Trwa ładowanie...
fragment
26-10-2012 18:22

Siła strachu. Wpływ Apokalipsy i lęków zimnowojennych na wybrane nurty kultury popularnej

Siła strachu. Wpływ Apokalipsy i lęków zimnowojennych na wybrane nurty kultury popularnejŹródło: "__wlasne
d3rktvh
d3rktvh

Platon pozostawił naturze wybór w metodzie unicestwienia świata, ale nie zrobił tego Roland Emmerich. Pochodzący z Niemiec reżyser rozkoszuje się w niszczeniu ludzkości. Najpierw, w Dniu Niepodległości pozwolił kosmitom roznieść w pył nasze największe miasta, potem rozdrobnił się, niszcząc tylko Nowy Jork w amerykańskiej Godzilli, i wrócił do formy, przywołując kolejną epokę lodowcową w katastroficznym Pojutrze. Ostatnio dał popis destrukcji, na który nie odważył się sam Platon – przypalił świat lawą i zalał wodami w 2012. Mimo że za tytułową datę zniszczenia świata Emmerich obrał koniec kalendarza Majów, to wszystkiemu winne są tu wybuchy na Słońcu. Ich nasilenie odbija się na naszej planecie serią kataklizmów o wcześniej niespotykanej sile. Tak naprawdę wystarczy kilka godzin, aby energia naszej ukochanej gwiazdy zniszczyła warstwę ozonową i… pogrążyła Ziemię w wielkiej epoce lodowcowej. Jeszcze bardziej prawdopodobne jest to, że Słońce spali Ziemię. Choć może to nastąpić w bardzo odległej przyszłości,
spośród słonecznych teorii ta jest najbardziej prawdopodobna. Słoneczne paliwo, wodór, skończy się za pięć miliardów lat, nasza gwiazda jest teraz na półmetku swojego kosmicznego życia. Niestety, zanim skurczy się i stanie martwym obiektem, powiększy objętość i podgrzeje wszystkie krążące wokół niej planety. Oczywiście będzie to proces powolny w naszym rozumieniu czasu. Najpierw powiększona masa Słońca zamieni Ziemię w pustynię, wzrastająca temperatura powierzchni Ziemi spowoduje parowanie wód, efekt cieplarniany przejdzie w efekt szklarniowy. Za 1,4 miliarda lat temperatura na Ziemi przekroczy 50 stopni Celsjusza, a 200 milionów lat później osiągnie 100 stopni. Może do tego czasu zdążymy z niej uciec?

Umieranie Słońca wymarzył sobie też Danny Boyle, tyle że w przeciwieństwie do Emericha od wielkiej patelni wolał lodówkę. W jego fantastyczno-naukowym filmie W stronę słońca nasza gwiazda traci siły i na ziemi zapada lodowaty półmrok. Tylko statek kosmiczny ze specjalną, ożywiającą energetycznie bombą może przywrócić Słońcu siłę. Z kolei w klasycznej Wyprawie na dno morza (1953) całkiem nieprawdopodobnie zapala się pas atmosfery i to nie Słońce, a niebo staje w płomieniach.

Harry Harrison, poczytny autor science fiction, posunął się do napisania również wymienianej tu książki Aleja potępionych, która stała się jedną z widocznych inspiracji dla twórców Mad Max”. Filmowa adaptacja jego dzieła, którą widzowie ujrzeli w 1977 roku, dodaje do nuklearnych zniszczeń Harrisona zmianę bieguna ziemi. Filmowe niebo przeszywają kształty niczym z psychodelicznego snu i powraca straszliwy potop. Inwersja pola magnetycznego Ziemi to fakt, będący jedną z możliwych „apokalips naturalnych”. Co kilka milionów lat pole magnetyczne Ziemi na krótki okres (w sensie geologicznym, nie ludzkim) spada prawie do zera. Potem pojawia się stopniowo na przeciwległym biegunie. Od ostatniego takiego wydarzenia dzieli nas 780 tysięcy lat. Biorąc pod uwagę fakt, że w XX wieku siła ziemskiego pola magnetycznego spadła o bagatela około 5%, być może czeka nas kataklizm, jakiego nasza cywilizacja jeszcze nie zaznała. Jeśli do tego dojdzie, zaniknie warstwa ozonowa i subatomowe cząsteczki z kosmosu zbombardują
powierzchnię naszej planety. Wzrośnie zachorowalność na raka, a promieniowanie gamma może nawet wyeliminować życie na Ziemi. Sposób na zanikającą warstwę ozonową znalazł już bohater grany przez Christophera Lamberta w filmie Nieśmiertelny II – po prostu wygenerował pole ochronne, zastępujące brakujący fragment atmosfery; minus był tylko taki, że na Ziemi zrobiło się duszno i wilgotno, a niebo zmieniło kolor (zależnie od wersji filmu na niebieski lub czerwony).

Z popularnych wersji zniszczenia pozostaje nam jeszcze kosmiczny obiekt spadający na naszą planetę. Taki scenariusz pojawił się już w 1931 roku w filmie Abla Gance’a La Fin du monde, którego bohaterem był naukowiec odkrywający śmiercionośną kometę. Ale najwięcej pieniędzy producenci wydali chyba na Armageddon (1998) Michaela Baya. Tam, żeby zażegnać niebezpieczeństwo, Ziemianie wysyłają w stronę niebezpiecznej asteroidy grupę specjalistów od głębokich odwiertów, którzy mają zamontować na niej ładunek nuklearny. W rzeczywistości, gdyby takie ciało niebieskie zagrażało Ziemi, wyjścia mamy dwa: zniszczenie albo zmiana jego trajektorii. Twórcy katastroficznego kina klasy B i C sprawdzili obie możliwości. Ale pomysły naukowców również są bliskie fantastyki. Na poważnie rozmyślano już użycie: broni wykorzystującej właściwości antymaterii, ekranów siłowych rozmieszczonych naokoło Ziemi, neutralizatorów broni chemicznej i rakiet termonuklearnych. Według kolejnych obliczeń rozbicie obiektu może pogorszyć sytuację,
kiedy na Ziemię spadną tysiące radioaktywnych odłamków. Realną nadzieję przynosi tylko wspomniana zmiana trajektorii lotu.

d3rktvh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3rktvh