie Warszawskie. Toczy się ciągły spór o to, czy było słuszne, czy nie. Co o tym sądzisz?
Matina: Sądzę, że żaden radykalizm nie jest dobry. Niektórzy myślą, że walczą o to, by z białego zrobić szare, innym wydaje się, że nieco rozjaśniają czerń. Prawda jest taka, że brakuje wiedzy i kultury wypowiedzi. Ludzie skaczą po szachownicy. Boli mnie, że pomiędzy tą czernią i bielą żołnierze walczącej Warszawy są mniej słyszalni. Tak naprawdę spór dotyczący oceny Powstania nie jest czymś nowym, historycy dyskutowali o tym już lata temu. To forma dzisiejszej dyskusji jest czymś nowym. Dla mnie jest nie do przyjęcia.
Należy zrozumieć jedną rzecz: młodzież w czasie okupacji była wychowywana w duchu myśli: dziś, jutro, pojutrze. Dziś było dla nich dystansem i sabotażem, jutro - oczekiwaną walką, pojutrze - odbudową dawnej rzeczywistości. Powstanie Warszawskie było oczekiwanym "jutrem". Nie tylko żołnierze podziemia, ale i ogromna część ludności cywilnej przyłączała się do walki i pomocy. Wierzyli w odzyskanie godności. Walczyli za pomordowanych bliskich, a czasem dla chwili wolności. Gdy sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna, Powstańcy byli cały czas w ferworze walki. Mieli poczucie jedności i zadania. Cywilna ludność z biegiem czasu odczuwała tę beznadzieję mocniej, siedząc w ciemnych piwnicach, w brudzie, głodzie i strachu. Część tych ludzi odwróciła się przeciwko Powstańcom i źle to Powstanie wspomina. To jest oczywiste. Inni, mimo beznadziejnej sytuacji, do dziś dziękują za ofiarność żolnierzy. Sami także do końca bywali ogromnym wsparciem I częścią walczącej Warszawy.
Wiedza jest bardzo ważna. Wiedza nie tylko o Powstaniu Warszawskim, ale też o czasie okupacji. Minutę ciszy także uważam za ważną. Natomiast wulgarne sprzeczki pomiędzy ludźmi – one mnie nie interesują.
Jak odbierają waszą twórczość osoby, które pamiętają Powstanie?
Grzegorz: Bardzo różnie nas odbierają ci, którzy pamiętają tamten okres. Taką najbardziej wzruszającą reakcją jest, gdy grając na ulicy czy przy okazji różnych obchodów upamiętniających Powstanie, spotykamy ludzi, którzy pamiętają tamten czas, którzy do nas podchodzą i opowiadają różne historie, czy też poprawiają tekst piosenki albo dośpiewują zwrotki. Pamiętam taką sytuację, gdy kilka lat temu występowaliśmy przy Kolumnie Zygmunta 1 sierpnia i zaraz po tym, jak skończyliśmy grać piosenkę okupacyjną "Nalot", podszedł do nas starszy pan ze łzami w oczach, mówiąc, że nie słyszał tego od Powstania. To są takie reakcje, które zostają w człowieku.
Na waszej stronie można przeczytać o tym, że uczycie się sztuczek karcianych od Powstańców…
Grzegorz: Tak robimy. A poza tym, gdy pokazujemy w przestrzeni publicznej jakąś grę, która była popularna przed wojną, to zaraz znajduje się w tłumie ktoś, kto pamięta inną i dzieli się z nami tą wiedzą. I tak nasz repertuar się poszerza. To ulica tworzy folklor, więc my się od tej ulicy uczymy.
Jak zachęcilibyście naszych czytelników, by spełnili marzenie Powstańca i przybyli 1 sierpnia na Skwer Pamięci Batalionu AK "Zaremba-Piorun"?
Matina: Warto słuchac świadków historii, warto być i okazać swoj szacunek. Bo to zaszczyt być częścią biografii tych Powstańców, którzy jeszcze wśród nas są, których mamy jeszcze możliwość spotkać i być z nimi podczas uroczystości, w miejscach, które są dla nich ważne. Namawiam do tego, żeby przyjść tego dnia i być razem z nami.