Syn Anny Walentynowicz: nie wiem, czyje ciało leży w grobie matki
Janusz Walentynowicz, syn Anny, słynnej działaczki Solidarności, która zginęła tragicznie w katastrofie lotnicznej w Smoleńsku, twierdzi, że ciało leżące w grobie na gdańskim Srebrzysku nie należy do jego matki. Nie wie, kogo pochował i nie wie do dziś, gdzie jest ciało Anny Walentynowicz.
Rewelacje te znajdziemy w biografii Anny Walentynowicz autorstwa Doroty Karaś i Marka Sterlingowa pt. ”Walentynowicz. Anna szuka raju”, która ukaże się 11 marca nakładem wydawnictwa Znak.
Na 480 stronach dwójka dziennikarzy opisuje całe życie Anny Walentynowicz. Docierają również do mieszkającego w Gdańsku jej syna – Janusza, dziś 62-letniego emerytowanego dźwigowego.
Syn Anny Walentynowicz opisuje, jak - tuż po katastrofie - w prosektorium w Moskwie rozpoznał ciało matki po katastrofie lotniczej. Nie miał wątpliwości, że to ona.
Czytamy: "Pielęgniarka zdejmuje nakrycie. Ciało jest czyste, umyte, bez śladów błota. Tylko włosy są tłuste od smaru lotniczego. Nie widać ran. Anna wygląda, jakby spała. Janusz pokazuje prokuratorowi blizny po operacji macicy, kręgosłupa i biodra".
Pogrzeb odbył się 21 kwietnia 2010 r. w Gdańsku na Srebrzysku.
17 września 2012 roku ciało Anny Walentynowicz zostało jednak ekshumowane, żeby upewnić się, czy nie zostało po drodze z Rosji do Polski podmienione.
Janusz Walentynowicz mówi dwójce reporterów: - W grobie mamy znajdowała się Teresa Walewska-Przyjałkowska, wiceprezes fundacji "Golgota Wschodu".
Prokuratura przedstawia Januszowi Walentynowiczowi drugie ciało, ekshumowane w tym samym czasie z grobu Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej na Powązkach w Warszawie.
Prokurator Andrzej Seremet twierdzi w Sejmie, że te dwa ciała – Walentynowicz i Walewskiej - zostały podmienione, bo ”zostały nietrafnie zidentyfikowane przez członków rodziny”.
Janusz Walentynowicz: - Drugie ciało nie należało do mojej matki. Jestem tego na sto procent pewien.
Mówi dziennikarzom, że nie jest to to samo ciało, które widział w Rosji.
Co się nie zgadza? Właściwie wszystko.
”Zwłoki mają zmiażdżoną głowę (w Moskwie ciało matki było nieuszkodzone). Blizna na brzuchu znajduje się po niewłaściwej stronie i jest dłuższa, sięga aż pod żebra. Prawa noga jest złamana, z łydki wystaje kość. Szczątki są pobrudzone błotem, choć w czasie identyfikacji były czyste. W trumnie powinien być nowy różaniec. Różaniec rzeczywiście jest, ale używany. Zepsute oczka ma połączone drucikiem. To nie ten, który zostawił w Moskwie”.
Mimo to Janusz Walentynowicz dokonuje drugiego pochówku na Srebrzysku w Gdańsku. Jak tłumaczy, nawet nie wiedząc kim jest kobieta, którą chowa, nie chce, żeby leżała ona w lodówce.
Marek Sterlingow, współautor książki, mówi WP, że PiS miał już pięć lat, by pomóc Januszowi Walentynowiczowi:
- PiS traktował sprawę katastrofy smoleńskiej instrumentalnie: był dobry w rozgrywaniu jej politycznie, ale nie zrobił dotąd nic, żeby uspokoić syna Anny Walentynowicz. Macierewicz już trzy lata temu obiecał Januszowi pomoc w tej sprawie. PiS szedł do władzy z hasłem wyjaśnienia katastrofy, twierdził, że działa dla dobra ofiar i ich rodzin. A syn Walentynowicz do dziś nie wie, gdzie jest ciało matki.
Dorota Karaś, Marek Sterlingow, "Walentynowicz. Anna szuka raju", Znak, 2020