Tajemnica Lourdes. Czy Bernadeta oszukała miliony wiernych?
Tajemnica Lourdes. Czy Bernadeta oszukała miliony wiernych?
Czy objawienia w Lourdes były tylko sprytną mistyfikacją?
Czy Kościół wykorzystał małą Bernadetę? A może to ona oszukała miliony wiernych? Czy byłaby w stanie tego dokonać i w jakim celu? Przez lata objawienia uznawano za efekt zmowy dziewczynki z miejscowym duchowieństwem. Inni uważali je za wymysł jej ubogich rodziców, którzy liczyli na korzyści finansowe. Byli i tacy, którzy utrzymywali, że tajemnicze widzenia były halucynacjami niedożywionej nastolatki. Jeszcze inni sądzili, że owszem, mamy do czynienia ze zjawiskiem nadprzyrodzonym, ale to... Szatan ukazuje się pod postacią Matki Bożej. A jak było naprawdę?
Vittorio Messori poświecił 30 lat na zbadanie objawień Lourdes. We właśnie opublikowanej po polsku "Tajemnicy Lourdes" (Wyd. Znak) ujawnia nieznane okoliczności, odpowiada na zarzuty i przybliża czytelników do tajemnicy Bernadety. Opierając się na faktach, rozstrzyga liczne kontrowersje na temat prawdziwości niezwykłych objawień. Więcej szczegółów oraz najmocniejsze fragmenty książki na kolejnych stronach galerii.
Jeśli Bernadeta nas oszukała...
Vittorio Messori poświęcił tajemnicom Bernadety i w ogóle objawień w Lourdes aż 30 lat, gdyż - jak wyjaśnia - "jeśli objawienia w Lourdes naprawdę miały miejsce - wszystko jest prawdą", co dla człowieka wierzącego ma decydujące znaczenie.
"Jeśli Bernadeta nas nie oszukała (i jeżeli sama nie dała się oszukać), prawdą jest, że Bóg istnieje, że objawił się nam w Chrystusie i że Kościół katolicki wciąż wypełnia swoją misję w świecie" - uważa autor książki.
Zanim przejdziemy do argumentacji, dowodów i rozstrzygnięć autora, spróbujmy najpierw odpowiedzieć na następujące pytania: Jakie zarzuty stawiane były małej Bernadecie? I kto je stawiał?
Jakie zarzuty stawiano Bernadecie?
"Mówiono, że Bernadeta była histeryczką, psychopatką, że zorganizowała komedię albo że działała pod wpływem rodziców w celach zarobkowych; stawiano także hipotezy, że do działania nakłonili ją księża, którzy pragnęli, by w Lourdes powstało sanktuarium, gdyż interesowały ich pieniądze i prestiż; itd., itd. Opisałem wszystkie powody podejrzeń i negowania objawień, przestudiowałem je po kolei i odpowiedziałem na nie, opierając się na faktach" - mówi Vittorio Messori.
I tak, kolejne tytuły rozdziałów "Tajemnicy Lourdes" to m.in. "Rodzice?", "Księża?", "Komediantka?", "Cierpiąca na halucynacje?" czy "Szatan?".
"Kiedy mówiono Bernadecie, że przeżyła jedynie iluzję, że widziała tylko cienie będące wytworem jej wyobraźni, odpowiadała z charakterystycznym dla niej spokojem, nawiązując do doświadczenia w grocie, a nie do teorii mędrców, lekarzy, intelektualistów czy teologów: "Ale ja Ją widziałam i rozmawiałam z Nią tak, jak się rozmawia z drugą osobą"." - czytamy w książce.
Nie wiem, nie pamiętam
"Nie znając nawet podstaw katechizmu (i zgodnie z jej chłopską konkretną i pragmatyczną naturą), Bernadeta była całkowicie niezdolna do teoretyzowania, wyszukiwania znaczeń i powiązań. Potrafiła jedynie opowiadać w dialekcie o tym, co jej się przydarzyło. Nawet kiedy otrzymała w klasztorze wykształcenie, pytającym o coś więcej niż tylko doświadczenia z owych osiemnastu spotkań odpowiadała: "Nie wiem". A często kiedy chodziło o szczegóły: "Nie pamiętam".
Potrafiła tylko trzymać się faktów. Nie chciała - i nie mogła - niczego dodawać. Jeśli zaś ktoś jej przerywał, zaprzeczał temu, co mówiła, okazywał sceptycyzm, dziewczynka nie wdawała się w dyskusje, tylko odpowiadała uprzejmie, lecz stanowczo: "Najświętsza Panienka prosiła, bym wam to powiedziała, ale nie kazała mi was przekonywać"." - czytamy dalej.
Messori uważa, że ta spokojna odpowiedź jest kolejnym "nadzwyczajnym znakiem prawdy", gdyż tylko ci, którzy zmyślają lub są niepewni, "mnożą słowa, starając się gorączkowo, by im uwierzono". W tym wypadku, jak widzimy na powyższych przykładach, było inaczej.
Czy da się wykazać prawdę na temat Lourdes?
Na początku swoich poszukiwań Messori planował zrobić to, czego nie umiała i nie chciała zrobić Bernadeta, a więc zaprezentować obszerną argumentację i przestawić wyczerpujące, niepodważalne dowody, a nie tylko ograniczyć się do przekazywania przeżyć. Z czasem jednak zdał sobie sprawię, że ta mała dziewczynka, której niewiedzę rekompensował zdrowy rozsądek, miała rację:
"Pojąłem, że - jeśli chodzi o prawdę Lourdes - nie ma potrzeby jej "wykazywać". Wystarczy ją "opowiedzieć", przedstawić jedynie, jak się naprawdę rzeczy miały. Przedstawić kontekst, osobowość świadka i hipotezy alternatywne wobec działania sił nadprzyrodzonych. Oczywiście uczciwie i mając świadomość, że - jak zawsze - ani Bóg, ani Chrystus, ani nawet Maryja i jej mała wierna posłanniczka nie potrzebują naszych kłamstw, naszych sprytnych sztuczek apologetycznych, naszej cenzury ani ubarwiania faktów.
Ale uwaga: uczciwość w łączeniu, analizowaniu, konfrontowaniu źródeł należy stosować rygorystycznie, lecz jednocześnie mieć świadomość, że neutralność historyka, jego "naukowy" obiektywizm, jego rola bezstronnego sędziego - to jedno z licznych oświeceniowych złudzeń. Szczególnie w przypadku kwestii takich jak ta, kwestii - dosłownie - życia i śmierci, w których wewnętrzne implikacje są głębokie i może nawet ukryte przed samym badającym" - pisze autor. I już w drugim rozdziale przechodzi do "opowieści", czyli odpowiedzi na podstawowe pytania: Kiedy? Gdzie? Jak?
Objawienia w Lourdes - kiedy, gdzie, jak?
Do objawień doszło w grocie w Massabielle w pobliżu Lourdes. Ta, która nazwała się "Niepokalanym Poczęciem", ukazała się Bernadecie Soubirous osiemnaście razy pomiędzy 11 lutego i 16 lipca 1858. Dziewczynka miała w tym czasie 14 lat i jeden miesiąc.
"Analfabetka, dobra i posłuszna, pogodnego usposobienia, lecz cicha [...], nie znała nawet katechizmu i nie przystąpiła jeszcze do Pierwszej Komunii, pomimo iż pochodziła z bardzo pobożnej rodziny, nienależącej jednak do kręgów kościelnych" - czytamy. Proboszcza, księdza Dominique'a Peyramale'a, Bernadeta pozna dopiero 2 marca, po trzynastym objawieniu. Potraktuje ją bardzo ostro i wyrzuci z plebanii.
W czwartek 11 lutego 1858 roku około godziny jedenastej Bernadeta wyszła z domu razem z młodszą siostrą i o rok młodszą przyjaciółką. Ruszyły wzdłuż płynącego z Pirenejów potoku Pau, aby nazbierać chrustu i kości zwierzęcych, które można by potem sprzedać za parę groszy. "Ojciec jest bez pracy, matka wycieńczona harówką w domach bogaczy. Bernadeta nie chodzi do szkoły, bo musi pomagać w domu, ale też i dlatego że brakuje pieniędzy na skromne czesne i elementarz. Nie mówi i nie rozumie po francusku, zna jedynie lokalny dialekt - i w nim właśnie będzie z nią rozmawiać Zjawiona".
Pierwsze objawienie w grocie
Towarzyszki poszły dalej. Wrócą, gdy widzenie już się skończy i będą miały pretensje do dziewczynki, że jest leniwa - zamiast zbierać gałęzie i kości do koszyka, klęczy i się modli. Bernadeta weszła do groty Massabielle ("Stara Skała"), gdyż dostrzegła tam naniesione przez potok gałęzie. Tutaj właśnie dochodzi do pierwszego objawienia. Tę historię będzie przez kolejne 21 lat opowiadać nieskończoną ilość razy - władzom cywilnym i kościelnym. Pierwsze będą jej grozić więzieniem. Drugie - jeśli kłamie - piekłem.
"Dopiero co zdjęłam jedną pończochę, żeby przejść przez kanał, kiedy usłyszałam hałas, coś jakby uderzenie wiatru. Odwróciłam głowę w stronę pustej łąki za rzeką. Ale zobaczyłam, że liście na drzewach się nie poruszają. [...] Podniosłam głowę w stronę groty, którą widziałam naprzeciwko, i zobaczyłam, że nisza nad wejściem do niej, do połowy zarośnięta dziką różą, powoli się rozjaśnia łagodnym światłem podobnym do słońca, ale słabszym, które nie raziło. W środku tego światła zobaczyłam "coś" białego, postać, która wyglądała jak [...] mała Panienka, młoda i mojego wzrostu. Miała na sobie białą tunikę, na głowie długi welon, też biały, błękitną szarfę i żółtą różę na bosych stopach. Żółtego koloru był też łańcuszek różańca, który trzymała w dłoni. [...]
Nie słyszałam jej głosu. Usłyszałam go dopiero przy trzecim spotkaniu. Był słodki i wysoki jak u dziecka. [...] Po milczącym zjawieniu w niedzielę 14 lutego trzecie nastąpiło 18 lutego, także w czwartek".
Osiemnaście spotkań z Matką Bożą
Mała Panienka po raz pierwszy przemawia dopiero 25 marca. Mówi do Bernadety: "Czy uczynicie mi tę łaskę i będziecie przychodzić tu przez piętnaście dni?". Dziewczynka potwierdza. W odpowiedzi słyszy: "Obiecuję Wam uczynić Was szczęśliwą nie na tym świecie, lecz na tamtym". 2 marca i w kolejnych dniach Bernadeta słyszy prośbę: "Idźcie powiedzieć księżom, żeby zbudowano tu kaplicę i żeby przychodziły tu procesje". "Pod koniec piętnastodniowego cyklu Bernadeta nadal nie wie, kim jest śliczna panienka, która jej się ukazuje. Trzy tygodnie później, w czwartek 25 marca, po kolejnej prośbie wreszcie otrzymuje odpowiedź: "Ja jestem Niepokalane Poczęcie". [...]
Ostatni - osiemnasty raz - Zjawiona ukazała się 16 lipca, w dniu święta Matki Boskiej Szkaplerznej. To pożegnanie, jakby: "do zobaczenia w niebie", odbyło się o zmierzchu pod grotą zabitą deskami na rozkaz prefekta, którego z kolei ponaglał do tego z Paryża minister spraw wewnętrznych. Podobnie jak za pierwszym razem 11 lutego, tak i teraz nie ma tłumu, tylko wizjonerka i towarzysząca jej młoda ciotka.
I tak jak wtedy - nie ma słów, tylko uśmiechy. Kiedy wizja się skończy, dziewczynka zwierzy się swojej towarzyszce: "Nigdy nie widziałam jej aż tak pięknej". Nie tylko już jej ponownie nie zobaczy, ale co więcej, przez resztę życia (według jej własnych słów) będzie "jak wszyscy inni", ponieważ skończyło się "zadanie, któremu miała służyć". O tych osiemnastu spotkaniach z Najświętszą Panną zawsze mówiła krótko i tylko jeśli ją pytano. Odrzucała wszelką cześć, honory, korzyści, możliwość zarobku, starając się ukryć i odejść w zapomnienie".
"Wszelkie znamiona prawdy"
Messori przypomina, że dopiero po rygorystycznym, trwającym cztery lata badaniu, ordynariusz Tarbes biskup Bertrand-Severe Laurence "w dokumencie podpisanym 18 stycznia 1862 roku, wyrażając się jednoznacznymi i niepodważalnymi słowami, zupełnie niezwykłymi w podobnych przypadkach i wbrew zwyczajowej kościelnej ostrożności, ogłosił uroczyście:
"Sądzimy, że Niepokalana Dziewica Maryja rzeczywiście zjawiła się Bernadecie Soubirous 11 lutego 1858 roku oraz potem siedemnaście razy w grocie w Lourdes. Oświadczamy, że objawienia te noszą wszelkie znamiona prawdy, a wierni mają uzasadnione powody, by wierzyć w nie jako pewne ".
Messori pokazuje w swojej książce, że "kler rzeczywiście był długo nieufny, a nawet wrogi, i negował religijne znaczenie" objawień w Lourdes. Z kolei dla stróżów porządku istniały trzy "hipotezy umożliwiające zrozumienie tego, co się działo w tej grocie o złej sławie, złej nie tylko ze względu na fakt, iż służyła za obórkę dla stada świń, ale także za miejsce potajemnych schadzek". O jakich hipotezach mowa?
Rodzice? Kler? Halucynacje?
Po pierwsze, uważano, że wszystko ktoś inspirował - albo rodzice dla osiągnięcia zysku albo lokalny kler, który mógł być nieświadomą ofiarą jakiegoś nieprawomyślnego księdza. "Druga hipoteza zakładała, iż wszystko jest zainscenizowaną przez dziewczynę komedią, dyktowaną czy to ekshibicjonizmem, czy próżnością - próbą zwrócenia na siebie uwagi przez dziecko pogardzane i ignorowane przez wszystkich" - czytamy.
Według trzeciej hipotezy mieliśmy w Lourdes do czynienia z histerycznymi halucynacjami, fenomenami epileptycznymi i ogólnie z brakiem równowagi psychicznej u chorowitej, niedożywionej dziewczynki, której niewiedza wynikała z analfabetyzmu. Messori przygląda się w książce uważnie każdej z tych hipotez.
"Jeśli, zakładając niemożliwe, podżegaczami mieliby być rodzice, krewni czy jacyś znajomi, Bernadeta i tak nigdy pod żadnym warunkiem nie zgodziłaby się zostać ich wspólniczką. Była posłuszna, owszem, ale nie do tego stopnia uległa, żeby zachowywać się wbrew swej prawdziwej naturze. W razie potrzeby potrafiła bronić własnych racji, zawsze z pełnym szacunkiem, ale uparcie" - pisze przykładowo Messori.
Intryga księży dla pieniędzy i kultu?
Dalej czytamy, że "wiarygodności świadectwu Bernadety przydała, może w sposób ostateczny, całkowita obojętność młodej dziewczyny na korzyści oraz jej troska, by to, co się wydarzyło i co się działo, nie przyniosło żadnych profitów ani jej samej, ani jej rodzinie. Dzięki temu obalone zostały podejrzenia władz, które - niechętnie, jak przypuszczam - wreszcie zrezygnowały z tezy o oszustwie w celu osiągnięcia zysków. To właśnie zachowanie Bernadety zrobiło wielkie wrażenie na biskupie Montpellier i przekonało go ostatecznie".
"Jeśli nie rodzice, to może kler stał za Bernadetą, świadomym lub nieświadomym niewinnym narzędziem? Jak już wspomniałem, to także była - dla komisarza - hipoteza warta rozważenia" - pisze w kolejnym rozdziale Messori. Śledczy z racji swoich obowiązków musieli prowadzić wielokierunkowe badania, a więc zainteresowali się również klerem (łącznie z biskupem) jako potencjalnym inspiratorem wydarzeń, które mogły zaburzyć porządek publiczny.
"Księża mogli kierować się różnymi motywacjami. Także zyskiem. Mogli też chcieć pobudzić ludową religijność zagrożoną przez takich jak Renan i jemu podobni, którzy dominowali w ówczesnej kulturze. Jak uczy doświadczenie [...] zwiększenie liczby procesji i sanktuariów, zwłaszcza maryjnych, było zawsze silnym czynnikiem rozpalającym religijną żarliwość" - czytamy.
Narcyzm, ekshibicjonizm, próżność?
W kolejnych rozdziałach książki Messori dowodzi nie tylko, że Bernadeta nie działała z niczyjej inspiracji (ani rodziny, ani kleru), i że nie była w związku z tym wspólniczką - świadomą lub nieświadomą - oszustwa czy intrygi, ale też, że nie była także ofiarą histerii, halucynacji czy zaburzeń psychicznych.
Autor "Tajemnicy Lourdes" pyta retorycznie: "czyż nie mogło być tak, że motywem sprawy był narcyzm, ekshibicjonizm, próżność, przerost ego ubogiej i pogardzanej nastolatki, która w ten sposób chciała zapobiec własnej marginalizacji? Nie po to by zarobić pieniądze [...], ale po to by zyskać choćby odrobinę uwagi. Poczuć się nareszcie nie tylko równą innym dziewczętom - wykształconym i z lepszym statusem społecznym - ale wręcz wyrastającą ponad nie. Te co patrzyły na nią z góry jako analfabetkę, nędzarkę, córkę mężczyzny, który był w więzieniu oskarżony o kradzież, i kobiety, o której mówiono, że nie stroni od butelki".
Messori przypomina, że często umyka nam fakt, że nad "ową nic nieznaczącą smarkatą mnożyły się surowe zakazy, nieufność, częstokroć groźby rodziców, krewnych, księży, zakonnic, policjantów, żandarmów i sędziów. Cała piramida władzy, od najniższego do najwyższego stopnia, próbowała odwieść ją - czasem po dobroci, a czasem groźbami - od spełnienia zobowiązania powziętego w grocie wobec Kogoś, o Kim nie wiedziała zgoła nic ani czy pochodzi z tego, czy z innego świata. Komisarzowi i prokuratorowi, którzy grozili jej więzieniem, jeśli jeszcze raz uda się do groty, odpowiadała spokojnie i nieustępliwie: "Obiecałam - nie mogę nie pójść".
Bernadeta - najlepsza aktorka w dziejach?
"Bernadetę znało niewielu, ale wystarczyło widzieć ją w ekstazie w grocie lub zadać jej parę pytań, by się przekonać, że ta mała nie odgrywała żadnej komedii, ale naprawdę widziała i słyszała obraz i głos pochodzący od Nieznanego. Nawet jej zażarty przeciwnik, cesarski prokurator Dutour, poznawszy ją bliżej, pisał do przełożonych: "Halucynacje czy nie, jedno jest pewne: ta dziewczyna działa w absolutnie dobrej wierze, jest prawdziwie przekonana, że rozmawia z tajemniczą osobą" - czytamy dalej.
"Komediantka? Gdyby nią była, byłaby doprawdy aktorką, jakiej nigdy świat nie widział" - podsumowuje Messori swoje obszerne, tutaj z konieczności pomijane, rozważania. Messori powołuje się również na świadectwa lekarzy, którzy osobiście poznali Bernadetę, badali ją i zaświadczyli, że jej nieprzewidziana (i jednostkowa) przygoda nie miała nic wspólnego z psychiatryczną patologią.
Objawienia - dzieło Szatana?
W ostatnim rozdziale książki z kolei Messori rozważa jeszcze inną hipotezę. "Niektórzy, zwłaszcza spośród duchownych, nie negując nadprzyrodzonego charakteru widzeń, podejrzewali jednak, że pochodziły nie od Boga, lecz szatana. Nie były darem niebios, tylko piekielnym oszustwem. Skoro więc postanowiliśmy zbadać wszystkie teorie, zajmijmy się teraz także i tą - "szatańską". Skądinąd trzeba powiedzieć, że z perspektywy wiary nie jest ona zupełnie bezzasadna" - czytamy. I dalej:
"Otóż ci, którzy podejrzewali, że może to być dzieło szatana, że może to diabeł przebrany był za Matkę Boską, uspokajali się na wieść, że Bernadeta mogła zobaczyć stopy postaci, która się jej ukazała. Trzeba bowiem wiedzieć, że w ówczesnym Kościele panowało przekonanie, oczywiście jedynie na poziomie pobożnych wierzeń, że po tym jak Bóg przyjął ludzkie ciało w Jezusie, diabeł nie może już przybierać ludzkiej postaci, co było możliwe wcześniej, przed Chrystusem. Jeśli przybiera ludzką postać, zawsze jest widoczny jakiś błąd, który go demaskuje. Zazwyczaj są to kopyta kozła zamiast stóp.
Według tego wierzenia, podobnie się działo, kiedy przybierał postać kobiety, nawet Matki Bożej. Bernadeta widziała stopy Zjawionej, i były to ludzkie stopy. Toteż ci, którzy martwili się, czy to nie diabeł, wnioskowali stąd, że wizje mogły pochodzić jedynie z raju, na pewno nie z piekieł. Jak zwykle Bernadeta o niczym nie wiedziała - opisywała po prostu to, co widziała" - pisze Messori.
O książce "Tajemnica Lourdes"
Kult Matki Boskiej z Lourdes jest dzisiaj bardziej żywy niż kiedykolwiek. "Po II Soborze Watykańskim Kościół francuski (podobnie jak wiele innych na Zachodzie) przeszedł bardzo poważny kryzys. Wszystko się pomniejszyło (powołania, ilość wiernych), wszystko oprócz popularności sanktuariów, zwłaszcza maryjnych, a wśród nich głównie Lourdes" - mówi Messori i dodaje, że choć ilość wiernych uczestniczących we mszach świętych i przystępujących do sakramentów wciąż maleje, liczba odwiedzających Lourdes rośnie.
"Lourdes jest największym szpitalem świata: leczy jednak głównie dusze. [...] Cudów nie dokonuje ani Bernadeta, ani Matka Boska. Od nich pochodzi wstawiennictwo, modlitwa do Jezusa Chrystusa, jedynego prawdziwego uzdrowiciela".
"Literatury na temat Lourdes jest wiele, w licznych językach, lecz wydaje mi się, że ta książka jest nieco inna od pozostałych" - mówi sam autor - "Brakowało bowiem pewnego rodzaju "podręcznika", w którym pojawiłyby się wszystkie zastrzeżenia dotyczące świadectwa Bernadety i który by na te zarzuty odpowiadał. Replikował z punktu widzenia historycznego i racjonalnego, nie tylko religijnego".
_****Oprac. GW, WP.PL, na podst. książki oraz mat. prasowych._**Oprac. GW, WP.PL, na podst. książki oraz mat. prasowych.**