Zadowoleni z oddania nerki czy wynajęcia macicy
"Ze względu na tę więź oraz naszą skłonność do unikania określeń handlowych w odniesieniu do ciał transakcje na czerwonym rynku zawiera się przy użyciu dziwnego języka altruizmu. Nikt nie sprzedaje nerek, krwi czy komórek jajowych, lecz je "oddaje".
Rodzice adopcyjni "przygarniają" ubogie dzieci, a nie powiększają rodzinę" - pisze Carney i od razu dodaje, że pomimo całej tej otoczki ludzkie ciała i ich elementy mają swoją określoną cenę w dolarach lub innej walucie, a zasoby są - po części dzięki rosnącej liczbie ludności w ubogich rejonach świata - praktycznie nieograniczone: "W Egipcie, Indiach, Pakistanie i na Filipinach mieszkańcy całych wiosek sprzedają organy, wynajmują macice lub zapisują komuś swoje ciało - często nie robią tego wcale pod przymusem, lecz zawierają transakcje, z których zadowolone są obie strony.
Pośrednicy w handlu ludzkim ciałem - nierzadko szpitale lub instytucje rządowe, a czasem pozbawieni skrupułów przestępcy - pozyskują swój towar za najniższą możliwą cenę, zapewniając równocześnie kupców, że pochodzenie organów nie budzi żadnych wątpliwości etycznych. Choć się zdarza, że handlarz zdobywa towar w odrażający sposób, sprzedaż zwykle jest legalna i uświęcona moralnym nakazem ratowania ludzkiego życia. Zbrodnia zostaje ukryta za zasłoną altruistycznych ideałów".