Wybitny pisarz i myśliciel Stanisław Lem jako zapalony narciarz, domorosły konstruktor elektrycznych silników, amator słodyczy, a przede wszystkim jako ojciec - to temat wspomnień jego syna Tomasza Lema w książce Awantury na tle powszechnego ciążenia .
Książka, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego 23 września, to kolekcja anegdot dotyczących autora m.in. Solaris , spisana ręką jego syna Tomasza, tłumacza i absolwenta fizyki na uniwersytecie w Princeton.
- Lektura tej książki była dla mnie dużym przeżyciem, bo to jest dla mnie jakby trzecie spotkanie ze Stanisławem Lemem - powiedział na spotkaniu w jednej z nadwiślańskich kawiarni krytyk literacki i przyjaciel pisarza Tomasz Fijałkowski.
Wyjaśnił, że pierwsze spotkanie opierało się wyłącznie na znajomości książek Lema , kolejne wiązało się z prowadzonymi przez Fijałkowskiego rozmowami z Lemem o jego twórczości m.in. dla „Tygodnika Powszechnego”, natomiast trzecie spotkanie, za pośrednictwem książki jego syna Tomasza, jest poznaniem pisarza od zupełnie nowej i nieznanej mu strony.
Na książkę składa się 14 rozdziałów, m.in. Okupacja, Basia, Potyczki z motoryzacją, Podróże, Stary dom na Klinach, PRL, Wyjazd z Polski, Berlin 1983, Wiedeń 1983-1988, z których czytelnicy mogą dowiedzieć się np. w jakich sytuacjach Stanisław Lem używał słów ‘kapeluch’ i ‘drumla’, którą płytę Beatlesów lubił najbardziej i jaki był jego pierwszy samochód.
- To nie jest książka o pisarzu i jego dziele. To jest bardzo piękny, opowiedziany w anegdotach, żywy i fascynujący portret człowieka - tłumaczył Fijałkowski.
Zauważył, że książkę Tomasza Lema cechuje także ciepły i serdeczny stosunek do swojego sławnego ojca.
- Potomkowie ludzi wielkich i sławnych, wspominając rodziców, popadają często w skrajności, miewają skłonność albo do czułostkowej idealizacji, albo do bolesnych rozliczeń. Tu jest inaczej: miłość i podziw łączą się w jedno z dyskretną szczerością - wyjaśnił Fijałkowski.
Na kartach Awantur... przewijają się także znane postaci życia kulturalnego, m.in. Sławomir Mrożek , prof. Jan Błoński , Jan Józef Szczepański , a także Jonathan Carroll . Ponadto są tam opublikowane po raz pierwszy archiwalne limeryki Stanisława Lema oraz nieznane wcześniej wakacyjne zapiski matki autora - Barbary Lem.
Jak powiedziała obecna na spotkaniu przyjaciółka pisarza, poetka Ewa Lipska , książka Tomasza Lema sprawi jej czytelnikom wiele przyjemności, bo z jednej strony jest śmieszna, a równocześnie ma nutę łagodnej melancholii, nawiązując do opisywanych przez Tomasza Lema ostatnich dni życia ojca.
Lipska wspominając swoje rozmowy ze Stanisławem Lemem podkreśliła także, że był on człowiekiem dygresji. Jej zdaniem, dzięki książce Tomasza Lema groteska, ironia i humor Stanisława Lema staną się jej czytelnikom jeszcze bliższe.
Stanisława Lema wspominał także obecny na spotkaniu prof. * Władysław Bartoszewski , który m.in. opowiadał o znanym pisarzu jako miłośniku słodyczy*. Jak mówił, Lema nie było łatwo wyciągnąć z zacisza domowego, chyba że chodziło o jakieś torty, marcepany, które on bardzo lubił.
- Jak bardzo Lem lubił słodycze, to moja żona mogłaby opowiedzieć. Gdy mieszkaliśmy razem to bywało, że Staszek niby poszedł wcześnie spać, a potem w nocnych pantoflach, na palcach skradał się do spiżarni i wybierał sobie słodycze, choć moja żona tego mu nie zabraniała, no bo przecież nie była jego żoną - wspominał z uśmiechem Bartoszewski .
Żona profesora Zofia Bartoszewska spotkania Lema ze swoim mężem określiła jako zupełnie niezwykłe pod względem psychologicznym, filozoficznym i światopoglądowym.
- To byli dwaj różni od siebie ludzie, Staszek Lem i mój mąż, ale gdy się spotykali, nawet po długim czasie, to zaczynali rozmowę tak, jakby ją przed chwilą przerwali, w pół zdania - wspominała Bartoszewska.
W książce znajdują się także liczne fotografie z rodzinnych zbiorów Lemów. Wśród nich można zobaczyć m.in. Stanisława Lema energicznie myjącego szyby swojego samochodu czy niosącego z cukierni ulubione ciastka, a także pisarza, który oddaje się popołudniowej sjeście w swoim ogrodzie lub spacerującego po Tatrach.