Plotka rozprzestrzeniała się po mieście jak pożar (który rozprzestrzeniał się dość często, odkąd mieszkańcy Ankh-Morpork poznali znaczenie terminu „ubezpieczenie od ognia”).
Krasnoludy potrafią zmieniać ołów w złoto...
Wibrowała w cuchnącym powietrzu dzielnicy Alchemików, którzy od stuleci próbowali osiągnąć to samo, na razie bez sukcesów, ale byli pewni, że uda się już jutro, a najdalej w przyszły wtorek. W każdym razie nie później niż do końca miesiąca.
Wywoływała spekulacje wśród magów Niewidocznego Uniwersytetu, którzy wiedzieli, że można zamienić jeden pierwiastek w drugi, jeśli tylko człowiekowi nie przeszkadza, że następnego dnia zmieni się z powrotem, a w takim razie po co to komu? Poza tym większość pierwiastków jest całkiem zadowolona ze swego stanu.
Plotka przebiła się do poharatanych, opuchniętych, a czasem całkiem brakujących uszu Gildii Złodziei, gdzie ludzie ostrzyli już łomy. Kogo obchodzi, skąd się bierze złoto?
Krasnoludy potrafią zmieniać ołów w złoto...
Plotka dotarła do spokojnych, ale niewiarygodnie czułych uszu Patrycjusza, w dodatku szybko, ponieważ nie da się długo rządzić Ankh-Morpork, jeśli człowiek nie śledzi najnowszych wieści. Patrycjusz westchnął, zanotował ją i dołożył do bardzo wielu innych notatek.
Krasnoludy potrafią zmieniać ołów w złoto...
Plotka dotarła też do spiczastych uszu krasnoludów.
– Potrafimy?
– Nie mam pojęcia. Ja na przykład nie potrafię.
– No tak, ale gdybyś potrafił, i tak byś się nie przyznał. Ja bym się nie przyznał, gdybym potrafił.
– A potrafisz?
– Nie.
– Aha!
Plotka dotarła do uszu Nocnej Straży, a konkretnie oddziału pełniącego służbę przy bramie, o dziesiątej wieczorem w lodowatą noc. Służba przy bramie w Ankh-Morpork nie jest wymagająca. Polega głównie na machaniu ręką i przepuszczaniu wszystkiego, co zechce przejechać przez bramę, chociaż w ciemności i zimnej mgle ruch był minimalny.
Kulili się pod łukiem bramy i wspólnie palili jednego wilgotnego papierosa.
– Nie można zamienić czegoś w coś innego – stwierdził kapral Nobbs. – Alchemicy próbują to zrobić od lat.
– Ale na ogół potrafią zamienić budynek w dziurę w ziemi – zauważył sierżant Colon.
– O to mi właśnie chodzi – zgodził się kapral Nobbs. – Niemożliwe. To ma związek z pierwiastkami. Jeden alchemik mi tłumaczył. Wszystko jest zrobione z pierwiastków, tak? Ziemia, Woda, Powietrze, Ogień i... cóś. Powszechnie znany fakt. I we wszystkim one są wymieszane tak jak należy.
Zatupał, żeby trochę rozgrzać stopy.
– Gdyby dało się zmienić ołów w złoto, wszyscy by to robili – dokończył.
– Magowie to robią – przypomniał sierżant Colon.
– No wiesz, magia... – Nobby machnął ręką.
Duży wóz wytoczył się z żółtych oparów i wjechał w bramę, ochlapując Colona wodą z kałuży – obiektu charakterystycznego dla dróg przelotowych Ankh-Morpork.
– Przeklęte krasnoludy – mruknął Colon, gdy wóz odjechał w stronę miasta. Ale nie mruknął zbyt głośno.
– Sporo ich popychało ten wóz – stwierdził refleksyjnie kapral Nobbs.
Wóz, kołysząc się, zniknął za zakrętem.
– To pewnie całe to złoto.
– Ha. No tak. To by było na tyle.
Plotka dotarła również do uszu Williama de Worde i w pewnym sensie tam się zatrzymała, ponieważ sumiennie ją zanotował.
Na tym polegała jego praca. Lady Margolotta z Überwaldu posyłała mu za to pięć dolarów miesięcznie. Księżna wdowa Quirmu także posyłała mu pięć dolarów. I król Verence z Lancre oraz kilku innych arystokratów z Ramtopów. Podobnie szeryf Al Khali, choć w jego przypadku na płatność składało się pół wozu fig dwa razy w roku.
Ogólnie rzecz biorąc, uważał, że nieźle się urządził. Musiał tylko bardzo wyraźnie napisać jeden list, starannie przerysować go od tyłu na klocku bukszpanowego drewna, dostarczonego mu przez pana Cripslocka, grawera z ulicy Chytrych Rzemieślników, a potem zapłacić panu Cripslockowi dwadzieścia dolarów, by ostrożnie usunął drewno niebędące literami, a następnie wykonał odpowiednią liczbę odbitek na kartkach papieru.