Trwa ładowanie...
fragment
05-06-2013 15:38

Smak miodu

Smak mioduŹródło: Inne
d1g80le
d1g80le

1. O małżeństwach czasowych i księgach rozkoszy

Istnieją ludzie, którzy wywołują duchy – ja wywołuję ciała. Nie znam swojego ducha, nie znam duchów innych, znam tylko swoje ciało i ciała innych ludzi.

To mi wystarczy.

Wywołuję je i wracam do moich przygód z nimi, z ciałami, które odchodzą, bo przecież ciała są nietrwałe. Potrzebuję ich tylko po to. Chodzi o sprawy całkiem przyziemne. No właśnie...

Wykorzystuję je, traktując jako maszynki do seksu? A dlaczego nie?

d1g80le

Zakochani?

To wielkie słowo. Nie mogę go używać, nawet w myślach. Jako jedyny mówił tak do mnie Myśliciel. Raziło mnie to. Zakochany? Nie mam zakochanych. Trzeba znaleźć inne słowo, ale sama nie trudziłam się zbytnio, by to zrobić.

Kiedyś opowiedziałam mu o jednej z moich przyjaciółek, którą poznał na jakimś przyjęciu. Zapytał mnie szeptem: Czy wiesz, że kocham jej przyjaciółkę? Wiedziałam o tym dobrze, ale poruszyło mnie słowo „kocham”.

Myśliciel jako zakochany? Nigdy nie przeszło mi to przez myśl.

d1g80le

Czy mogę być ukochaną człowieka, od którego nie żądam więcej, niż aby objął mnie w zamkniętym pokoju?

Czy mogę być ukochaną człowieka, od którego żądam tylko tych skradzionych godzin? Nie rozmyślałam dłużej o tym, ponieważ Myśliciel powiedział jak zwykle: Mam pomysł. Leżałam na łóżku, na brzuchu. Zbliżył się do mnie. Uniosłam biodra, wspierając się na łokciach. Nie widziałam go, czułam, jak delikatnie gładzi moje pośladki, po czym przywiera do nich, przyciąga mnie do siebie, aby jeszcze szczelniej wypełnić moje wnętrze. Zanurzyłam twarz w poduszce, aby zdusić równoczesne odgłosy rozkoszy. Jednoczyły nas wspólne, jednostajne ruchy. Zawsze wiedziałam, że w zbliżeniu najważniejsza jest dzika przyjemność, a mimo to zaciskałam zęby, wydając ciche jęki.

Przyciągnął mnie mocno do siebie – to najbardziej lubimy, i ja, i on.

d1g80le

W tej pozycji spotyka się nasz wzrok, choć znajdujemy się pod innym kątem. Najważniejszy jest ów punkt spotkania się oczu.

Stając wobec natury, wobec takiego porozumienia ciał, milknę i zapominam o przyjaciółkach, analizach filozoficznych i teoriach.

Zakochani?

Zapewne Myśliciel miał rację, używając tego słowa. Szkoda tylko, że ja pochodzę z innej planety językowej. Przybywam z planety kobiecego języka, który dopiero muszę stworzyć. Często szukam pomocy w słownikach, ale nigdy mi nie wystarczają. To ich język i ich definicje. Znajduję słowo „zakochani”, opisujące doskonale mężczyzn, których poznałam.

d1g80le

Myśliciela również?

Zakochani?

Najpierw jest spotkanie. Oczy natykają się na siebie. To tylko moment, potem wnętrze odpowiada – i już wiem. Od tej właśnie chwili, jeszcze zanim petent złoży podanie w sprawie pożądania. To mnie nie obchodzi – ważne jest tylko moje pożądanie, a to wcale nie zdarza się często.

Odpowiedź – „tak” czy „nie” – przychodzi bardzo szybko, analiza trwa tylko chwilę. Słucham swego głosu. Rzadkiego głosu pożądania.

d1g80le

Moje wartości etyczne nie mają nic wspólnego z moralnością świata zewnętrznego. Odrzuciłam ją, już nie pamiętam kiedy. Te wartości kierują tym, co robię, tylko one wskazują mi drogę. To ja kształtuję ich skalę. Nie obchodzi mnie, jaki wpływ na moje życie będą miały moje uczynki. Wyraz twarzy po miłosnym akcie, błysk w oczach, drżenie ciała, urywane słowa – to wszystko rozpala opowieści w moim sercu.

W ten sposób wcześnie dowiedziałam się, czego chcę: zdrowego ducha w zdrowym ciele. Stało się tak, zanim przeczytałam o tym w naszych arabskich książkach o seksie.

Tak mnie opisywał Podróżnik:

d1g80le

Mężczyznę poznałam dopiero po ślubie.

Odrzucałam każdego, który mnie pożądał, bo przecież mam wysokie poczucie moralności, czuję respekt przed społeczeństwem i oceną mężczyzny, nawet jeśli przyjmę jego propozycję, powiedział o mnie.

To pozostałości dawnego wychowania w czystości, powiedział.

To wskazuje mi drogę, kształtuje i wyznacza granice, powiedział.

Nie mogłam przecież podporządkować się pożądaniu seksualnemu, powiedział.

Obawiałam się, jak wyglądam w oczach mężczyzny, nawet tego, którego akceptowałam, powiedział.

Nie dowierzałam własnemu ciału, że w pełni powstrzyma się od reakcji wobec mężczyzny, powiedział.

Odrzuciłam przykład przyjaciółki, która mówi „tak” każdemu, i uznałam ją za tanią rozpustnicę, powiedział.

Odrzekłam na to:

Być może od takich poglądów jestem oddalona o lata świetlne.

Być może to, że odrzuciłam ciało jednego mężczyzny, nie oznacza, że nie pożądam innego.

Być może to tylko gra pozorów, a ja udając, że akceptuję poglądy ogółu, zwyciężam w rozgrywce.

Czy to, że odtrącam jakiegoś mężczyznę, oznacza, że odtrącam wszystkich? Czy jeśli powiem „nie” pożądaniu jakiegoś mężczyzny, oznacza, że mówię „nie” każdemu z nich? Męska logika, wygodna dla wszystkich, dla mnie przede wszystkim.

Mówiłam: Być może nie chcę wyjaśniać wszystkim, o co mi chodzi? Nie mam innego punktu odniesienia niż ja sama i moje własne pragnienia. Żadnych definicji, żadnych wartości, żadnej moralności? Żadnego społeczeństwa, żadnej religii, żadnych tradycji? Nie boję się ludzkich języków, nie boję się kary i ognia piekielnego?

Wiem, wbrew temu, czego nas uczono, w rzeczywistości mam wielu mężów, pewnie jak większość kobiet. Ale to nie do końca tak. Powinnam powiedzieć: mam wielu kochanków albo, jeszcze lepiej, wielu mężczyzn.

Lata temu widziałam wywiad z Albertem Moravią, w którym mówił o naturalnej skłonności kobiet do poliandrii. To było dla mnie jak objawienie. Wyraził słowami wszystko, co czuję i co robię. Później to samo przeczytałam u pewnego współczesnego filozofa francuskiego. Rozciągał on dążenie do przyjemności i pragnienie wielu partnerów na wszystkich ludzi – kobiety i mężczyzn. Łapczywie połykałam jego słowa, choć właściwie ich nie potrzebowałam: moje życie było dowodem na słuszność tej teorii.

Czy słyszałam wywiad z Moravią przed Myślicielem, czy już później? Nie pamiętam. Czy czytałam francuskiego filozofa przed Myślicielem, czy już później? Nie pamiętam. Pamiętam tylko, że poznałam go, kiedy zaczytywałam się w klasycznej literaturze arabskiej o miłości cielesnej. Wszystko, co działo się między nami, odnosiłam do starych tekstów. Czytałam mu klasyków, których uwielbiałam. A on znał tylko jeden traktat: Powrót szajcha do czasów młodości.

W dzieciństwie czytałam ten tekst potajemnie, dzięki koleżance z gimnazjum. Nie była moją przyjaciółką, była starsza o kilka lat od innych dziewcząt w klasie. Malowała usta i oczy, krążyły wokół niej niejasne opowieści, o których milczano w naszej obecności. Jej ciało nosiło ślady uderzeń – rodzice chcieli wydać ją za mąż wbrew jej woli. Ona więc z zemsty postanowiła zmieszać z błotem nazwisko rodziny, a chłopcy wystawali pod drzwiami szkoły, aby się jej bezkarnie przyglądać.

Nie pamiętam już, jak to się stało, że pożyczyła mi tę książkę, zaklinając, żebym jej nikomu nie pokazywała. Pamiętam przerażenie i strach, że ktoś mnie jednak przyłapie. Właściwie nikt nie zwracał uwagi na to, co czytam, ani też nie stawiał mi zakazów, ale miałam świadomość, że robię coś złego i że muszę to ukryć. Przeczytałam traktat bardzo szybko i potwierdził moje poglądy. Pamiętam pragnienie poznania i strach przed tym, co może się przede mną otworzyć. Pochłaniałam wzrokiem kolejne strony, serce biło mi coraz szybciej. Schowałam książkę między podręcznikami szkolnymi i następnego dnia oddałam właścicielce. Spojrzała na mnie pytająco. Złożyłam poważnie i ostrożnie książkę w jej dłoniach i nic nie powiedziałam. Zabrała ją, lekko rozczarowana moją reakcją, schowała szybko do kieszeni i odwróciła się.

Byłam jeszcze nieduża, ale natura w intymnych miejscach już dawała o sobie znać. Bardzo wcześnie nauczyłam się dwulicowości i korzystałam z niej, żeby bronić się przed zagrożeniami, jakie niesie z sobą życie.

Wiele lat później przyszło mi się przekonać praktycznie, że mieli rację arabscy autorzy piszący o – jak to określali – „pożytkach płynących z miłości fizycznej”. Pożytki te miały być natury cielesnej, psychicznej i umysłowej. Ona uśmierza gniew i przysparza radości duszom zbyt gorących ludzi. Miłość fizyczna leczy zaćmę, zawroty i bóle głowy oraz ucisk w skroniach. A wszystkie te dolegliwości oślepiają serca i zamykają bramy myśli. A co czeka tych, którzy się jej wystrzegają? Rzekł Muhammad Ibn Zakarijja: Kto przez dłuższy czas nie będzie zażywał rozkoszy cielesnych, temu osłabną siły i ich źródła, a członek się skurczy. Widziałem kiedyś grupę mężczyzn, którzy tak czynili ze względu na przysięgę czystości. Ich ciała oziębły, ruchy spowolniały, bez przyczyny ogarniał ich smutek i depresja. Zmniejszyło się ich pożądanie i apetyt.

Choroby psychiczne i cielesne? Szaleństwo, smutek i depresja z powodu abstynencji płciowej? Niech Bóg Najwyższy obroni nas przed tym!

Rzekł Ibn al-Arzak: Miłość fizyczna to jedyna rozkosz, którą może zafundować sobie człowiek, nie szkodząc własnemu sercu. Zaczęłam więc bardzo dbać o serce.

Nauczyłam się, że gdy idzie o sprawy seksu, z obcymi powinnam zawsze rozmawiać czysto teoretycznie. Przyzwyczaiłam się, że trzeba dawać przykłady z książek albo z przygód innych ludzi, moje zaś życie intymne powinno być ukryte: nie wolno się otwierać, tylko przed samą sobą. Tylko wtedy wypuszczać dżinna własnych wspomnień.

Początkowo nikomu nie mówiłam o moim hobby naukowym. Książki te były tajemnicą, o której nikt nie wiedział. Kiedy przyszedł do mnie Myśliciel, powiedziałam: Tak. Przyszedł Myśliciel i otworzył butelkę. W łóżku opowiedziałam mu o moich potajemnych lekturach. Dwie tajemnice zlały się i stworzyły jedną rzekę.

W tamtym czasie wszystkie te książki tylko razem czytaliśmy. Na początku szukałam nazw pozycji seksualnych i wyjaśniałam mu, o co chodzi. Ich zabawne określenia stały się dla nas tajemnym szyfrem, którym bezkarnie mogliśmy się posługiwać w obecności innych. Bawiliśmy się w ten sposób we wszystkich możliwych sytuacjach, choć nie było to łatwe. Ile razy można w sensownym zdaniu użyć takich słów, jak: lejkowaty, wielbłądzie siodło, katapulta, wygibas czy miłosna igiełka? Nieświadomość otoczenia wykorzystywaliśmy bez litości.

d1g80le
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1g80le