Violetta Villas: 5 zdumiewających faktów z życia diwy
Violetta Villas - "kolorowy ptak" PRL-u i jedyna rasowa diwa, jaką kiedykolwiek wydała na świat polska scena muzyczna, a może megalomanka ze skłonnością do chronicznego kłamstwa, uzależniona od narkotyków i alkoholu? Próbę odpowiedzi na te pytania podejmują autorzy książki "Villas", której premiera już 27 lutego 2019 roku.
Życiorys Violetty Villas jest fascynujący jak ona sama – neurotyczna gwiazda, która od początku kariery wzbudzała skrajne uczucia: od chorobliwego wręcz uwielbienia po czystą zawiść. Jaka była naprawdę? Oto 5 zdumiewających faktów z życia Czesławy Gospodarek, o których przeczytasz więcej w książce Jerzego Danilewicza i Izy Michalewicz "Villas". Poniżej prezentujemy fragmenty wydawnictwa.
1. Mitomanka czy twórczyni własnej legendy?
Violetta Villas zmyślała na potęgę. Artystka była znana była nie tylko ze swojego rozbuchanego wizerunku scenicznego, ale przede wszystkim z kłamstw na swój temat, które sprytnie sprzedawała swoim rozmówcom. Powielała je potem prasa, telewizja i internet, a niektóre z nich krążą w świecie mediów po dziś dzień. Jak choćby historia jej pseudonimu.
Czesława Gospodarek, z domu Cieślak (bo tak naprawdę nazywała się diwa), utrzymywała, że to sam Władysław Szpilman, czyli ówczesny szef rozrywki Polskiego Radia zachwycił się jej głosem i kazał wybrać dla siebie pseudonim. Prawdopodobnie jednak Villas nigdy nie miała okazji poznać go osobiście, a nazwisko… zostało znalezione w książce telefonicznej. Pasowało do Violetty, bo imię to gwiazda wybrała dla siebie już wcześniej.
#gwiazdy: Opiekunka Villas żąda fortuny w zamian za wyprowadzkę
"Imię Violetta to pierwsze imię, którym ochrzciły mnie zakonnice w belgijskim miasteczku Liège, gdzie się urodziłam" – kłamała potem w wielu wywiadach.
2. Odwieczne pytanie o włosy
Fani Villas wystawali godzinami w długich kolejkach po jej koncertach: aby zdobyć cenny autograf, dotknąć bogini, zobaczyć legendę z bliska. Ale przede wszystkim, aby sprawdzić, czy… jej włosy były prawdziwe. Villas od początku scenicznej kariery zachwycała gęstą fryzurą, która często przysparzała jej mnóstwo problemów.
Szare lata 60. dyktowały skromniejsze trendy, na tle których Villas prezentowała się niczym bombka urwana z choinki. Jedno trzeba jej przyznać – była charyzmatyczną osobowością, która nigdy nie dała się wtłoczyć do standardowej formy. Kiedy powróciła ze Stanów Zjednoczonych, jej fryzura kilkakrotnie zwiększyła objętość.
Gdy kokietowała, że to jej prawdziwe włosy, nie do końca mijała się z prawdą. Owszem, była to dopinana tresa, ale wykonana z jej własnych kosmyków. Nie do rozpoznania.
3. Dwóch mężów i jedna prawdziwa miłość
Villas była dwukrotnie zamężna. Pierwszego partnera poznała jeszcze jako piętnastolatka, rok później wyszła za niego za mąż (ponieważ była nieletnia, to zgody na ślub musiał udzielić sąd), a dwa lata później urodziła swojego pierwszego i jedynego syna Krzysztofa. Villas jednak nigdy nie czuła powołania do bycia żoną i matką. Po kilku miesiącach wyprowadziła się z domu, aby rozpocząć naukę w szkole muzycznej.
W latach 80. czekał ją jeszcze jeden nieudany incydent małżeński, kiedy zauroczyła się na chwilę w polskim biznesmenie z Chicago – Tedzie Kowalczyku. Jednak jedyną prawdziwą i, jak na Villas przystało, szaleńczą, gwałtowną, egzaltowaną miłością polskiej diwy był Janusz Ekiert – dziennikarz pracujący ówcześnie dla Polskiego Radia.
Oboje piękni jak aniołowie tworzyli parę, która wzbudzała emocje niczym Elizabeth Taylor i Richard Burton. Po latach rozstań i powrotów (również w czasie, kiedy Ekiert był już mężem innej kobiety) ostatecznie zakończyli związek w roku 1973. Oczywiście burzliwie, jak na szaleńcze uczucie przystało.
4. Samotność w Las Vegas
Villas występowała na najlepszych scenach świata – m.in. Carnegie Hall w Nowym Jorku, Olympii w Paryżu, ale przede wszystkim w hotelu Dunes w Las Vegas. Na scenie, która gościła najwybitniejsze gwiazdy światowej muzyki, takie jak Frank Sinatra czy Barbra Streisand.
Nie każdy jednak wie, że kilkuletni pobyt w mitycznej Ameryce nie był dla gwiazdy jedynie pasmem sukcesów i przyjemności. Kiedy Villas przyleciała do Kalifornii, wylądowała w hotelu, z którego… przez tygodnie nie wychodziła. Nie mówiła po angielsku, więc nie była w stanie porozumieć się praktycznie z nikim. Po powrocie do Polski opowiadała o gwiazdach, które poznała, i propozycjach filmowych, które rzekomo sypały się jak z rękawa.
Villas miała między innymi zagrać u boku Lee Marvina w produkcji "Idę tędy". Jej nazwisko nigdy jednak nie pojawiło się na liście aktorów grających w filmie.
5. Operacje plastyczne
Porównując zdjęcia Czesi Gospodarek i Violetty Villas, w oczy rzuca się nie tylko objętość fryzury czy design strojów, ale także… inny kształt nosa. Nie każdy wie, że Villas zoperowała ten nielubiany fragment swojego ciała w Warszawie w roku 1965, jeszcze przed wyjazdem do Las Vegas i największą sławą.
Twarz zoperowała jej doktor Zofia Witwicka, która kilka lat później napisała książkę "Chirurgiczne leczenie zniekształceń nosa". Janusz Ekiert sugerował też, że po powrocie z wielkiej Ameryki diwa zmieniła nie tylko fryzurę i styl ubierania się, ale również… rozmiar biustu. Plotki tej (ze zrozumiałych przyczyn) nigdy nie potwierdzono, lecz ze względu na zażyłość dziennikarza i artystki można sądzić, że wiedział dobrze, o czym mówi.
Więcej tajemnic i fascynujących wątków z życia największej diwy polskiej sceny muzycznej można przeczytać w książce "Villas" Izy Michalewicz i Jerzego Danilewicza.