Trwa ładowanie...
fragment
09-01-2014 16:13

Upadek imperium strachu 3. Wojna

Upadek imperium strachu 3. WojnaŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

JEDEN

Kobieta, znana jako Caroline Sula, obserwowała śmierć swego dowódcy, kapitana porucznika lorda Oktaviusa Honga. Lubiła go, choć nie ufała jego rozkazom. Na szczęście na torturach nie wytrzymał zbyt długo. Widocznie odniósł rany podczas pojmania i torturowano go już wcześniej, by wydobyć od niego protokoły komunikacyjne. Teraz był za słaby i nie wytrzymał długo pod nożami. Gdy stracił przytomność, zaciśnięto mu wokół szyi drucianą pętlę. Umarł.
Przez długi letni wieczór specjalny kanał poświęcony egzekucjom transmitował na żywo umieranie Honga i pozostałych ludzi z grupy. Widok krwawych cierpień mógł być rozrywką wyłącznie dla sadystów i klinicystów. A ja... kim jestem? – zastanawiała się Sula. Lektor czytał listę skazańców, którą musiała poznać, więc nie mogła nawet wyłączyć dźwięku i odizolować się od jęków ludzi oraz upiornych kurantów umierających Daimongów. Chwilami po prostu musiała odwracać głowę, usiłowała jednak wytrzymać, jak najwięcej zaobserwować, i zapamiętać nazwiska ofiar.
Miała wrażenie, że tego dnia stracono cały rząd podziemny, od gubernatora wojennego Pahn ko poczynając, a na jego służących kończąc. Gdy Sula po raz pierwszy usłyszała o istnieniu rządu podziemnego, wyobraziła sobie tajny bunkier napakowany urządzeniami łączności albo samotną górską jaskinię, do której prowadzi jedynie tajemna ścieżka. Okazało się jednak, że Pahn-ko złapano w wiejskim domku niedaleko stolicy Zanshaa.
I to ma być tajna kryjówka? – pomyślała Sula z szyderczym niedowierzaniem. Brakowało tylko tego, żeby Pahn-ko wielkimi białymi literami namalował na dachu napis: „RZĄD PODZIEMNY”.
Wraz z liderami umarły siły zbrojne. Młodszy dowódca Floty, lord Eshruq, przywódca grupy operacyjnej, który na ochotnika został pod okupacją, umierał długo. Może szare ciało Daimonga o guzowatych kończynach było niezwykle twarde, a może oprawcy nie szczędzili trudu z racji tego, że jeden z oddziałów Eshruqa zabił kilku Naksydów w dzień ich triumfalnego wjazdu do podbitej stolicy.
Przeważnie jednak skazańcy umierali szybko. Miano zgładzić prawie dwustu lojalistów, a katów było niewielu. Torturowali pobieżnie, potem zadawali śmierć garotą – dość miłosierną, jeśli się weźmie pod uwagę, co może zrobić obywatelowi państwo, jeśli pozwolą mu na to czas i środki...
Z sypialni dobiegała głośna cukierkowa muzyka wraz z odgłosami mamrotania i pojękiwań – to Shawna Spence, inżynier pierwszej klasy, jedna z dwóch towarzyszy Suli, leżała ranna w łóżku i oglądała melodramat, podkręciwszy mocno dźwięk, by nie słyszeć umierających kolegów.
Sula nie miała do niej pretensji.
Mieszkanie, duszne i gorące, cuchnęło kurzem i olejem maszynowym, środkami odkażającymi i przygnębieniem. Sula czuła, jak ściany napierają, martwe powietrze ciśnie swoim ciężarem. Nie mogła już tego znieść i otworzyła okno. Wraz ze świeżym powietrzem napłynął zapach cebuli smażonej na kamiennej płycie tuż pod oknem oraz odgłosy ulicy - muzyka, śmiechy i nawoływania - gęsto zaludnionej dzielnicy Nadbrzeże.
Spoglądając uważnie na uliczny tłum, Sula głęboko odetchnęła. Dostrzegła dwóch mundurowych z patrolu miejskiego – szare kurtki i białe stożkowate czapki. Nerwy jej zagrały, usta wykrzywiły się instynktownie. Na dalekim Spannan, gdzie się wychowywała, raczej nie wpajano szacunku dla stróżów prawa.
Rejony takie jak Nabrzeże policjanci patrolowali parami. Akurat ci dwaj to Terranie, ale Sula nie była pewna, czy to sprzyjająca okoliczność. Może jest im obojętne, od kogo otrzymują rozkazy, jeśli tylko ich osobista pozycja pozostaje niezagrożona? Już przedtem stosowali wobec obywateli arbitralne zasady – takie normy prawne uznawał obalony reżim – i może według nich otrzymywane obecnie rozkazy nie różnią się zbytnio od poprzednich.
Zachowanie tych dwóch nie budziło zaufania. Sula – choć cały czas nasłuchiwała spikera wideo – zauważyła, że jeden ze strażników pobiera haracz od ulicznego sprzedawcy loteryjnych losów, a drugi częstuje się podpiekanym ziołowym chlebkiem ze straganu.
Udław się! – pomyślała i wycofała się przezornie w głąb mieszkania.
Egzekucje trwały nadal. Sula zapisywała nazwiska i liczby – prowadziła obliczenia. Kapitan Hong dowodził grupą operacyjną Blanche, złożoną z jedenastu zespołów (w każdym było po trzech Terran), jego własnego sześcioosobowego sztabu plus dodatkowych służących, gońców i techników łączności. Zgrupowanie Blanche liczyło więc trzydzieści dziewięć osób. Były również cztery inne grupy – dla Cree, Daimongów, Tormineli i Lai ownów. Sula nie zetknęła się z żadną z nich, ale przypuszczała, że były zorganizowane w podobny sposób jak grupa operacyjna Blanche, więc Eshruq dowodził 195 osobami plus swoim sztabem.
Ci zidentyfikowani jako członkowie grup operacyjnych – „rebelianci, anarchiści i sabotażyści”, jak określili ich Naksydzi w odróżnieniu od zwykłych „rebeliantów” z administracji Pahn-ko – to w sumie 175 osób. Dziesięciu zginęło, gdy stawiali opór podczas aresztowania czy w nieudanej zasadzce Honga na alei Axtattle.
Trzy inne osoby – z zespołu 491, czyli grupy operacyjnej Suli – zginęły, jak stwierdzono w komunikacie, podczas eksplozji bomby w mieszkaniu na Grandview, w pułapce zastawionej przez Sulę na siły bezpieczeństwa. Ta informacja o ich śmierci to czysta propaganda... ale może Naksydzi rzeczywiście znaleźli na pogorzelisku trzy zwęglone ciała Terran? Sula doszła do wniosku, że może da się jakoś wykorzystać fakt, że władze oficjalnie uznały ją za zmarłą.
Nawet uwzględniając zespół 491, otrzymała 180 osób, czyli brakowało części lojalistów. Gdy Sula podliczyła kolumny liczb, zorientowała się, że to wyłącznie Torminele. Jej napięte puściły. Nie jesteśmy sami, pomyślała, poza nami są jeszcze członkowie personelu Floty, uzbrojeni i prawdopodobnie gotowi wystawić Naksydom rachunek za stolicę. Torminele przypominali wprawdzie grube pluszowe misie, ale to wrażenie mijało, gdy tylko pokazali swoje pazury. Sula wolała mieć ich jako sprzymierzeńców niż przeciwko sobie.
Niestety, nie mogła się z nimi skontaktować. Istniały zapasowe protokoły łączności, ale to właśnie one pomogły Naksydon wyłapać lojalistów. Sula bałaby się użyć tych protokołów i przypuszczała, że Torminele również ich nie użyją.
Nie mogła także nawiązać kontaktu z którymś ze swych zwierzchników. Wszyscy przebywali poza planetą, a grup operacyjnych nie wyposażono w stosowne nadajniki. Hong miał taki nadajnik, ale prawdopodobnie Naksydzi przejęli urządzenie, gdy go aresztowali. Egzekucje ciągnęły się dalej, teraz krwawe i bezładne, ponieważ kaci byli zmęczeni. Sula kazała wideo wyłączyć się – nie mogła się już niczego więcej dowiedzieć.
Rozpacz spadała na nią jak cichy deszcz. Usta zaschły. Poczłapała do kuchni i nalała sobie wody. Na półce stały butelki iarogütu. Uważał ten palący bimber o wstrętnym ziołowym zapachu za najpodlejszy rodzaj trunku, ale nagle zapragnęła się upić. Butelka lub dwie i cały koszmarny dzień odleci w chemiczne zapomnienie...
Serce łomotało jej w piersiach. Kolana miała jak z waty. Odwróciła się i poszła z powrotem do pokoju, ściskając kurczowo kubek z wodą, jakby był jej wybawieniem. Pociągnęła łyk, potem drugi.

Brzęcząca muzyka wdzierała się przez otwarte okno. „To ty!”, krzyczał głos z sypialni, „Nigdy nie było nikogo innego prócz ciebie!”.
Sula otworzyła drzwi do sypialni i spojrzała na Spence. Dziewczyna leżała na łóżku; chorą nogę ułożyła na jednej poduszce, jej pszenne włosy rozsypały się na drugiej.
- Skończyło się – powiedziała Sula. – Możesz ściszyć dźwięk.
W jej głos wkradło się chyba więcej złośliwości niż zamierzała. W ciągu tych ostatnich dni miała dosyć romantycznych wideo Spence.
- Tak jest, milady! – odparła Spence z właściwym wojskowym drylem i przyjęła postawę zbliżoną do „baczność”. Kazała ścianie wideo się wyłączyć.
Sula poczuła zakłopotanie tą jej reakcją.
- Lucy. Mów do mnie Lucy. – To był jej konspiracyjny pseudonim. – Potrzebujesz czegoś?
- Niczego. Dziękuję, Lucy. – Spence przesunęła obfite biodra na łóżku.
- Dobrze. Zawołaj, gdybyś czegoś chciała.

Sula zamknęła drzwi i wróciła do liczb w notatniku. Rozległo się pukanie do drzwi i wszedł żandarm drugiej klasy, Gavin Macnamara, trzeci członek grupy Suli. Ten wysoki, kędzierzawy, prostoduszny chłopak był posłańcem zespołu 491. Jeździł po mieście na dwukołowcu i zbierał oraz przekazywał wiadomości. Wtedy, gdy jeszcze byli ludzie, którym przekazywało się wiadomości. Teraz Macnamara wałęsał się po Dolnym Mieście Zanshaa i tylko zbierał informacje.
Wchodząc, spojrzał na ścianę wideo.
- Skończyło się? – spytał z wahaniem.
- Tak.
- Jak było?
Sula spojrzała na niego.
- Sto siedemdziesiąt pięć powodów, żeby się nie poddawać.

d4i7yg0

Skinął głową i usiadł na krześle.
- Jak ludzie to przyjmują? – spytała Sula.
- Myślę, że z obojętnością. – Szczera twarz Macnamary zachmurzyła się. –Tłumaczą sobie, że wszyscy skazani to wojskowi i że sprawa nie dotyczy zwykłych ludzi.
- A zakładnicy?
Po zajęciu miasta Naksydzi pojmali ponad czterystu zakładników i ogłosili, że jeśli ruch oporu natychmiast nie ustanie, zakładnicy zginą.
- Ludzie ciągle są wściekli z powodu zakładników, ale równocześnie zaczynają się bać.
- Nie znamy losu trzynastu Tormineli – powiedziała Sula. – Co najmniej trzy zespoły operacyjne plus dowództwo grupy.
Macnamara słuchał zamyślony.
- Jak ich znajdziemy?
Sula wzruszyła ramionami.
- Może byśmy się pokręcili po dzielnicach Tormineli, aż na coś natrafimy? – Rzuciła tę uwagę dla żartu, ale Macnamara potraktował ją poważnie.
- Aresztowanie prawie murowane. Gliny Tormineli zaczęłyby patrzeć na nas podejrzliwie.
Torminele prowadzili życie nocne i Terranie musieliby przebywać w ich dzielnicach zarówno nocą, gdy Torminele byli aktywni, jak i dniem, gdy odpoczywali.
Sula pomyślała chwilę.
- Chyba lepiej się z nimi nie kontaktować – stwierdziła. – Mają wszelkie środki, by prowadzić wojnę w rejonach, gdzie teraz są. My też. Jeśli nie będzie między naszymi grupami łączności, nie będziemy mogli wzajemnie się sypnąć.
- Czyli nadal walczymy – powiedział, skinąwszy głową.
Zawsze mogli zakończyć walkę. Tkwić tam, gdzie są teraz, i nic nie robić, czekać, aż wojna jakoś się zakończy. Któżby ich za to winił, skoro zwierzchnicy nie żyją?
- Tak, nadal prowadzimy wojnę. – Sula czuła, jak zaciska zęby. – I wiem, od czego zacząć.
- Tak?
- Od lorda Makisha z Sądu Najwyższego. To ten naksydzki sędzia, który skazał naszych przyjaciół na śmierć.
Twarz Macnamary wyrażała satysfakcję.
- Tak jest, milady.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj