Trwa ładowanie...

Weszła i ugięły się pod nią nogi. Na łóżku leżała zmarła babcia

Relacje z rodzicami wpływają się na jakość całego życia. - Aldona, choć ma już wnuki, cały czas nie potrafi rozwiązać problemu z matką. I nie jest w tym odosobniona - mówi psychoterapeuta Robert Rutkowski, współautor książki "Toksyczna matka". Tymczasem do pewnych emocji należy wrócić, by raz na zawsze się z nimi rozstać. O tym jest ten tekst.

Popełniłam w stosunku do moich dzieci te same błędy, które moja matka popełniła wobec mniePopełniłam w stosunku do moich dzieci te same błędy, które moja matka popełniła wobec mnieŹródło: 123RF
d32opwj
d32opwj

Poniższe fragmenty pochodzą z książki Ireny Stanisławskiej i Roberta Rutkowskiego pt. "Toksyczna Matka". Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Muza 21 kwietnia.

Aldona, lat 62

Bardzo długo się zastanawiałam, dlaczego na wszystkich moich zdjęciach z dzieciństwa jestem smutna. Nawet jeśli się uśmiecham, to widać, że na siłę, że nie ma we mnie radości. I nie mogłam znaleźć tego przyczyny. Odkryłam ją po latach, kiedy już byłam aktorką. Bardzo często mówiono mi (a szczególnie gdy grałam w filmie): "Uśmiechnij się. Dlaczego jesteś taka smutna?". Wydawało mi się, że w środku jestem rozluźniona, więc dlaczego nie widać tego na zewnątrz? Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Nie potrafię ukrywać emocji i natychmiast widać je na mojej twarzy, więc doszłam do wniosku, że muszę mieć ten smutek w środku. Tylko ja go w ogóle nie diagnozuję! To jest tak permanentny stan, że już nie zdaję sobie z niego sprawy.

Różne rzeczy robiłam, żeby dojść do tego, skąd się bierze: i Totalna Biologia, i "Recall Healing"… I nic, jak było, tak jest. Nie dotarliśmy do przyczyny. Do czego dotarłam sama? Kiedyś na lotnisku kupiłam książkę psychologiczną. Przeczytałam w niej rozdział o smutku i zrozumiałam. Smutek jest ogonem złości. Ale jakiej złości? Złości niewyrażonej. Złości, która nie doznała ekspresji.

d32opwj

Całe życie podlegałam krytyce ze strony matki: stale byłam nie taka, jak trzeba, stale musiałam się poprawić, stale musiałam coś zrobić, stale były mi stawiane warunki. A jednocześnie nie wysłuchiwano mnie, niczego mi nie tłumaczono. Moja matka w ogóle ze mną nie rozmawiała. Tak jak się rozmawia z dziećmi, tłumaczy im się świat, czyta książki… Nie mam w pamięci takich obrazów. Nie przypominam sobie również, żeby ktokolwiek się ze mną bawił. [...]

Zobacz: Święta Wielkanocne. Robert Rutkowski: Zatęsknimy za tymi, których nie znosimy

Pamiętam, jak stałyśmy w kolejce do sklepu. Kolejki w tamtych latach były długie. Przez cały czas milczałyśmy, a jak tylko się odezwałam, zaczynała na mnie krzyczeć: "Cicho bądź, bo zapomnę, co mam kupić!". Więc cicho stałam. Cały czas byłam cicho. Kiedyś się zorientowałam, że głównym hasłem, na które reaguję jak pies Pawłowa, jest: "Cicho siedź!". Bardzo często, nawet jeszcze teraz, gdy w rozmowie telefonicznej nie zgadzam się z czymś z moją mamą, ona mówi: "No, skończ już!", i ja kończę!

Więc nie rozmawiałyśmy o niczym i w tej kolejce, i w ogóle. W czwartej klasie szkoły podstawowej zginęła pod kołami tramwaju moja najlepsza przy­jaciółka, z którą siedziałam w ławce. Zginęła po południu. Następnego dnia rano mój ojciec powiedział: "Kaśka umarła". I na tym się skończyła rozmowa. I poszłam do szkoły. A kiedy z wzorowej uczennicy, którą byłam, spadłam na jedno z końcowych miejsc w klasie, w domu nikt się tym nie zainteresował. [...]

d32opwj

Nigdy nie miałam żadnych pytań do rodziców. Żyłam obok nich jak jakiś oddzielny byt. Byłam przyzwyczajona do tego, że ze wszystkim jestem sama, i to było okropne. Nie mogłam powiedzieć, że jest mi źle, że czegoś nie lubię. "Nie lubisz kaszy gryczanej, nie lubisz zrazów?! Nie ma 'nie lubię'! Wszystko trzeba jeść!". "Dlaczego płaczesz?! Tylko głupi ludzie płaczą, gdy robią im zastrzyk!". Mnie nie wolno było płakać. [...]

Rodzice przekazują swoim dzieciom jakieś wartości: mówią, co można robić, a czego nie można. U mnie takich rozmów w ogóle nie było. Od rodziców słyszałam tylko, że jestem gapa, ofiara. Że jestem idiotka, debilka i ośle uszy. Te słowa ot tak wypływały im z ust.

To, co jeszcze było tak bardzo wyniszczające, to agresja – cokolwiek powiesz, cokolwiek zrobisz, dostaniesz w łeb: "To ty tego nie wiesz?! To ty tego nie umiesz?!". W podstawówce śpiewałam w chórze. Zaczynałam śpiewać coś w domu, a moja mama, była chórzystka filharmonii, natychmiast dawała mi reprymendę: "Co tak ściskasz gardło?!". I koniec. Po moim śpiewie. Można powiedzieć, że byłam nadwrażliwa, ale jeśli nie doświadczasz ciepła ze strony matki, to każda jej uwaga jest dewastująca. [...]

Wyobraź sobie małe dziecko, które w nikim, w nikim, nie ma wsparcia. W nikim. 123RF
Wyobraź sobie małe dziecko, które w nikim, w nikim, nie ma wsparcia. W nikim.Źródło: 123RF

A jednocześnie z pewnością moi rodzice mnie kochali. Kiedy wychowawca miał do mnie jakieś głupie uwagi, to trzymali moją stronę. Ale na co dzień wpychali mnie w poczucie niskiej wartości i krytykowali, co było dla mnie dewastujące.

d32opwj

W podstawówce tańczyłam w znanym zespole ludowym. Zaczęłam wykonywać partie solowe. Naprawdę byłam najlepsza. [...] Mojej matki w szatni nie było nigdy. A na występ często przychodziła spóźniona. To było strasznie przykre. Miałam dojmujące poczucie osamotnienia. Musieli się mną zajmować obcy ludzie, którzy najpierw wypindrzyli swoje dziecko.

Kiedyś zaczęła mi puchnąć noga i po prostu z dnia na dzień zabrano mnie z tego zespołu, nic mi nie tłumacząc. A to było moje życie! Do dziś pamiętam ten cudowny czas, gdy siedzieliśmy przy pianinie i razem śpiewaliśmy.

Gdy zmarła moja babcia, też nikt ze mną o tym nie rozmawiał. Ojciec przyjechał do szkoły, powiedział, że babcia zmarła, i pojechał. Kiedy babcia zachorowała na nowotwór i wyszła ze szpitala, rodzice wzięli ją do siebie, mimo że ona i mój ojciec ze sobą nie rozmawiali. Babcia nie chciała, żeby moja mama wychodziła za mojego ojca (nawet na ślub nie przyszła), więc nie odzywała się do niego przez całe życie, również wtedy, kiedy była u nas w domu i stawała się coraz bardziej chora.

Gdy zmarła moja babcia, też nikt ze mną o tym nie rozmawiał. Ojciec przyjechał do szkoły, powiedział, że babcia zmarła, i pojechał. Pexels
Gdy zmarła moja babcia, też nikt ze mną o tym nie rozmawiał. Ojciec przyjechał do szkoły, powiedział, że babcia zmarła, i pojechał.Źródło: Pexels, fot: Anna Shvets

Rodzice mieszkali w dużym pokoju, a ja z babcią w moim. Ona spała na moim łóżku, a ja na polowym. Póki jeszcze miała siłę, prowadziła dom, gotowała obiady. To był jeden jedyny czas, pół roku, kiedy wracałam do domu i było w nim ciepło, był obiad i nie było pusto. Nie czuło się tej zimnej, przejmującej samotności. No ale babcia umierała. To było okropne. Pamiętam, jak leżała półprzytomna na moim łóżku i wołała moją mamę: "Renata! Renata!". A mama siedziała w kuchni i nie reagowała.

d32opwj

W trudnych chwilach rodzina zwykle trzyma się razem, ale kiedy babcia zmarła, rodzice nie zaproponowali, żebym spała u nich w pokoju, tylko wysłali mnie do znajomych. Kazali mi pójść do mojego pokoju i zabrać piżamę, jakieś rzeczy do szkoły na następny dzień. Weszłam i ugięły się pode mną nogi.

Na moim łóżku leżała moja martwa babcia. Starałam się na nią nie patrzeć… Ku***! Wzięłam rzeczy z szafki i wyleciałam z pokoju… Straszne… I nikt ze mną nie rozmawiał o śmierci, o mojej babci... O czymkolwiek. Wysłano mnie do znajomych... Nie tłumaczono mi świata. Nie rozmawiano. Ja czułam się jak takie niepotrzebne coś. Które najlepiej żeby siedziało cicho i samo się sobą zajęło. Nie przeszkadzało. [...]

Wyprowadzając się z domu, wiedziałam, że moje dzieciństwo było beznadziejne, i przyrzekłam sobie, że wezmę zeszyt i spiszę wszystko, co muszę zmienić, żeby mając dzieci, przypadkiem nie popełnić tych samych błędów co moja matka. Nigdy tego nie zrobiłam. Nigdy. Zawsze mi się wydawało, że jeszcze pamiętam. A gdy już miałam swoje dzieci, okazało się, że nie pamiętam, i powtórzyłam wszystkie błędy mojej matki. [...]

Robert Rutkowski – certyfikowany psychoterapeuta, wykładowca akademicki i pedagog. Pomaga ludziom walczącym z uzależnieniami zarówno od substancji, jak i zachowań.  Współautor książek: "Oswoić narkomana" i "Pułapki przyjemności" i "Toksyczna matka" napisanych z Ireną A. Stanisławską. Materiały prasowe
Robert Rutkowski – certyfikowany psychoterapeuta, wykładowca akademicki i pedagog. Pomaga ludziom walczącym z uzależnieniami zarówno od substancji, jak i zachowań. Współautor książek: "Oswoić narkomana" i "Pułapki przyjemności" i "Toksyczna matka" napisanych z Ireną A. Stanisławską.Źródło: Materiały prasowe

Matczyna miłość

Rozmawiałam wczoraj z Aldoną – bohaterką jednej z opowieści. Spytałam, jak jej idzie praca nad autoryzacją tekstu. Usłyszałam, że ma z tym problem, że to strasznie trudne emocjonalnie. Przy okazji opowiedziała mi o swojej ostatniej rozmowie telefonicznej z matką. Zadzwoniła do niej i poprosiła: "Mamo, czy możesz powiedzieć o mnie coś dobrego?". Matka na to: "Ale o co ci chodzi? Mam ci jakieś banały mówić, że cię kocham?!". "Nie. Powiedz mi, co robię dobrze". I padła odpowiedź: "No tak od razu to ci nie powiem. Musiałabym się zastanowić".

d32opwj

Bardzo smutne. Możemy osiągać niezwykłe sukcesy: być wybitnymi sportowcami, aktorami, politykami, naukowcami, a cały czas w kąciku będziemy się kiwać niczym sierota i łkając, błagać matkę, często już nieżyjącą, żeby nas obdarzyła uczuciem. A przecież nawet będąc zwykłymi, szarymi ludźmi, bez sukcesów i jakichkolwiek osiągnięć, moglibyśmy czuć się szczęśliwi i spełnieni, gdybyśmy doświadczyli rodzicielskiej miłości.

Szczególnie matka powinna mieć świadomość, że dziecko należy kochać bezwarunkowo. Nie ma miłości nieokazywanej. Muszą pojawić się gesty, słowa, czynności, które potwierdzą dziecku, że jest akceptowane bez względu na wszystko - nawet jeśli będzie nieudacznikiem czy przestępcą. Bo wejść na drogę uczciwości można tylko będąc przepełnionym miłością. Dlaczego tak wielu więźniów w czasie odbywania kary zwraca się w kierunku wiary, Boga? Bo tam jest miłość do każdego grzesznika, a potrzeba odczuwania miłości jest w każdym z nas aż do śmierci.

Aldona, choć już jest dojrzałą kobietą, ma wnuki, cały czas nie potrafi rozwiązać swojego problemu z matką. I nie jest w tym odosobniona.

d32opwj

W moim odczuciu córki nie potrafią rozwiązywać swoich problemów z matkami głównie ze względu na to, że są do nich silnie przywiązane – uczuciem wstydu, poczuciem winy, niespełnienia bądź niską samooceną. W dzieciństwie uważały matkę za boga, choć była niedoskonała, mimo że swoim postępowaniem nie zbudowała w nich poczucia własnej wartości, nie nauczyła ich szacunku do samych siebie, i teraz, choć są już dojrzałymi kobietami, matka nadal jest dla nich boską figurą. [...]

Jeżeli córka czy syn nie dostali od matki miłości, to resztę życia, całkowicie nieświadomie, poświęcą na to, żeby na miłość zasłużyć. To pierwotne niezaspokojenie przeniosą na wszystkie związki z ludźmi – w sferach seksualnej, zawodowej, towarzyskiej.

U tych osób trudniej działają hamulce emocjonalne. Nie będą one potrafiły działać w sposób dla siebie najkorzystniejszy. Kompasem wskazującym kierunek działania zawsze będą dla nich dobro i wygoda innych ludzi. Niektóre osoby będą działać w sposób autodestrukcyjny. Niedoświadczenie szacunku i miłości jest paliwem dla pracoholików, narkomanów, alkoholików, hazardzistów i innych uciekających od samych siebie.

Irena Stanisławska i Robert Rutkowski, "Toksyczna Matka", Wydawnictwo Muza, kwiecień 2021 Materiały prasowe
Irena Stanisławska i Robert Rutkowski, "Toksyczna Matka", Wydawnictwo Muza, kwiecień 2021Źródło: Materiały prasowe

Szacunek i miłość do dziecka nie mogą być warunkowane. Mamy niezbywalne prawo doświadczenia od naszych rodziców poczucia akceptacji. Ale jeśli matka nie potrafiła mądrze kochać wtedy, kiedy byliśmy słodkim maleństwem, to nie ma żadnej nadziei, że pokocha nas w taki sposób, gdy będziemy dorosłymi ludźmi. To już się nigdy nie stanie. I musimy do końca życia jakoś sobie radzić z tym przetrąceniem. W najlepszym wypadku uczestnicząc w różnego rodzaju terapiach lub angażując się w najprzeróżniejsze działania, zajmujące nas na tyle skutecznie, że nadmiarowy ból istnienia, będący zgniłym owocem przetrąconego poczucia własnej wartości wyniesionego z dzieciństwa, zostanie przykryty gęstym sosem bodźców – produktem nad­aktywności.

Takie działania mogą być pozornie bardzo atrakcyjne – na przykład wspinanie się po szczeblach kariery zawodowej bez chwili refleksji nad sensem tego pędu, ślepe zdobywanie rekordów sportowych czy bezrefleksyjne angażowanie się w różnego rodzaju niebezpieczne idee społeczne, politykę czy różne mętne ideologicznie ruchy. Osiąganie sukcesów bywa wówczas bardzo nęcące, ale pozostaje uciekaniem od samego siebie. Dużo bardziej niebezpieczna jest ucieczka w substancje psychoaktywne lub uzależnienia behawioralne, takie jak: hazard, seksoholizm, zakupo­holizm czy bigoreksja.

A zatem osoby, które nie doświadczyły miłości matki, będą szukać w życiu jakiejś protezy, która poz­woli im przetrwać na powierzchni (bardzo trudnego) życia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d32opwj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d32opwj