Ruch slow reading pragnie odrodzić sztukę powolnej, uważnej lektury, od której ciągłe surfowanie po Internecie nas odzwyczaiło.
Jeśli czytasz ten artykuł w wersji drukowanej, to jest bardzo prawdopodobne, że dotrzesz do połowy tego, co napisałem. Jeśli natomiast śledzisz tekst na monitorze komputera, to możesz nie przeczytać nawet jednej piątej. Takie wnioski przynoszą badania przeprowadzone przez Instytut Poyntera oraz Jakoba Nielsena. Wynika z nich, że wielu z nas nie potrafi już skoncentrować się na tyle, by przeczytać artykuł od początku do końca. Co więcej, naukowcy informują, że również książki czytamy mniej uważnie. Wykładowca Bath Spa University Greg Garrard stwierdził niedawno, że musiał skrócić listę lektur swych studentów, a oksfordzki historyk Keith Thomas napisał, iż jest zaskoczony postępowaniem młodszych kolegów, którzy analizują teksty źródłowe za pomocą wyszukiwarki, zamiast w całości je przeczytać.
Czyżbyśmy głupieli? Poniekąd.Jak dowiadujemy się z nowej książki guru technologii Nicholasa Carra The Shallows (Płycizna), wzmożona aktywność komputerowa osłabia nasze zdolności umysłowe potrzebne do przetrawienia i zrozumienia dłuższego tekstu. Dostępne przez okrągłą dobę informacje uczą nas przeskakiwania od jednego do drugiego tekstu tak, że nie poświęcamy większej uwagi treści żadnego z nich, czytanie często jest przerywane przez sygnał nadchodzącego esemesa, częściej pochłaniamy krótkie serie słów na Twitterze i Facebooku niż dłuższe teksty.
Nadchodzi literacka rewolucja. Najpierw mieliśmy ruch slow food, potem slow travel. Teraz pojawia się nurt slow reading – luźnej grupie naukowców i intelektualistów zależy na tym, byśmy czytali bez pośpiechu, i to dwa razy.
Patrick Kinsgley
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.