A teraz ON siedzi obok mnie...jestem taka podekscytowana. Cała się trzęsę, mam wrażenie, że rozpadnę się zaraz na miliony maleńkich kawałeczków. Drżą mi ręce, więc przysiadam je prędko, strzelając przy tym głośno z różowej balonówki, co wzbudza salwę śmiechu wśród siedzących bliżej nas ludzi, no i oczywiście oburzenie zgredów. Ale co mi tam, liczą się przecież tylko ci pierwsi. Liczą się tylko „ normalni ludzie" , znajomi, paczka. Tylko oni tak naprawdę wiedzą, jakim się jest. Tylko oni tak naprawdę akceptują człowieka. Tak powtarza Izka i nie mam powodu, żeby jej nie wierzyć, bo jak do tej pory, wszystko co mówiła idealnie się sprawdzało.
Oddycham z ulgą i opieram o wygodne i pluszowe obicie kinowego fotela. Już dobrze...A ja głupia, tak się stresowałam! Przecież to wszystko jest dziecinnie proste. Więc stosując metody Izki – luzuję i wkładam maskę. Już jestem kimś innym! Rozkręcam się i wszystko samo leci. A ja mogłam wszystko spieprzyć, bo wygłupiłam się na maksa.
No, ale przecież to nie moja wina, że przy Pawle straciłam rozum. Język mi się plątał i prawie zapomniałam jak się nazywam. Pomieszałam tytuły piosenek z nazwami zespołów. Ale już za chwilkę opanowałam się i dałam radę! Nieważne, pomyślałam, że purpura buraczka mnie nie opuszcza i że zachowuję się jak ostatnia kretynka. Nadrobię to bojowymi okrzykami, chamskim zachowaniem i wulgarnymi odzywkami. One bardzo skutecznie maskują paraliżujący mnie strach. I co najważniejsze, robią to idealnie... Mają wszystkim pokazać, że jestem cool, że nie ma już zakompleksionej i zahukanej Anki.
Teraz jest nowa Anka. Anka rozrabiara, wagarowiczka. Anka szalona, Anka, która potrafi tuż przed seansem buchnąć w markecie browara. A to wszystko tylko po to, żeby usłyszeć:
- Szacun mała.
Tylko tyle i aż tyle... Dla tych dwóch słów zrobiłabym to jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz...
XXX
Twoje dzieci nie są twoimi dziećmi, one są synami i córkami życia, które samo siebie pragnie. Przychodzą przez ciebie, ale nie przychodzą od ciebie i chociaż są z tobą, do ciebie nie należą. Możesz im dać swoją miłość, ale nie możesz im dać swoich myśli. Możesz im zapewnić dom dla ich ciał, ale nie możesz zapewnić im domu dla ich dusz, ponieważ ich dusze przebywają w domu, który należy do przyszłości, której ty nie jesteś w stanie odwiedzić, nawet w swoich snach. Możesz starać się być taki jak one, ale nie staraj się ich uczynić takimi jak ty, ponieważ życie nigdy się nie cofa ani nie zajmuje tym, co było wczoraj.(Kahil Gibran)
XXX
- Niezły horrorek, co?- zaśmiał się Paweł. - Tylko blodówy za mało - dodał, fachowo zaciągając się papierosem.
- Za mało? Myślałam, że puszczę pawia – odpaliła Izka, częstując się podsuniętą pod nos fajką.
-Anka? –głos Pawła docierał do mnie z zaświatów, a papieros niebezpiecznie zbliża się do mojej twarzy. Huczy mi w głowie. Odmówić? Zapalić? Odmówić- jak on to odbierze? Zapalić i wyjść na idiotkę, bo się wyda, że to mój pierwszy raz...
-Ona nie pali- Izka znowu odzywa się nieproszona, ale zanim zdążyłam ją zbesztać, Paweł bez słowa schował fajki, złapał MNIE za rękę i zarządził:
-No to walimy do mnie na chatę. Mam w domciu coś smakowitego. Michał prychnął radośnie jak młody źrebaczek, a Izka beznamiętnie wzruszyła ramionami, chociaż po jej minie widziałam, ze jest nieźle nakręcona. I tylko ja popłynęłam za nimi, tak jakoś bezwolnie. Jak zwykle...
Nie myślałam nawet, że można kogoś tak bardzo kochać! Jeszcze wczoraj był nieznanym mi kolesiem, (co prawda był też miłością mojego życia i myślałam, że więcej nie można już dać z siebie, że silniejsze uczucie już nie istnieje, ale nie znałam GO)...a dzisiaj... po prostu nie znajduję słów na wyrażenie tego, co do niego czuję. Podoba mi się jego blond czupryna, krzywy zgryz i szrama na policzku. Uwielbiam jego zapach, długie, szczupłe nogi i opalone dłonie...Obłęd!!! Jak ja go kocham!!! Już nie potrafię żyć bez niego. Proszę cię Panie Boże, spełnij moje tylko to jedno, jedyne marzenie: Spraw, żebyśmy byli już zawsze i wszędzie razem, tylko my, tylko...
- Anka, obudź się wreszcie- Izka porządnym szturchnięciem sprowadza mnie na ziemię.
-Cco?- rozglądam się nieprzytomna, niezdolna do żadnych ruchów, ani dyskusji. Ociężała szczęściem i otępiała nadmierną bliskością Pawła, z niezbyt rozgarniętą miną rozglądam się po malutkim i koszmarnie zagraconym pokoiku.
-Sztachniesz się?- trafiam spojrzeniem na Michała, który uśmiecha się filuternie, podając mi coś w małej, szklanej rurce. Szukam innego spojrzenia, ale Paweł... nie patrzy w moją stronę, tylko przewraca płyty, próbując znaleźć coś co "oddało by ten podniosły nastrój", jak powiedziała ironicznie moja najlepsza koleżanka.
-Tt, ekh, tak, oczywiście...
-Tylko mocno się zaciągnij i trzymaj w płucach tak długo jak...
-Najlepiej do końca świata - zaskrzeczała mi prosto w ucho Izka, skacząc co chwilkę wkoło posągowo spokojnego Michała.
- ...Tylko dasz radę? - nawijał dalej, niczym nie zrażony mój mentor, ale ja już go nie słuchałam. Z wielkim skupieniem i z nabożnym wręcz namaszczeniem przysunęłam do rozdygotanych ust mój skarb. Tam w środku coś migotało. Tam coś było i...dawało mi szansę. Dawało mi wybór. No więc wybrałam...
-Ekh. Hhm, khm...
-Spokojnie, bo nam jeszcze padniesz- parsknęła histerycznie Izka, przewracając się na wytarty dywan i wierzgając jak oszalała chudymi nogami. Tak chudymi, że jeszcze tak chudych nóg nie widziałam...
-Hahahahahaha, ale masz nogi...nie wytrzymam...Izka...
-Ale je wzięło, po jednym machu – zdziwił się Michał, który jednak nie pozostał długo w tyle, padając dosłownie już za chwilkę obok Izy, na wytartą wykładzinę. Zaraz zaczął ją łaskotać, coraz mocniej i mocniej. Coraz śmielej i zapalczywiej...bardziej i bardziej, a ja śmiałam się, śmiałam i śmiałam...
Aż nagle poczułam na karku ciepłą dłoń. W pierwszej chwili wzdrygnęłam się, ale za momencik zalała mnie fala nieznanego dotąd ciepła. Coś przelewało się wewnątrz mnie, eksplodowało w podbrzuszu, tępo pulsowało w głowie i tętniło w uszach.
-Chodźmy, do pokoju obok.
-Spokojnie, tylko porozmawiamy sobie - dodał szybko Paweł, widząc moją beznadziejnie zmienioną twarz.
Pokój obok był również mały, ale już nie tak zagracony. Był też oczywiście najpiękniejszym pokojem na świecie, zaraz po pokoju Pawła. Usiedliśmy na wąskiej, zielono-żółtej i podejrzanie roztańczonej kanapie. Zbyt blisko, za daleko.
-Chodź tu do mnie - poklepał gładki materiał, a ja jak oswojona kotka, natychmiast znalazłam się przy jego umięśnionym i gorącym udzie.
-Jesteś taka słodka, wiesz...- zamruczał wprost w moje gęste loki, które aż podskoczyły radośnie i dałabym głowę, że zaczęły się nawet lekko prostować.
Miałam ciężkie ciało i jeszcze cięższy oddech. Ręce niezdolne do jakiegokolwiek ruchu i tylko serce waliło jak oszalałe...
-Jeszcze raz?
-Oczywiście- ochoczo przystałam na propozycję kolejnego macha.
I dopiero teraz poczułam, że życie jest piękne. Jest mi dobrze, lekko i jestem taka piękna. Widzę to w jego zielonych oczach, kiedy pochyla się nade mną. Blisko, tak blisko... Gorąco...
-No przytul się, mała- jego głos wibruje mi w czaszce, rozwierca mózg, przepędzając w kąt resztki trzeźwych myśli.
I nagle, sama nie wiem jak to się stało...leżę już na plecach, przygnieciona jego pożądaniem, t-shirt faluje pod sufitem, a spodnie...
-Nnie, nnie Paweł, przestań...nie chcę - cichutko i bezskutecznie protestuje jedna połowa mojego ciała, w czasie gdy druga chce więcej, więcej i więcej...
-Daj spokój – Paweł niecierpliwie odpycha moją spoconą dłoń. - Przecież wy zawsze, kiedy mówicie nie, to macie zupełnie coś innego na myśli.
I nagle doznałam olśnienia. Nie wiem czy marycha właśnie wyparowała ze mnie, czy też skumulowała się w ostatniej, jedynej jeszcze myślącej szarej komórce:
-Jakie inne, zostaw mnie... Co za inne! - motam się w jakimś amoku.
-No, no jaka kocica, nie złość się już. Skarbie...Chyba gandzia ci zaszkodziła. Hehehehe...
-Tobie za to już nie mogła zaszkodzić! Bo i gdzie! Przecież nie masz nic w tej swojej pustej głowie!!! Po co mnie tu właściwie zaprosiłeś?!- radosny nastrój prysnął jak bańka mydlana. Pod powiekami szczypią łzy.
-Zgadnij...- uśmiechnął się łobuzersko, ignorując całkowicie mój wybuch i przyciągając do siebie z powrotem. Nadal zupełnie nie zważając na moje coraz głośniejsze protesty.
-Paweł.. Hkhm, sorki - zachrząkał nerwowo Michał - ale za drzwiami jest Żaba. I jest bardzo zła.
- Cholera, czego ona znowu chce – burknął Paweł, podrywając się jak oparzony, po czym wyszedł z pokoju, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
A mnie nagle potwornie rozbolał brzuch. Poczułam się fatalnie i zupełnie tak jak mówi trzyletni synek mojej kuzynki: cała sflakłam. Poczułam się jak ostatnia....szmata... Moje życie skończyło się. On kogoś ma, a ja jestem, byłam...sama zresztą nie wiem, kim wtedy byłam....