Tortury w XXI wieku
Wydawać by się mogło, że wraz z końcem XX wieku idea tortur została raz na zawsze porzucona, a cywilizowany świat przezwyciężył barbarzyńskie zwyczaje z przeszłości. Ale po wydarzeniach z 11 września kwestia ta niespodziewanie powróciła do łask, stając się tematem licznych debat i dyskusji, trwających zresztą do dzisiaj. Czy można je stosować w uzasadnionych przypadkach? Jaką przyjmują dziś formę? Czy w obliczu wojny z terroryzmem tortury są wyborem mniejszego zła? Co z godnością jednostki oraz zdrowiem i życiem niewinnych? Prawnicy, etycy, publicyści i filozofowie wciąż spierają się w powyższych kwestiach, a łatwego porozumienia nadal nie widać.
Tortury w XXI wieku
Prawnicy, etycy, publicyści i filozofowie wciąż spierają się w powyższych kwestiach, a łatwego porozumienia nadal nie widać.
W książce Sebastiana Sykuny, zatytułowanej po prostu "Tortury w XXI wieku", autor nie szuka gotowych rozwiązań ani nie stawia się w roli wielkiego moralisty. Przybliża raczej dotychczasowy dyskurs, zwracając uwagę na najważniejsze jego wątki, a przy tym przedstawiając najbardziej reprezentatywne dla niego przykłady ze Stanów i reszty świata.
"Tortury w XXI wieku" to pierwsza w polskiej literaturze próba kompleksowego przedstawienia i analizy współczesnej dyskusji na ten temat. I choć autor przywołuje różne przypadki, zawsze towarzyszy im to samo pytanie: czy możliwe jest dziś stosowanie tortur w imieniu prawa?
Tortury a terroryzm
Za punkt przełomowy w dzisiejszej dyskusji o torturach Sykuna uznaje zamachy z 11 września dokonane przez terrorystów z Al Kaidy. W Stanach Zjednoczonych, kojarzonych dotąd z wolnością, demokracją i postępem, rozgorzała na ten temat wielka dyskusja. Krótko po tragicznych wydarzeniach z Nowego Jorku i Waszyngtonu, w lokalnej prasie ukazał się artykuł, w którym autorka opisała test, jakiemu poddani zostali studenci na zajęciach z etyki. Uczestnicy mieli cztery możliwe odpowiedzi dotyczące reakcji na zamachy na World Trade Center i Pentagon: a) dokonać publicznej egzekucji organizatorów zamachu; b) sprowadzić i osądzić ich w USA; c) doprowadzić ich przed międzynarodowy trybunał; d) poddać ich torturom celem uzyskania wyjaśnień. Zdecydowana większość ankietowanych wybrała odpowiedzi a) i d), potwierdzając tym samym, że pierwszym odruchem są emocje. To one stanowią punkt wyjścia do debaty społecznej, która często idzie w parze z tą prowadzoną przez intelektualistów.
Publikacje, które pojawiły się w następnej kolejności - m.in. "Czas pomyśleć o torturach" w "Newsweeku" czy "Droga do sprawiedliwości prowadzi przez tortury" - tylko utwierdzały amerykańskie społeczeństwo w przekonaniu, że ta metoda pozyskania informacji w pewnych sytuacjach nie powinna podlegać dyskusji etycznej. Ważniejszy stawał się argument o możliwości zapobiegnięcia podobnym wydarzeniom, z naciskiem na zamachy terrorystyczne, w przyszłości. Kontrargumenty amerykańskich filozofów i etyków, czy nawet przedstawicieli Kościoła, dotarły do opinii publicznej znacznie później, gdy idea tortur przestała być tylko teorią, a stała się praktyką.
Wyższa konieczność
Jeśli uznać, że dla Amerykanów punktem wyjścia do debaty na temat tortur były zamachy z 11 września i deklaracja amerykańskiego rządu dotycząca walki z terroryzmem, to już w Europie impulsem było wydarzenie skrajnie inne - Sykuna powołuje się tu na porwanie dla okupu, do którego doszło w niemieckim Frankfurcie.
W 2002 roku doszło tam do uprowadzenia i morderstwa jedenastoletniego chłopca. Policjanci prowadzący sprawę ujęli Magnusa Gäfgena - porywacza - w momencie, gdy podejmował okup, ale nie byli w stanie ustalić, co zrobił z chłopcem. Gdy kolejne przesłuchania nie przynosiły żadnego rezultatu, a Gäfgen grał ze śledczymi w kotka i myszkę, ciągle zmieniając wersje wydarzeń, rzucając podejrzenia na niewinne osoby, śledczy zadecydowali o powołaniu się na pozaprawną ideę wyższej konieczności. Nie wiedzieli wtedy jeszcze, że chłopiec nie żyje, liczyło się dla nich przede wszystkim jego dobro. Zagrozili oskarżonemu zadaniem dotkliwego bólu i gwałtem dokonanym przez jego współwięźniów w areszcie, co ostatecznie doprowadziło do załamania się przestępcy i wyjawienia przez niego szczegółów.
Później sprawa ujrzała światło dzienne, a oprócz procesu porywacza, ruszył też proces policjantów, oskarżonych o groźbę stosowania tortur. Społeczeństwo podzieliło się na trzy obozy - jedni domagali się przykładnego ukarania policjantów, inni usiłowali zrozumieć ich powody, pozostali zaś dowodzili, że były one wystarczające, by uznać działania śledczych za umotywowane wyższą koniecznością. To bezprecedensowe wydarzenie doprowadziło do ogólnoeuropejskiej debaty na temat możliwości stosowania tortur.
Ostatecznie mordercy wypłacono 3 tysiące euro odszkodowania.
Notatka Bybeego, czyli próba walki z definicją
W 2002 roku, po wydarzeniach z 11 września, doszło do drastycznej próby redefiniowania istoty tortur. Ujawniono wtedy udział doradców prawnych Białego Domu, Departamentu Obrony i Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych w próbie zakamuflowanej legalizacji tortur. Szczególnie kontrowersyjna okazała się notatka sygnowana przez Jaya S. Bybeego, znana dziś jako "Bybee Memo", która stawała w wyraźnej opozycji do definicji ustalonej w 1984 przez ONZ.
W ocenie prawnika bardziej właściwa miała być wąska definicja tortur, którymi miały być "tylko takie działania, które zagrażają życiu człowieka lub niosą ze sobą niebezpieczeństwo utraty przez niego organów". Wybuchł skandal, a przeciwnicy tego typu działań wskazywali na zagrożenie, które może nieść ze sobą błędne i odruchowe traktowanie nawet tak oczywistych i dotąd jasno zdefiniowanych pojęć, jak tortury. Towarzyszyła temu dodatkowa dyskusja, której uczestnicy zwracali uwagę jak trudny, a jednocześnie konieczny do doprecyzowania jest to termin.
Abu Ghraib
Jak się okazuje, rzeczywistość szybko dogoniła publiczną debatę i ewentualność stosowania tortur uczyniła faktem. Sykuna przypomina dwa istotne skandale tego typu. Pierwszy wybuchł w 2003, kiedy organizacja Amnesty International doniosła o przypadkach łamania praw człowieka przez amerykańskich żołnierzy w Iraku. Sprawa dotyczyła niesławnego więzienia Abu Ghraib, które za rządów Saddama Husajna uchodziło za miejsce kaźni więźniów politycznych. Gdy po inwazji na Irak placówkę przejęło amerykańskie wojsko, niewiele się pod tym względem zmieniło.
W wyniku ujawnionych dokumentów i zdjęć, ustalono, że w Abu Ghraib żołnierze dopuszczali się poniżania, tortur, gwałtów i zabójstw na irackich więźniach. Administracja prezydenta Busha uznała przypadek Abu Ghraib za pojedynczy incydent, niemający nic wspólnego z ogólnymi działaniami sił amerykański w Iraku. I choć bezpośrednio zamieszani żołnierze niskiego szczebla zostali za swe czyny osądzeni, reperkusje nie dotknęły żadnego z nadzorujących ich oficerów. Sprawa do dzisiaj budzi wiele niejasności i jest nieustannie przywoływana w publicznej debacie.
Guantanamo
Drugim przypadkiem przywołanym przez autora książki jest ten dotyczący amerykańskiego więzienia federalnego w Guantanamo na Kubie, gdzie przetrzymywani są jeńcy wojenni, przede wszystkim związani z Al Kaidą i arabskimi grupami terrorystycznymi.
W 2004 placówkę skontrolował Czerwony Krzyż, dopatrując się kilku istotnych uchybień. W specjalnym raporcie, który potem wyciekł do prasy, eksperci zwrócili uwagę, że więźniowie poddawani są wymyślnym torturom - są wystawiani na działanie ekstremalnych temperatur, zmuszani do pozostawania w jednej pozycji przez wiele godzin, zastraszani, bici, zostawiani w ciemnych pomieszczeniach na dobę lub dłużej. Amerykański rząd początkowo wyparł się opisanych praktyk, ale gdy sprawa nabrała rozgłosu, nie schodząc przez kolejne miesiące z prasowych czołówek, część z zarzutów została potwierdzona.
Sprawa do dzisiaj nie została jednak właściwie rozstrzygnięta, a metody stosowane w Guantanamo podlegają zarówno ostrym atakom ze strony obrońców praw człowieka, jak i pochwałom ze strony zwykłych obywateli, którzy ten rodzaj prewencji wobec terrorystów coraz częściej uznają za niezbędny dla ich własnego poczucia bezpieczeństwa.
Zło konieczne?
Co takiego jest w torturach, że budzą wciąż tyle emocji? - zastanawia się Sykuna jednocześnie podsuwając najbardziej oczywiste rozwiązanie. To ból, a w konsekwencji także przekroczenie względem torturowanego pewnej psychicznej granicy, czyni całe zagadnienie tak chętnie dyskutowanym. Czy cywilizowany człowiek ma prawo do gwałtu na godności ludzkiej, będącej zaprzeczeniem idei człowieczeństwa? Nawet w imię ważniejszej idei, słuszniejszej sprawy czy dobra większości? "O ile zadanie śmierci drugiej osobie może czasami łączyć się z utratą godności przez sprawcę, o tyle torturowanie zawsze prowadzi do upokorzenia zarówno ofiary, jak i kata". - pisał John Perry. Istotnym problemem okazuje się to, że współczesne prawo nie doprecyzowuje idei tortur na tyle, by nie wchodziły one w konflikt z obyczajowością, religią, ekonomią, polityką, ekologią czy nawet postępem naukowo-technicznym. To skomplikowana kwestia moralna, która podlega indywidualnej ocenie. Ta zaś traktowana jest dziś bardzo różnie.
Piotr Pluciński