W ogniu pytań. Pikantne kulisy pracy dziennikarskich sław
Nigdy się nie spotkały. Wiele je łączyło. – Dziennikarstwo Teresy było z tej samej półki, co dziennikarstwo słynnej Oriany Fallaci. Ten sam talent, ta sama pasja. Ale zupełnie różne motywy i techniki. Motywem Fallaci była złość. Chciała swoich rozmówców dopaść i często rozszarpać. Teresa chciała ich wysłuchać, ale i zmusić do opowiedzenia siebie – pisał o Torańskiej Tomasz Lis. Adam Bielan, po wywiadzie z dziennikarką, miał powiedzieć: ”gangsterskie metody”. A Jarosław Kaczyński grozić pozwem. Co go tak bardzo dotknęło? Przeczytaj fragment.
Remigiusz Grzela dostał zgodę na napisanie tej książki od spadkobierców obu wybitnych dziennikarek – męża Teresy Torańskiej, Leszka Sankowskiego, i siostrzeńca Oriany Fallaci, Edoarda Perazziego. Przejechał tysiące kilometrów śladami swoich bohaterek, rozmawiał z ich najbliższymi przyjaciółmi, dotarł do nieznanych dokumentów. Przeczytaj fragment książki ”Oriana Fallaci – Teresa Torańska. Podwójne życie reporterki”, Remigiusz Grzela, wydawnictwo Prószyński i S-ka.
Czasami krzyczę
Zapytana w Radiu TOK FM, czy wali pięścią w stół, kiedy rozmówca chce coś wykreślić, odpowiedziała Tochmanowi: ”Nie, ale czasami krzyczę”.
Do legendy przeszła jej autoryzacja wywiadu z generałem Jaruzelskim. Koledzy w ”Gazecie” podsłuchali, jak mówi do niego przez telefon: ”Co? Dygocik, panie generale? Dygocik?”.
W jej archiwum widziałem wiele kolejnych wersji wywiadu z Jaruzelskim, na każdej kolejnej nowe poprawki. Mówiła, że na siebie krzyczeli. W końcu powiedziała, żeby się nie przejmował, bo z generałami też da sobie radę.
”Ale ja muszę – słyszę wahanie.
– Nic pan nie musi! Już postanowione – przerwałam.
– Myślał pan tak? – Myślałem, ale… – ciągnie. To ja na niego: Niech pan będzie sobą! Co pan sobie maskę zakłada? Powiedział pan. Tak czy nie?
– Powiedziałem – mówi” (”Ja, My, Oni”).
Maria Zmarz-Koczanowicz zapamiętała, że kiedy w 2001 roku montowały z Teresą film ”Noc z generałem” w budynku dawnej Wytwórni Filmowej Wojska Polskiego ”Czołówka”, nagle zadzwonił ktoś z gabinetu prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, na której zlecenie produkowano film. Generał Jaruzelski przypomniał sobie, że wypowiedział się nieprzychylnie na temat Stanisława Kani, więc zadzwonił do Kwiatkowskiego, z którego ojcem się przyjaźnił, aby to z filmu usunąć. – Tereska się wściekła. Natychmiast zadzwoniła do Jaruzelskiego. Mówiła: Jak to, panie generale?! Tak to pan do mnie wydzwania, a jak ma pan uwagi, to dzwoni pan do telewizji?! W końcu wycięłyśmy to zdanie, generał zapowiedział, że przyjedzie do montażowni sprawdzić.
Teresa wściekle paliła papierosy. Powtarzała: Niech mi teraz, od razu, podpisze zgodę, i żadnych więcej zmian. Nie wypuszczę go, jak nie podpisze! Przyjechał w towarzystwie BOR-owca, Teresa była dla niego niemiła do końca wizyty. Było nerwowo. Chyba nawet jej obiecał, że to odkręci, że nie zgłosi zastrzeżeń. Obejrzał i zapytał BOR-owca, czy mu się podoba. Próbował rozładować sytuację. Tłumaczył Teresie: pani to zrozumie… Kiedy tak walczył o jedno słowo, zrozumiałam, że nie od parady był generałem. W rozmowach sprawiał wrażenie ciepłego wujka z kindersztubą, człowieka z towarzystwa, który nie będzie o nic walczył, wkraczając w cudze kompetencje, i nagle okazało się, że jest nieugięty. Zadzwonić do szefa telewizji w sprawie jednego skreślenia? Przecież nie był już postacią pierwszoplanową, a my robiłyśmy mały film dokumentalny.
Doszło do podpisywania zgody na wykorzystanie wizerunku, w grę wchodziły jakieś pieniądze, w każdym razie generał miał podać numer konta. Powiedział, że go nie zna. – Jak to pan nie zna swojego numeru konta? – pytała. Generał odpowiedział, że nie musi, bo żona za niego wszystko załatwia. – To jak pan w ogóle żyje?! Jak pan idzie do toalety, to pan nie ma przy sobie złotówki?! – Nigdy nie noszę przy sobie pieniędzy – odpowiedział. Teresa nie wstydziła się o takie sprawy pytać, to ją naprawdę interesowało, bo pokazywało generała jako oderwanego od rzeczywistości. Jest jeszcze jedna scena, którą generał kazał wyciąć. Nakręciliśmy, jak przy wejściu BOR-owcy sprawdzali nam dowody osobiste. To przecież normalne, bo wchodziłyśmy do byłego prezydenta. Ale Jaruzelski wiedział, że jest w tym kontekst stanu wojennego. Poprosił, żeby tego nie było w filmie.
Teresa powtarzała, że lubi autoryzację, że wzbogaca rozmowę o portret psychologiczny jej rozmówcy. Traktowała ją jako ostatni akt odsłaniania się. Mówiła Tochmanowi: ”Jest coś takiego jak odpowiedzialność za słowo pisane. Bo tak człowiek może sobie powiedzieć to, tamto, owo, ale jak zobaczy napisane, to przywiązuje do tego większą wagę i przypomina mu się szczegół, który pominął lub zapomniał”. Mnie mówiła, że autoryzacja jest jak zdejmowanie majtek.
W lubelskim Akademickim Centrum Kultury UMCS na spotkaniu z cyklu "Przekraczać Mury" - pod hasłem - " Sprawa abp. Wielgusa - kryzys i co dalej? ". Teresa Torańska krytykuje publikacje dziennika "FAKT", styczeń 2007 roku.
Mariusz Szczygieł zaprosił Teresę do prowadzenia zajęć z wywiadu w Polskiej Szkole Reportażu, mówi, że studenci oniemieli, bo po wszystkim, co słyszeli o pracy Kapuścińskiego, Teresa mówiła, że wywiad się pisze, więc nie musi on wyglądać tak, jak w rzeczywistości: Wywiad był dla niej jak scenariusz, jakby realizowała odwróconą ideę platońską. Drukowała ideę wywiadu. Pracowała nad jego kreacją. Przestawiała fragmenty, montowała go jak film. Pamiętam, jak pisała wywiad z Jerzym Urbanem, ciągle coś nie grało. W końcu Małgosia Szejnert podsunęła pomysł, żeby zaczęła od 13 grudnia. Teresa natychmiast ”przemontowała” tekst. Autoryzacja była dla niej zaakceptowaniem przez rozmówcę jej kreacji. Bo przecież on to wszystko powiedział, tylko nie w tej kolejności.
Lubiła autoryzację rozmów z politykami, bo jak na dłoni widziała, co chcieli przed nią ukryć albo gdzie konfabulowali. Powtarzała, że im mniejsza ranga partyjna czy polityczna, tym mniej poprawek przy autoryzacji.
Denerwowała się, kiedy trzykrotnie posądzono ją o brak autoryzacji, na co by sobie nigdy nie pozwoliła.
Pani Torańska stosuje metody gangsterskie – powiedział eurodeputowany Adam Bielan, były rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, na antenie TVN24 w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim. Utrzymywał, że publikowany w ”Newsweeku” wywiad ukazał się wbrew jego woli, bez jego zgody i z pominięciem autoryzacji.
Teresa Torańska po raz pierwszy poszła do Bielana 28 września 2010 roku, odbyli wielogodzinną rozmowę wokół katastrofy smoleńskiej. Teresa mówiła, że pracuje nad książką Smoleńsk. Bielan twierdzi, że widzieli się trzykrotnie. Na dwóch spotkaniach nagrywali rozmowę.
Tekst do autoryzacji miał otrzymać półtora roku po pierwszej rozmowie. Jak utrzymywał w kolejnych wypowiedziach, nie spieszył się z autoryzacją, bo zgodnie z zapewnieniem Torańskiej, książka miała się ukazać w piątą rocznicę katastrofy. Tymczasem Teresa powiadomiła Bielana, że chce opublikować wywiad w prasie, i ponaglała autoryzację. Wtedy doszło, zdaniem Bielana, do ich trzeciego spotkania, na którym miał się zdecydowanie sprzeciwić takiemu pomysłowi. Teresa twierdziła, że spotkań z Bielanem było więcej.
Tymczasem ”Newsweek” zapowiedział, że publikuje tę rozmowę. Ukazała się 2 kwietnia 2012 roku z adnotacją: ”Autorka przez kilka tygodni próbowała bezskutecznie autoryzować wywiad. Mimo licznych prób Teresy Torańskiej Adam Bielan unikał odpowiedzi i nigdy nie wskazał, co chciałby zmienić w tekście. Dopiero kiedy redakcja ’Newsweeka’ zdecydowała się na publikację wywiadu, zakwestionował cały tekst i zasypał autorkę oraz redakcję oświadczeniami zakazującymi publikacji i pismami, w których grożono nam procesami”.
Adam Bielan był w tym wywiadzie dość szczery. Mówił, że prezydent Lech Kaczyński łatwo się denerwował, bywał cholerykiem. O tym, że po wyborach 2005 roku Jarosław Kaczyński przestraszył się popularności Kazimierza Marcinkiewicza. Mówił o tym, jak na polecenie prezydenta chodził z Michałem Kamińskim do Jarosława Kaczyńskiego, aby przekonać go do ratyfikacji traktatu lizbońskiego. O tym, że żaden samolot, a zwłaszcza ważnych postaci w państwie, nie powinien lądować na tak fatalnie wyposażonym lotnisku jak to w Smoleńsku. I że Jarosław Kaczyński chciał, aby jego brat i bratowa zostali pochowani na Powązkach, w grobie ojca. Pomysłodawcą pochówku na Wawelu miał być Paweł Kowal. ”Z politycznego punktu widzenia był to pewnie błąd, bo gdyby nie Wawel, Jarosław – być może – wygrałby wybory prezydenckie. Decyzja o Wawelu została źle przyjęta przez znaczną część społeczeństwa i zaczęła podmywać atmosferę jedności” – mówił Torańskiej.
_Adam Bielan w 2002 został członkiem PiS, pełnił funkcję rzecznika prasowego. W 2010 wystąpił z PiS. W styczniu 2014 ogłosił przystąpienie do Polski Razem. 4 listopada 2017, po przekształceniu Polski Razem w Porozumienie, stanął na czele Konwencji Krajowej tej partii. _
Publikacja wywiadu wywołała burzę komentarzy, również Adama Bielana. W TVN24 mówił, że wywiad był zmanipulowany, a Torańska popełniła przestępstwo. W TVP Info mówił: To nie jest mój wywiad. Torańska powtarzała, że wysłała wywiad do autoryzacji w styczniu, że nie odpowiadał na próby kontaktu, uznała więc, że nie ma zastrzeżeń do tekstu. Bielan powtarzał, że kiedy dowiedział się o chęci publikacji rozmowy w ”Newsweeku”, próbował się kontaktować z Tomaszem Lisem, naczelnym, i z Torańską, ale nie reagowali na jego sprzeciw. Mówił też, że gdyby nie miał zagwarantowanej autoryzacji, w ogóle by tego wywiadu nie dał. A także ujawniał, że podczas rozmowy Teresa Torańska nie ukrywała negatywnego stosunku do Jarosława i Lecha Kaczyńskich, więc wyraźnie zastrzegł sobie prawo do autoryzacji. W końcu zagroził sądem i opublikowaniem ”białej księgi korespondencji z Torańską”. Ona zaś odpowiadała: ”Niech mi Adam Bielan wskaże miejsce w wywiadzie nieprawdziwe, w którym naruszyłam jego dobra osobiste lub weszłam w jego prywatność. Dziennikarz jest od tego, żeby przedstawiać ludziom poglądy polityka. Takie jakie są. To jest zadanie dziennikarza”.
Była już ciężko chora, kiedy rozpętała się ta afera.
Jarosław Kaczyński powiedział w Onet.pl: Mam własne zdanie na temat dziennikarstwa pani Torańskiej. Wykorzystała wywiad ze mną do książki ”My” bez mojej zgody i autoryzacji. Spędziliśmy kilka godzin na autoryzacji i ja jej do późnej nocy tłumaczyłem, jak ta autoryzacja powinna wyglądać, a ona dała tekst, który sama napisała. Mój wywiad z Torańską był wariacjami na temat tego, co powiedziałem jej prywatnie. Gdyby Torańska opublikowała wywiad zgodnie z moją autoryzacją, to miałby on bardzo mało wspólnego z tym, co można przeczytać w książce ”My”.
Jarosław Kaczyński zapomniał, że całą autoryzację wywiadu nagrała na taśmę. Jest tam wszystko – propozycje zmian, skreśleń, uzupełnień. Słuchałem tej taśmy. Miałem poczucie, że Teresa Torańska jest bardzo przychylna i godzi się na większość zmian. Fragment autoryzacji zachował się też w filmie Marii Zmarz-Koczanowicz o Teresie ”My, Oni – Ja”, który z dziwnych powodów zaginął w archiwach telewizyjnych. Nie zachowały się nawet materiały wyjściowe.
Teresa napisała do Jarosława Kaczyńskiego list:
Panie Prezesie Kaczyński – mamy problem!
(…) Zgadzam się, że gdyby przeprowadzał Pan wywiad sam z sobą, to byłby to inny wywiad i Torańska byłaby niepotrzebna. Wystarczyłby Piotr Zaremba.
I tu, Panie Prezesie, mamy pierwszy problem. Bo Pan tego wywiadu mi udzielił, dobrowolnie, bez przymusu i chętnie Pan ze mną rozmawiał, choć brat Leszek żartował: ”uważaj, ona cię przerobi”. Nie wiem, kiedy nasza rozmowa przestała się Panu podobać, stała się dla Pana wariacją tego, co powiedział prywatnie, i uznał Pan, że należy się jej wyprzeć.
I tu, Panie Prezesie, mamy drugi problem. Wyprzeć się będzie trudno. Zachowałam nagrania z naszej rozmowy, zachował się także wywiad przed i po autoryzacji.
Jedyne, co nie wzbudziło mojego sprzeciwu w Pana wypowiedzi, jest to, że rzeczywiście pracowaliśmy nad autoryzacją długo, do późnych godzin nocnych. I z sukcesem ją przeprowadziliśmy, skoro wywiad ukazał się w wydaniu książkowym, a Pan – dodatkowo – stał się dobrowolnie współbohaterem filmu ”My, Oni – Ja” zrealizowanego przez reżyser Marię Zmarz-Koczanowicz i operatora Jacka Petryckiego. Film był kręcony częściowo przed, a częściowo po promocji książki ”My” w 1994 roku. Są w nim rozczulające sceny, jak Pan razem ze mną mozolnie wybiera zdjęcia do książki.
I tu, Panie Prezesie, mamy trzeci problem. Ze źródeł zbliżonych do Telewizji Polskiej doniesiono mi, że dokument ten zachował się w archiwach TVP. Nie będę nalegać, aby film ten TVP ponownie pokazała, ale nie mogę też Panu zagwarantować, że nie wycieknie on poza TVP. Bo jak Pan wielokrotnie mówił, w Polsce wszystko wycieka – nie tylko z TVP.
Wiem, że Pana miłosierdzie jest wielkie. Dlatego nie zdziwiło mnie, że wybaczył Pan T. Rydzykowi. ”…nawet jeśli w przeszłości ojciec dyrektor mówił rzeczy, które łagodnie mówiąc, nie cieszyły. (…) Ojciec Rydzyk czas próby przeszedł pomyślnie”. Proszę więc, aby na podobnej zasadzie wybaczył Pan Adamowi Bielanowi ”nieostrożne” rozmowy ze mną, tak jak i ja wybaczam Panu wszystkie nieprawdziwe słowa, które wypowiedział Pan pod moim adresem. Tłumaczę to sobie Pana intelektualną potrzebą ciągłej reinterpretacji przeszłości wedle orwellowskiej zasady ”Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość”.
Serdecznie Pana pozdrawiam.
Teresa Torańska
Ps. Pragnę Cię, Jarku, pardon, Panie Prezesie (ja też dokonałam reinterpretacji przeszłości) poinformować, że książka ”My” wyszła w wersji e-booka i robi furorę w sieci. Jest dostępna pod adresem www.toranska.com. Jako jednemu z bohaterów książki przysługuje Panu darmowy ”egzemplarz”. Odpowiednie kody dostępu prześlę wkrótce na Pana adres.
Jarosław Kaczyński groził Teresie Torańskiej pozwem za brak autoryzacji wywiadu. Ostatecznie tego nie zrobił.
Rozmawiałem o tym z Tresą we wrześniu 2012 roku.
– Chyba po raz pierwszy ktoś chciał cię pozwać.
– Tak nigdy wcześniej nikt mnie nie pozwał. Nie pozwolę sobie siebie tak traktować, uraziło mnie to, jak się wobec mnie zachował.
– Nazwał twoje metody pracy gangsterskimi.
– To już mnie zabolało. Grałam z nim w otwarte karty. Chyba nie myślisz, że nie powiedziałam mu, gdzie chcę tę rozmowę z nim wydrukować. To śmieszne. Po co miałabym ukrywać, gdzie ją wydrukuję. Jeżeli cokolwiek ukryłam, to fakt, że nikt go nie chciał w ”Gazecie Wyborczej”. Uważałam, że nie wolno się zachowywać tak jak on - od razu zaczął mnie straszyć prokuratorem.
– Julia Mincowa z ”Onych” tylko pieskiem cię straszyła.
– Poszczuła mnie Dinką. Wszystkie psy tak nazywała.
– Krótko po Bielanie odezwał się Jarosław Kaczyński, też chciał cię pozwać za rzkomy brak autoryzacji.
– Nie pozwał. Zwłaszcza, że ujawnione zostało nagranie, na którym razem wybieramy zdjęcia do tego wywiadu. Więc za co miał mnie pozwać? Za to, że autoryzował? A Bielan gdzieś przepadł. Przecież Bielanowi zależało na tym tekście, chciał i bał się równocześnie. Bał się oczywiście Kaczyńskiego, bo widocznie uznał, że za dużo powiedział. Po prostu wpadł w panikę (…).
*O autorze: *Remigiusz Grzela – urodzony w Starogardzie Gdańskim, dziennikarz, pisarz, dramaturg, wykładowca akademicki. Autor zbiorów rozmów (”Rozum spokorniał”, ”Hotel Europa”, ”Wolne”, ”Obecność”), wywiadów-rzek (”Marian Kociniak. Spełniony”, ”Było, więc minęło. Joanna Penson – dziewczyna z Ravensbrück, kobieta Solidarności, lekarka Wałęsy”, ”To, co najważniejsze. Irena Jun i Stanisław Brudny”, ”Krafftówna w krainie czarów”), książek reporterskich (”Bagaże Franza K., czyli Podróż, której nigdy nie było”, ”Wybór Ireny”), a także powieści (”Bądź moim Bogiem”, ”Złodzieje koni”).