Trwa ładowanie...
fragment
02-02-2015 16:49

Saga Cienia 3. Teatr cieni

Saga Cienia 3. Teatr cieniŹródło: Inne
d4899a7
d4899a7

Znaleźli się w Polsce, a przejechawszy pociągiem z Katowic do Warszawy, spacerowali teraz po Łazienkach, jednym z największych parków Europy, w którym wiekowe alejki wiły się między ogromnymi drzewami i młodymi drzewkami, posadzonymi już, by kiedyś zastąpić tamte.

- Bywałeś tu z siostrą Carlottą? - spytała Petra.
- Tylko raz. Ender jest częściowo polskiego pochodzenia. Wiedziałaś o tym?
- Pewnie ze strony matki. Wiggin to nie jest polskie nazwisko.
- Jest, kiedy się je zmieni z Wieczorka - wyjaśnił Groszek. - Nie wydaje ci się, że pan Wiggin wygląda na Polaka? Pasowałby tutaj. Chociaż narodowość nie ma już większego znaczenia.

Petra roześmiała się.
- Narodowość? To coś, dla czego ludzie od stuleci giną i zabijają?
- Nie, chodzi mi raczej o pochodzenie. Tak wielu ludzi pochodzi trochę stąd, trochę stamtąd. Formalnie jestem Grekiem, ale matka była dyplomatką Ibo, więc... Kiedy jestem w Afryce, wyglądam raczej na Greka, ale w Grecji raczej na Afrykanina. I tak naprawdę nic mnie to nie obchodzi.
- Jesteś przypadkiem szczególnym - zauważyła Petra. - Nigdy nie miałeś ojczyzny.
- Ani dzieciństwa - dodał Groszek.
- Żadne z nas w Szkole Bojowej nie miało zbyt wielkich doświadczeń z jednym i drugim.
- Może właśnie dlatego tyle dzieciaków po Szkole tak rozpaczliwie próbuje wykazać swoją lojalność wobec kraju narodzin.

To miało sens.
- Ponieważ nie mamy wielu korzeni, z całej siły trzymamy się tych nielicznych. - Pomyślała o Vladzie, tak fanatycznie rosyjskim, i o Kant Zupie, Han Tzu, tak fanatycznie chińskim, że obaj z własnej woli pomagali Achillesowi, gdy zdawało się, że pracuje w interesie ich kraju.
- I nikt nam do końca nie ufa - dokończył Groszek. - Bo wiedzą, że nasza narodowość to kosmos. Najbardziej jesteśmy lojalni wobec towarzyszy broni.
- Albo wobec siebie - uzupełniła Petra, myśląc o Achillesie.
- Nigdy nie udawałem, że jest inaczej - odparł Groszek. Najwidoczniej uznał, że to jego miała na myśli.
- Taki jesteś dumny z tego swojego egocentryzmu. A to nawet nie jest prawda.

d4899a7

Roześmiał się tylko i poszedł dalej.
Rodziny, biznesmeni, staruszkowie i zakochane pary, wszyscy spacerowali po parku w to niezwykle ciepłe jesienne popołudnie. Pod pomnikiem pianista grał utwory Chopina, jak zawsze, w każdy weekend od stuleci. Idąc, Petra zuchwale wyciągnęła rękę i ujęła dłoń Groszka, jakby i oni byli zakochanymi, a przynajmniej przyjaciółmi, którzy lubią być tak blisko siebie, by się dotykać. Ku jej zdziwieniu, nie cofnął dłoni. Ścisnął nawet mocno, ale jeśli myślała, że jest zdolny do romantycznych uniesień, natychmiast rozwiał jej nadzieje.
- Ścigamy się dookoła stawu! - zawołał.
Tak zrobili, ale co to był za wyścig, jeśli zawodnicy cały czas trzymali się za ręce, a zwycięzca ze śmiechem przeciągnął pokonanego przez linię mety?

Nie, Groszek zachowywał się dziecinnie, bo nie miał pojęcia, jak reagować po męsku. Dlatego Petra musiała mu pomóc to odkryć. Chwyciła go za drugą rękę i pociągnęła do siebie, by ją objął. Potem stanęła na palcach i pocałowała go - głównie w brodę, bo cofnął się trochę, ale jednak był to pocałunek. Po chwili konsternacji objął ją mocniej, przyciągnął bliżej, i odnalazł wargami jej usta, po kilku tylko drobnych kolizjach nosów. Żadne z nich nie miało doświadczenia, więc Petrze trudno było ocenić, czy ten pocałunek udał się jakoś wyjątkowo. Tylko raz całowała się wcześniej - z Achillesem, ale wtedy miała lufę pistoletu przyciśniętą do brzucha. Jedyne, co mogła stwierdzić z całą pewnością, to że dowolny pocałunek Groszka jest lepszy od dowolnego pocałunku Achillesa.

- Czyli mnie kochasz - powiedziała cicho, kiedy wreszcie odsunęli się od siebie.
- Jestem wrzącą masą hormonów i jestem za młody, żeby to zrozumieć - odparł Groszek. - A ty jesteś osobnikiem żeńskim z blisko spokrewnionego gatunku. Według najlepszych specjalistów od ssaków naczelnych, właściwie nie mam wyboru.
- To miło - stwierdziła, zarzucając mu ręce na szyję.
- Wcale nie miło. Nie mam powodów, żeby kogokolwiek całować.
- Sama prosiłam.
- Nie będę miał dzieci.
- To świetny plan - zapewniła. - Ja będę je miała dla ciebie.
- Wiesz, o co mi chodziło - burknął.
- Tego się nie załatwia całowaniem, więc póki co, jesteś bezpieczny.

Zamruczał z irytacją, odsunął się od niej, gniewnie zatoczył krąg, potem wrócił i pocałował ją znowu.
- Chciałem to zrobić praktycznie przez cały czas, odkąd podróżujemy razem.
- Domyśliłam się - zapewniła go. - Po tym, że nigdy nie dawałeś nawet znaku, że wiesz o moim istnieniu. No, może czasem, jako powodu irytacji.
- Zawsze miałem z tym kłopoty. Jestem skłonny do emocjonalnych demonstracji.

d4899a7

Objął ją. Obok przechodziło starsze małżeństwo. Mężczyzna spojrzał na nich z dezaprobatą, jakby sądził, że niemądrzy młodzi ludzie powinni znaleźć jakieś bardziej odosobnione miejsce na swoje uściski i pocałunki. Ale kobieta, z siwymi włosami ściągniętymi mocno opaską, mrugnęła do Groszka porozumiewawczo, jakby chciała powiedzieć: Brawo, chłopcze, młode dziewczęta należy całować mocno i często.

Był tak pewien, że to właśnie miała na myśli, że powtórzył te słowa Petrze.
- Czyli właściwie spełniasz obowiązki publiczne - uznała.
- Ku rozbawieniu publiczności.
Za nimi rozległ się trzeci głos.
- Mogę zapewnić, że publiczność jest należycie rozbawiona.

Petra i Groszek odwrócili się równocześnie.
Był to młody człowiek, wyraźnie nie Polak. Sądząc po wyglądzie, mógł pochodzić z Birmy, czy może z Tajlandii - z pewnością z okolic południowego Morza Chińskiego. Musiał być młodszy niż Petra, nawet biorąc pod uwagę fakt, że ludzie z Azji Południowo-Wschodniej zawsze wyglądali młodo na swoje lata. Mimo to nosił garnitur i krawat, jak staroświecki biznesmen.

d4899a7

Było w nim coś takiego - coś w postawie, w tej swobodzie, z jaką zakładał, że ma prawo stać tak blisko nich, i drwiąco komentować coś tak osobistego jak publiczny pocałunek - co zdradziło Petrze, że musi być ze Szkoły Bojowej.
Groszek wiedział o nim więcej.
- Ambul - powiedział.
Ambul zasalutował, na wpół niedbale, na wpół z przesadną służbistością, w typowym stylu bachora ze Szkoły.
- Sir - rzucił krótko.
- Kiedyś dałem ci zadanie - rzekł Groszek. - Żebyś wziął pewnego startera i pomógł mu nauczyć się używać skafandra.
- Co wykonałem perfekcyjnie. Strasznie był zabawny za pierwszym razem, kiedy go zamroziłem w sali treningowej. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.
- Trudno uwierzyć, że do tej pory cię nie zabił.
- Ocaliła mnie moja nieprzydatność dla tajskiego rządu - wyjaśnił Ambul.
- Obawiam się, że to mój błąd.
- Chyba ocaliła mi życie.
- Cześć, jestem Petra - wtrąciła trochę rozzłoszczona Petra.

Ambul zaśmiał się i podał jej rękę.
- Przepraszam - powiedział. - Wiem, kim jesteś i założyłem, że Groszek mówił ci o mnie.
- Nie sądziłem, że się zjawisz - wyjaśnił Groszek.
- Nie odpowiadam na e-maile. Najwyżej tak, że zjawiam się i sprawdzam, czy wiadomość naprawdę pochodziła od tej osoby, od której powinna.
- Aha... - Petra zaczęła kojarzyć. - Musisz być tym żołnierzem z armii Groszka, który miał oprowadzić Achillesa po szkole.
- Tylko nie wpadł na to, żeby wypchnąć go ze śluzy bez skafandra - dodał Groszek. - Co uważam za karygodny brak inicjatywy z jego strony.
- Groszek zawiadomił mnie, kiedy tylko odkrył, że Achilles jest na wolności. Stwierdził, że nie ma możliwości, żebym nie znalazł się na achillesowej liście celów. Ocalił mi życie.
- Czyli Achilles próbował? - spytał Groszek.

Zeszli ze ścieżki. Stali teraz na rozległym trawniku, rozciągającym się od miejsca, gdzie stał fortepian. Docierał tutaj tylko najcichszy dźwięk muzyki Chopina.
- Powiedzmy tylko, że musiałem często podróżować - stwierdził krótko Ambul.
- To dlatego nie było cię w Tajlandii w czasie chińskiej inwazji? - domyśliła się Petra.
- Nie - odparł Ambul. - Nie, wyjechałem z kraju prawie natychmiast, kiedy wróciłem do domu. Widzisz, nie byłem taki, jak większość absolwentów Szkoły Bojowej. Należałem do najgorszej armii w historii sali treningowej.
- Mojej armii - wyjaśnił Groszek.
- Daj spokój - zaprotestowała Petra. - Mieliście raptem... ile? Pięć walk?
- I nie wygraliśmy ani jednej. Poświęciłem się szkoleniu moich ludzi, eksperymentom z nowymi technikami bojowymi i... no tak, i zachowaniu życia po przybyciu Achillesa do szkoły.
- Potem zamknęli Szkołę Bojową, Groszek awansował do jeeshu Endera, a jego żołnierze wrócili na Ziemię jako jedyni w historii z doskonale czystym kontem. Wszyscy Tajowie ze Szkoły Bojowej trafili na ważne stanowiska w sztabie. To dziwne, ale dla mnie nie mogli znaleźć nic lepszego, niż posłać mnie do szkoły publicznej.
- Przecież to głupie - obruszyła się Petra. - Co oni sobie myśleli?
- Dzięki temu zachowałem miły spokój i prywatność. Moja rodzina mogła swobodnie wyjeżdżać z kraju i zabierać mnie ze sobą. Życie ma sporo zalet, kiedy nie uważają cię za bogactwo narodowe.
- Ale nie było cię w Tajlandii, kiedy upadła?
- Studiowałem w Londynie. I całkiem wygodnie było mi przeskoczyć nad Morzem Północnym i skręcić do Warszawy na dyskretne spotkanie.
- Przepraszam - wtrącił Groszek. - Proponowałem, że zapłacę za twoją podróż.
- List mógł nie pochodzić od ciebie - przypomniał Ambul. - A ktokolwiek go wysłał, gdybym pozwolił mu płacić za bilety, wiedziałby, którymi samolotami lecę.
- Wydaje się nie gorszym od nas paranoikiem... - uznała Petra.
- Mamy tego samego wroga. A więc, Groszek... sir... posłałeś po mnie i jestem. Potrzebujecie świadka na ślub? Czy kogoś dorosłego, żeby podpisał wam zgodę?
- Potrzebuję - wyjaśnił Groszek - bezpiecznej bazy operacyjnej, niezależnej od żadnego państwa, bloku czy traktatu.
- Sugeruję, żebyś poszukał sobie jakiejś wygodnej asteroidy. Świat jest ostatnio dość dokładnie podzielony.
- Potrzebuję ludzi, którym mogę zaufać całkowicie - mówił dalej Groszek. - Ponieważ w każdej chwili może się okazać, że walczymy przeciwko Hegemonii.

d4899a7

Abul spojrzał na niego zdziwiony.
- Myślałem, że jesteś dowódcą małej armii Petera Wiggina.
- Byłem. Teraz nie dowodzę nawet kartami w pinochle.
- Ale ma znakomitego szefa sztabu - wtrąciła Petra. - Mnie.
- Aha - mruknął Ambul. - Teraz rozumiem, czemu mnie wezwałeś. Wy, dwoje oficerów, potrzebujecie kogoś, kto by wam salutował.
Groszek westchnął.
- Mianowałbym cię królem Kaledonii, gdybym tylko mógł. Ale jedyne stanowisko, które w tej chwili mogę zaproponować, to przyjaciel. W dodatku przyjaźń ze mną jest ostatnio niebezpieczna.
- Czyli pogłoski są prawdziwe - stwierdził Ambul. Petra uznała właśnie, że już najwyższy czas, by zebrał razem informacje, jakie uzyskał w tej rozmowie. - Achilles jest z Hegemonem.
- Peter wyrwał go z Chin, gdzie jechał już do obozu dla więźniów.
- Trzeba Chińczykom przyznać, że nie są durniami. Wiedzieli, kiedy się go pozbyć.
- Właściwie nie - powiedziała Petra. - Posłali go tylko na wewnętrzną emigrację, w dodatku słabo chronionym konwojem. Praktycznie rzecz biorąc prosili się, żeby ktoś go uwolnił.
- A ty nie chciałeś? - domyślił się Ambul. - I dlatego cię wyrzucili?
- Nie - odparł Groszek. - Wiggin zdjął mnie z tej misji w ostatniej chwili. Dał Suriyawongowi zapieczętowane rozkazy i nie powiedział, co w nich było, dopóki nie wystartowali. Wtedy zrezygnowałem ze służby i zacząłem się ukrywać.
- I zabrałeś ze sobą tę panienkę do towarzystwa?
- Tak naprawdę to Peter mnie wysłał, żebym miała go pod ścisłą obserwacją - oznajmiła Petra.
- No to jesteś chyba wyjątkowo odpowiednią osobą to tej funkcji - uznał Ambul.
- Nie jest taka znowu doskonała - powiedział Groszek. - Kilka razy prawie ją zauważyłem.
- Czyli... - Ambul wrócił do głównej kwestii. - Suri poleciał i wyciągnął Achillesa z Chin.
- Ze wszystkich misji, które mógł wykonać bezbłędnie - westchnął Groszek - musiał sobie wybrać akurat tę...
- Ja, z drugiej strony - odpowiedział Ambul - nigdy nie lubiłem wykonywać rozkazów, które uważałem za głupie.
- Dlatego właśnie chciałbym, żebyś wziął udział w mojej całkowicie beznadziejnej operacji. Jeśli zginiesz, będę wiedział, że to z własnej winy, a nie dlatego, że wykonywałeś moje polecenia.
- Będę potrzebował forsy. Moja rodzina nie jest bogata. A formalnie rzecz biorąc, ciągle jestem dzieckiem. Przy okazji, jakim cudem jesteś o tyle wyższy ode mnie?
- Sterydy.
- A ja co noc rozciągam go na ławie w izbie tortur - dodała Petra.
- Dla jego dobra, nie wątpię - zaśmiał się Ambul.
- Mama mówiła mi zawsze, że Groszek to taki chłopak, który musi jeszcze dorosnąć.

Groszek żartobliwie zatkał jej usta dłonią.
- Nie zwracaj na tę dziewczynę uwagi, jest ogłupiała z miłości.
- Powinniście się pobrać - stwierdził Ambul.
- Jak skończę trzydziestkę.
Co, jak wiedziała Petra, znaczyło „nigdy”.
Znajdowali się już na otwartym terenie dłużej niż kiedykolwiek, odkąd zaczęli się ukrywać. Kiedy Groszek zaczął tłumaczyć Ambulowi, czego od niego oczekuje, ruszyli wolno w kierunku najbliższej bramy parku...

d4899a7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4899a7

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj