Seniorzy na Tinderze. Tak dziś wygląda ich randkowanie
Choć przez lata utarło się, że starsze osoby swoje już przeżyły i nie w głowie im amory, dziś nawet osoby po 80-tce nie boją się przyznać, że wciąż szukają miłości i seksu. O tym m.in. można przeczytać w książce Małgorzaty Węglarz "Starzy ludzie nie istnieją", której fragment publikujemy za uprzejmością wydawnictwa Muza.
Barbara szykuje się na randkę. Zakręciła już włosy, nałożyła makijaż i stoi przed lustrem, sprawdzając, jak prezentuje się w czerwonej sukience do kolan. Efekt bardzo jej się podoba, dlatego robi sobie selfie i wrzuca na facebookową grupę. "81 lat i lecę na randkę!", pisze pod postem.
W komentarzach ogrom miłości, pozdrowień, życzenia powodzenia. Znajdzie się kilka opinii, że tak nie wypada i po co tak odważnie, ale są w mniejszości i Barbara nie ma czasu się nimi przejmować. Piszę do niej następnego dnia z pytaniem, jak potoczyła się randka. "Bardzo ciekawie, ale nie wiem, czy coś z tego wyjdzie". Na razie chciała po prostu dobrze się bawić. Poznała go na Tinderze. Młodszy, przeszło 70-letni dżentelmen ujął ją poczuciem humoru. Podczas spotkania (online) z Barbarą mam wrażenie, że rozmawiam z nastolatką, która z wypiekami na twarzy opowiada o chłopaku poznanym niedawno w szkole. Pytam w końcu, jak jej rodzina reaguje na taką swobodę. Widzę falujące trzy kropki, które oznaczają, że Barbara pisze swoją odpowiedź. Kropki co jakiś czas się zatrzymują, po czym znowu zaczynają się poruszać. Zastanawiam się, czy jej nie obraziłam, ale w końcu dostaję wiadomość.
Seks bez tajemnic: seks seniorów
"Pani Małgosiu, niech mnie pani ma za starą wariatkę, ale odcinam ich od tej sfery swojego życia, po prostu im nie mówię. Pochowałam męża 20 lat temu, od tamtego czasu jedyne, co robiłam, to doglądałam wnuków, pomagałam dzieciom. Zawsze żona, mama, babcia, nigdy kobieta. Może przypomniało mi się, jak to jest? Kiedy pomalowałam usta szminką, córka wykrzyknęła, że wyglądam okropnie. A ja sobie pomyślałam: mnie się podoba, ja tak chcę! Zaczęłam się od nich dystansować, wnuki już dorosłe, nie chcę słuchać, co mogę, a czego nie. Samotność w moim wieku to okropna sprawa. Ja nie chcę tak się czuć. Mam dużo siły i energii i chcę czuć bliskość. Tego brakuje. Bliskości mężczyzny. Dlaczego mam z tego zrezygnować?".
Elżbieta sama do mnie pisze. Zobaczyła mój post i chce mi opowiedzieć, jak to wyglądało u niej. Przechodzimy na ty. "Powiem ci, Gośka, jak spotykałam się ze swoim mężem, to było inaczej. Nie tak jak teraz. Nie mieliśmy tylu możliwości, mój Janek nie był zresztą typem romantyka, o żadnym uwodzeniu nie było nigdy mowy. Pobraliśmy się, bo miał duże pole i moi rodzice nalegali, a już miałam ponad dwadzieścia lat, więc praktycznie mnie starą panną wołali! W łóżku żadnej iskry, po prostu kilka ruchów i już. Zmarł młodo, auto go potrąciło. Nie mieliśmy dzieci. Lata zajęło mi spłacanie długów, wyjście na prostą. Sprzedałam dom, pole, mam mieszkanko w małym mieście. Mam internet. Na pewno wiesz, jakie to okno na świat! Udzielam się na grupach, gadam nie tylko z dziadziusiami! Mam 60 lat, poznałam faceta, seks jest boski! Czuję, jakbym miała znowu dwadzieścia lat, a ktoś o mnie zabiega. Bardzo podoba mi się to uczucie". Na moje pytanie, czy związek jest poważny, odpisuje, że jak najbardziej, są razem od roku i myślą o wspólnym zamieszkaniu.
Eryka prosi, żeby zmienić jej imię. Powtarza, że to jednak wieś, mało ludzi, może ktoś przeczyta książkę, może nie, ale na wszelki wypadek prosi o maksymalną anonimowość. "Mam dwóch synów". Zaczyna rozglądać się niepewnie, kiedy zmierzamy w stronę Galerii Krakowskiej. "Obaj mieszkają tutaj, w Krakowie, więc często ich odwiedzam. Znaleźli mi takie jakieś kółko starych bab, które siedzą i wyszywają, i mówią o tym, co to tam kiedyś było. Paskudztwo!". Wyciąga papierosy i kiedy odmawiam, wzrusza ramionami. "Więc jak mnie tam zawożą, udaję, że wchodzę, czekam, aż odjadą. I wtedy idę w miasto. O, na przykład tutaj, do galerii czy na rynek, gdzieś blisko, kupuję kawę i przeglądam portale randkowe. Nic wielkiego, nie zdradziłabym męża! Ale poflirtować lubię. U nas na wsi to jakbym chciała takiego niewinnego flirtu zaznać, to od razu mój by wiedział. A co w tym złego, że lubię ludzi i ich uwagę?"
Siadamy w kawiarni znanej sieci. Eryka przebiera palcami, chciałaby znowu zapalić. "Ja kocham kolory. Niech pani zobaczy, jak tu kolorowo! Młodzi ludzie się spotykają, nawet te maski im nie przeszkadzają. Ja lubię młodych. Widać, że chodzą, mają cel, śmieją się. Siedzę tu i obserwuję. A potem wracam tam do tych starych bab, w tę szarość, w tę »babciowość«, syn przyjeżdża". Pytam, dlaczego z nimi nie porozmawia. Eryka dosypuje cukier do kawy, ale po chwili odsuwa filiżankę. "A co to da? Oni by uznali, że mi się na starość w głowie poprzewracało! Jak chciałam latem na basen pojechać, kupić strój i po prostu się poopalać, śmiali się. »Mama, to ty sobie jeszcze bikini kup!«" Wzdycha, po czym dodaje: – "A właśnie, że bym sobie kupiła!".
Wśród moich rozmówców znalazł się również rodzynek – pan Henryk. Na początku sceptycznie podchodził do sprawy, pisał: "Po co pani kij w mrowisko chce wsadzać? Książkę napisze, a potem młode będą patrzeć na swoich rodziców bykiem". Udaje mi się go przekonać, że efekt może być odwrotny, i po kilku dniach pan Henryk dzwoni.
"Dobra, jest pani uparta i coś czuję, że się pani nie odczepi. Powiem pani, jak wygląda randkowanie w tym wieku: nijak. Człowiek by wyszedł do ludzi, ale maseczki kazali nakładać, ciągle tylko na seniorów uważać, jakbyśmy wszyscy kulki z porcelany byli. Wszystko dla naszego dobra, zdrowia, siedźcie na dupie, za przeproszeniem. I człowiek siedzi, zaniedba się i co. Potem ma wyjść, to mu się nie chce. Jaka tam pewność siebie".
Pytam, czy przed covidem częściej wychodził. Trochę się miesza i w końcu odpowiada: "No co ja będę mówił, no jak moja Ala umarła, to nagle sporo jej koleżanek zaczęło mi ciasta przynosić, wpadały z każdą pierdołą. Wiele z nich to wdowy, sąsiadka mi powiedziała, że ja teraz jestem jak gorące bułki czy jakoś tak. Jeszcze nie za stary, jakiś garnitur, koszule mam, emerytura nie za niska, nie roztyłem się za bardzo". Patrzę na jego zdjęcie i dodaję, że to na pewno te wąsy robią robotę, i tym razem pan Henryk naprawdę szczerze się śmieje. "No widzi pani, może. One tak przychodziły, ale potem ta cała pandemia i przestały. Nie wiem, czy wrócą. Ale nie powiem, no jak wpadały to się i poflirtowało, nawet dla sportu. Żonę kochałem, ale żony już nie ma. Nikt nie chce być sam". Zapytany, czy teraz sam wyskoczy na łowy, odpowiada z opóźnieniem: "A może. Ale to by mi się musiała taka uparta baba jak pani trafić!".