Starzy znajomi i nowe wyzwania. Recenzja "Millennium Saga 1 – Zamrożone dusze"
Trzeba przyznać, że Sylvain Runberg wykazał się sporą odwagą, decydując się na stworzenie własnej kontynuacji losów bohaterów powołanych do życia przez Stiega Larssona.
Po lekturze pierwszej części trylogii "Millennium Saga" można zaś stwierdzić, że belgijski scenarzysta w pełni podołał temu ryzykownemu zadaniu, gdyż "Zamrożone dusze" to naprawdę wciągająca lektura. Komiks ten z jednej strony przedstawia zupełnie nową, oryginalną historię, z drugiej zaś jest utrzymany w klimacie bardzo bliskim takiego, jaki znamy z książkowego "Millennium".
Na uwagę zasługuje aktualność przedstawionych w albumie wydarzeń. Tym razem Mikael Blomkvist podąża bowiem tropem Stena Windoffa, przywódcy skrajnie prawicowej partii, która na tle kryzysu migracyjnego zdobywa coraz większe poparcie społeczne. Wprawdzie w trakcie redakcyjnej narady dziennikarz sam stwierdza, że nie każdy prawicowiec jest nazistą, jednak wiele wskazuje na to, że akurat w przeszłości tego polityka kryją się jakieś mroczne zagadki. W tej sytuacji niezwykle przydatne dla Mikaela Blomkvista okażą się wskazówki otrzymane od Lisbeth Salander, która jak zwykle podąża własnymi ścieżkami.
Już od pierwszych kadrów z napięciem obserwujemy więc, jak ze swymi przyjaciółmi z Republiki Hakerów tropi ona nadużycia szwedzkich służb specjalnych. Nie dość, że gromadzą one niepokojąco wiele danych o wszystkich obywatelach, to co gorsza, w razie wygranej w wyborach wszystkie te informacje będzie mogła wykorzystać partia Windoffa. Wkrótce możemy się przekonać, jak bardzo ryzykowne jest takie wtykanie nosa w sprawy dotyczące służb. Oczywiście nie mają one zamiaru biernie temu się przyglądać, a w dodatku okazuje się, że hakerzy nie są jedynymi, którzy chcieliby poznać tajemnice SÄPO. Sytuacja szybko zaczyna robić się naprawdę niebezpieczna, a perypetie Lisbeth Salander zapewnią czytelnikom wiele mocnych wrażeń. Jak łatwo przewidzieć, współpraca hakerki i Mikaela Blomkvista okaże się po prostu nieunikniona.
O ile fabuła "Zamrożonych dusz" jest naprawdę świetnie skonstruowana, o tyle od strony graficznej "Millennium Saga" jednak nie dorównuje wcześniejszej komiksowej trylogii Sylvaina Runberga. Nie chodzi tylko o to, że Belen Ortega zdecydowała się na odmienną stylistykę niż José Homs i Manolo Carrot. Problem tkwi w tym, że jej rysunki są zaledwie poprawne - nie możemy liczyć tutaj na specjalną dbałość o detale, a bohaterowie też stracili sporo ze swej wyrazistości. Zwyczajnie brakuje tutaj czegoś, co przykułoby nasz wzrok na dłuższą chwilę. Na szczęście sama intryga jest na tyle wciągającą, że ten mankament tylko w niewielkim stopniu zmniejsza przyjemność, jaką daje lektura tego komiksu.