Trwa ładowanie...
fragment
11-04-2014 20:19

Trylogia Cole'ów 1. Medicus

Trylogia Cole'ów 1. MedicusŹródło: Inne
d3g9nzu
d3g9nzu

Część pierwsza Chłopak Balwierza

Diabeł w Londynie

Były to ostatnie bezpieczne i beztroskie chwile dzieciństwa Roba, on jednak w swojej nieświadomości uważał obowiązek pilnowania ojcowskiego domu, braci i siostry za dopust Boży. Tak wczesną wiosną słońce stało jeszcze na tyle nisko, że ciepłymi liźnięciami sięgało pod okap strzechy, Rob więc rozsiadł się na pochyłym szorstkim kamieniu przed drzwiami od ulicy i z lubością się wygrzewał. Ulicą Cieśli zbliżała się jakaś kobieta, ostrożnie stawiając stopy między wybojami w bruku. Bruk wymagał naprawy, tak samo jak większość nędznych wyrobniczych domków skleconych byle jak przez rzemieślników, którzy na życie zarabiali stawianiem porządnych domów dla ludzi bogatszych, cieszących się większym powodzeniem.

Rob miał do wyłuskania koszyk wczesnego groszku i jednocześnie starał się nie spuszczać z oka młodszego rodzeństwa, co pod nieobecność mamy było jego obowiązkiem. Sześcioletni William Stuart i czteroletnia Anne Mary grzebali się w ziemi przy domu, wśród chichotów oddając się swoim tajemniczym zabawom. Jonathan Carter, półtoraroczny malec, bełkotał z sytości leżąc na kożuszku, nakarmiony papką z chleba i poklepany po plecach, póki mu się nie odbiło. Siedmioletni Samuel Edward wymknął się Robowi. Sprytny Samuel zawsze umiał się wymigać od pomocy, toteż Rob rozglądał się za nim z oburzeniem. Łuskał strączki jeden po drugim, jak mama wydłubując groszek z woskowych dołków kciukiem, i nie przerwał swego zajęcia, gdy zobaczył, że ta kobieta zmierza prosto do niego. Mięsistą twarz miała jaskrawo wymalowaną, a sznurówka poplamionego stanika tak wysoko podnosiła jej piersi, że przy pewnych ruchach łyskały z niego uróżowane brodawki. Rob J. liczył sobie ledwie dziewięć lat, ale dziecko Londynu zawsze pozna ulicznicę.
- Hej tam, to dom Nathanaela Cole’a?

Przyjrzał się jej z niechęcią, gdyż nie pierwszy to raz ladacznica pukała do ich drzwi pytając o ojca.
- A kto pyta? - burknął, zadowolony, że ojciec wybrał się szukać pracy, a mama poszła odnieść hafty i może uniknąć kłopotliwego spotkania.
- Żona go potrzebuje. Od niej przychodzę.
- Co mówicie? Jak to: potrzebuje go?

d3g9nzu

Zręczne dziecinne palce przerwały łuskanie groszku.
Nierządnica przyjrzała mu się chłodno, po tonie jego głosu i zachowaniu zgadując, co o niej sądzi.
- To twoja matka?
Skinął głową twierdząco.
- Zaczęła ciężki poród. Jest w stajniach Egglestana przy Puddle Dock. Lepiej poszukaj ojca i mu powiedz - powiedziała i odeszła.
Rozejrzał się, nie wiedząc, co począć.
- Samuel! - zawołał, lecz przeklęty Samuel jak zwykle zapodział się nie wiadomo gdzie, Rob oderwał więc Williama i Anne Mary od zabawy. - Zajmij się małymi, Willum - przykazał, po czym zostawił dom i pobiegł ile sił w nogach.

Gdyby wierzyć bajarzom, których nie braknie nigdy, Anno Domini 1021, rok ósmej ciąży Agnes Cole, był rokiem szatana. Zaznaczył się uciążliwymi dla ludzi klęskami i potwornymi wybrykami natury. Poprzedzającej go jesieni straszne mrozy spętały rzeki i ścięły zbiory. Spadły deszcze, jakich nie bywało, a wskutek nagłej odwilży wysoka fala wtargnęła do Tamizy zmiatając mosty i domy. Spadały gwiazdy wlokąc za sobą błyskawice i pokazała się kometa. W lutym wyraźnie zatrzęsła się ziemia. Piorun utrącił szczyt krucyfiksu i powtarzano sobie po cichu, że Chrystus i jego święci posnęli. Podobno pewne źródło przez trzy dni tryskało krwią, a podróżni opowiadali, że w lasach i różnych tajemnych miejscach pokazuje się diabeł.

Agnes przykazała najstarszemu synowi, żeby nie dawał wiary tym bajdom, z troską jednak dodała, że gdyby Rob J. coś niezwykłego zobaczył albo usłyszał, ma uczynić znak krzyża. Ciężko się żyło bożemu ludowi tego roku, gdyż zbiory zawiodły i nastały ciężkie czasy. Nathanael przez cztery miesiące z górą nie zarobił ani pensa i zawdzięczał utrzymanie umiejętnościom żony, która pięknie haftowała.

Kiedy się pobierali, oboje byli chorzy z miłości i bardzo ufni w swoją przyszłość. Nathanael planował, że wzbogaci się jako przedsiębiorca budowlany, w cechu ciesielskim jednak awansowało się powoli i wszystko zależało od komisji egzaminacyjnych, które tak drobiazgowo oceniały każdy projekt, jakby był przeznaczony dla króla. Sześć lat był czeladnikiem, a dwakroć tyle towarzyszem stolarskim. Teraz powinien się już ubiegać o stopień mistrza ciesielskiego, niezbędny dla samodzielnego przedsiębiorcy. Aby jednak zostać mistrzem, trzeba było energii i pomyślnych czasów, on zaś nazbyt już utracił ducha, by się postarać.

d3g9nzu

Życie ich nadal uzależnione było od cechu, lecz teraz nawet londyński cech cieśli zawodził. Nathanael stawiał się co dzień rano w domu cechowym tylko po to, by się dowiedzieć, że żadnej pracy nie ma. Razem z innymi zrezygnowanymi towarzyszami szukał zatem pociechy w trunku, który zwali pimentem. Jeden z cieśli dostarczał miodu, inny przynosił korzenie, a w domu cechowym zawsze się znalazł dzban wina. Od żon innych cieśli Agnes wiedziała, że nierzadko jeden z nich wychodzi i sprowadza kobietę, której po pijanemu kolejno zażywają bezrobotni mężowie.

Pomimo wad Nathanaela Agnes nie potrafiła odsunąć go od siebie, gdyż wielkie czerpała upodobanie w rozkoszach ciała. Dbał o to, aby stale chodziła z brzuchem, i od nowa napychał ją dzieckiem, ledwie zdążyła wydać na świat poprzednie, a ilekroć zbliżał się jej czas, unikał domu. W ich życiu niemal dosłownie spełniły się ponure przepowiednie ojca Agnes, wygłoszone, kiedy już z Robem w brzuchu wychodziła za młodego cieślę, który się zjawił w Watford do pomocy przy budowie stodoły sąsiada. Ojciec winił za wszystko jej edukację, twierdząc, że nauka napełnia kobietę szaleństwem pożądliwości.

Jej ojciec był właścicielem niedużej zagrody, którą otrzymał od Ethelreda z Wessexu zamiast żołdu. Jako pierwszy z rodziny Kempów osiadł na roli. Walter Kemp oddał córkę na naukę w nadziei, że zapewni jej to małżeństwo z jakimś ziemianinem, ponieważ bogaci ziemianie przekonali się już, jak praktycznie jest mieć kogoś zaufanego, kto potrafi czytać i rachować, i że tym kimś może być żona. Goryczą napełnił go widok córki wychodzącej za mąż tak nisko i niewybrednie. Ale biedak nie mógł jej nawet wydziedziczyć. Ta odrobina, jaką posiadał, przeszła za zaległe podatki na Koronę, kiedy umarł.

d3g9nzu

Ambicje ojca ukształtowały jednak życie córki. Pięć najszczęśliwszych lat życia, jakie zapamiętała, były latami spędzonymi jako dziecko w szkole u zakonnic. Zakonnice nosiły szkarłatne buciki, biało-fioletowe habity i welony cienkie jak mgiełka. Nauczyły ją czytania i pisania, trochę łaciny niezbędnej do zrozumienia katechizmu, jak również kroju, szycia niewidocznym ściegiem i płaskiego haftu, tak eleganckiego, że był znany i poszukiwany we Francji jako haft angielski. "Fanaberie", których się nauczyła od zakonnic, teraz żywiły całą rodzinę.

Tego ranka poważnie się zastanawiała, nim wybrała się odnieść wykonane hafty. Czas jej się zbliżał i czuła się ciężka i niezdarna, lecz spiżarnia świeciła już pustkami. Trzeba było iść na targ Billingsgate, kupić mąki i kaszy, a na to potrzebowała pieniędzy należnych od mieszkającego w Southwark, na drugim brzegu rzeki, kupca handlującego haftami. Z małym zawiniątkiem w ręku ruszyła więc powoli przez Thames Street w stronę Mostu Londyńskiego.

Na Thames Street kłębił się jak zawsze tłum jucznych zwierząt i dokerów kursujących z towarem między przepastnymi składami a lasem masztów przy nabrzeżu. Gwar spadł na nią jak deszcz podczas suszy. Mimo wszystkich kłopotów wdzięczna była Nathanaelowi za to, że zabrał ją z Watford i zagrody.
Jakże kochała to miasto!
- Wracaj, psiajucho, oddaj pieniądze! Ale już! - wydzierała się wściekła przekupka na kogoś, kogo Agnes nie mogła dojrzeć.

d3g9nzu

Śmiech mieszał się z gwarem obcych języków, przekleństwa padały jak czułe zaklęcia. Mijała po drodze obszarpanych niewolników dźwigających na statki ciężkie gęsi żelaznej surówki. Psy obszczekiwały uginających się pod tym strasznym ciężarem biedaków, pot perlił się na ich ogolonych głowach. Wciągnęła w płuca czosnkowy odór bijący od nie mytych ciał i metaliczny zapach surówki, a następnie przyjemniejszą woń płynącą od wózka, przy którym jakiś człowiek zachwalał paszteciki z mięsem. Ślina napłynęła Agnes do ust, lecz miała w kieszeni tylko jednego miedziaka, w domu zaś głodne dzieci.

- Paszteciki słodkie jak grzech! - wołał sprzedawca. - Smaczne i gorące!
Baseny portowe pachniały rozgrzaną w słońcu żywicą i smołowaną liną. Idąc położyła rękę na brzuchu i poczuła ruchy dzieciaka pływającego w zawartym między jej biodrami oceanie. Na rogu gromada marynarzy z kwiatami przy czapkach śpiewała wesoło, a trzech muzykantów przygrywało im na piszczałce, bębenku i harfie. Kiedy ich mijała, zauważyła mężczyznę opartego o dziwaczny wóz z wymalowanymi znakami zodiaku. Mógł mieć jakieś czterdzieści lat. Zaczynały mu wypadać włosy, ciemnobrązowe jak i broda. Twarz miał ogorzałą, rysy miłe i byłby przystojniejszy od Nathanaela, gdyby nie tusza - nosił przed sobą brzuch równie pełny jak ona. Tusza owa nie była odpychająca, przeciwnie, rozbrajała, pociągała i mówiła patrzącemu: oto przyjazna, braterska dusza, aż nazbyt rozkochana w tym, co dobre w życiu. Niebieskie oczy iskrzyły się i błyszczały nie przynosząc ujmy uśmiechowi igrającemu na wargach.

- Śliczna pani, będziesz moją turkaweczką? - zapytał. Zaskoczył ją, rozejrzała się, ciekawa, do kogo mógł to powiedzieć, lecz nikogo prócz niej w pobliżu nie było.

d3g9nzu

- Ha!

Normalnie zmroziłaby hultaja jednym spojrzeniem, ażby mu w pięty poszło, ale miała poczucie humoru i spodobał się jej ten mężczyzna, który je też okazał, i to niemałe.
- Jesteśmy jak stworzeni dla siebie. Życie dałbym za was, moja pani˙ - zawołał za nią z zapałem.
- Nie ma potrzeby, już Chrystus to zrobił, mopanku - powiedziała.
Uniosła głowę, wyprostowała plecy i odeszła kołysząc się kusząco i dźwigając przed sobą potwornie wielkie, rozdęte dzieckiem brzuszysko. Zawtórowała mu śmiechem.
Dawno już żaden mężczyzna nie złożył jej hołdu jako kobiecie bodaj żartem, toteż po tej absurdalnej wymianie zdań Agnes w lepszym nastroju przepychała się dalej Thames Street. Wciąż uśmiechnięta zbliżała się już do Puddle Dock, gdy chwyciły ją bóle.
- Matko miłosierna... - wyszeptała.

Ból szarpnął znowu, zaczynając się w podbrzuszu, lecz ogarnął wnet umysł i całe ciało. Nogi się pod nią ugięły. Gdy osunęła się na bruk, pękł worek z wodami.
- Na pomoc! - zawołała. - Niech mi ktoś pomoże!
Natychmiast zebrała się londyńska gawiedź żądna widowiska i zewsząd otoczyły Agnes ludzkie nogi. Przez mgłę bólu dojrzała krąg ciekawych twarzy.
Jęknęła.
- Odsuńcie się, psubraty! - warknął parobek rozwożący piwo. - Kobieta nie ma czym oddychać. I dajcie ludziom zarobić na chleb powszedni. Zabierzcie ją z ulicy, bo wozy nie przejadą!
Zanieśli ją gdzieś, gdzie było ciemno, chłodno i mocno śmierdziało nawozem. Zanim się tam znalazła, ktoś zdążył się ulotnić z jej haftami. W głębi tego mroku poruszały się jakieś wielkie kształty. Gdzieś o deskę stuknęło kopyto budząc wyraźne echo i rozległo się głośne rżenie.
- Co to? Hola, nie możecie jej tu wnosić - oznajmił kłótliwy głos. Należał do zrzędnego człowieczka ze sterczącym brzuchem i szczerbatą gębą. Agnes poznała Geoffa Egglestana i pojęła, że jest w jego stajniach. Rok temu z okładem Nathanael przestawił w nich kilka boksów i do tego się teraz odwołała.
- Mości Egglestan - powiedziała słabym głosem - jestem Agnes Cole, żona tego cieśli, co go pan dobrze zna.

d3g9nzu

Wydało jej się, że dojrzała na jego twarzy błysk niechętnego rozpoznania i kwaśną świadomość, że nie może jej wyrzucić. Ludzie tłoczyli się za nim z oczyma błyszczącymi ciekawością.
- Proszę... - wydyszała Agnes. - Niech się ktoś zlituje i sprowadzi mojego męża.
- Nie mogę zostawić stajni - burknął Egglestan. - Musi iść kto inny.
Nikt się nie poruszył i nie odezwał.
Ręka Agnes powędrowała do kieszeni w poszukiwaniu monety.
- Proszę... - powtórzyła wyjmując pieniążek.
- Spełnię chrześcijański obowiązek - od razu powiedziała jakaś kobieta, niewątpliwie ulicznica. Jej palce zacisnęły się na monecie jak szpony.

Ból był nie do zniesienia, jakiś nowy i inny. Do silnych skurczów Agnes przywykła, po dwóch pierwszych jej porody nie były zbyt trudne, gdyż spowodowały rozstąpienie się kości. Przed i po urodzeniu Anne Mary miewała poronienia, zarówno jednak Jonathan, jak i dziewczynka po odejściu wód wyszli z niej z łatwością, jak śliskie ziarenka spomiędzy palców. Takiego bólu jak ten nie zaznała przy żadnym ze swoich pięciu porodów.

Święta Agnieszko, pomodliła się w drętwym milczeniu, święta Agnieszko, wspomożycielko jagniąt, zmiłuj się nade mną.
Zawsze podczas porodu modliła się do swojej patronki i święta Agnieszka przychodziła jej z pomocą, ale tym razem Agnes nie czuła nic poza nieustającym bólem i dzieckiem tkwiącym w niej jak wielki szpunt.

Tymczasem jej urywane krzyki przyciągnęły uwagę przechodzącej babki położnej, dobrze podchmielonej staruchy, i ona to klnąc przepędziła ze stajni gapiów. Podeszła do Agnes i przyjrzała się jej z niesmakiem.
- Te diabelne chłopy ułożyły cię w gnoju - mruknęła.
Nie miało sensu przenoszenie jej na inne miejsce, gdyż wszędzie było tak samo. Babka zadarła spódnice Agnes powyżej pasa, przecięła na niej bieliznę, odgarnęła zgnojoną słomę sprzed otwartego sromu i wytarła ręce o brudny fartuch.
Z kieszeni wydobyła naczynie ze smalcem pociemniałym już od krwi i śluzu innych kobiet. Zaczerpnąwszy trochę zjełczałego tłuszczu, ruchami jak przy myciu nasmarowała dłonie i wsunęła najpierw dwa, potem trzy palce, a na koniec całą dłoń w rozwartą pochwę rodzącej, która wyła już jak zwierzę.

- Jeszcze nie tak będzie bolało, moja pani - orzekła po chwili, smarując sobie ramiona aż do łokci. - To niebożę mogłoby się ugryźć w piętę, gdyby chciało. Wyłazi rzycią naprzód.

d3g9nzu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3g9nzu

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj