Tego nie wiesz o Władysławie Bartoszewskim
Wypominają mu. Że nie był profesorem. No nie był. Że nosił kurtkę Wehrmachtu. Zdarzyło się. Ile razy słyszał, że został zwolniony z Auschwitz, bo poszedł na współpracę z gestapo. Ktoś nawet zamówił w archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau trzy fotografie obozowe Władysława Bartoszewskiego, więźnia numer 4427. Na potwierdzenie, że ten służył w Wehrmachcie. No cóż, więźniowie obozu często nie dostawali pasiaków, ale zużyte mundury z frontu. W książce ”Warto być przyzwoitym” pisał: ’Kurtka należała zapewne do rannego albo zabitego żołnierza niemieckiego, bo miała na sobie jeszcze ślady krwi. Przeleciało mi przez głowę: żołnierz zginął, a jego kurtka posłuży za opakowanie dla żyjącego trupa. To nieźle’. A, że profesor. Sam nigdy się tak nie tytułował. Ale odkąd w latach 80. otrzymał w Bawarii tak zwaną profesurę gościnną zaczęto się do niego zwracać właśnie per Profesorze. Zasłużył na to swoją wiedzą, mądrością, drogą jaką konsekwentnie szedł przez życie. Zawsze z Polską przed oczami i w sercu. Nigdy dość wspomnień o Nim. Wyszły właśnie dwie książki. Najlepiej nie zastanawiać się, którą wybrać, ale sięgnąć po obie.
Wypominają mu. Że nie był profesorem. No nie był. Że nosił kurtkę Wehrmachtu. Zdarzyło się. Ile razy słyszał, że został zwolniony z Auschwitz, bo poszedł na współpracę z gestapo. Ktoś nawet zamówił w archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau trzy fotografie obozowe Władysława Bartoszewskiego, więźnia numer 4427. Na potwierdzenie, że ten służył w Wehrmachcie. No cóż, więźniowie obozu często nie dostawali pasiaków, ale zużyte mundury z frontu. W książce ”Warto być przyzwoitym” pisał: ’Kurtka należała zapewne do rannego albo zabitego żołnierza niemieckiego, bo miała na sobie jeszcze ślady krwi. Przeleciało mi przez głowę: żołnierz zginął, a jego kurtka posłuży za opakowanie dla żyjącego trupa. To nieźle’. A, że profesor. Sam nigdy się tak nie tytułował. Ale odkąd w latach 80. otrzymał w Bawarii tak zwaną profesurę gościnną zaczęto się do niego zwracać właśnie per Profesorze. Zasłużył na to swoją wiedzą, mądrością, drogą jaką konsekwentnie szedł przez życie. Zawsze z Polską przed oczami i w sercu. Nigdy dość
wspomnień o Nim. Wyszły właśnie dwie książki. Najlepiej nie zastanawiać się, którą wybrać, ale sięgnąć po obie.
”W latach siedemdziesiątych mieliśmy bardzo mało pieniędzy. Niektórzy przyjaciele doradzali: ’Macie przecież bogaty księgozbiór, dlaczego nie uruchomicie czegoś w rodzaju biblioteki, gdzie ludzie za opłatą przychodziliby czytać?’. Przez pewien czas tak właśnie postępowaliśmy, aby nieco zarobić. Do piwnicznej biblioteki Bartoszewskich przychodziło wiele osób. Wnosili też do domu mnóstwo brudu i błota. W końcu zdecydowaliśmy się położyć temu kres i zamknęliśmy bibliotekę.” opowiada Bettinie Schaefer Zofia Bartoszewska, żona Władysława Bartoszewskiego.
(img|747829|center)
Niemiecka dziennikarka w książce Walczyć o wolność, żyć niezależnie , zebrała wspomnienia o profesorze. Wysłuchała bliskich, współpracowników, tych, z którymi przecinały się ścieżki Władysława Bartoszewskiego, polityków i dyplomatów. Schaefer rozmawia z Jerzym Buzkiem, Różą Thun, Lechem Wałęsą, wieloletnim asystentem profesora Marcinem Barczem, czy Markiem Zającem, sekretarzem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej. Bywa, że zdradzają jej profesorskie tajemnice, jak Ulrike Kind (osobista asystentka w latach 1998 - 2000): ”Wyznał mi kiedyś, że wielką przyjemność sprawia mu wieczorne czytanie kryminałów i jedzenie czekolady”.
Drobiazgi, ale jakże dziś cenne. Dopełniają obraz. W tych wspomnieniach jest bliski, a nie odlany ze spiżu.
Profesor Bartoszewski ocalały z Auschwitz, spędził lata w komunistycznych więzieniach. Zdarzało się, że celę dzielił z wysokimi nazistowskimi oficjelami. Nie odcinał się od nich. Rozmawiał. Chciał ich zrozumieć. Dla niego nienawiść do całego narodu była zbyt prostym rozwiązaniem. Pragnął pojednania Polski z Niemcami.
”Z okazji dziewięćdziesiątych urodzin Władysława Bartoszewskiego prezydent Niemiec Joachim Gauck zaprosił pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt osób na uroczystą kolację do swojej rezydencji w zamku Bellevue. Poi wystąpieniu prezydenta do pulpitu podszedł Bartoszewski - bez pomocy laski, którą z racji wielu zwykle przy sobie nosił. Zajął miejsce, podziękował i powiedział:”Moi wrogowie zasłużyli na to, abym żył jak najdłużej”. Był wtedy rok 2012”. Wspomina Hans-Gert Pöttering, przewodniczący Parlamentu Europejskiego w latach 2007-2009
”Czego w nim nie lubiłam. Nie wiem, czy wypada zdradzać. Miałam wrażenie, że im był starszy, tym więcej mówił o sobie. Czasem nawet zbyt wiele. (…) Pewnego razu prezydent Kwaśniewski zaproponował mu stanowisko ministra spraw zagranicznych, argumentując, że Polska go potrzebuje. Bartoszewski opowiadał mi później o tej propozycji i o swojej odpowiedzi: ’Polska przede wszystkim nie potrzebuje pana jako prezydenta. Jak z takim nastawieniem miałbym pracować w roli pańskiego ministra?’.
Taki był Bartoszewski - zawsze uczciwy i szczery wobec siebie, gotów zrezygnować z wysokiego stanowiska. Nie poruszał się w świecie cieni. W jego przypadku zawsze wszystko było jasne”. Róża Thun, posłanka do Parlamentu Europejskiego
Niespożytą energię i charakter przywołuje Marcin Barcz, osobisty asystent Władysława Bartoszewskiego w latach 2002- 2015: ”Fascynował się nową techniką wiadomości e-mailowych. Podobało mu się, że wszystko szło tak szybko. Napisać, wysłać i zaraz dostać odpowiedź - to idealnie pasowało do jego tempa pracy. Czasem próbowałem poskromić nieco jego zapędy i gdy chodziło na przykład o list do prezydenta, zwracałem uwagę, czy nie byłoby stosowniej wysłać go tradycyjną drogą. Odpowiadał: ’Wykluczone, będę czekał do śmierci, a odpowiedź muszę mieć jeszcze dzisiaj’.
Marek Zając, dziennikarz, sekretarz Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, biograf Władysława Bartoszewskiego podkreśla format swojego rozmówcy: ”Podczas wspólnych prac nad kolejnymi książkami widziałem, jak wykreśla negatywne informacje o opisywanych osobach. Próbowałem go powstrzymać, lecz on mówił: ’Jego dzieci jeszcze żyją. Moje milczenie o tym człowieku całkowicie wystarczy’. Na nikogo jednak publicznie nie wydawał wyroków”.
Marek Zając wydał własną książkę w hołdzie Bartoszewskiemu. Pędzę jak dziki tapir ,, to zbiór 93 anegdot, co w jasny sposób odnosi się do 93 lat życia Władysława Bartoszewskiego. I są tam prawdziwe perełki, jeśli nie same. Chciałoby się zacytować całą książkę - a można fragment. Ten pokazuje cudowne poczucie humoru, Bartoszewski zjednywał nim ludzi:
”W lutym 2001 roku Władysław Bartoszewski jako minister spraw zagranicznych czekał na spotkanie w cztery oczy z Janem Pawłem II. Czekał, bo Papież rozmawiał z rosyjskim szefem rządu Michaiłem Kasjanowem. Gdy wreszcie tamta audiencja dobiegła końca, Profesor z szacunkiem ucałował pierścień Rybaka i oświadczył:
– Ojcze Święty, Ruscy wyszli, zostaliśmy sami!”
Obejrzyj też: Niemieckie media milczą o rocznicy Powstania Warszawskiego
Był tak szczery, że pozostawiał swoich rozmówców, bezradnych w ciszy: ”Młoda dziennikarka radiowa z Niemiec prowadzi wywiad z Profesorem. Cała zaaferowana mówi:
– Pan przecież wybaczył sprawcom...
Profesor stanowczo: – Nie!
Dziewczyna odskakuje jak oparzona, z szeroko otwartymi z niedowierzania oczyma mówi:
– No jak to? To znaczy, że pan nadal uważa wszystkich Niemców za winnych?
Bartoszewski z całkowitym spokojem odpowiada:
– Nie, ja tego nigdy nie powiedziałem. Ale są tacy, którzy byli winni. I co ja mam z tym zrobić? Stanąć na najruchliwszym skrzyżowaniu Frankfurtu albo Monachium i krzyczeć przez megafon: ’Jeśli ktokolwiek tego pragnie, to mu wybaczam?’. Wie Pani, kilka lat wykładałem w Niemczech i nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś przyszedł i powiedział mi, że w czasie wojny trafił do SS, że służył w obozie i że na stare lata jest mu z tym ciężko... To komu ja mam wybaczyć?
Marek Zając zaczyna swoją książkę od zagadki. Ile miał lat Władysław Bartoszewski, gdy to pisał i cytuje:
”Zwalczaj atomizację naszego społeczeństwa. Zrozum sam i wpajaj innym przekonanie, że Polska to nie kilkadziesiąt milionów ’sobiepanów’, ale wielki Naród, mający wspólne cele i wspólne obowiązki wobec historii, że dolą i niedolą jesteśmy związani na śmierć i życie, że zbrodnią jest reagować na nieszczęście dopiero wtedy, gdy się samemu zostanie zagrożonym.
Zwalczaj fałszywe społecznictwo, manię wiecowania, dysput, rozszczepiania włosa na czworo, ’liberum veto’, nie poddawaj się wilkom w owczej skórze: chorym psychicznie histerykom, ’wodzom’. Broń w życiu społecznym praw rozumu, z zasady bądź nieufny wobec wszelkich prądów antyintelektualnych (…). Bądź czynnikiem zgody, czynnikiem dobrze pojętego kompromisu. Całkowitej nieustępliwości, izolacjonizmu, niechęci do współpracy i porozumienia z przeciwnikiem nie uważaj za cnotę stałości. Dopatruj się w tym raczej ciasnoty umysłowej i zbadaj, czy nie kryje się tam na dnie zła wola. Ale nim tej pewności nie nabierzesz – nie rzucaj oskarżeń na wiatr, bo postąpisz niegodziwie, będziesz śmieszny i mały”.
Miał lat 21. Onieśmielająca dojrzałość. Zając publikuje fragmenty tekstu, który ukazał się w konspiracyjnym piśmie ”Prawda Młodych” w listopadzie 1943 roku. Profesor Władysław Bartoszewski dawał potem świadectwo tych słów przez całe swoje długie życie.
”Nie ukrywam, byłoby dla mnie czymś wielkim, gdybym za sto lat w polskiej encyklopedii miał dwuwierszową wzmiankę. Ale jeszcze więcej znaczyłoby dla mnie, gdybym mógł z jakiegoś innego świata dojrzeć, że moje wartości, moje poglądy na współżycie ludzi i społeczności zaowocowały praktycznie” czytamy jego słowa w ”Pędzę jak dziki tapir”.
I niech to będzie dla nas dobra wróżba.
Walczyć o wolność, żyć niezależnie , Bettina Schaefer, Prószyńki i S-ka
(img|747841|center)
Pędzę jak dziki tapir , Marek Zając, wydawnictwo WAM
(img|747843|center)