Trwa ładowanie...
fragment
24-04-2010 16:11

USS America

USS AmericaŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

PROLOG - Trzydzieści minut. Odliczanie w toku - zagrzmiał głośnik.

Jake Graf ton przycisnął czapkę ręką, by nie porwał jej wiatr, kiedy zadzierał głowę, patrząc na potężną, trzystopniową rakietę skierowaną ku błękitnemu niebu. Zmrużył oczy, gdy oślepiły go promienie słońca odbite od białego, oszronionego kadłuba. Schłodzone paliwo obniżyło temperaturę pancerza, powodując skroplenie, a następnie zamrożenie wilgoci zawartej w ciepłym morskim powietrzu.

- Ma sto siedem metrów i trzydzieści osiem centymetrów wysokości - powiedział z uczuciem komandor porucznik Tarkington, zwany Ropuchem. Miał głowę pełną faktów i liczb, wielkich i kompletnie pozbawionych znaczenia, jeśli nie liczyć ich skuteczności w potęgowaniu mocnych wrażeń.
- Jesteś pewien?
- Plus minus centymetr. Wystrzelenie tego cacka to cholernie piękny sposób na uczczenie Czwartego Lipca.
- Ach, więc mamy dziś święto?
Tarkington spędził ostatni miesiąc na pokładzie platformy startowej Goddard - przebudowanej wieży wiertniczej, osadzonej w szelfie kontynentalnym o pięćdziesiąt mil na wschód od przylądka Canaveral - i lubił bawić się w przewodnika wycieczek za każdym razem gdy jego szef, kontradmirał Jake Graf ton, przybywał z grupą zagranicznych gości. Jake pojawiał się co kilka tygodni i zawsze spędzał na platformie parę dni; tak było od miesięcy, odkąd rozpoczęły się montaż i próby rakiety.

Teraz była gotowa. Tak przynajmniej twierdzili eksperci, a było ich bardzo wielu - z NASA, lotnictwa, Europy i Rosji.

W wierzchołku trzeciego stopnia rakiety znajdował się pierwszy satelita należący do nowego, kosmicznego systemu obrony przeciwrakietowej SuperAegis. Na jego pokładzie zamontowano reaktor jądrowy oraz laser, którego zadaniem było strącanie międzykontynentalnych rakiet balistycznych w chwili, gdy wynurzały się z atmosfery. Kompletny system miał się składać z ośmiu satelitów-zabójców. Zbudowanie i umieszczenie na orbicie pozostałych siedmiu przewidziano na najbliższe trzy lata - oczywiście pod warunkiem, że testy pierwszego zakończą się sukcesem.

d4i7yg0

Tymczasem jednak była to jedynie mgliście zarysowana przyszłość. Start satelitów systemu SuperAegis z platformy był ukłonem w stronę polityków z Florydy, którzy obawiali się skażenia przylądka Canaveral i całego wschodniego wybrzeża stanu w razie awarii którejś z rakiet. Uniemożliwiło to jednak użycie promu kosmicznego do przetransportowania sprzętu na orbitę.

Tego dnia odsunięto wreszcie dźwig, który wykorzystywano podczas montażu, pozostawiając jedynie wieżę wyrzutni, obłożoną wiązkami elektrycznych kabli łączących rakietę ze stanowiskiem startowym.
- Przyznaję, nie spodziewałem się, że tak daleko zajdziemy - mruknął Tarkington.
Pod naporem zwiedzających przesunęli się z Jakiem do samego relingu otaczającego małą platformę roboczą. Trzydzieści metrów niżej kłębił się ciemnogranatowy ocean, poprzecinany nielicznymi pasmami piany. Jake odetchnął głęboko, rozkoszując się słonym zapachem morza.
- Co za aromat - odezwał się Ropuch, wyczuwając nastrój szefa.

Nad platformą unosiły się trzy śmigłowce: dwa wojskowe i jeden telewizyjny, przekazujący obraz ekipom kilku stacji. Warkot ich silników cichł raz po raz i znowu narastał, niesiony wiatrem.

O milę dalej unosił się na falach lotniskowiec USS United States, utrzymując zaledwie prędkość sterowną. Nawet z takiej odległości Jake widział setki ludzi na jego wielkim pokładzie startowym. W chwili startu rakiety spodziewał się zobaczyć tam niemal całą załogę oraz dobry tysiąc dziennikarzy i dygnitarzy, dla których nie starczyło miejsca na platformie. W nieco większej odległości manewrowały niszczyciele, osłaniając gigantyczną konstrukcję przed kilkudziesięcioma jachtami pełnymi protestujących.

d4i7yg0

Aktywiści ruchów pokojowych, ekologicznych i antynuklearnych przybyli w wielkiej liczbie. Zafundowali sobie świetne wakacje, a przy okazji starali się jak najbardziej uprzykrzyć życie ekipie przygotowującej start.

Wyposażone w reaktory atomowe satelity SuperAegis istotnie mogły być dla wielu ludzi źródłem niepokoju. W wypadku katastrofy rakiety w drodze na orbitę można było zminimalizować ryzyko radioaktywnego skażenia terenu, ale nie można było wyeliminować go całkowicie. Byli i tacy, którzy uważali, że skuteczna tarcza przeciwko pociskom balistycznym uczyni wojnę jądrową bardziej, a nie mniej prawdopodobną. Nie brakowało też ludzi przekonanych, że absurdem było w ogóle wydawanie bajońskich sum na system, który najprawdopodobniej nie miał być nigdy użyty.

Wszystkie te lęki i głosy sprzeciwu trafiały do polityków i wolno brnęły w górę hierarchii, a tymczasem... pierwszy element systemu SuperAegis był gotowy do startu.

d4i7yg0

Jednym z cywilów stojących w otoczeniu doradców i kolegów był sekretarz stanu. Jego pomysłem było włączenie do projektu państw europejskich i Rosji. To mistrzowskie posunięcie sprawiło, że przed systemem tarczy niszczącej pociski balistyczne zapłonęło polityczne zielone światło. Rakiety nośne wyprodukowano w Rosji, a sam start finansowany był ze środków europejskich. Jądro systemu antyrakietowego, satelity SuperAegis, było amerykańskim produktem. Zasada ich funkcjonowania była powszechnie znana i wielokrotnie dyskutowana - także w parlamentach od Waszyngtonu po Moskwę - jednakże rozwiązania techniczne zastosowane w sercu tych urządzeń były jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic. Inaczej być nie mogło, jeżeli system miał być skutecznym zabezpieczeniem przed zakusami tak zwanych państw łotrowskich, gdyby któreś z nich zapragnęło skierować swe pociski balistyczne w stronę Zachodu.

Tego dnia sekretarz stanu przybył w licznym towarzystwie, między innymi sekretarza obrony i doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego. Prezydent i reszta gabinetu zapewne także pojawiliby się na platformie, gdyby jeden z przeciwników projektu nie zauważył słusznie, że w razie eksplozji rakiety - wydarzenia raczej mało prawdopodobnego - cały rząd Stanów Zjednoczonych zostałby zmieciony z powierzchni Ziemi. Ów oponent stwierdził też nie bez złośliwości, że być może nie byłoby to takie złe. Tak czy inaczej, prezydent został w domu.

Jednym z cywilów z otoczenia sekretarza był ubrany w elegancki szary garnitur generał Eric "Fireball" Williams, były przewodniczący Połączonego Komitetu Szefów Sztabów, a obecnie prezes konsorcjum Consolidated Aerospace, głównego wykonawcy kontraktu na budowę systemu SuperAegis.

d4i7yg0

Wkrótce po tym, jak protestujący przeciwko projektowi wyrazili obawę o bezpieczeństwo prezydenta i jego świty, Williams oświadczył publicznie, że podczas startu będzie przebywał na platformie, w centrum kontroli lotu. Zdaniem niektórych dziennikarzy kontrakt na budowę satelitów SuperAegis ocalił Consolidated. Jak dotąd rząd przeznaczył na ten cel pięćdziesiąt miliardów dolarów i spodziewano się dalszych wydatków.

Konieczność finansowania projektu tarczy antyrakietowej sprawiła, że anulowano wiele innych, bardzo poważnych programów badawczych związanych z obronnością kraju. Wielu ludzi w mundurach i bez z goryczą wypowiadało się o mądrości tego posunięcia, ale opinia publiczna domagała się bezpieczeństwa, a sto miliardów dolarów to kwota, z której można by wykarmić armię krewnych i znajomych, toteż Kongres ochoczo zatwierdził budżet przedsięwzięcia.

Argumentowano, że Stany Zjednoczone zostały jedynym supermocarstwem dysponującym wystarczającą liczbą samolotów, okrętów i czołgów do pokonania dowolnego przeciwnika na planecie, toteż jedynym realnym zagrożeniem były dla nich reżimy z Trzeciego Świata, prowadzące własne badania nad bronią masowej zagłady.

d4i7yg0

System SuperAegis miał być pierwszym krokiem na drodze do zapewnienia pełnego bezpieczeństwa cywilizacji zachodniej. A przy okazji, jak zauważył pewien komentator, sto miliardów to suma, z której każdy może uszczknąć coś dla siebie. Czy ktokolwiek mógł więc mieć uzasadnione zastrzeżenia?
- O ile system zadziała... - mruknął Jake Graf ton.

- Ech wy, małej wiary! Jasne, że zadziała, admirale - odezwał się człowiek stojący tuż obok, spojrzawszy na jego mundur i plakietkę z nazwiskiem.

- Nazywał się Peter Kerr i był głównym inżynierem projektu SuperAegis. Jake pamiętał go z kilku spotkań, którym przewodniczył właśnie Kerr. O ile sobie przypominał, nigdy dotąd nie zamienili ani słowa. Był pewien, że inżynier nawet go nie pamięta.

d4i7yg0

- SuperAegis to jedyny naprawdę skuteczny system obrony przeciwrakietowej - ciągnął Kerr, zerkając na dygnitarzy, którzy z podziwem spoglądali najpierw w olbrzymie dysze pierwszego stopnia rakiety, a potem coraz wyżej i wyżej. - Wszyscy uczeni twierdzili, że to niemożliwe, a jednak stało się. Sensory satelity wykryją gazy wylotowe emitowane przez dopalacze rakiety międzykontynentalnej wychodzącej z atmosfery, a reaktor pokładowy dostarczy energię dla radaru śledzącego pocisk, po czym zasili laser impulsowy, który zniszczy cel. Oto tanie, skuteczne i automatyczne rozwiązanie kwestii wykrywania i eliminowania potencjalnych problemów.

- Udoskonalona pułapka na myszy - zgodził się Jake.
Peter Kerr spojrzał na niego ostro, zerknął znowu na plakietkę z nazwiskiem i odwrócił się.

- I już po pańskiej karierze we flocie - odezwał się czyjś wesoły głos z brytyjskim akcentem. Jego właściciel, podpułkownik Królewskich Sił Powietrznych Alfred Barrington-Lee, pełnił funkcję oficera łącznikowego przy zespole realizującym projekt SuperAegis.

Tarkington lubił nazywać go Dywizem, choć oczywiście zwracał się do niego "sir". Podpułkownik dobiegał pięćdziesiątki, miał wydatny brzuch, którego objętość podkreślały wąskie, obwisłe ramiona i brak zarysu bioder. W ostatnich miesiącach Jake nie miał okazji spędzić z nim wiele czasu. Tarkington, który bliżej współpracował z Barringtonem-Lee, wypowiadał się o nim z szacunkiem i trudno było o lepszą rekomendację.

Obok oficera RAF-u przystanął Maurice Jadot, cywilny przedstawiciel rządu francuskiego. Był osobnikiem średniego wzrostu, nie rzucającym się w oczy. Palił wyłącznie gauloisy - tylko na świeżym powietrzu, ma się rozumieć - wałęsał się po platformie i bezczelnie flirtował z sekretarkami. Otwarcie erotyczne aluzje Francuza wprawiały w osłupienie zastraszony przez rodzime seksgestapo amerykański personel bazy, dla którego podobne zachowanie było nie do pomyślenia, i to już od dobrych kilkudziesięciu lat.

Jadot mówił po angielsku z przyjemnym akcentem. Zdaniem Ropucha, który był w tych sprawach ekspertem, obcy akcent zdecydowanie potęgował seksapil Francuza. Reprezentantem Niemiec był Helmut Mayer, człowiek inteligentny, kulturalny i światowy. Spośród czterech obcokrajowców to on miał najbardziej ekstrawertyczną naturę i najczęściej bywał centralną postacią dyskusji na wszelkie tematy. Teraz zaś uwijał się w tłumie, witając się z ważnymi osobistościami i wymieniając z nimi uprzejmości; z niektórymi łączyła go najwyraźniej spora zażyłość, zwracał się bowiem do nich po imieniu. Mayer potrafił śmiać się z siebie, a śmiał się często i zaraźliwie. Kobiety fascynował.

W przeciwieństwie do Jadota, traktował je wszystkie w identyczny, przyjazny sposób, zupełnie pozbawiony erotycznego pierwiastka. Czwarty członek międzynarodowego zespołu, Rosjanin Siergiej Kuzniecow, rozglądał się tak, jakby pierwszy raz w życiu znalazł się na meczu hokejowym.

Był w gronie oficerów łącznikowych jedynym funkcjonariuszem wywiadu, ale wiedział o międzykontynentalnych pociskach balistycznych i problemach w ich zestrzeliwaniu co najmniej tyle samo, co pozostali. Był skrajnie małomówny; odzywał się tylko wtedy, gdy ktoś go zagadnął i nigdy nie wdawał się w nieistotne, codzienne konwersacje. Tarkington nazywał go obcym człowiekiem w obcym kraju. Jake zgadzał się w pełni z tą zwięzłą charakterystyką. Ameryka najwyraźniej przytłaczała Kuzniecowa. Zapytany wprost, przyznał kiedyś, że to jego pierwsza zagraniczna misja.

Jake Graf ton był zastępcą dowódcy projektu, generała Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych Arta Blevinsa, który przebywał teraz gdzieś na niższym poziomie platformy, towarzysząc ekipie przygotowującej start rakiety. Tarkington oficjalnie był pracownikiem administracji, ale dodatkowo pełnił funkcję asystenta Jake'a, z którym współdziałał od wielu lat.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj