"Straszliwy wyzysk ciała". Opisała, co przeszła po ucieczce od rodziny
Deborah Feldman po raz pierwszy zdradza ze szczegółami, jak wyglądało jej życie po ucieczce ze społeczności nowojorskich chasydów. Jej historią żyło pół świata, a co było potem? Walczyła o rozwód, ale przede wszystkim o to, by godnie i normalnie żyć.
Historia Deborah Feldman odbiła się głośnym echem na całym świecie. W wieku 17 lat zaaranżowano jej małżeństwo, które było pasmem nieszczęść. Deborah żyła w ultrakonserwatywnej społeczności Satmar, chasydów. Po urodzeniu syna Feldman zdecydowała się uciec od męża, który znęcał się nad nią psychicznie i wymuszał na niej seks. Swoje doświadczenia opisała w słynnej książce "Unorthodox", na podstawie której powstał popularny serial Netfliksa o tym samym tytule.
Serialowa historia Etsy odbiła się głośnym echem w sieci. Produkcja była szeroko komentowana i trudno się dziwić. Jednak historia, jaką poznali widzowie Netfliksa, była zupełnie inna od prawdziwych doświadczeń Deborah Feldman. O tym, co naprawdę działo się w jej życiu po ucieczce od Satmarów, zdecydowała się opowiedzieć w książce "Exodus. Księga wyjścia. Moja droga do Berlina", którą właśnie wydano w Polsce.
Zobacz: Magdalena Różczka o seksizmie w branży filmowej. "Miałyśmy być tylko grzecznymi dziewczynkami"
Feldman zaczyna swoją opowieść mniej więcej w tym miejscu, w którym zakończyła się historia z książki "Unorthodox". Zostawiła męża, wzięła dziecko i zaczęła nowe życie. Jego początki były dla nich traumatyczne. Poczynając już od samej wyprowadzki do nowego mieszkania, która była niezwykle trudna dla jej synka, Isaacka.
"Krzyczał i płakał, wołał, że chce wrócić do domu, uderzył mnie, szarpał za ubranie, powiedział, że mnie nienawidzi, trząsł się z paniki i wściekłości (…) W tym momencie zrozumiałam, że nie dopełniłam jednego z podstawowych obowiązków macierzyńskich: wykazałam, że nie jestem w stanie zapewnić mu stabilnego środowiska domowego" - pisze.
"Smutek i wstyd przepełniały mi trzewia i palił żółcią w gardle, kiedy z całych sił starałam się zapanować nad jego wierzgającymi kończynami, krzywiąc się, gdy jego wrzaski odbijały się echem od ścian" - relacjonuje.
Deborah i jej syn klepali biedę. Uciekła od rodziny akurat w momencie, gdy w Stanach był krach finansowy. Znalezienie pracy graniczyło z cudem. "Głód to szczególny rodzaj tortury, ale strach przed nim jest jeszcze gorszy, a mnie wychowano tak, że bałam się go bardziej niż czegokolwiek innego" - wspomina.
Dawczyni komórek jajowych
By mieć na życie, Deborah zdecydowała się zostać dawczynią komórek jajowych. Był to, jak pisze, "straszliwy wyzysk ciała, inwazyjna procedura, która miała zarówno fizyczne, jak i psychiczne skutki". Tyle że była to też procedura w pełni legalna i dobrze płatna.
"Ironia tego przedsięwzięcia polegała na tym, że chociaż ofiarowałam swoje ciało do wykorzystania, to po raz pierwszy miałam sama o tym decydować, co było podwójnie smutne, ponieważ odeszłam ze wspólnoty między innymi dlatego, że chciałam uwolnić swoje ciało, podobnie jak i umysł" - komentuje w książce.
Procedura polegała na tym, że Deborah miała przez kilka tygodni robić sobie zastrzyki w brzuch z hormonów, by pobudzić jajniki do pracy. Już po kilku dniach zaczęła mieć koszmarne bóle, przez co ostatecznie trafiła na pogotowie. Lekarz, który ją przyjął, pierwszy raz miał do czynienia z taką sytuacją.
Po kilku zastrzykach jajniki Deborah miały wielkość... grejpfruta. Sytuację ratować mogli już tylko "specjaliści" z kliniki, która odpowiadała za cały proces.
Feldman została przyjęta i jeszcze tego samego dnia pobrali jej 70 komórek jajowych. Być może na niektórych ta liczba nie zrobi większego wrażenia, ale to przerażające, do czego doprowadziła klinika. Feldman mówiono, że będą próbowali wyprodukować po 6 komórek w każdym jajniku. Nawet w Polsce kliniki leczenia niepłodności informują, że w trakcie całej procedury pobiera się maksymalnie 20 komórek.
Feldman jest zdania, że klinika celowo doprowadziła do hiperstymulacji jajników. W Stanach w tamtym czasie nie istniały prawne regulacje tej procedury, a kliniki mogły żerować na organizmach - często zdesperowanych - kobiet. Feldman pisze wprost: "byłam królikiem doświadczalnym w eksperymencie".
Za oddanie komórek jajowych dostała czek opiewający na 10 tys. dolarów. Zaproszono ją też do... powtórzenia procedury za dwa miesiące.
"Moje ciało już nigdy nie będzie takie samo, co potwierdzili później liczni lekarze w Europie. Ale chociaż ich przerażone spojrzenia przypominały mi o upokorzeniu i poniżeniu, jakich doświadczyłam, pamiętałam też, że jestem gotowa poświęcić się i cierpieć, byle tylko przetrwać" - pisze.
Religijna banitka
"Unorthodox" to historia o tym, jak przetrwać, gdy całe życie spędziło się w społeczności totalnie odciętej od świata, jaki my znamy. Ale też o tym, jak odnaleźć prawdę o swojej przeszłości i przeszłości rodziny. Feldman opisuje krok po kroku, jak wyglądało jej życie po ucieczce od chasydów. Jest o tym, jak ledwo wiązała koniec z końcem, ale też o tym, jak kompletnie odmieniło się jej życie, gdy wydano "Unorthodox".
"Wujkowie i kuzyni, z którymi w dzieciństwie nie miałam żadnego kontaktu, nagle pisali do mnie listy, w których namawiali mnie do samobójstwa. Przestałam jeść i spać" - zdradza.
By odzyskać wolność, Deborah nie tylko musiała poradzić sobie z procesem rozwodowym. Wyruszyła w podróż po Europie, by dowiedzieć się prawdy o przeszłości swojej rodziny, a w szczególności babci, która przeżyła tortury obozu Bergen-Belsen.
Gdy pisano scenariusz "Unorthodox" dla Netfliksa, Feldman nie chciała, by pokazano jej prawdziwe doświadczenia. Z bohaterką serialu łączy ją jedynie to, że obie ostatecznie trafiają do Berlina. Feldman w wywiadach komentowała, że nie chciała się tak wystawiać opinii publicznej i tę część jej życia zachować dla siebie. A jednak. "Exodus" tym bardziej powinien zafascynować tych, których poruszyła serialowa historia.
Książka "Exodus. Księga wyjścia" ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Poradnia K.