Amerykański film Solaris, według znanej powieści Stanisława Lema, który dwa tygodnie temu wszedł na ekrany w USA, zyskuje na ogół przychylne recenzje, ale kasowe zyski z jego wyświetlania raczej rozczarowują producentów.
Nowa filmowa adaptacja książki w reżyserii Stevena Soderbergha, przyniosła w ciągu pierwszych dni projekcji 9,5 milionów dolarów.
Film miał premierę w przeddzień Święta Dziękczynienia. Nie jest to najlepszy wynik finansowy jak na pierwsze dni wyświetlania. Dochody za pierwsze 5 dni były dużo mniejsze niż np. takich przebojów kasowych jak Harry Potter i komnata tajemnic, czy nowy odcinek przygód Jamesa Bonda Śmierć nadejdzie jutro.
Adaptacja powieści polskiego pisarza nie przypomina typowych amerykańskich filmów science fiction, pełnych akcji i efektów specjalnych, do których przyzwyczaili się widzowie w USA. Chociaż reżyser położył nacisk na wątek psychologiczno-romansowy - dzięki czemu film reklamuje się jako sci-fi love story - ukazał go w głębszym, filozoficznym wymiarze, zachowując przesłanie Lema o wyobcowywaniu pamięci, bezradności człowieka wobec wewnętrznych, stłumionych w podświadomości demonów i o sensie zdobywania kosmosu.
Niektórzy recenzenci narzekają jednak, że film jest - ich zdaniem - zbyt intelektualny i rozwlekły. Można sprowadzić film z Rosji, ale nie można Rosji wyjąć z filmu. _Solaris Soderbergha jest bardziej rosyjski niż amerykański_ - pisze w Washington Post Stephen Hunter, nawiązując do faktu, że oprócz powieści Lema inspiracją amerykańskiego reżysera był także film Tarkowskiego.