Sportowcy w Powstaniu Warszawskim. Walkę o medale zastąpiła walka o życie
Igrzyska życia i śmierci
W Powstaniu Warszawskim brało udział ok. 50 tys. powstańców, którzy byli wspomagani przez ludność cywilną. W tym gronie znalazło się co najmniej kilkuset wybitnych zawodników, mistrzów olimpijskich, świata, Europy i pasjonatów sportu, o których Agnieszka Cubała wspomina w nowo wydanej książce "Igrzyska życia i śmierci".
To zbiór ponad 30 fascynujących życiorysów ludzi, którzy przed, a czasem nawet po wojnie zdobywali dla Polski medale na mistrzostwach i Igrzyskach Olimpijskich. Autorka odpowiada na pytanie, kim byli podczas Powstania Warszawskiego. Wśród wyjątkowo licznego grona sportowców odnajdujemy samego komendanta AK, dowódców batalionów, sanitariuszki i łączniczki, ale i ludność cywilną.
Co najważniejsze, nie są to wyłącznie portrety doskonale znanych bohaterów, ale także historie pełne sprzecznych doniesień i haniebnych dokonań. Na kolejnych stronach przedstawiamy sylwetki kilku sportowców patrzących na Powstanie Warszawskie z zupełnie różnych stron.
Tadeusz "Bór" Komorowski
W podręcznikach do historii opisywany jako komendant Armii Krajowej i sygnatariusz rozkazu, który włączył stolicę do akcji "Burza". Trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari V klasy, a ponadto wielokrotnie nagradzany jeździec, reprezentujący Polskę na międzynarodowych zawodach.
Był nie tylko zawodnikiem, ale także instruktorem w Centralnej Szkole Kawalerii w Grudziądzu i olimpijczykiem. Na igrzyska w Paryżu (1924) pojechał jako zawodnik, zaś w Berlinie (1936) pełnił rolę szefa polskiej ekipy jeździeckiej. Towarzyszyła mu wtedy żona, która tak wspominała wizytę w III Rzeszy:
"Berlin zrobił na mnie przygnębiające wrażenie. Zmilitaryzowane miasto, wszędzie pełno oddziałów SS, maszerujących z bębnami, pokazywali nam jakieś fabryki lotnicze czy lotniska, wszędzie się widziało tę rozbudowę i ten rozmach, i to zmilitaryzowanie, takie już niby prawie wojenne. Wróciliśmy stamtąd w przekonaniu, że ta siła musi gdzieś wybuchnąć. (…) Same zawody składały się z najrozmaitszych konkurencji, a kończyły się konkursami hippicznymi na wielkim stadionie olimpijskim. Niemieccy sędziowie strasznie fałszowali wyniki (…). Mąż zrobił im piekielną awanturę, gdy na jakimś przedbiegu w terenie dali nam niesłusznie punkty karne i, zdaje się, koniec końców musieli się wycofać".
W ojczyźnie nie było dla niego miejsca
Akcja "Burza" (ofensywa AK w końcowej fazie okupacji niemieckiej przed wkroczeniem Armii Czerwonej) rozpoczęła się w styczniu 1944 r. 21 lipca gen. Komorowski, uległ namowom, że należy także rozpocząć walki w Warszawie.
W czasie Powstania "Bór" pozostał na stanowisku komendanta AK. "Początkowo znajdował się wraz ze swoim sztabem na Woli, następnie przeszedł na Stare Miasto, skąd kanałami przedostał się do Śródmieścia. Nieustannie był w kontakcie z Naczelnym Wodzem, rządem polskim na uchodźstwie, a także bazami lotniczymi we Włoszech, skąd startowały nieliczne samoloty z pomocą dla miasta".
Po kapitulacji przeszedł przez kilka obozów. Wolność zawdzięczał Amerykanom, którzy zatrzymali transport jeńców w Szwajcarii. Gen. Komorowski trafił do Paryża, a następnie osiadł w Londynie, gdzie żył do końca swoich dni. Pełnił obowiązki Naczelnego Wodza, a następnie premiera rządu RP na uchodźstwie. Wraz z żoną prowadził firmę produkującą firanki. "Zdarzały się przypadki, że tego samego dnia pojawiał się w domu jakiejś brytyjskiej arystokratki dwukrotnie – w południe, dostarczając zamówiony przez nią towar, a wieczorem jako gość honorowy przyjęcia" – pisze w swojej książce Agnieszka Cubała.
Polski olimpijczyk, generał, Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych zmarł w Wielkiej Brytanii 24 sierpnia 1966 r.
Jadwiga Wajsówna
Przyszła na świat w 1912 r. w wielodzietnej rodzinie mieszkającej w Pabianicach. "Już w wieku 8 lat rozpoczęła treningi gimnastyczne w miejscowym 'Sokole'. Po jakimś czasie poszerzyła je o hazenę, siatkówkę i łyżwiarstwo. Ostatecznie wybrała królową sportu – lekkoatletykę. Zawsze podkreślała jednak, że to właśnie wszechstronność stała się kluczem do jej późniejszych sukcesów".
Mała Jadwiga była zapatrzona w Halinę Konopacką, dyskobolkę, pierwszą Polkę, która zdobyła złoty medal olimpijski (Amsterdam 1928). Mimo złośliwych komentarzy otoczenia ("Jedynym moim przyjacielem stał się dysk") robiła wszystko, by pójść w ślady idolki. Wytrwałość i ciężka praca przyniosła efekty. 20-latka jako pierwsza kobieta na świecie rzuciła dyskiem ponad 40 m. Na igrzyskach w Los Angeles zdobyła brązowy medal, a cztery lata później w Berlinie – srebro.
Sukces w Los Angeles był niezwykły, bowiem Polka po raz pierwszy w życiu rzucała tzw. fińskim dyskiem. "Gdy dano mi dysk, przestraszyłam się. Nigdy nie miałam takiego w ręku. Był bardzo wypukły o grubych kantach, a myśmy rzucały płaskimi" – wspominała. Po zawodach zaproponowano jej, by została w USA (w dwa lata miała zarobić oszałamiające 200 tys. dol.), jednak odmówiła. Tęsknota za rodziną i ojczyzną zwyciężyła.
Powstańcza euforia i życiowy dramat
Autorka "Igrzysk życia i śmierci" podkreśla, że wojenne losy polskiej mistrzyni nie są dokładnie znane. W czasie okupacji zamieszkała z mężem i dwoma synami w Warszawie. "Przebywał tam również jeden z braci zawodniczki, aktywnie uczestniczący w życiu konspiracyjnym. Gestapo trafiło na jego ślad, który prowadził prosto do mieszkania dyskobolki". Było to pod koniec 1943 r.
Po wojnie wspominała, że dzięki wizycie na Alei Szucha ma równe zęby, bo prawdziwe wybili jej Gestapowcy na przesłuchaniu. Dopiero, gdy powiedziała po niemiecku, że jest wicemistrzynią olimpijską z Berlina, skończyło się bicie. Wajsównę, jej męża i kuzyna zwolnili po 48 godz. Obaj mężczyźni zmarli w następstwie pobicia w przeciągu kilku miesięcy.
Po wybuchu Powstania Wajsówna "pomagała przy budowie barykad i kopaniu rowów łącznikowych. Jednak z dnia na dzień było coraz trudniej". Po śmierci męża wyjechała z synami do Pabianic. Zaczęła pracę w firmie produkującej cukierki, a po zakończeniu wojny wróciła do treningów. Traumatyczne przeżycia nie zabiły w niej woli walki i w 1946 r. zdobyła brąz na Mistrzowstwach Europy w Oslo. Na igrzyskach w Londynie była czwarta.
Zmarła w 1990 r. w rodzinnych Pabianicach w wieku 78 lat.
Jan Rodowicz
Narciarz, motocyklista, powstańczy żołnierz (pseudonim "Anoda") Batalionu "Zośka". "Jan Rodowicz żył tylko 26 lat. A jednak jego losy były tak barwne, że mogłyby posłużyć za kanwę scenariusza filmu sensacyjnego. Niestety okoliczności strasznej śmierci powstańca sprawiają, że zapominamy o tym, jak wyjątkowym był człowiekiem. I jak ciekawe prowadził życie" – pisze Agnieszka Cubała.
W przeciwieństwie do wielu bohaterów opisanych w książce "Igrzyska życia i śmierci" Rodowicz ujawnił się jako pasjonat sportu dopiero po wojnie. 1 września 1939 r. miał 16 lat i jak wielu rówieśników wyruszył na Wschód z zamiarem zaciągnięcia się do armii. Ostatecznie zamiast trafić na front wrócił z rodzicami do okupowanej Warszawy, gdzie kontynuował naukę, pracował i włączył się w życie konspiracyjne. Brał udział w odbiciu Jana Bytnara "Rudego" i innych akcjach dywersyjnych. Podczas 63 dni Powstania 21-latek "wielokrotnie udowadniał, że posiada nie tylko ogromną wartość bojową, ale też serce dla wszystkich, którzy potrzebowali wsparcia i pomocy".
Motocykl i narty
W czasie Powstania odniósł poważne rany w lewe płuco, dwukrotnie w lewe ramię i łopatkę. Na domiar złego spadając z noszy złamał sobie rękę. Po wojnie "komisja działająca przy Związków Inwalidów Wojennych na podstawie wyników badań lekarskich Rodowicza uznała go za inwalidę wojennego w 81 proc". Młody weteran zamiast myśleć o rencie wziął się do roboty: prowadził m.in. prace ekshumacyjne żołnierzy z Batalionu "Zośka", rozpoczął studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej, by wkrótce przenieść się na architekturę. Kupił także motocykl i wstąpił do sekcji narciarskiej AZS Warszawa.
Rodowicz na zdezelowanym niemieckim motocyklu stanął na starcie pierwszych wyścigach zorganizowanych w Polsce, rozgrywających się wśród ruin Warszawy. Młody rajdowiec wytrzymał, w przeciwieństwie do motocyklu. Nie zraziło go to i w kolejnych zawodach zajął trzecie miejsce na podium
Razem z przyjaciółmi wyjeżdżał w góry, gdzie brał udział w zawodach narciarskich. Wydawało się, że najgorsze ma już za sobą, jednak szczęście opuściło go na przełomie 1948 i 1949 r. "W wigilię 1948 r. Jan Rodowicz został aresztowany przez UB. (…) Po latach okazało się, że w akcie oskarżenia przeciw powstańcowi wykorzystano narciarskie wypady do Zakopanego, Szklarskiej Poręby i Karpacza". Jeden z uczestników zimowisk był tajniakiem, donoszącym o planach obalenia władzy ludowej. "Anodę" określał mianem prowodyra. Jan Rodowicz zginął 7 stycznia 1949 r. Oficjalnie: w wyniku samobójstwa. W rzeczywistości był prawdopodobnie torturowany i wyrzucony przez okno.
Szapsel Rotholc
Warszawiak (rocznik 1913) urodzony w ubogiej żydowskiej rodzinie to zdaniem autorki "Igrzyska życia i śmierci" "postać ciekawa, kontrowersyjna, ale i tragiczna". Świetny bokser, którego okrzyknięto "najpotężniejszą muchą Europy" (walczył w kategorii muszej, czyli do 50 kg), był wzorem dla naśladowania dla młodzieży ze społeczności żydowskiej. Drobny, niewysoki przedstawiciel nizin społecznych pokazał sportowemu światu, że ciężką pracą i zaangażowaniem można osiągnąć wszystko.
Po szkole zawodowej pracował jako zecer-drukarz, szofer i mechanik, a jednocześnie poświęcał czas na sportową pasję. Boksem interesował się od najmłodszych lat, więc wstąpienie do klubu Gwiazda Warszawa było dla 16-letniego Szapsela czymś naturalnym. W kolejnych latach zyskał miano jednego z czołowych polskich pięściarzy. W 1933 r. został Mistrzem Polski, rok później zdobył brąz na Mistrzostwach Europy w Budapeszcie.
"Rotholc bije strasznie mocno. Kiedy na ring wychodzi ta, zdawałoby się, śmieszna, mizerna i bezradna figurka, wzbudza uśmiech politowania. Gdy po raz pierwszy puści w ruch jedną ze swych pieści – zdumiewa!" – zachwycano się w prasie.
Bohater czy zdrajca?
Na zdjęciu: Szapsel Rotholc (pierwszy z lewej w górnym rzędzie) z kolegami i trenerem Feliksem Stammem jako członek polskiej reprezentacji bokserskiej na Pięściarski Puchar Europy Środkowej w Essen, 1934
Błyskotliwą karierę Rotholca przerwał wybuch wojny, który oznaczał dla niego powołanie do wojska i wysłanie na front. Jego oddział dostał się do radzieckiej niewoli, wkrótce polskiego żyda wysłano do niemieckiego obozu dla jeńców w Żaganiu. "Wydarzenie to prawdopodobnie uratowało mu życie" – pisała autorka "Igrzysk życia i śmierci", ponieważ pół roku później został zwolniony i wrócił do Warszawy. Nie miał mieszkania, które zostało zbombardowane, ale jak sam wspominał, żona dała mu największy skarb – dziecko.
Wykorzystując przedwojenną popularność i chcąc zapewnić lepszy byt swojej rodzinie, Rotholc wstąpił do Żydowskiej Służby Porządkowej (tzw. policja żydowska). Z jego wspomnień wynika, że był wtedy mocno zaangażowany w szmuglowanie żywności do getta. Wielu świadków potwierdziło jego działalność i dziękowało za uratowanie życia. "Inni oskarżali sportowca o brutalne pobicia, nadużycia i śmierć swoich bliskich". Zarzuty kolaboracji nie były jedynym problemem uwielbianego niegdyś boksera. "Szmalcownicy szantażowali kobietę, u której ukrywał się jego 3-letni syn, niebieskooki blondynek o imieniu Rysiu. Na dodatek żona zawodnika Maria zakochała się z wzajemnością w bokserze, który im pomagał – Tadeuszu Mańkowskim". Oboje zostali wkrótce zgładzeni.
Szapsel Rotholc przeżył okupację, Powstanie Warszawskie i pobyt w obozie pracy w Essen. Po wojnie wrócił do Warszawy, ale wkrótce opuścił kraj i osiadł z synem w Kanadzie, gdzie zmarł prawdopodobnie w Montrealu w 1996 r. (niektóre źródła wskazują na Toronto i 1982 r.). "Był jednym z nielicznych warszawskich sportowców pochodzenia żydowskiego, któremu udało się przeżyć wojnę".
W tekście wykorzystano fragmenty książki Agnieszki Cubały "Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w Powstaniu Warszawskim", która ukazała się nakładem wydawnictwa Napoleon V.