Trwa ładowanie...
fragment
13-11-2014 20:39

Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów

Stowarzyszenie Wędrujących DżinsówŹródło: Inne
d1zu8zh
d1zu8zh

To Bridget wpadła na ten pomysł. Odkrycie magicznych spodni akurat tego dnia, przed rozpoczęciem pierwszych wakacji, które spędzą oddzielnie, zasługiwało na wizytę u Gildy. Tibby zorganizowała jedzenie i zabrała kamerę, Carmen zapewniła kiczowatą muzykę z lat osiemdziesiątych, Lena zadbała o atmosferę. Bridget przyniosła duże spinki i dżinsy.

Kwestię rodziców załatwiły, jak zwykły to czynić zawsze: Carmen powiedziała mamie, że idzie do Leny, Lena, że idzie do Tibby, Tibby, że idzie do Bridget, Bridget zaś poprosiła brata, by powtórzył ojcu, że będzie u Carmen. Bridget tak wiele czasu spędzała u przyjaciółek, że Perry pewnie w ogóle nie przekazał wiadomości, a jeśli nawet, ojcu ani w głowie było się przejmować.
Tak jednak nakazywał rytuał.

Spotkały się ponownie za kwadrans dziesiąta przy wylocie Wisconsin Avenue. Sala była ciemna i zamknięta – oczywiście; po to właśnie zabrały spinki. Wszystkie patrzyły, wstrzymując oddech, jak Bridget fachowo otwiera zamek. Przez ostatnie trzy lata robiły to przynajmniej raz do roku, lecz sam akt włamania nigdy nie przestał być ekscytujący. Na szczęście właściciele lokalu nie dbali o ochronę. Zresztą, co można było stamtąd ukraść? A śmierdzące niebieskie materace? Pudło zardzewiałych ciężarków z przedpotopowych czasów?

Zamek szczęknął, klamka się obróciła i dziewczyny wbiegły po schodach na pierwsze piętro, z rozmysłem odrobinę rozhisteryzowane. Lena rozłożyła koce i świece. Tibby odpakowała posiłek - surowe słodkie ciasto przechowywane w tubie w lodowce, truskawkowe herbatniki z różowym lukrem, twarde chrupki serowe, kwaśne żelki w kształcie długich robaków i kilka butelek świeżych soków. Carmen puściła muzykę, na początek starą okropną piosenkę Pauli Abdul; tymczasem Bridget zaczęła podskakiwać przed wyłożoną lustrami ścianą.

d1zu8zh

– To chyba miejsce twojej mamy, Lenny – zawołała, skacząc po wypaczonych deskach.
– Bardzo zabawne – odparła Lena.
Istniało słynne zdjęcie, przedstawiające cztery mamy w strojach do aerobiku z lat osiemdziesiątych. Stoją obok siebie ze sterczącymi brzuchami. Mama Leny ma zdecydowanie największy. Tuż po urodzeniu Lena ważyła więcej niż Bridget i jej brat Perry razem.

– Gotowe? – Carmen przykręciła muzyk i uroczyście położyła dżinsy pośrodku koca.
Lena wciąż zapalała świece.
– Bee, chodź tu – zawołała Carmen. Roześmiana Bridget nie przestawała oglądać się w lustrach.
Gdy cała czwórka wreszcie się zebrała i Bridget dała spokój aerobikowi, Carmen zaczęła:
– Ostatniego wieczoru przed zamiana w diasporę – urwała na krótko, by każda mogła należycie docenić powagę tego słowa – natknęłyśmy się na coś zdecydowanie magicznego. – Poczuła łaskotanie pod stopami. – Magia przejawia się pod różnymi postaciami. Dziś przybyła do nas pod postacią spodni. Proponuję zatem, by dżinsy te były własnością każdej z nas, by jeździły do miejsc, do których my jeździmy, i były łącznikiem między nami w okresie rozstania.
– Złóżmy przysięgę na Wędrujące Dżinsy! – Bridget w podnieceniu chwyciła ręce Leny i Tibby.
To Bridget i Carmen zawsze urządzały ceremonie utrwalające przyjaźń. Tibby i Lena zwykle tak się zachowywały, jakby tuż obok czyhali kamerzyści.
– Od dziś jesteśmy Stowarzyszeniem Wędrujących Dżinsów – uroczyście powiedziała Bridget, gdy utworzyły krąg. – Dziś obdarzamy dżinsy miłością wszystkich członkiń naszego stowarzyszenia, by każda z nas mogła je zabrać, dokądkolwiek pojedzie. MVR>

W wielkim wysokim pomieszczeniu migotało światło świec. Lena miała bardzo poważną minę. Twarz Tibby wyraźnie zdradzała, że dziewczyna z czymś walczy. Carmen nie miała pojęcia, czy chodzi o śmiech, czy łzy.
– Powinnyśmy spisać reguły – zaproponowała Lena. – Żebyśmy wiedziały, co zrobić ze spodniami, kto je dostanie i kiedy.

Wszystkie się zgodziły, że to dobry pomysł. Bridget powędrowała do biura, by za chwilę powrócić wyposażona w papier listowy i długopis. Zjadły przekąski, Tibby zrobiła zdjęcie, uwieczniając tę chwilę dla przyszłych pokoleń i zajęły się spisywaniem regulaminu – manifestu, jak nazwała to Carmen.
– Czuję się jak jeden z Ojców Założycieli – oznajmiła z poważną miną.

d1zu8zh

Lenę mianowano protokolantką, bo miała najładniejszy charakter pisma.
Ustalenie reguł zabrało im nieco czasu. Lena i Carmen chciały się skupić na zasadach związanych z przyjaźnią, na tym, by pozostawać w kontakcie przez całe lato i pilnować, żeby spodnie krążyły między nimi. Tibby wolała spisać najróżniejsze rzeczy, które można robić w dżinsach (albo te, których nie wolno robić, na przykład dłubać w nosie). Bridget wpadła na pomysł zapisywania na spodniach letnich wspomnień. Gdy w końcu uzgodniły, czego mają dotyczyć zasady, i wybrały dziesięć najważniejszych, Lena odczytała stworzona ad hoc listę, obejmującą pełną gamę sugestii – od szczerych i otwartych po niemądre. Carmen wiedziała, że będą ich przestrzegać.

Potem rozmawiały o tym, jak długo każda z nich będzie mogła mieć dżinsy u siebie, nim odeśle je następnej. Postanowiły wreszcie, że każda zatrzyma spodnie, dopóki nie poczuje, że nadeszła pora rozstania. Ale dla porządku ustaliły, że nie powinno to trwać dłużej niż tydzień, chyba że naprawdę będą ich potrzebować. To oznaczało, ze dżinsy dwukrotnie trafia do każdej z nich przed końcem lata.
– Najpierw powinna wziąć je Lena – oznajmiła Bridget, zawiązując na supeł dwa długie żelki i rozgryzając lepki węzeł. – Grecja to dobry początek.
– Czy następna mogę być ja? – wtrąciła Tibby. – Będę potrzebowała czegoś, co wyciągnie mnie z apatii.
Lena ze zrozumieniem skinęła głową.
Potem pora Carmen. I wreszcie Bridget, a następnie, by dodatkowo uatrakcyjnić lato, spodnie wyrusza w trasę w przeciwnym kierunku, od Bridget do Carmen, dalej do Tibby i wreszcie do Leny.

I tak rozmawiały do północy; ostatni wspólnie spędzony dzień odszedł w przeszłość.
Wreszcie nastał pierwszy dzień, który spędzą osobno. Powietrze było niczym naelektryzowane. Po minach przyjaciółek Carmen zorientowała się, że nie tylko ona tak myśli. Dżinsy zdawały się przesiąknięte obietnicami lata. To będzie pierwsze od czasów dzieciństwa lato Carmen spędzone z ojcem. Wyobrażała sobie, jak śmieją się razem, jak ona go rozśmiesza, odziana w dżinsy.

Lena uroczyście położyła manifest na spodniach. Bridget zapowiedziała minutę ciszy.
– Uczcijmy nasze dżinsy – powiedziała.
– I stowarzyszenie – dodała Lena.
Carmen znów poczuła na plecach gęsia skórkę.
– I tę chwilę. To lato. Resztę naszego życia.
– Razem i każdej z osobna – dokończyła Tibby.

(Opublikowano za zgodą Wydawnictwa Egmont)

d1zu8zh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1zu8zh

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj