Seksualne atrybuty w męskim świecie. Kobiety w powieściach Szczepana Twardocha
W powieściach Szczepana Twardocha kobiety nie mają nic do powiedzenia. Stanowią jedynie wyobrażeniem tego, co o nich myślą mężczyźni. Są papierowe w najgorszym tego słowa znaczeniu.
Już słyszę krzykliwe odpowiedzi na taki zarzut: że Szczepan Twardoch pisze przede wszystkim o mężczyznach, bo to męski - wręcz maczystowski - świat jest tym, co rozbiera na czynniki pierwsze. Że przecież świetnie wyczuwa, co rzęzi w naszej społecznej i jednostkowej tożsamości, i o tym są te książki. Że - wreszcie - nikt mu nie odmówi talentu w kreowaniu światów powieściowych, w których przeglądamy się sami. A schematyczność postaci kobiecych to jedynie pochodna bądź warunek konieczny w świecie tak skonstruowanych męskich bohaterów. Czyżby?
Uwodzenie czytelnika
Pisarz z Pilchowic od kilku lat uchodzi za jednego z najbardziej utalentowanych, najchętniej czytanych i życzliwie (by nie powiedzieć: hurraoptymistycznie) recenzowanych przez krytyków od lewa do prawa.
Niewątpliwie Twardoch wie, jak uwieść czytelników. Szczegółem, który zamienia się w fetysz, i warsztatem, bo każdy detal zanim pojawi się na kartach powieści, zostanie sprawdzony, powąchany, obejrzany pod lupą. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że zanim Jakub Szapiro zacznie nas raczyć swoim sierpowym, autor chce sprawdzić go na sobie na lekcjach boksu.
"Król" - zwiastun serialu:
Trudno nie oprzeć się urokowi tej prozy. Tak samo łatwo ulec czarowi pisarza, który w roli niegrzecznego chłopca zaskakuje czytelników a to kolejnym bezpardonowym komentarzem na temat sytuacji społeczno-politycznej, a to reklamą luksusowych samochodów bądź garniturów. A jednak poza lekcjami boksu przydałoby się odświeżenie kilku z nauk społecznych.
Seksualny atrybut
Demoniczna kochanka w "Morfinie”, robiąca na złość ojcu Anna - kochanka Jakuba Szpiro, żona Emilia czy prostytutki pracujące w domu publicznym w "Królu”, Agnes w "Pokorze” - wszystkie one spełniają jedynie męskie marzenia. Są zaledwie seksualnym atrybutem w męskim świecie. Choć nawet ich cielesność nie jest wystarczająco przekonująca, by uwierzyć, że istnieją naprawdę.
Być może najbardziej uczciwie sprawa ma się z "Pokorą”. Główny bohater Alois Pokora przez 500 stron wspomina dawną miłość Agnes, czyniąc z niej boginię, która spina jego rozchwianą tożsamość w jeden kawałek. Funkcjonująca w prywatnej mitologii nie może być niczym więcej jak tylko obiektem westchnień, ideałem, który tyleż daje do siebie dostęp, co pogardza. Alois potrzebuje tych wspomnień, bo one niejako stanowią dowód na ciągłość jego istnienia.
Gorzej sprawa ma się z żoną. Emma jest - rzecz jasna - jest przeciwieństwem Agnes. "Emma nie szukała we mnie społecznego awansu, Emma kochała we mnie mnie samego” - zdaje sobie sprawę Alois, co ma pośrednio usprawiedliwiać jego obsesję na temat Agnes. Emma zdaje sobie sprawę, że w życiu męża jest inna kobieta, a ona, Emma, jest jedynie iluzją.
Czy stajemy się tak bardzo skupieni na tożsamościowej rozkmince Aloisa, że kompletnie umyka nam dramat Emmy? Kiedy przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że ów dramat wcale nie został wypowiedziany. Kilka pytań od pokornie kochającej żony do oddalającego się męża to za mało, żeby poczuć, co dzieje się między nimi. To Twardocha nie obchodzi. Wracamy więc do marzeń Aloisa o spotkaniu z Agnes.
Zakochane i podporządkowane
Znacznie więcej postaci kobiet znajdujemy w "Królu”, który z uwagi na serial przeżywa swoje drugie literackie życie.
Mamy więc najbardziej wyraziste: prowadzącą burdel Ryfkę Kij, żonę Jakuba Szapiry Emilię, jego kochankę Annę Ziembińską - córkę do cna prawicowego prokuratora czy Magdę Aszer, która zwiąże się z jednym z chłopaków Szapiry.
Emilia - kobieta nowoczesna, żydowska sufrażystka i socjalistka - mimo że bez ślubu pełni funkcję żony Jakuba Szapiry. Ma z nim dwoje dzieci, bez problemu znosi jego romanse, szczyci się tym, że to ją wybrał: "Chciała go każda dziewczyna tutaj, a on chciał mnie”.
Czego chce Emilia, nie wiemy. Bo w tym świecie nikt kobiet o zdanie nie pyta. A i one się nie wychylają. Nawet tak nowoczesne jak dobrze wykształcona córka prawnika. Co jednak każe nam powątpiewać w ową nowoczesność, kojarzącą się przecież z emancypacją.
Emilia bowiem bezwzględnie podporządkowana jest Szpirze i oczywiście - zgodnie ze schematem - pasuje jej to. Na kartach powieści staje się uosobieniem męskiego marzenia o zmysłowej anielicy, która nie tylko nie ma pretensji o seks z innymi ("nie zużyje mi się od tego, że czasem położy się z inną”), ale wręcz czerpie dziką przyjemność z seksu małżeńskiego.
Podobnie Anna Ziembińska. Poznajemy ją, gdy odważnie wkracza do burdelu, żeby poznać Jakuba Szpirę. Postanawia zostać jego kochanką na złość ojcu. Szybko jednak okaże się, że nie może oprzeć się urokowi boksera gardzącego nią na każdym kroku. Cynizm Anny wybrzmiewa może i wiarygodnie, ale trudno sobie wyobrazić, że znosiłaby takie upokorzenia ze stoickim spokojem. Czy choćby trochę nie powinna być zszokowana wulgarnym językiem, do którego nie jest przyzwyczajona?
I jeszcze wierna i wpatrzona w Szpirę burdelmama Ryfka nie tylko robi wszystko, czego żąda, ale wręcz pielęgnuje w sobie wspomnienie "najdroższe, najcenniejsze i najpiękniejsze, to, o czym myślała samotnymi nocami: że przeżyła z Jakubem coś, czego nie przeżyła z nim żadna inna, ani on z żadną inną nie przeżyje”.
Kobiece cienie
Każda z nich jest potwierdzeniem, że Szapiro jest obiektem pożądania, że nikt i nic mu się nie oprze. Nawet Magda Aszer raczy pocałunkiem zaskoczonego tym chudzielca. Nie mamy złudzeń dlaczego, ale na wszelki wypadek ona od razu oświadczy: "Chłopak Szapiry, tak o tobie mówią, wiesz?”.
Opowieść u Twardocha zawsze toczy się sama, siłą nadrzędną jest tu pisarki plan, i mało w sumie istotne, czy będzie opowiadał ten czy tamten narrator. Bo czy chudzielec wpatrzony w Szapirę, który w "Królu” rozpoczyna opowieść (nie za bardzo jasne, czy to on ją kończy), ma jakikolwiek wpływ na fabułę? Chociaż mężczyźni mają prawo zaistnieć w bardziej skomplikowanych konstelacjach.
Kobiety są jedynie cieniem męskich protagonistów, potwierdzeniem ich męskości i siły. Bo w tym świecie liczą się tylko oni, tak samo jak liczy się siła i przemoc, którymi załatwić można wszystko.
Może nawet nie byłoby w tym schemacie nic złego, gdyby nie to, że powieści Twardocha aspirują do bycia czymś więcej niż tylko prozą środka wpasowującą się w masowe gusta. Zresztą nawet w tak zwanej literaturze popularnej już od kilku dobrych lat normą stało się, że postaci kobiet nie wpasowują się w sztancę męskiego marzenia. I tego samego mamy prawo oczekiwać od ambitnej w zamyśle prozy Twardocha. Tymczasem więc, poddając się urokowi powieści tego pisarza, nie udawajmy, że wynika z nich coś więcej poza utrwalaniem schematu.
Katarzyna Buszkowska - dziennikarka, prowadzi blog Literackigps.pl