"Szału nie ma, jest rak". Poruszająca rozmowa z ks. Janem Kaczkowskim

"Szału nie ma, jest rak". Poruszająca rozmowa z ks. Janem Kaczkowskim

Piękna historia księdza, który prowadzi hospicjum, choć sam umiera na raka
Źródło zdjęć: © Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

/ 17Piękna historia księdza, który prowadzi hospicjum, choć sam umiera na raka

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Dokładnie 1 czerwca 2012 roku ksiądz Jan Kaczkowski, twórca domowego hospicjum, człowiek, który od podstaw zorganizował hospicjum stacjonarne i towarzyszył wielu osobom przy umieraniu, dowiedział się, że ma nowotwór mózgu. Po kolejnych operacjach, poddawany chemioterapiom, w dalszym ciągu pracuje na rzecz hospicjum i przebywających tam pacjentów. Dotknięty nieuleczalną chorobą, sam wciąż odwiedza terminalnie chorych.
Zaledwie 36-letni ks. Jan Kaczkowski to bez wątpienia duchowny niebanalny, a dla wielu kontrowersyjny. Potrafi kląć jak szewc i ostro skrytykować zachowanie kościelnych hierarchów, a jednocześnie kocha Boga ponad wszystko. Przed laty od jednego z biskupów usłyszał, że będzie karykaturą księdza. Przez niecałe 11 lat swej posługi nie tylko stworzył dwa powszechnie chwalone hospicja, ale zrobił także wiele innych wspaniałych rzeczy.
Na kolejnych stronach piszemy więcej o postaci i osiągnięciach Kaczkowskiego oraz cytujemy fragmenty kapitalnego, poruszającego i wstrząsającego, wywiadu-rzeki pt. "Szału nie ma, jest rak" (Wyd. Biblioteka "Więzi"), jakiego ksiądz Jan udzielił Katarzynie Jabłońskiej.

/ 17Dlaczego ludzie mnie podziwiają?

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Naprawdę głośno o księdzu Janie zrobiło się, gdy opowiedział o swojej walce z chorobą nowotworową w głośnym wywiadzie na łamach "Tygodnika Powszechnego" oraz w reportażu TVN-u. W efekcie tych wystąpień przyszło do niego w krótkim czasie ponad 700 e-maili, w których ludzie pisali o swoim podziwie dla jego walki.
Ksiądz Jan twierdzi, że naprawdę nie ma pojęcia, skąd ten cały podziw. Na uwagę przeprowadzającej wywiad Katarzyny Jabłońskiej, by nie kokietował, Kaczkowski odpowiada:
"Naprawdę początkowo nie wiedziałem. W końcu jednak wymyśliłem. Ludzie potrzebują stworzyć sobie mit. Istnieje rzeczywistość śmierci i choroby, której oni nie rozumieją. I bardzo trudno osobiście się z tym zmierzyć, więc warto wymyślić sobie, że jest osoba, która to zrozumiała. I wydaje mi się, że w części tych pochwalnych maili właśnie o to chodziło. Ich autorzy wyobrazili sobie, że oto mają do czynienia z wybitnym księdzem, który wszystko zrozumiał, więc on im teraz wszystkie te trudne sprawy życia, choroby i śmierci ładnie wyłoży i będą mieli poukładane".

/ 17"Nie jestem taki znowu silny"

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Ksiądz Jan przekonuje jednak dalej, że to wcale nie działa w ten sposób: "To, że ktoś sam zachorował, nie znaczy, że zrozumiał chorobę. Często słyszę: ksiądz jest taki silny, jak ksiądz to robi? Wcale nie jestem taki znowu silny. No, ale jasne, że wygodnie jest wierzyć w taki mit".
Kaczkowski twierdzi, że nieoczekiwanie przytrafiło mu się coś, co nazywa "rozszerzeniem autorytetu", które polega na tym, że wiele osób zaczęło go pytać: "księże Janie, jak żyć?". Jabłońska skorzystała z okazji i również o to duchownego spytała. "A weź się nie wygłupiaj! Absolutnie nie czuję się autorytetem. Ja jako złoty cielec? To śmieszne" - usłyszała w odpowiedzi.
Dziennikarka wyjaśnia dalej, że podziw budzi przede wszystkim sposób, w jaki ksiądz Jan przeżywa swoją chorobę. "A co tu jest do podziwiania?" - pyta Kaczkowski.

/ 17Żyć pełnią życia do samego końca

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

"Mówisz wprost: 1 czerwca 2012 r. po raz drugi zdiagnozowano u mnie raka. Dwa lata temu to był rak nerki, który został operacyjnie usunięty. Tym razem to glejak czwartego stopnia, co zazwyczaj oznacza czternaście miesięcy życia. Ten glejak rośnie mi w mózgu, dopóki jednak pozwoli, chciałbym żyć pełnią życia" - mówi Jabłońska.
"I co w tym takiego szczególnego?" - odpowiada pytaniem ksiądz Jan.
"Wyrok, z którym żyjesz od kilku miesięcy, konieczność poddawania się różnym nieprzyjemnym procedurom medycznym, dwóm operacjom, kolejnym chemiom nie powodują, że rezygnujesz ze swoich planów. Po ostatniej operacji musiałeś na nowo uczyć się chodzić, dziś chodzisz już samodzielnie, ale z dużym wysiłkiem. Pomimo wszystkich niedogodności żyjesz bardzo intensywnie, bardziej niż niejeden zdrowy. Nie chcesz wzbudzać litości, nie żądasz dla siebie żadnych specjalnych praw. To budzi podziw" - wyjaśnia dalej dziennikarka.

/ 17"Gówno heroizm"

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Ksiądz Jan Kaczkowski twierdzi, że litość go męczy: "Czasem słyszę: o Jezu, taki dobry ksiądz, tyle dobrego zrobił... Wkurza mnie to. Spójrz na więźniów sumienia na Białorusi albo przenieśmy się w lata najgłębszego komunizmu w Polsce. Czy ja bym wytrzymał tortury? Czy bym nie zdradził? To był heroizm. Mój to jest gówno heroizm - siedzenie na wygodnym krześle. Zaniosą mnie do łóżka, jest mi ciepło, wszyscy mi współczują.
A wyobraź sobie, że siedzisz w celi śmierci, wyciągają cię na przesłuchanie, znęcają się nad tobą fizycznie i psychicznie. Molestują, wyrywają paznokcie, gniotą ci jaja w szufladzie. W końcu się łamiesz i wydajesz najbliższych przyjaciół. Oni przestają cię torturować, a ty masz świadomość, że nie dałeś rady i przez ciebie kogoś rozstrzeliwują. A przecież byli tacy, którzy nie wydali - to był heroizm.
W moim wypadku to choroba, a nie heroizm".

/ 17Ksiądz, który przestał być leniem

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Na pytanie dziennikarki o to, czy życie księdza Jana zawsze było tak intensywne, duchowny odpowiada, że przez długi czas miał się za lenia. Jabłońska reaguje następującym wyliczeniem:
"Leń, który najpierw założył hospicjum domowe, potem hospicjum stacjonarne - dodajmy, że jedno z najlepszych w Polsce - od kilku lat organizuje letnie warsztaty dla studentów medycyny, wykłada na uniwersytecie, wygłasza setki kazań, kwestując na rzecz hospicjum, uczył religii w szkole, gdzie - delikatnie mówiąc - uczniowie go nie oszczędzali (i on ich też nie), jest współzałożycielem szkoły, a właściwie zespołu szkół (podstawówka, gimnazjum i liceum), uczestniczy w przygotowaniach do otwarcia domowego hospicjum dla dzieci. Wymieniać dalej?".
Kaczkowski zgadza się, że od momentu, gdy został kapłanem, rzeczywiście przestał być leniem i zdecydował, że nie będzie przechodził obojętnie obok żadnego człowieka, który potrzebuje pomocy.

/ 17"No, k... mać!"

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Z wszystkich wypowiedzi ksiądz Jan najbardziej lubi następujący fragment: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25,40). Duchowny wyjaśnia:
"Według mnie Jezus ma tu na myśli wszystko, co robimy, w każdym wymiarze naszego życia. I tam nie ma gwiazdki ani przypisu: w takiej a takiej sytuacji ta zasada nie obowiązuje. Uważam, że właśnie to jest prawdziwe chrześcijaństwo. Do tego wzywa Chrystus, który wisząc na krzyżu, wybaczył łotrowi. Nie ma wyjątków. No, kurwa mać, albo się w to wierzy, albo to jest mit! Trzeba wszystko postawić na jedną kartę. A jeśli to zrobimy, to już nigdy nie wolno nam nikogo lekceważyć, nigdy nie wolno nam nikim pogardzać".
Ksiądz Jan opowiada w wywiadzie-rzece sporo o tym, że najgorszą postawą w stosunku do drugiego człowieka jest pogarda, która oburza go na każdym możliwym polu.

/ 17Niepełnosprawność i zdobywanie poważania

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Jabłońska dopytuje, czy to dlatego, że sam, jako słabszy i nie w pełni sprawny, doświadczył w przeszłości pogardy? "Fakt, jestem ślepawy, bo w jednym oku mam -15, a na drugie prawie w ogóle nie widzę. I od zawsze trochę powłóczyłem lewą nogą. Kiedy byłem dzieckiem, nie dokuczano mi jednak specjalnie z tego powodu. Będąc niepełnosprawnym, łatwo być roszczeniowym. Skupiać się na sobie. Ale z drugiej strony łatwiej być wrażliwym" - odpowiada ksiądz Jan.
W ostatnim rozdziale książki Kaczkowski zdradza, że nie zawsze było tak, że miał dar nawiązywania kontaktu z drugim człowiekiem i zjednywania sobie ludzi. Jako dziecko miał ogromne kompleksy i nie sądził, że można go lubić: "Później, w liceum, żeby zdobyć poważanie, zacząłem ostro - choć byłem chłopcem z dobrego domu - bawić się alkoholem. Byłem tym, który rozkręca imprezy. [...] No więc był alkohol i nie tylko alkohol - nie będziemy się tu zanadto wdawać w szczegóły. Sopot to w latach dziewięćdziesiątych był prawie Jamajką".

/ 17"Musiałem się upić, by zostać księdzem"

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Ksiądz Jan opowiada, że jego rodzina nie była bardzo religijna, że w pewnym momencie odsunął się od Kościoła, ale od czasu do czasu "przypadkiem" trafiał jeszcze w okolice swojego parafialnego kościoła, coś go tam wciąż ciągnęło: "Stojąc tak czasem w kościelnej kruchcie i patrząc na robiącego dziwaczne wrażenie, śmiesznie przebranego i machającego rękami pana, który podnosi do góry białego wafla, a wszyscy padają przed nim na kolana, myślałem: albo to jest On, albo to są jakieś kosmiczne jaja".
Co takiego się stało, że w pewnym momencie sam postanowił być jednym z tych "śmiesznie przebranych" panów? Wiara, którą zasiała w nim babcia, spotkanie dwóch księży na swojej drodze oraz intensywne przeżycia religijne z dzieciństwa, które w pewnym momencie z dużą mocą wróciły: "W głębi duszy chyba cały czas za tym tęskniłem. No, ale żeby dokopać się do tego, najpierw musiałem się strasznie upić".
O co chodzi?

10 / 17Powołanie na kacu

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

"To było rok przed maturą - byliśmy na klasowej wycieczce w Toruniu i tam potwornie się upiliśmy. Następnego dnia obudziłem się wcześnie rano i poszedłem na rynek w poszukiwaniu sklepu z piwem, bo mieliśmy potwornego kaca. [...] Szukając tego sklepu, natknąłem się na kościół jezuitów. Coś mnie tam popchnęło i wszedłem. W konfesjonale siedział ksiądz. Czasem masz wrażenie, że znasz kogoś od lat - tak było z tym księdzem. I ja - zionąc wódą - wyspowiadałem się u niego.
Przez kilka dobrych lat nie byłem u spowiedzi. Pamiętam, że nazywał się o. Wacław, miał orli nos. Spowiadałem się również z tego picia, bo trudno było to przemilczeć, skoro jechało ode mnie gorzelnią. On mnie kompletnie zastrzelił - bo w pewnym momencie, ni z tego, ni z owego, zapytał, czy nie myślę o kapłaństwie. A prawda była taka, że już wtedy o tym myślałem, tylko sam przed sobą nie chciałem się do tego przyznać. I również dlatego podejmowałem te alkoholowe wyczyny.
Myślałem: jak będę niegrzeczny, to Pan Bóg da sobie z tym moim powołaniem spokój. Tymczasem jakiś nieznany jezuita, któremu dmucham śmierdzącym oddechem w twarz, pyta, czy nie myślę o kapłaństwie! Zrobiło to na mnie mocne wrażenie. Zasugerował, żebym zgłosił się do jezuitów do Gdyni - na rekolekcje".

11 / 17"Wielki zakon jezuitów potraktował mnie z buta"

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Jezuitą ksiądz Jan jednak nie został, a to dlatego, że z powodu słabego wzroku nie przyjęli go do zgromadzenia: "Krótki liścik z mętnymi sugestiami, nikt nie poświęcił pięciu minut, żeby ze mną porozmawiać. Wielki zakon jezuitów potraktował mnie z buta".
Ostatecznie Kaczkowski trafił do seminarium diecezjalnego, które zresztą ukończył również nie bez przeszkód: "Od jednego z biskupów usłyszałem, że będę karykaturą księdza. To nieporozumienie, że Kościół wyklucza niepełnosprawnych z możliwości zostania osobą duchowną. [...] W praktyce raczej się nie zdarza, żeby na przykład przyjęto do seminarium człowieka na wózku czy niewidomego. Wydaje się, że na takie osoby nie ma w Kościele pomysłu".
Ksiądz Jan przyznaje też, że o ile w wieku 19 lat wierzył w Kościół jak ideowy komunista w partię, o tyle dzisiaj jest zawiedziony Kościołem jako "instytucją totalną, która ci mówi, co masz myśleć, gdzie masz mieszkać, która mówiąc o wolności i godności człowieka, często sama ją depcze".

12 / 17Ksiądz Jan ostro krytykuje polski Kościół

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Owszem, ksiądz Jan, zgodnie z przysięgą, jest i będzie posłuszny swemu biskupowi i jego następcom, ale jednocześnie twierdzi, że posłuszeństwo i cześć również mają swoje granice: "Są nimi Dekalog, prawo kanoniczne oraz prawo naturalne, które mówi: dobro czyń, a zła unikaj. Cześć nie może być bałwochwalstwem, a posłuszeństwo - zgodą na irracjonalne polecenia. Jeśli biskup mówi: sadźcie kwiatki do góry korzonkami, bo taka jest wola Boża, to chyba w tym wypadku nie muszę być posłuszny". I nieco dalej:
"Nie w pełni wiem, jak miałby wyglądać Kościół, którego chciał Chrystus. Myślę jednak, że wolno mi wątpić w to, że chciał w Kościele hierarchicznej i feudalnej struktury, która jest pokłosiem średniowiecza. [...] Pewnie są wspólnoty, które dobrze funkcjonują, ale ja sam znam wiele wstrząsających przykładów nadużyć, elementarnego braku poszanowania godności osoby ludzkiej w konkretnej siostrze zakonnej. [...]
A jeśli chodzi o własne podwórko, to - mówiąc marketingowo - produkt, jaki serwuje typowa parafia, jest na żenującym poziomie, począwszy od plastikowego wystroju kościoła po poziom kazań czy w ogóle oferty duszpasterskiej. Znaczna część moich kolegów, gdyby ich oceniać jedynie pod względem profesjonalizmu wykonywanej pracy, straciłaby robotę. W Kościele pracuje się jak za komuny, to znaczy często się... nie pracuje".

13 / 17Umierający pośród umierających

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Jedną z rozmów z księdzem Janem Katarzyna Jabłońska odbyła się dzień po tym, jak duchowny wyszedł ze szpitala po bardzo trudnej operacji wycięcia glejaka z mózgu i usunięcia zatorowości z płuc. Już następnego dnia ksiądz Jan wrócił telefonicznie do kontroli nad założonym przez siebie hospicjum, bo to całe jego życie. Dziennikarka spytała kapłana również o to, jak to jest, kiedy teraz, sam nieuleczalnie chory, odwiedza w hospicjum innych terminalnie chorych?
"To przede wszystkim oni są chorzy, ja idę do nich w roli księdza. Nie mogę epatować chorego moją chorobą. Ona mi, oczywiście, czasem pomaga skrócić dystans z pacjentem, mogę powiedzieć: widzi pan, jedziemy na tym samym wózku. Ale nie wchodzę w szczegóły, nie opowiadam: tu mi wycięli, a sterydy sprawiły, że ważę 120 kg etc.
Jest jak zwykle, dowiaduję się, ile ten chory wie, czy się czegoś boi, a jeśli tak - to czego, i po prostu normalnie prowadzę rozmowę jak kapelan czy jak bioetyk. Zresztą takich rozmów się nie planuje".

14 / 17Trzeba dobrze przeżyć swoją śmierć

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

W poruszającym rozdziale "Umrę w środę, koło południa" Kaczkowski opowiada dużo o tym, że swoją śmierć trzeba dobrze przeżyć. O co chodzi? "Skoro dla nas chrześcijan śmierć nie oznacza końca, musimy ją przeżyć, czyli kontynuować życie po śmierci. Powinienem więc jak najlepiej przygotować się do tego, żeby się przez śmierć przecisnąć".
Ksiądz Jan sam był obecny przy co najmniej kilkuset śmierciach i, jak przyznaje, wielokrotnie doświadczał mistycyzmu tego momentu. Zarazem dodaje, że fakt, iż widział osoby odchodzące jak anioły czy święci, nie wyklucza całej fizjologii umierania, o której - zgodnie ze swoją ulubioną zasadą "walić prawdą między oczy" - napisał w głośnym tekście pt. "Jak umiera ciało" dla portalu Deon.pl.
"W hospicjum jak w kropli wody odbija się cała prawda o człowieku - pokazuje się i jego świętość, i podłość" - mówi dalej ksiądz Jan - "Tu nie tylko ludzie odchodzą, ale też oświadczają się sobie, spotykają się z tymi, z którymi przed laty zerwali wszelkie kontakty, i jednają się z nimi, również walczą o majątki i oskarżają siebie o najgorsze rzeczy"

15 / 17Jak możesz pomóc?

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

W książce "Szału nie ma, jest rak" ksiądz Jan Kaczkowski zwraca się do czytelników z wielką prośbą: "Robię to nie po to, żeby wyciskać łzy, ale dlatego, że hospicjum, które współtworzyłem, to moje życie. Proszę, zajmijcie się Puckim Hospicjum po moim odejściu. Wystarczy na nie przekazać jeden procent swojego podatku lub comiesięczną, cykliczną, nawet najskromniejszą wpłatę. A ja, jeśli będzie mi to dane, odwdzięczę się z tamtej strony".
Nr konta w Banku Spółdzielczym w Pucku: 38 8348 0003 0000 0017 2404 0001. KRS 0000231110. Więcej szczegółów na stronie internetowej: www.hospitium.org .

16 / 17O książce i jej autorach

Obraz
© Książki WP

"Janek ma ze swojego okna niezwykłą perspektywę: i na śmierć, i na życie może patrzeć z dystansu. Na śmierć, bo wciąż żyje pełną piersią. Na życie - bo świadomie i mądrze codziennie zmaga się ze śmiercią. I o życiu, i o śmierci mówi więc takie rzeczy, że oczy stają czasem w słup, a z nóg spadają ciepłe kapcie.
Tu nie ma ani grama ględzenia, jest obudzona po zderzeniu ze ścianą ostra, kryształowa intensywność. Janek lubi powtarzać, że przed śmiercią bardzo chciałby jeszcze zrobić coś pożytecznego. Właśnie zrobił" - pisze na okładce książki Szymon Hołownia.

17 / 17O książce i jej autorach

Obraz
© Fot. Damian Kramski / Fotografie pochodzą z książki "Szału nie ma, jest rak"

Jan Kaczkowski - Ur. 1977, ksiądz, doktor teologii moralnej i bioetyk, prezes Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, współzałożyciel zespołu szkół im. Macieja Płażyńskiego w Pucku, uczestniczy też w tworzeniu domowego hospicjum dla dzieci. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Polonia Restituta, watykańskim orderem Curate Infirmos i Orderem za Zacność. Honorowy obywatel Pucka, mieszka w Sopocie.
Katarzyna Jabłońska - Absolwentka Wydziału Filologii Polskiej UW, krytyk filmowy. Sekretarz redakcji WIĘZI, współautorka książki "Między konfesjonałem a kozetką". Należy do Laboratorium WIĘZI. Mieszka w Otwocku.
W galerii zaprezentowaliśmy zaledwie kilka drobnych fragmentów. W książce ksiądz Jan opowiada obszernie i szczegółowo między innymi o pracy hospicjum, swoich współpracownikach i pacjentach, o rodzinie i dorastaniu w Sopocie czy o chorobie, umieraniu i śmierci. Piękna, poruszająca opowieść. Lektura obowiązkowa.
Oprac. Grzegorz Wysocki, WP.PL, na podst. książki "Szału nie ma, jest rak" (Wyd. Biblioteka "Więzi").

Wybrane dla Ciebie

Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]