Teorie spiskowe są z nami od zawsze. Uruchamiają w ludziach najgorsze emocje
Lepiej mieć poczucie, że stałeś się ofiarą spisku, niż że po prostu przegrałeś - tak autorzy książki "Spisek. Czyli kto nam wszczepia czipy i inne popie***one teorie" o teoriach spiskowych wyjaśniają ich popularność. Ta zasada działa w przypadku Brexitu, porażki Trumpa w wyborach i w wielu innych sytuacjach.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Inwazja obcych właśnie się zaczęła. Dokąd chcecie uciekać?
Jonn Elledge, współautor książki: Ja z radością powitam naszych nowych panów z kosmosu. I mam tylko nadzieję, że pozwolą ludziom nadal prowadzić działalność wydawniczą.
Tom Phillips, współautor książki: Niestety mam graniczące z pewnością przypuszczenie, że tego nie przeżyję. We wszystkich apokaliptycznych scenariuszach okazuję się kompletnie nieprzydatnym członkiem grupy. Jestem tą osobą, którą zombie zagryzają w pierwszych dziesięciu minutach filmu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Edyta Górniak odleciała. Jej wypowiedzi wprawiają w osłupienie
Ale bądźmy poważni: czemu zdecydowaliście się poświęcić niezły kawałek swojego życia na badanie teorii spiskowych?
Jonn Elledge: Wygląda na to, że idealnie wstrzeliliśmy się w moment. W Wielkiej Brytanii zaczynamy właśnie odczuwać skutki Brexitu - wiele całkiem rozsądnych osób ma poczucie, że to efekt spisku. Tak jakby całe dekady antyeuropejskiej propagandy w mediach nie były wystarczającym wytłumaczeniem.
W okresie pandemii pojawiło się z kolei mnóstwo teorii dotyczących tego, skąd wziął się wirus, jakie są prawdziwe zamierzenia rządów i co mają z tym wspólnego maszty telefonii 5G. A kiedy pisaliśmy naszą książkę w Ameryce został zaatakowany Kapitol. Wygląda na to, że teorie spiskowe to dziś jedna z największych sił w polityce. Jeszcze 10-15 lat temu było zupełnie inaczej. I już samo to jest wystarczającym powodem, żeby się tym zająć.
Jak badaliście te zagadnienia? Musieliście się zapisać do jakiejś sekty albo stać się członkami tajnych stowarzyszeń?
Jonn Elledge: Aż tak to nie, ale musieliśmy się przebijać przez mnóstwo dziwnych stron internetowych i wertować naprawdę złowrogie książki o niemieckim postoświeceniowym konserwatyzmie. W którymś momencie jeden z nas zrobił wywiad ze znaczącym przedstawicielem płaskoziemców - okazał się bardzo miły, a co więcej - nie wszystkie jego argumenty były w oczywisty sposób pozbawione sensu.
Tom Phillips: Największy problem, który masz, kiedy badasz historię teorii spiskowych jest taki, że zaczynasz brzmieć, jakbyś sam był wyznawcą którejś z nich. Kończy się to tak, że wskazujesz wydarzenia, które miały miejsce w odstępie wielu wieków w różnych częściach świata i mówisz: "zobaczcie! to się wszystko łączy". I żeby była jasność: to się rzeczywiście łączy. Tylko, że nie za sprawą żadnego spisku.
Jak to się wszystko zaczęło? Jaka jest najstarsza teoria spiskowa, do której dotarliście?
Jonn Elledge: Najstarsza teoria spiskowa, o której piszemy w książce, to ta, którą rzymski dowódca Germanicus rozpowszechniał w 19 r. na temat swojej własnej śmierci. Umierał tak długo, że miał czas na rozsiewanie plotek na temat tego, kto go zabił. Ale ani przez moment nie miałem wątpliwości, że to nie może być pierwsza teoria spiskowa w ogóle.
A która z tych, które badaliście, okazała się najdziwniejsza?
Jonn Elledge: Moja ulubiona jest "hipoteza fantomowej ery", czyli idea, że 297 lat historii zostało całkowicie wymyślone przez Cesarstwo Rzymskie, Cesarstwo Bizantyjskie i papieża, i że czas pomiędzy rokiem 614 i 911 zupełnie nie istniał. To wyjaśnia, dlaczego pojawiła się epoka, którą zwykło się określać jako "ciemne wieki", co do którego jest mnóstwo luk w zapisach i dokumentach.
Nie ma np. prawie żadnych materiałów źródłowych dotyczących Anglii w V i VI wieku. Ale mamy przecież mnóstwo materiałów z tego czasu, pochodzących z Konstantynopola, Bliskiego Wschodu, Chin. Tylko kiedy jesteś Brytyjczykiem, Amerykaninem czy Francuzem, wydaje ci się nie do pomyślenia, że kraje na zachodzie Europy nie były wtedy w formie i znacznie łatwiej uwierzyć, że ten czas po prostu nie istniał.
Czemu ludzie w ogóle potrzebują teorii spiskowych? Co jest w nich tak pociągającego?
Jonn Elledge: Wygląda na to, że największą popularnością cieszą się w okresach ekonomicznej czy politycznej niestabilności. Mam wrażenie, że wyrastają z poczucia bezsilności. Jedni ludzie zwracają się wtedy w stronę wiary, inni angażują się w politykę, jeszcze inni szukają wyjaśnień w teoriach spiskowych. Te wszystkie strategie mają jeden punkt wspólny: potrzebę poczucia, że ktoś kontroluje sytuację i może sprawić, że będzie lepsza. Przy czym mniej przerażające jest życie w przekonaniu, że to źli ludzie kierują światem, niż - że nikt nie panuje nad tym, co się dzieje.
Czy teorie spiskowe mogą mieć jakieś pozytywne skutki społeczne? Dawać ludziom poczucie bezpieczeństwa?
Jonn Elledge: To ostatnie - na pewno. Przyczyną, dla której tak wiele osób w Wielkiej Brytanii, które sprzeciwiały się Brexitowi, sięgnęło po tego typu teorie, był fakt, że lepiej mieć poczucie, że stałeś się ofiarą spisku, niż że po prostu przegrałeś.
Tom Phillips: Tak jak każde powszechne wierzenia albo interesy, teorie spiskowe pomagają tworzyć wspólnoty, co na indywidualnym poziomie może być dla ludzi bardzo korzystne. Teorie o szkodliwości masztów telefonii 5G zbliżają do siebie sąsiadów. Ludzie zawierają dzięki temu przyjaźnie, tak jak tworzą między sobą więzi za sprawą religii, politycznego aktywizmu, wspólnego uprawiania sportu czy fascynacji filmami o Doktorze Who.
Wada jest natomiast taka, że teorie spiskowe często sprawiają, że ludzie, którzy w nie wierzą, odcinają się od przyjaciół i znajomych spoza takiej wspólnoty. Tak zdobywasz nowych przyjaciół i poczucie sensu, ale może cię to kosztować więcej, niż ci się wydaje.
Czy można wyznaczyć jakąś linię, która oddziela te pozytywne aspekty teorii spiskowych od społecznych katastrof, do których doprowadzają?
Jonn Elledge: Myślę, że granicą jest moment, w którym te teorie sprawiają, że ludzie zaczynają działać przeciwko innym ludziom. Maszerowanie na Waszyngton, żeby obalić porządek ustanowiony w głosowaniu albo sięganie po broń, żeby ratować nieistniejące dzieci rzekomo krzywdzone przez przeciwka politycznego, to są prawdziwe przestępstwa. Przerażająca rzecz związana z teoriami spiskowymi jest taka, że mają one zadziwiająco dużą skuteczność, jeśli chodzi o popychanie ludzi do ekstremalnych działań.
Atak na Kapitol wydaje się dziś najbardziej dramatycznym skutkiem teorii spiskowych. Czy możemy się spodziewać jeszcze bardziej drastycznych sytuacji?
Jonn Elledge: Próba obalenia wyników wyborów w USA to poważna sprawa, dlatego od tego zaczęliśmy naszą książkę. Ale inne przypadki też były groźne: mity antyszczepionkowe mogły prowadzić do choroby i śmierci. W czasach poprzednich pandemii często pojawiały się też plotki o tym, że personel medyczny roznosi wirusy, co skutkowało fizycznymi atakami na lekarzy czy pielęgniarki.
Tom Phillips: Bardzo mocno konspiracyjny charakter mają zwykle przekonania antysemickie, od teorii o mordach rytualnych do "Protokołów mędrców Syjonu". Długa i krwawa historia nienawiści wobec Żydów nie jest związana tylko i wyłącznie z teoriami spiskowymi, ale z pewnością odgrywały one ważną rolę w jej napędzaniu. Ludobójstwo często opiera się po części na uzasadnieniach wziętych z teorii spiskowych.
A czemu najlepszym przyjacielem teorii spiskowych został internet?
Jonn Elledge: Jest bardzo ważny, bo sprawia, że wyciąganie spod ziemi informacji, w tym dawno zapomnianych teorii spiskowych, stało się o wiele łatwiejsze niż wcześniej. Prostsze jest także nawiązywanie kontaktów z ludźmi, którzy dzielą z tobą choćby najdziwniejsze przekonania.
Kiedyś nie mówiłeś głośno, że uważasz rodzinę królewską za jaszczury z kosmosu, bo większość słuchaczy wyśmiałaby cię, a teraz w internecie bez trudu możesz znaleźć grupy ludzi, którzy też w to wierzą.
Czy da się jakoś uciec przed negatywnymi skutkami teorii spiskowych, albo przynajmniej je zminimalizować?
Jonn Elledge: Wszyscy jesteśmy na nie narażeni. Myślę, że najlepszy sposób chronienia się przed nimi to nieustanne zadawanie sobie pytania: a może jednak nie mam racji?
Tom Phillips: Już sama świadomość tego, że można się mylić, jest z reguły bardzo skutecznym sposobem chronienia się przed złem, które mogą przynieść teorie spiskowe i przy okazji wiele innych przekonań co do natury świata. Pewność pcha ludzi w kierunku ekstremizmów. Dobrze jest być sceptycznym wobec "oficjalnej narracji", ale żeby zachować równowagę, trzeba też mieć dystans do narracji, które samemu się tworzy.
A jak radzić sobie z ludźmi, którzy są mocno zaangażowani w teorie spiskowe?
Jonn Elledge: Wszystkie badania mówią, że nie ma szans, żeby przekonać ich samym tylko podawaniem faktów. Trzeba wysłuchać, co mają do powiedzenia, zapytać, czemu w to wierzą, może spróbować tak prowadzić rozmowę, żeby sami zaczęli dostrzegać luki w swoim rozumowaniu. Bo kiedy będziesz tylko z nich szydził, zamkną się w sobie. I tu wracamy do problemów związanych z internetem: szydercze wpisy są o wiele częściej repostowane niż inne.
Dlaczego nauka, najgorszy koszmar zwolenników teorii spiskowych, stała się dziś tak niemodna, że mało kto zwraca na nią uwagę? Jak to naprawić?
Jonn Elledge: Nie jestem pewien czy nauka, rozumiana jako zestaw faktów, jest największym koszmarem tych ludzi - wielu z nich ją kocha, uwielbia czytać przypisy i badać referencje. To, co często pomijają, to fakt, że bardzo duża część nauki polega na obalaniu wcześniejszych teorii, albo mówiąc w skrócie - udowadnianiu, że nie miało się racji. To jest główna różnica między nauką, a rozwijaniem teorii spiskowych.
Rozmawiał Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski