Tata prywatny i tata publiczny. Agata Młynarska o swoim ojcu w pierwszą rocznicę śmierci
Rok temu odszedł Wojciech Młynarski. - Ludzie potrzebują tekstów, takich jak te mojego ojca, bo pozwalają złapać dystans do rzeczywistości. On mówił, że zawsze trzeba mieć nadzieję - mówi w rozmowie z WP Agata Młynarska, córka artysty.
Łukasz Knap: Rozmawia pani jeszcze z ojcem?
Agata Młynarska: Mój dialog z nim trwa na wielu płaszczyznach. Nadal rozmawiam z nim zawodowo, ponieważ można uznać za rodzaj rozmowy to, jak w fundacji pracujemy nad jego spuścizną. Rozmawiam z nim też o tym, co dzieje się Polsce. Pytam go, co o tym myśli. Odpowiedzi znajduję w jego piosenkach. Rozmawiam też z nim bardzo osobiście, bo bardzo mi go brakuje.
Przygotowywała się pani jakoś do dzisiejszej rocznicy?
Przygotowujemy się do niej z całą rodziną dłuższy czas, czego najlepszym dowodem są dwie książki "W Polskę idziemy" i "Rozmowy". Każdy z nas się do nich przyłożył. Zależało nam, żeby zebrać niedrukowane wcześniej teksty, których publiczność nie zna. Wiele z nich dotyczy Polski, która była dla taty najważniejsza. Chociaż pisał o niej lekko, traktował ją bardzo poważnie. Osią drugiej książki "Rozmowy" są wypowiedzi taty, które pochodzą z różnych wywiadów udzielonych znakomitym dziennikarzom oraz moje rozmowy z nim, które jako dziennikarka prowadziłam od 2007 r. Są w niej też archiwalne zdjęcia z życia zawodowego, jego kulis, i nieznane publiczności fotografie prywatne.
Co dla pani znaczy ten dzień?
Trudno mi wciąż uwierzyć, że taty nie ma już z nami. Dziś będziemy razem w Muzeum Literatury, do którego przekazaliśmy archiwum. Na wystawie z okazji pierwszej rocznicy śmierci taty znalazły się, oprócz rękopisów cenne osobiste drobiazgi i zdjęcia, które nam o nim przypominają.
Zastanawiam się, na ile ojciec z tak silną osobowością był dla pani autorytetem, a na ile obciążeniem?
Gdy myślę o nim, myślę o dwóch osobach: artyście i tacie. Jeśli chodzi o tego pierwszego, to w relacji z nim oczywiście trudno było znaleźć miejsce dla mnie. Mogłam je sobie wydeptać poprzez szukanie wspólnego języka: literaturę, sztukę, teatr, muzykę, pracę nad sobą. By móc się znaleźć w orbicie takiego artysty, musiałam podjąć duży wysiłek i przede wszystkim - dorosnąć. Zarazem, jak każde dziecko, potrzebowałam po prostu rodzica, który poświęca mu czas, i tu konkurencją była jego praca. Nie było to łatwe. Recital okazywał się przeważnie ważniejszy i ciekawszy od szkolnego wypracowania. W tej konkurencji nie mogłam wygrać. Całe życie szukałam własnej drogi do taty i marzyłam o tym, żeby sprostać jego oczekiwaniom.
*To, co pani mówi, wydaje mi się bardzo smutne, ponieważ każde dziecko oczekuje od rodzica bezwarunkowej miłości, tymczasem pani relacja z tatą była chyba obwarowana licznymi warunkami. *
Mogę mówić jedynie za siebie, ale nie mam wątpliwości że tata kochał nas bezwarunkowo. Nie stawiał mi warunku, że będzie mnie kochał, jeżeli np. przeczytam taką czy inną książkę. Był wymagający, ale też potrafił poświęcić mi czas. Na wakacjach nad morzem, na wspólnych nartach czy później już podczas rodzinnych, niedzielnych obiadów, kiedy bywał u mnie w domu. Problem polegał na tym, że był bardzo skupiony na sobie i swoim dziele. Uwaga małego dziecka nie była w stanie zaprzątnąć jego myśli na dłużej, ale bez wątpienia był obecny w naszym życiu i miał na nie ogromny wpływ.
Kiedy dowiedziała się pani o jego chorobie?
Tata chorował od bardzo dawna. Przez długi czas był to temat tabu, zresztą w Polsce bardzo długo nikt nie mówił na głos o chorobach psychicznych. Dowiedziałam się o tym, że choruje na chorobę afektywną dwubiegunową, gdy byłam już dorosła. Wcześniej wiedziałam, że żyje z nami człowiek o bardzo szerokim spektrum emocji od ekstazy do depresji, od niezwykłej intensywności do zapadania się w sobie. Szczerze i otwarcie rozmawiałam z nim o tym dopiero wtedy, gdy się nim opiekowałam i odwiedzałam w szpitalu. Kiedy zrozumiał naturę choroby, zaczął się skrupulatnie leczyć i wtedy funkcjonował dobrze.
Rozmawiała pani z nim jako dziennikarka. Traktował panią ulgowo?
Nie. Wszystkie moje rozmowy z nim były dla mnie bardzo trudne. On nie lubił wywiadów, był bardzo lapidarny i syntetyczny, co czyniło z niego trudnego rozmówcę. Gdy wskazał mnie jako osobę, która miała przeprowadzić z nim wywiad dla programu “Rozmowy Poszczególne”, to był to dla mnie wielki zaszczyt, ale też rękawica rzucona na ring. Tata w zależności od nastroju bywał tak samo trudnym rozmówcą dla mnie jak i innych.
Czy na przestrzeni lat pani sposób komunikacji z nim się jakoś zmienił?
Tata traktował mnie bez taryfy ulgowej. W zależności od wieku prowadziłam z nim rozmowy, które wspominam jako milowe kroki w moim rozwoju. Często było tak, że dzwonił do mnie rano i mówił, że jest mu potrzebny mój mózg. Czytał napisaną właśnie piosenkę, niekoniecznie będąc zainteresowanym, co o niej myślę. Raczej potrzebował słuchacza. Zdarzało się jednak czasami, że wracał z poprawionym tekstem i pytał, czy poprawki są dobre. Zawsze traktował mnie bardzo poważnie. Wiedziałam, że w ważnych, także zawodowych, sprawach mogę liczyć na pełne wsparcie. To było bardzo ważne, dzięki temu między innymi mogłam poznać i zrozumieć lepiej jego pracę. Tak naprawdę, gdy przystępowałam do rozmów z tatą, to musiałam się zmierzyć przede wszystkim z sobą. Tylko ode mnie zależało, co będę miała mu do zaproponowania.
Czy jest coś, czego z tekstów Wojciecha Młynarskiego możemy się nauczyć o współczesnej Polsce?
Jak najbardziej. Jestem zdumiona jak często po Facebooku krążą cytaty z jego utworów jako komentarze do bieżących wydarzeń. Zawsze uważał, że nie można pisać dosłownie o tym, co dzieje się tu i teraz. Ważniejsza była szersza perspektywa, która będzie atrakcyjna dla słuchacza za 10 lub 50 lat. W różnych sytuacjach doszukiwał się czegoś, co mówi o naszej naturze. Piosenka “Tak jak malował pan Chagall” została napisana z myślą o marcu ‘68 roku; po latach jest grana na Dworcu Gdańskim, a ludzie płaczą. Nigdy chyba nie zniknie potrzeba mądrej i prostej poezji, która pozwala nam zrozumieć otaczający nas świat. Piosenka “Przyjdzie walec i wyrówna” z tekstem “A kto sobie koleinę już wydeptał, bierze szmalec i odwala partaninę, powołując się na walec” jest cały czas aktualna, podobnie jak “Po Krakowskim w noc majową” o tym, że “trudny dialog z kimś, kto wciąż ci sra na łeb”. Albo zawołania “Nie wycofuj się, inteligencjo” czy „Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy”. Ludzie potrzebują takich tekstów, bo pozwalają im złapać dystans do rzeczywistości. On mówił, że zawsze trzeba mieć nadzieję. Dzięki jego piosenkom możemy sobie o tym przypomnieć.