Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 11:20

Smak języka

Smak językaŹródło: Inne
d4czpsa
d4czpsa

ROZDZIAŁ 4

Gdyby takie emocje, jak samotność, smutek czy radość można było wyrazić poprzez składniki potraw, samotność byłaby bazylią. Niekorzystnie wpływa na żołądek, przyćmiewa wzrok, przytępia umysł. Utłuczona na miazgę i przykryta kamieniem, ściągnie skorpiony. Radość byłaby szafranem – rozkwitającym wiosną krokusem. Nawet szczypta sprawi, że smak potrawy staje się intensywniejszy, a zapach trwalszy. Szafran można znaleźć wszędzie, ale nie o każdej porze roku. Korzystnie wpływa na serce. Dodany do wina, upoi natychmiast swą odurzającą wonią. Najszlachetniejsze gatunki szafranu rozpadają się, gdy dotknąć je dłonią. Ich płatki opadają z szelestem, na krótką chwilę roztaczając wonny zapach. Smutek byłby porowatym ogórkiem, którego aromat roznosi się na wszystkie strony. Chropawy i ciężki do strawienia, potrafi zmorzyć wysoką temperaturą. Dzięki doskonałym właściwościom absorpcyjnym wchłonie każdą przyprawę i wydłuży okres konserwacji. Najlepsze potrawy, jakie można przyrządzić z ogórków, to marynaty. Należy zagotować
roztwór wody z octem, zalać nim ogórki, a następnie przyprawić solą i pieprzem. Potem zamknąć szczelnie w sterylnych słojach i przechowywać w ciemnym, suchym miejscu.

Won’s Kitchen.

Zdjęłam szyld, zawieszony na drzwiach wejściowych. On sam go zaprojektował, a następnie wykonał, wykorzystując technikę sitodruku. Kazał mi go osobiście zawiesić – wcześnie rano, w dniu przyjęcia inaugurującego otwarcie mojej szkoły gotowania.

– Szukałem jakiejś niezwykłej nazwy – powiedział, ukazując w szerokim uśmiechu białe zęby. – Chǒng Chi-wǒn – najbardziej niezwykłe imię na świecie. Chǒng Chi-wǒn! – zawołał ponownie moje imię. Przechadzał się tak po domu i figlarnie wołał co chwila moje imię, niczym Eskimos, który wierzy, że w tym imieniu zagości dusza. W tym czasie ja przygotowywałam jajka sadzone. Ostrożnie, tak by nie rozlać żółtka. Posypałam je startym ementalerem, solą i pieprzem. Na małym stoliczku rozłożyłam biały obrus, wysuszony w słońcu, a następnie postawiłam przygotowane przed chwilą jajka, masło bez soli, dżem borówkowy i bagietkę opieczoną w piekarniku. To było nasze ulubione śniadanie: proste, gorące i słodkie. On jak zwykle posmarował bagietkę grubą warstwą masła i dżemu, a potem namoczył ją w kawie. Ja do swojej filiżanki włożyłam małą łyżeczkę z dżemem i czekałam, aż dżem rozpuści się w gorącej i mocnej kawie, a słodki smak rozpłynie się w naczyniu. Wciąż pamiętam ostatnią słodką kroplę, pozostałą na dnie filiżanki, i
wilgotne, miękkie okruszyny bułki na podniebienia. I Jego słowa, że w nowym domu zaprojektował miejsce na moją szkołę gotowania, Jego biuro i naszą sypialnię. W odpowiedzi wzięłam do ręki czerwoną, twardą rzodkiewkę, zroszoną jeszcze kroplami wody. Posmarowałam ją cienką warstwą masła, a potem przytknęłam delikatnie do soli i włożyłam do ust. W moich ustach rozległo się głośne chrupanie. Zjadałam rzodkiewkę ze smakiem i z nadzieją, że to chrupanie zabrzmiało jak moja odpowiedź: „Świetnie. Pewnego dnia”. Czy dlatego przypisałam rzodkiewkom smak miłości? Małym, czerwonym i soczystym rzodkiewkom w kształcie miniaturowych jabłek, przystrojonym zieloną natką. Mimo że nie mają jak jabłka nasion ułożonych w kształcie gwiazdy.

d4czpsa

Zdjęłam szyld i natychmiast poczułam, jakby moje imię przestało istnieć na tym świecie. Jakbym już nic nie znaczyła. On spakował swoje ostatnie rzeczy i wyszedł, a ja skuliłam się na kanapie w salonie i zamarłam.

Teraz leżę w bezruchu i słyszę, jak za oknem wieje wiatr, czuję jak zachodzi słońce i wstaje świt, jak marznę i boli mnie gardło. Nie przyrządzam już jajecznicy i nie opiekam bułek. Od czasu do czasu wstaję, żeby napić się wody, a kiedy czuję, że ostry koniec długiej, wysuszonej bagietki dźga mnie w podniebienie, podirytowana nalewam gorącej wody do coffee press i wypijam filiżankę kawy. W tym domu przez gardło przechodzi mi obecnie jedynie woda, kawa i powietrze. Po trzech dobach przestałam liczyć dni. Odnoszę wrażenie, że stopniowo rozpadam się na części. Moje ramiona i ręce, głowa i szyja. Ogarnia mnie słabość, gdy dociera do mnie, że znowu nastała noc. Jestem wyczerpana. Czuję, jakbym leżała na ogromnej, rozgrzanej miedzianej patelni. Czy znikam powoli jak mała, przez nikogo niezauważona plama oleju? Chcę poruszyć zastygłe ciało, dotknąć palców u rąk, palców u nóg, które zdają się rozpuszczać. Nie jestem w stanie nimi nawet poruszyć. Pomóż mi się podnieść, szepczę w gęstej, czarnozielonej ciemności.

– Musisz się z tego wydostać – powiedział mi wuj. – Przestań się nurzać w tej rozpaczy. Wstawaj!

Coś wielkiego, gorącego i wilgotnego muska mój policzek.

d4czpsa

Otwieram oczy.

Polli liże moją twarz. Wielkie, czarne źrenice wpatrują się we mnie.

– Ktoś... przyszedł? – pytam Polliego, unosząc się na ramionach.

Pies wydaje z siebie niskie pojedyncze szczeknięcie. A następnie kładzie się spokojnie i potrząsa dwukrotnie łbem, a jego długie uszy opadają nieco na oczy. W ten sposób daje znak, że jest głodny. Wkładam pod brzuch Polliego dłoń i głaszczę jego futro miękkie niczym aksamit. Pies delikatnie trąca nosem moje kolano. „Zaopiekujesz się mną, prawda?”. W odpowiedzi głaszczę jego głowę. Mój kochany Polli, którego wyróżnia niezwykła łagodność, niezależność i słaby zmysł orientacji. Pies raz jeszcze wydaje z siebie głuche szczeknięcie.

d4czpsa

– Też chcesz odejść? – pytam się Polliego. Ale on przywiera brzuchem do podłogi i kładzie głowę na przednich łapach, jakby chciał powiedzieć: „Muszę trochę odpocząć”. Polli jest Jego psem. – Skoro reaguje na swoje imię, może uda mi się nauczyć go jakichś słów – stwierdził kiedyś i zaczął trenować Polliego. „Siad”, „wstań”, „do tyłu”, „do przodu”, „idź tam”, „cicho”, „leżeć”, „nie wolno”, „czekaj” – tego typu komend nie chciał wydawać psu. Wolał uczyć go mowy, na którą pies mógłby reagować, jak choćby: „Jesteś głodny?”, „Pójdziemy na spacer?”, „Znasz go?”. Wsłuchiwaliśmy się w wysokość, długość i częstotliwość odgłosów, które wydawał Polli i zdaliśmy sobie sprawę, że istnieje obszar wzajemnej komunikacji, który być może nie jest idealny, umożliwia jednak porozumiewanie. Nasza konwersacja, chcąc nie chcąc, była ograniczona, podobnie jak ograniczony jest zasób barw, w jakich pies postrzega świat. Jawi mu się on w szarościach, ciemnym brązie i zieleni.

– Na tym poprzestaniemy – powiedział z satysfakcją. Rozstając się ze mną, rozstał się również z psem, którego wytresował i z którym był piętnaście lat. Miał go, zanim się poznaliśmy. Gdy zapadła decyzja o rozstaniu, z żalem i rozwagą zaczęliśmy dzielić nasze rzeczy. Jednak problem przyszłości Polliego został rozwiązany zadziwiająco szybko. Zadecydował jeden argument: Ona nie znosiła psów.

Zostaliśmy porzuceni. Oboje, ty i ja.

d4czpsa

Chcę uklęknąć na podłodze, szturchnąć Polliego lekko nosem i zapytać: „Od tej chwili ty będziesz się mną opiekował, prawda?”. Coś gorącego wzbiera w moim gardle. Masuję delikatnie twarz, po czym zaczynam dotykać własnych palców u rąk i nóg, a także nosa. Po kolei, ostrożnie i w skupieniu, jak ktoś, kto, przyparty do muru, nie ma drogi ucieczki. Ze wszystkich części ciała na upływ czasu najbardziej narażone są te wystające, jak nos czy palce u rąk. Moje ciało, choć pełne ułomności, wciąż tworzy wciąż całość, i nadal mogę bez trudu poruszać placami u rąk i nóg.

Jeżeli teraz się poddam i całkowicie się zatracę w rozpaczy, będę znowu wystawiona na nieustanne drżenie – z bólu, podobnego do tego, jaki się czuje, gdy kropla gorącego wosku nieoczekiwanie spadnie na skórę, i z rozkoszy doświadczonej po raz pierwszy, której istnienia trudno było nawet podejrzewać. Dociera do mnie, że nigdy nie próbowałam sobie nawet wyobrazić, co znaczy być porzuconym i jakie uczucia stan ten rodzi. A teraz muszę doświadczać tego bólu i poznać jego źródło. I co ważniejsze muszę go przezwyciężyć. W oknie salonu widzę, jak odbicie moich oczu nabiera blasku. Czuję, jak skóra się napręża, a mięśnie napinają. Jak wtedy, gdy przygotowuję wystawne danie. Lekko wydostaję się na powierzchnię – niczym korek wynurzający się z wody. Chcąc jednak odpędzić strach, który w każdej chwili może mnie dopaść, przesadnie głośno zwracam się do Polliego:

– Idziemy na spacer?

d4czpsa
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4czpsa

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj