To nie jest zwykła wojna
”30 sekund – tyle trwała nadzieja na miłość. Od tamtej pory wszystko tylko bolało”, pisze Kubryńska w swojej nowej książce. I pyta dlaczego pozwalamy na przekraczanie naszych granic, seksizm, spychanie nas na margines świata. Kobiety są jego gorszym sortem. Są na wojnie. Wciska się nam tarczę z napisem ”Wzorowy uczeń”, a potem grzecznie zgadzamy się, by rządzili nami mężczyźni.
”30 sekund – tyle trwała nadzieja na miłość. Od tamtej pory wszystko tylko bolało”, pisze Kubryńska w swojej nowej książce. I pyta dlaczego pozwalamy na przekraczanie naszych granic, seksizm, spychanie nas na margines świata. Kobiety są jego gorszym sortem. Są na wojnie. Wciska się nam tarczę z napisem ”Wzorowy uczeń”, a potem grzecznie zgadzamy się, by rządzili nami mężczyźni.
Rachela Berkowska: Mocna ta twoja książka. Krystyna Janda napisała, że zwala z nóg. I zwala.
* *Sylwia Kubryńska: Sięgam po fakty, nie ubarwiam rzeczywistości. Wręcz odwrotnie. Czasem mam wrażenie, że powinnam ją łagodzić, bo jest nie do udźwignięcia. Krystyna Janda, mój autorytet, mówi, że ta książka, jest jak uderzenie obuchem w głowę. Ale czy to dobrze, że nasza rzeczywistość jest właśnie taka? Czuję lęk. O siebie, ale większy o swoją szesnastoletnią córkę. Żyjemy w kraju, w którym życie kobiet wygląda coraz gorzej. A do tego niektóre z nas są orędowniczkami patriarchatu.
Kobiety piszą do ciebie, dzielą się tym, jak wygląda ich życie?
Zaczęły pisać po ”Kobiecie (dość) doskonałej”. Po którymś kolejnym liście zaczęłam czuć, że branie na głowę ich problemów mnie przerasta. Sama leczyłam depresję. Nie mogłam im pomóc, ale nie mogłam też zostawić ich z niczym. Postanowiłam opowiedzieć te historie. I tak powstała książka ”30 sekund”. Niczego w niej nie wymyśliłam. To moje i ich życie splecione razem.
I ten pijany ojciec, który sadza Marię na kolanach kolegów. I obleśny sąsiad, który czai się na nią i obmacuje na klatce schodowej. I ksiądz, który nie daje rozgrzeszenia. Oni wszyscy są realni?
Tak, to może szokować. Ktoś powie, przerysowane. A jest złagodzone. Wszystkie moje książki takie są.
(img|744550|center)
Fot. Shutterstock
Pokazujesz opresyjny świat.
Zapytaj jakiejkolwiek kobiety, co czuje, kiedy wieczorem idzie sama ulicą i słyszy za sobą kroki? Czuje się bezpieczna, czy może przeszywa ją lęk? Porównałam ten stan, w którym żyjemy, do wojny. Nie możemy spokojnie i bez lęku wieczorem przejść się po ulicy, żeby nie odczuwać przerażenia. Nawet zwierzęta w dżungli respektują jakieś zasady, a tu jest wojna. Nie wiesz, czy nie zostaniesz wciągnięta do bramy, tylko dlatego, że jesteś kobietą. Widziałam ostatnio pokaz mody, w którym kobiety przechodziły po wybiegu w strojach, w jakich zostały zaatakowane i zgwałcone. Tam nie było krótkich spódniczek. A potem słucham, jak seksuolog z Białegostoku, doktor Boćkowski tłumaczy, że chłopak po prostu nie wytrzymuje, trzeba mu wybaczyć.
”Poszła z facetem na drinka lub spotkanie i potem jest zdziwiona, że doszło wbrew jej woli do stosunku”, cytuję pana Boćkowskiego.
To mi się nie mieści w głowie. To jakiś kosmos.
Mówisz o fizycznym gwałcie. Ale twoja książka jest też o gwałcie psychicznym, jakiego często doznajemy. O stygmacie, jaki wyciska na dziewczynkach tak zwane tradycyjne wychowanie.
Nie uczy się nas asertywności. Mówienia w różnych sytuacjach: Nie! Rzadko się zdarza, żeby młode dziewczyny po przeczytaniu mojej książki komentowały: ”To dla mnie obcy świat”. Te, które to robią, są jak promyk nadziei, bo chciałabym, żeby te książki przestały być aktualne. Na razie jedna powie - to nie mój świat, a 99 w tym świecie siedzi po uszy.
Bo tak wyglądał dom babki, matki, taka jest tradycja. Skoro kobiety same wybierają życie w patriarchacie i są z niego zadowolone, to może nie jest to aż taki problem?
Z jednej strony chcemy równouprawnienia, chcemy być traktowane tak samo jak mężczyźni. Nie mówię, że lepiej. Tak samo, a od małego powtarza się nam, że musimy być grzeczne. I to jest sprzeczność. Sama to przeszłam. W podstawówce byłam bardzo grzeczna. Co pół roku dumnie przypinałam odznakę wzorowego ucznia. I to było wszystko co z tego miałam, ta filcowa tarcza. Całe dobro. Bo żeby potem dojść do czegoś, musiałam wyrwać z siebie grzeczność. Przejść terapię, żeby przestać wiecznie się na wszystko zgadzać.
Raz brałam udział w uroczystym otwarciu szkoły. W korytarzu wieszano tablicę wzorowych uczniów. Podeszła do mnie dziennikarka.
– Zobacz, od góry do dołu same dziewczynki.
Kiwnęłam z dumą głową.
– A teraz spójrz na pierwszy rząd oficjeli, kto w nim siedzi?
Rozejrzałam się. Dyrektor, burmistrz, prezydent miasta, sami mężczyźni. Przez ileś lat odbierasz odznakę wzorowego ucznia, a potem twoim szefem jest facet. Kobieta dostaje kawałek filcu i laurkę, a facet uczy się walczyć o swoje życie i karierę. To jest właśnie złe wychowanie.
Obejrzyj też: Tarapaty
Do terapeuty nie trafia się, jak do cukierni. Często potrzebujemy, żeby ktoś nas popchnął w jego stronę. Ciebie ktoś popchnął?
Mama. W momencie, kiedy totalnie się załamałam.
Totalne załamanie jest wtedy, kiedy nie masz siły wstać rano z łóżka?
Nie miałam siły. Ciągle płakałam i miałam samobójcze myśli. Opisałam to w książce.
Twoja bohaterka chce się utopić, ale nie w rzece, bo brzydzi się glonów.
Też myślałam o tym, jak to zrobić najbardziej komfortowo. Bo mam swoje lęki. Nie utopiłabym się w morzu, ale myślałam: A może się powieszę? Zupełnie racjonalnie o tym myślałam.Dopóki to tylko myśl, która pojawia się, rozgrywa i znika, nie jest jeszcze źle. Ale kiedy zaczynasz wszystko organizować w głowie, to znaczy, że robi się niebezpiecznie. A ja poczułam, że tylko takie wyjście widzę. Nie miałam siły, żeby o siebie zawalczyć, zbuntować się. Chciałam odejść. I wtedy przyszedł taki ogromny żal. Bo rodzina, bo miałam plany, jest mi tego szkoda, a nie widzę wyjścia.
”Pójdę w góry, wybiorę trasę trudniejszą, niż powinienem. Wrócę, albo nie, pewnie nie”, tak mówił do mnie ukochany, a ja nie wiedziałam co robić. Twoja mama wiedziała.
Mam z nią trudną relację. W domu przez wiele lat czułam się osaczona. Nie potrafiłam postawić się ojcu.
Osaczona przez co?
Jego totalnością. Przez wiele lat narzucał swoje zdanie, wolę. Czułam przy nim, że się duszę, że umrę.Tamtego dnia, to było parę lat temu, tata był w domu. Dławiło mnie w gardle, nie mogłam oddychać. Wsiadłam na rower i uciekłam do lasu. Siedziałam tam i płakałam. Nie wyłączyłam komórki, zadzwoniła mama: ”Natychmiast idź do lekarza. Nie zastanawiaj się, warto, czy nie. Po prostu idź. Teraz!”. Tego samego dnia pojechałam do psychiatry. Pierwsze spotkanie przeryczałam. Zrozumiałam, że muszę sięgnąć po siebie prawdziwą. Odłożyć te wszystkie maski, które każdy z nas nosi przed światem. Terapeutka zapytała: ”Jakie masz emocje?” A ona były złe! Ale gdzieś we mnie siedziała też ciekawość tego, jaka jestem naprawdę, To mnie uratowało.
(img|744552|center)
Fot. Fotolia
Stanęłaś pod ścianą. Pamiętasz kiedy zaczęłaś iść w jej stronę?
Lecząc się dowiedziałam, że depresja, to niewykrzyczany ból z dzieciństwa. Moja zaczęła się w czwartej klasie podstawówki. Ta wczesna zamieniła się w fizyczny ból. Jako nastolatka cierpiałam na silne migreny. Kobiety są w stanie znieść wiele, a ja jestem wyjątkowo wytrzymała. Męczyłam się tak, dopóki nie trafiłam do szpitala, gdzie podano mi zastrzyk, po którym ból przeszedł. I w tym momencie wpadłam w tak wielką czarną dziurę, że natychmiast chciałam odzyskać go z powrotem.
Chciałaś odzyskać ból?
Bo bez niego pojawiała się wokół mnie, namacalna wręcz, czarna smoła. Wszyscy cierpią, wszyscy umrą, po co się męczyć, skoro finał będzie jeden? Napadały mnie straszne myśli. Aż w końcu nie miałam siły i wtedy nastąpiło totalne załamanie. Kiedy matka zarządziła - psychiatra, wyłączyłam myślenie.Przestałam się zastanawiać, czy lepiej się utopić, czy może wpaść pod samochód. Pojechałam po pomoc. Przyjęto mnie natychmiast.
Jak mierzył się z tym mąż?
Był dla mnie wsparciem. Ale wtedy, to matka zadziałała. Być może intuicyjnie wiedziała co robić. Różnimy się poglądami, właściwie w niczym się z nią nie zgadzam. Kiedy rozmawiamy ze sobą, bliscy wiedzą, że prędzej, czy później nastąpi awantura. A tu nie było z mojej strony cienia sprzeciwu, posłuchałam. Wierzę w siłę i mądrość więzi. Połączenie między matką, a córką, siostrami, rodzeństwem. Wyłącza się te kombinacje: czy warto, mogę jej zaufać, a może ona czegoś ode mnie chce?
Terapia, to coraz mniej wstydliwy temat. Oswajamy się z nim. Gołdap z ”30 sekund” wydarzyła się tobie?
Owszem. Drugie piętro w ośrodku zajęli ci z problemami z narządem ruchu, na trzecim mieszkaliśmy my, ”wariaci”. Patrzyłam na tych z dołu i myślałam - sporo z nich jest w kolejce na to wyższe piętro. Byłoby dobrze, żeby się tam pojawili. Nasze społeczeństwo jest chore na depresję, chorą ambicję, narcyzm, brak empatii. I nie potrafimy ze sobą rozmawiać.
Rozmowy na terapii są z tych trudniejszych. Obnażające.
Kiedy się tam pojawiłam, czułam, jakbym była na twardo zaszpachlowana cementem. Jakbym miała taką kartonowo-gipsowo obudowę. A ja chciałam mieć wewnętrzny kręgosłup, który byłby niczym pień mocnego drzewa. I byłam coraz bardziej ciekawa siebie – tej najważniejszej osoby w swoim życiu. Tego co zostanie, jak zacznę obierać się z kolejnych warstw.
Pisanie było częścią terapii?
Pierwsza książka pojawiła się na samym jej początku Dostałam propozycję z wydawnictwa. Miałam opublikować stare felietony. Najpierw się ucieszyłam, bo nie wymagało to wiele pracy. Ale kiedy zaczęłam je czytać, zrozumiałam, że nie o tym chcę opowiedzieć. Nie chcę się mądrzyć i mówić ludziom, jak mają żyć. Opowiem o sobie. O tym, jak wygląda moja droga. Jeśli ktoś taką książkę przeczyta i gdzieś tam odnajdzie siebie, to świetnie. Poczułam się wolna, to było oczyszczające,. Zaglądałam na bloga, sprawdzałam co miałam do powiedzenia pięć lat wcześniej. Wyciągnęłam pamiętniki z dzieciństwa. Pisałam od podstawówki, od tej trudnej czwartej klasy. To mnie prawdopodobnie uratowało.
Książkowa Marysia musi pokazywać swojemu chłopakowi pamiętniki. On wymaga, żeby nie miała przed nim żadnych tajemnic.
Miałam takiego chłopaka jak Mariusz z ”30 sekund”. Miałam mu pokazywać pamiętniki i całą korespondencję z koleżankami.
Nauczyłaś się o siebie walczyć ?
Pokazała mi, że mam siłę. Chętnie do niej sięgam. Stał za mną w kolejce facet i rzucał sprośne uwagi, niby w przestrzeń, do ekspedientki, w końcu bezpośrednio do mnie. Odwróciłam się, spojrzałam mu w oczy.
– Dlaczego pan do mnie tak mówi?
Nic nie odpowiedział. Skurczył się, wyszedł.
Kiedy podnosisz głowę, patrzysz komuś w oczy i zadajesz mu pytanie: Dlaczego coś robi, po co? Jest pozamiatane. Nic więcej nie musisz.
Trudno mi w to uwierzyć.
Mama nie wierzy, że to działa. U mnie działa. Jestem na plaży, obok hałaśliwa grupka. Wskakują do wody z głośnym: ”O, kurwa jaka zimna”. A obok bawią się dzieci, wtedy podchodzę i proszę, żeby nie przeklinali tak głośno, bo obok są dzieci, które nie chcą tego słyszeć. Nigdy nie spotkałam się z wrogą odpowiedzią. Wydaje mi się, że nie taki diabeł straszny. Można się dogadać, tylko zbyt często milczymy, boimy się konfrontacji. Każdy się czasem zapomina. Sama przecież przeklinam. Mama uważa, że mam szczęście, że w gębę jeszcze nie dostałam. Zwracam się do ludzi uprzejmie. Nie mówię: ”Pozamykajcie mordy”. Chcę się dogadać.
(img|744554|center)
Fot. Shutterstock
Jesteś aktywistką.
Nie jestem chyba wzorową uczestniczką wszystkich marszy. Ale do sąsiadki, która krzyczy na córkę pójdę i będę z nią rozmawiać. To przecież małe dziecko. Ja wiem, że wszyscy czasem się zapominamy, ale tak nie można. Staram się ją zrozumieć, że zmęczona, może samotna. A my prędzej powiemy: ”To ta z drugiego piętra, co mordę drze na dziecko”. Ale nie pójdziemy do niej. Jechałam niedawno pociągiem z kobietą i dwiema dziewczynkami. Szybko się zorientowałam, że jedna z nich jest niejadkiem, bo matka krzyczała: ”Nie zjadłaś tego obiadu?! Dobrze. Teraz nie dostaniesz nic do jedzenia. Mogę ci pokazać jak wyglądają dzieci z Afryki. Będziesz wyglądać tak samo”.
– Przepraszam, ale dlaczego pani mówi tej dziewczynce takie straszne rzeczy?
– Bo my mamy problem – rzuciła w moją stronę.
– Ale ten problem chyba nie zostanie w ten sposób rozwiązany.
I patrzę. Matka, oczy pełne łez. Dziewczynka zaczęła płakać. Zaczęłyśmy rozmawiać.
– Co lubisz? Na pewno coś lubisz – zapytałam małą.
Lubi buraczki, ale matce nic nie odpowie, bo jest przez nią zastraszona. Wiem, jak dziecko potrafi wkurwić. Ale wiem też kogo krzywdzi kobieta, która jest notorycznie wkurwiona. Siebie.Wściekłość uderza najmocniej właśnie w te wszystkie wrzeszczące. Zadają sobie ciosy, a kiedy już nie mogą, zaczynają płakać z bezradności. Bo kobieta ma nieustające wyrzuty sumienia, że zrobiła coś nie tak. Wszyscy jej mówią, że ma być idealna. I ona tego nie wytrzymuje.
Jak niby mamy sobie pomagać?
Co robimy z kobietą, która w depresji wyrzuca dziecko przez okno. Wyzywamy od najgorszych. Pierwsze co – lincz. Nie zastanawiamy się nad tym, że ona się strasznie długo mordowała. I stała w tym oknie czekając, aż ktoś jej pomoże. Możemy być dla siebie przyjaciółkami. Wspierać, a nie oceniać. Solidarność, to nasza siła. To jest ogromna siła, pięćdziesiąt procent społeczeństwa. A kobiety czują do siebie wrogość. Tak jak będziemy traktowały siebie nawzajem, tak będą nas traktowali inni. Nie podoba ci się jak odnosi się do ciebie teściowa? Nie pisz listu do redakcji, tylko powiedz to jej. Nasza premier jest kobietą. Mamy kobietę na najwyższym stanowisku władzy w Polsce. Może wszystko, a słucha się mężczyzny. Popiera ustawy, które są przeciwko kobietom.Krzywdzą je. Mam do niej o to żal. A ten obrazek znasz? Kobieta rodzi dziecko i nagle wszystkie wkoło niej mają coś do powiedzenia. Babka, że musi włożyć dziecku kapelusik, bo przecież je przeziębi. Ciotka zapyta z dezaprobatą: ”A dlaczego ty go jeszcze nie
sadzasz na nocnik?”. Albo skomentuje, że nie prasuje ubranek. Nie pomogą, ale oceniają.
A facet tego słucha i powtarza. Kiedy mąż cię pyta: ”Co na obiad?”, to nie znaczy, że masz się zrywać i zapieprzać do kuchni.
– Nie wiem co na obiad, czekam na twoją propozycję.
Czujesz, że jesteś zbiorową terapeutką? Cała Polska na kozetkę?
Ależ nie! Nie chcę, żeby ktokolwiek tak myślał. Dostaję listy od kobiet i w pierwszym odruchu czuję, że powinnam pomóc. Ale nie mogę, nie jestem terapeutką, lekarzem, prawnikiem. Mogę tylko pisać książki. I nie jest tak, że wszyscy potrzebujemy terapii. Spotykam ludzi poukładanych wewnętrznie, pogodzonych ze sobą. Ale uważam, że my kobiety musimy protestować, kiedy stykamy się z seksizmem.* Mamy wielką siłę, to my decydujemy, czy ten gatunek przetrwa.* Marzy mi się, żeby ruch kobiecy był tak widoczny, żeby się tego nie dało zamieść pod dywan. To nasz obowiązek.
Wiesz kto protestuje? Podobno tylko wściekłe feministki.
Ktoś mówiąc tak chce nam odebrać prawo głosu. Jeśli jesteś rozhisteryzowaną wariatką, to się ciebie nie słucha.
Mąż cię słucha? Za co go kochasz?
Nawet jak mnie nie rozumie, stara się to zrobić. To rzadkie. Kocham go za chęć walki o relację. To co zepsute chce naprawiać, a nie wyrzucać.
Jak sobie radzi z tym, że mieszka z gwiazdą?
Wie, że kiedy wracam ze spotkania, czuję się rozedrgana, Bo jestem takim izotopem rtęci. Wie, że muszę odtajać, zrobić trening z Ewą Chodakowską. Dzięki terapii, przestałam dostrzegać wieczną wrogość w ludziach. Rzadko się kłócimy. Mąż jest architektem, ma oko, spojrzy na okładkę, doradzi.
”30 sekund”, Sylwia Kubryńska, Czwarta Strona , Grupa Wydawnictwa Poznańskiego
(img|744555|center)
”30 sekund” jest bolesną książką. Nie rozmawiacie chyba tylko o tym, czy podoba mu się okładka?
Nie chcę go tymi historiami obarczać. Jak będzie chciał, to przeczyta.
Nie czytał? A wcześniejsze książki?
Nie mam prawa go zmuszać. Bo to nie są lekkie rzeczy, a on nie ma lekko ze mną. Nie ma idealnych kobiet, idealnych matek. Mówię do syna: ”Twoje problemy, może zagubienie, wynika z tego, że zrobiłam wiele błędów. Czasu nie cofnę, mogę cię przeprosić”. I to robię. Przepraszam córkę, kiedy się na coś uprę, chcę jej pokazać kto tu rządzi, kiedy nakrzyczę. KIlka lat temu powiedziałabym, że się z nimi nie potrafię dogadać, Teraz widzę, że oni nie mogli dogadać się ze mną. Byłam bezradna. Jestem sprawcza. Terapia, to nie jeden wyjazdowy turnus. Trwa końca życia. Nie zawsze jest przyjemna. Często bolesna. Ale dobrze mi z tym, że nie udaję, kiedy jest mi przykro i chce mi się płakać. Że coś sprawia mi przyjemność, kiedy nie sprawia. To jest wolność.