Z mieszaniną niechęci i ulgi Judith zamknęła książkę, którą właśnie studiowała, i odłożyła pióro na wierzch grubego notesu. Pracowała wytrwale od wielu godzin; gdy odepchnęła staromodny obrotowy fotel i wstała zza biurka, poczuła, że zesztywniał jej kręgosłup. Dzień był pochmurny. Judith już dawno włączyła silną lampkę na biurku, którą zastąpiła wiktoriańską lampę z wyszukanym abażurem, stanowiącą element wyposażenia wynajętego umeblowanego mieszkania w londyńskiej dzielnicy Knightsbridge.
Prostując ręce i ramiona, podeszła do okna i wyjrzała na Montpelier Street. O wpół do czwartej szarość styczniowego dnia zlewała się już z zapadającym zmierzchem, a lekkie drżenie szyb świadczyło, że wciąż wieje silny wiatr.
Judith uśmiechnęła się podświadomie, przypominając sobie odpowiedŹ na list z pytaniem o warunki wynajmu tego mieszkania:
Droga Judith Chase Mieszkanie będzie wolne od l września do l maja. Pani referencje są jak najbardziej satysfakcjonujące i bardzo miło mi usłuszeć, że będzie Pani sięzajmowała pisaniem nowej książki. Wojna w siedemnastowiecznej Anglii okazała się cudownie inspirującym tematem dla romantycznych pisarzy; z zadowoleniem dowiedziałam się, że wybrała go również poważna autorka historyczna. Mieszkanie jest bezpretensjonalne i przestronne. Myślę, że uzna je Pani za odpowiednie. Winda często się psuje, jednakże trzy piętra to chyba nie za wielka przeszkoda do pokonania, prawda? Osobiście wolę wchodzić po schodach.
List kończył się wyrafinowanym, przypominającym pajęczą sieć podpisem: "Beatrice Ardsley". Judith wiedziała od wspólnych przyjaciół, że lady Ardsley ma osiemdziesiąt trzy lata.
Dotknęła czubkami palców parapetu i poczuła przejmująco zimne powietrze, wdzierające się pod drewnianymi ramami, Zadrżała, i pomyślała, że wystarczy jej czasu na gorącą kąpiel, jeśli się pośpieszy. Ulica na zewnątrz była niemal pusta. Nieliczni przechodnie przemykali szybko z wciśniętymi w ramiona głowami i postawionymi kołnierzami. Odwracając się, Judith dojrzała małe dziecko, które przebiegło przez ulicę tuż pod oknem. Przerażona patrzyła, jak drobna dziewczynka potknęła się i upadła na jezdnię, Gdyby zza zakrętu wypadł samochód, kierowca nie zdołałby dojrzeć małej w porę. Jakiś starszy mężczyzna znajdował się w połowie długości ulicy. Judith podciągnęła dolną część okna, by zawołać go na pomoc, ale nagle nie wiadomo skąd pojawiła się młoda kobieta, wyskoczyła na jezdnię, schwyciła dziecko i ukołysała je w ramionach.
- Mamo! Mamo! - dobiegł do Judith płacz dziewczynki.
Przymknęła oczy i ukryła twarz w dłoniach, jakby to ona sama wołała na głos: "Mamo! Mamo!". Och, Boże. Znowu. Tylko nie to!
Zmusiła się do otwarcia oczu. Jak się spodziewała, kobieta z córeczką znikły. Na ulicy był jedynie starszy mężczyzna, ostrożnie posuwający się chodnikiem.
Telefon zadzwonił w chwili, gdy przypinała diamentową broszkę do żakietu błyszczącego jedwabnego kostiumu. Okazało się, że to Stephen. Jak ci dziś szło pisanie, kochanie? - spytał.
- Myślę, że bardzo dobrze. Judith poczuła, że przyśpiesza jej puls. Chociaż miała czterdzieści sześć lat, na dźwięk głosu Stephena serce podskakiwało jej w piersi jak pensjonarce.
Judith, wypadła mi przeklęta nagła narada rady ministrów. Robi się już późno. Nie będziesz się gniewała, jeśli spotkamy się u Fiony? Wyślę po ciebie samochód.
- Nie rób tego. Taksówką będzie szybciej. Jeśli ty się spóźniasz, to sprawa państwowa. Jeśli ja, to tylko moje roztrzepanie.
- Boże, ale ułatwiasz mi życie! - Stephen roześmiał się i zniżył głos: - Całkowicie zawróciłaś mi w głowie, Judith. Zostańmy na przyjęciu tylko tak długo, jak to konieczne, a potem wybierzmy się na cichą kolację.
- Idealnie. Do widzenia, Stephen. Kocham cię.
Z błąkającym się na wargach uśmiechem odłożyła słuchawkę. Dwa miesiące wcześniej usadzono ją na uroczystej kolacji obok sir Stephena Halletta. "Bez dwóch zdań najlepsza partia w Anglii, zapewniła ją gospodyni, Fiona Collins. Oszałamiający wygląd i błyskotliwość. Minister spraw wewnętrznych, ale jest tajemnicą poliszynela, że będzie następnym premierem. Najlepsze ze wszystkiego, droga Judith, jest jednak to, że Hallett jest do wzięcia".
"Spotkałam Stephena Halletta raz czy dwa w Waszyngtonie przed laty, powiedziała Judith. Kenneth i ja bardzo go polubiliśmy, ale przyjechałam do Anglii pisać książkę, a nie wiązać się z mężczyzną, choćby czarującym".
"Och, nonsens! - zawołała Fiona. Jesteś wdową od dziesięciu lat i wystarczy. Wyrobiłaś sobie nazwisko jako poważna pisarka. Kochanie, naprawdę miło jest mieć mężczyznę w domu, zwłaszcza jeśli okaże się, że jego adres brzmi: Downing Street Dziesięć. Czuję w kościach, że będziecie ze Stephenem idealnie pasowali do siebie. Jesteś piękną kobietą, Judith, ale zawsze wysyłasz sygnały: «Trzymajcie się ode mnie z daleka, nie jestem zainteresowana». Proszę, nie rób tego dzisiaj wieczorem".
Judith nie wysyłała podczas kolacji owych sygnałów. Tego samego wieczora Stephen odwiózł ją do domu i wszedł na pożegnalny kieliszek. Wychodząc, pocałował ją lekko w usta. "Jeśli spędziłem przyjemniejszy wieczór w życiu, to sobie tego nie przypominam", wyszeptał.
Okazało się, że taksówkę nie jest tak łatwo znaleźć, jak się Judith spodziewała. Marzła przez dziesięć minut, nim wreszcie jakaś się trafiła. stercząc na chodniku, unikała wyglądania na jezdnię. Stała dokładnie w miejscu, gdzie przez okno widziała upadającą dziewczynkę - albo tylko sobie to wyobraziła.
Dom Fiony, zbudowany w stylu regencii, znajdował się w Belgravii. Fiona była posłanką i cieszyła się, gdy porównywano ją do zgryźliwej lady Astor. Jej mąż, Desmond, prezes imperium wydawniczego o światowym zasięgu, był jednym z najpotężniejszych ludzi w Anglii.
Zostawiwszy płaszcz w szatni, Judith wśliznęła się do sąsiadującej z nią toalety. Nerwowo poprawiła kredką kontur ust i przygładziła kosmyki, które wiatr potargał wokół jej twarzy. Miała wciąż naturalnie ciemnobrązowe włosy; nie zaczęła jeszcze kryć pojedynczych pasm siwizny. Ktoś, kto kiedyś przeprowadził z nią wywiad, napisał o jej oczach, że są szafirowoniebieskie, a porcelanowa cera " wciąż przypomina, że wedle wszelkich dostępnych informacji pisarka jest Angielką z pochodzenia".
Nadszedł czas przejść do salonu i pozwolić się prowadzić pani domu od grupki do grupki gości. Fiona bezustannie przedstawiała ją w sposób, brzmiący jak reklama handlowa: "Moja droga, droga przyjaciółka Judith Chase. Jedna z cieszących się największym prestiżem amerykańskich pisarek. Laureatka Nagrody Pulitzera i American Book Award. Nie mam pojęcia, dlaczego to piękne stworzenie specjalizuje się w rewolucjach, skoro mogę podsunąć jej tyle soczystych ploteczek. Tak czy inaczej, jej książki o rewolucji francuskiej i amerykańskiej są po prostu wspaniałe, a mimo to czyta się je jak powieści. Obecnie zajmuje się naszą wojną domową, Karolem I i Cromwellem. Pogrążyła się w tym bez reszty. Strasznie się obawiam, że wygrzebie również o naszych przodkach jakieś sekrety, o których wolelibyśmy nie mieć pojęcia".
Fiona powtarzała swój monolog, aż upewniła się, że wszyscy wiedzą, kogo mają przed sobą. Pewne było, że gdy wreszcie pokaże się Stephen, pani domu zacznie krążyć z informacją, że minister spraw wewnętrznych i Judith siedzieli obok siebie na kolacji właśnie tu, w tym domu, a teraz... po czym przewróci oczami i pozostawi resztę w domyśle.
Na progu salonu Judith przystanęła na chwilę, by rozejrzeć się po wnętrzu. Pięćdziesiąt do sześćdziesięciu osób, oceniła szybko. Co najmniej połowa znajomych twarzy: liderzy rządu, jej angielski wydawca, utytułowani przyjaciele Fiony, sławny dramaturg... Przemknęło jej przez głowę, że bez względu na to, jak często wchodzi do tego salonu, zawsze uderza ją wyjątkowa prostota stonowanych obić antycznych sof, muzealna jakość obrazów oraz dyskretny urok długich portier, otaczających przeszklone drzwi do ogrodu.
- Pani Chase, prawda?
Istotnie. Judith wzięła kieliszek szampana od kelnera, obdarzając bezosobowym uśmiechem Harleya Hutchinsona, felietonistę i telewizyjną osobowość - czołowego w Anglii plotkarza. Miał niewiele po czterdziestce, był wysoki i szczupły, obdarzony ciekawskimi oczyma barwy orzechów laskowych i wiotkimi brązowymi włosami, opadającymi na czoło.
- Czy wolno mi powiedzieć, że uroczo pani dziś wygląda?
- Dziękuję. - Judith zamierzała przejść dalej. Zawsze przyjemnie jest obcować z piękną kobietą, obdarzoną równocześnie doskonałym wyczuciem mody. Czegoś podobnego nie widuje się często w wysokich sferach w tym kraju. Jak idzie pisanie książki? Czy nasza drobna cromwellowska awanturka okazała się dla pani równie interesująca jak opisywanie francuskich chłopów i amerykańskich kolonistów?
- Och, uważam, że ta "awanturka" niczym nie ustępuje tamtym. Judith poczuła, jak lęk wywołany halucynacyjną wizją dziecka na jezdni zaczyna ustępować. Niezbyt zawoalowany sarkazm, którym Hutchinson posługiwał się jak bronią, pozwolił jej odzyskać równowagę.
- Niech mi pani powie, pani Chase, czy trzyma pani manuskrypt przy piersi aż do chwili ukończenia książki, czy też udostępnia go podczas pisania? Niektórzy autorzy uwielbiają opowiadać, co danego dnia popełnili. Ile na przykład sir Stephen wie o pani nowej pracy?
- Jeszcze nie przywitałam się z Fioną. - Judith uznała, że nadszedł czas, by opuścić felietonistę. - Przepraszam.
Nie czekając na odpowiedź Hutchinsona, przeszła przez salon. Fiona stała odwrócona do niej plecami. Gdy Judith ją przywitała, odwróciła się i lekko pocałowała przyjaciółkę w policzek.
- Jedną chwileczkę, kochanie zamruczała. - Wreszcie dopadłam doktora Patela i naprawdę chcę posłuchać, co ma do powiedzenia.
Doktor Reza Patel był psychiatrą o światowej renomie i neurobiologiem. Judith przyjrzała się mu uważnie. Miał około pięćdziesięciu lat i czarne błyszczące oczy o intensywnym wyrazie pod grubymi brwiami. Gdy mówił, często marszczył czoło. Grzywa ciemnych włosów okalała śniade oblicze o regularnych rysach. Nosił elegancko skrojony szary garnitur w prążki. Oprócz Fiony skupiło się wokół niego kilka osób. Wyraz ich twarzy wahał się od sceptycyzmu do podziwu. Judith wiedziała, że Patel potrafi poddać pacjentów w hipnozie regresji do okresu bardzo wczesnego dzieciństwa i nakłonić do dokładnego opisu traumatycznych przeżyć, co uznawano za największy przełom tego pokolenia w psychoanalizie. Wiedziała również, że jego nowa teoria, którą określał mianem "syndromu Anastazji", poruszyła i zaszokowała świat nauki.
- Spodziewam się, że jeszcze dłuższy czas nie będę w stanie udowodnić tej teorii mówił właśnie doktor. - Mimo wszystko dziesięć lat temu wielu ludzi wyszydzało moje przekonanie, że połączeniem łagodnej farmakoterapii i hipnozy można usunąć bloki tworzone przez umysł w celu samoobrony. Obecnie ta teza została zaakceptowana ijest powszechnie wykorzystywana. Po co zmuszać kogokolwiek do poddawania się psychoanalizie przez całe lata, by dotrzeć do istoty jego czy jej problemu, skoro można odkryć to w ciągu kilku krótkich wizyt?
Ale w syndromie Anastazji chodzi o coś zupełnie innego, prawda? - zaprotestowała Fiona.
- Innego, lecz wyraźnie podobnego. - Patel zamachał rękami. - Proszę popatrzeć na gości w tym salonie. Typowa angielska śmietanka towarzyska. Osoby inteligentne, obdarzone wiedzą, Sprawdzeni przywódcy. Każdy z nich jest odpowiednim człowiekiem, w którego mogliby wcielić się wielcy mężowie stanu minionych stuleci. Proszę pomyśleć, o ile lepiej byłoby na świecie, gdyby mógł nam służyć radą na przykład Sokrates. Proszę popatrzeć, oto sir Stephen Hallett. Moim zdaniem będzie wyśmienitym premierem, ale czy nie byłaby pociechą świadomość, że korzysta z porad Disraelego lub Gladstone`a*? Że w istocie stanowią oni część jego osobowości?
Stephen! Judith odwróciła się szybko, po czym zaczekała, aż Fiona pośpieszy na jego powitanie. Zdała sobie sprawę, że Hutchinson jej się przygląda, więc z rozmysłem została przy Patelu, podczas gdy pozostali się rozproszyli.
- O ile rozumiem pańską teorię, doktorze, Anna Anderson, która twierdziła, że jest Anastazją, była leczona z powodu załamania nerwowego. Pan jednak sądzi, że w trakcie sesji hipnozy, gdy podano jej Środki farmakologiczne, mimowolnie uległa regresji i przeniosła się do owej piwnicy w Rosji dokładnie na chwilę, w której wielka księżna Anastazja została zamordowana razem z resztą carskiej rodziny.
Dokładnie tak mówi moja teoria. - Patel pokiwał głową. Opuszczając ciało wielkiej księżnej, jej duch nie przeniósł się do innego świata, ale wniknął w Annę Anderson. Ich osobowości uległy połączeniu. Anna Anderson naprawdę stała się żywym wcieleniem Anastazji, zyskując jej wspomnienia, emocje i inteligencję.
- A co z osobowością Anny Anderson''? spytała Judith. Nie wydaje się, by doszło do konfliktu. Anna była bardzo inteligentną kobietą i dobrowolnie przyjęła nową pozycję pozostałej przy Życiu dziedziczki rosyjskiego tronu.
- Ale dlaczego Anastazja? Dlaczego nie jej matka, caryca, czy któraś z sióstr?
- Bardzo wnikliwe pytanie, pani Chase - uniósł brwi Patel. Zadając je, trafiła pani dokładnie w jedyny problem, wiążący się z syndromem Anastazji. Historia mówi nam, że Anastazja była o wiele silniejsza psychicznie i bardziej stanowcza od pozostałych członków swej rodziny. Być może tamci przyjęli śmierć z rezygnacją i przenieśli się w inną płaszczyznę Istruerua. Ona jednak nie chciała odejść, walczyła, by pozostać w tej rzeczywistości, i wykorzystała przypadkową obecność Anny, pragnąc utrzymać się przy życiu.
W takim razie twierdzi pan, że jedyni ludzie, którzy według pana teorii mogą ożyć, to ci, którzy zginęli wbrew własnej woli, a desperacko pragnęli żyć?
- Otóż to. Dlatego właśnie wspomniałem o Sokratesie, którego zmuszono do wypicia cykuty, w przeciwieństwie do Arystotelesa, zmarłego z przyczyn naturalnych. Z tego właśnie powodu w gruncie rzeczy żartowałem, gdy zasugerowałem, że sir Stephen może być właściwą postacią dla duszy Disraelego. Disraeli umarł w pokoju ducha, ale pewnego dnia zdobędę wiedzę wystarczającą, by przywoływać tych zmarłych, którzy odeszli pogodzeni z losem, znów jednak potrzebne jest ich moralne przywÓdztwo. Cóż, widzę, że sir Stephen kieruje się w pani stronę. - Patel się uśmiechnął. Niech mi wolno będzie wyznać, że niezwykle podziwiam pani książki. Pani erudycja sprawia mi wielką przyjemność.
- Dziękuję. - Judith poczuła się zmuszona zapytać go śpiesznie: - Panie doktorze, potrafi pan pomóc ludziom odzyskiwać wspomnienia z bardzo wczesnego dzieciństwa, prawda?
- Tak. Twarz psychiatry przybrała poważny wyraz. - Nie chodzi o czczą ciekawość?
- Istotnie, nie.
Sięgnął do kieszeni po wizytówkę.
- Jeśli kiedykolwiek zechce pani ze mną porozmawiać, proszę zadzwonić.
Poczuła dłoń na ramieniu. Podniosła głowę i spojrzała w twarz Hallettowi.
- Miło cię widzieć, Stephen rzekła, siląc się na obojętny ton. - Znasz doktora Patela?
Hallett skinął chłodno głową psychiatrze, ujął Judith pod ramię i po- prowadził na przeciwległy koniec salonu.
- Kochanie, dlaczego, na miłość boską, marnujesz czas na rozmowę z tym szarlatanem? mruknął.
- To nie...
Judith urwała. Ze wszystkich ludzi po Stephenie Halletcie najmniej mozna było spodziewać się poparcia dla teorii doktora Patela. W gaze tach drukowano już sugestię psychiatry, że Stephen byłby odpowiednim kandydatem dla przyjęcia ducha Disraelego. Judith uśmiechnęła się do niego, nie dbając, że w tej chwili patrzyli na nich niemal wszyscy goście.
Nastąpiło poruszenie, gdy przy wejściu pojawiła się pani premier i została powitana przez gospodynię.
Zwykle nie przychodzę na koktajle, ale tym razem zgodziłam się tylko ze względu na ciebie, moja droga - powiedziała do Fiony.
Stephen objął Judith ramieniem.
- Najwyższy czas, żebyś poznała panią premier, kochanie.
- William Ewart Gladstone (1809-1898), Beniamin Oisraeli (1804--1881) - obydwaj pełnili kilkakrotnie funkcję premiera rządu angielskiego z ramienia partii konserwatywnej i są kojarzeni z największą świetnością Anglii jako mocarstwa (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).