4 października, w szkole
Rok i miesiąc. Tyle czasu trwa moja odsiadka w więzieniu o zaostrzonym rygorze, jakim jest to krwiopijcze liceum. Miał być luz. Specjalnie wybrałem szkołę dla odrzutów. Były do niej zsyłane nierozgarnięte istoty ludzkie, które nigdzie indziej się nie dostały, i niezdyscyplinowana kadra pedagogiczna. Ale jak zwykle mam pecha. W ciągu pierwszego roku przesunęliśmy się do pierwszej dziesiątki najbardziej bezwzględnych placówek oświatowych, zdobyliśmy czternaście finałowych miejsc w olimpiadach tematycznych, w tym siedem indeksów na wyższe uczelnie. Jednostki kruche i nieodporne odpadały z wyścigu. Podobno zmieniały szkołę, ale podejrzewam, że umierały z wycieńczenia i były unicestwiane na tyłach boiska. Jest tam coś na kształt prowizorycznego krematorium, choć woźny się upiera, że to tylko lokalna kotłownia. Taa... Na domiar złego nasza szkoła walczy o to, by być “z klasą”, i dziobaki ciągle nam przykręcają śrubę. Jak tak dalej będzie, to obawiam się, że nie doczekam matury.
Przez cały ten czas ciężką orką pełną wyrzeczeń i upokorzeń przesuwałem się mozolnie na jedno z czołowych miejsc w klasie. Oczywiście nie byłem jeszcze bożyszczem tłumów, ale też nie podzwaniałem już dzwoneczkiem trędowatego, stojąc w kącie i zbierając odpadające kończyny. Śmiało mogę powiedzieć, że dla niektórych osób stałem się autorytetem w sprawach ogólnych i... szczegółowych. Jednakże muszę być do końca szczery. Znaczny wpływ na mój awans społeczny miała nowa fryzura od tej nawiedzonej kapłanki gwiazd show-biznesu–Baby Łupało (na wizytę zbierałem kasę przez pół roku, a potem jeszcze czekałem trzy miesiące na wolny termin).
Opiszę wam teraz, jak wyglądam w pełnym rozkwicie moich niespełna siedemnastu lat. Uwaga, zamknijcie oczy i spróbujcie sobie wyobrazić (ale na własne ryzyko!):
Wzrost 166 cm
Waga 72 kg
Proporcje ciała dalekie od helleńskiego ideału piękna
Pryszcze nieliczne, ale za to ropne
Kolor włosów głębokie złoto Jagiellonów (moja wersja),
sraczkowate (wersja mamy)
Fryzura od Baby Łupało (tysiąc złotych polskich, o Kyrie eleison!)
–grzywka o długości półtora centymetra rozpłaszczona na czole.
Boki krótko wygolone. Na środku głowy dorodny irokez pyszni się i rozprzestrzenia jak epidemia ptasiej grypy. Jako że moje włosy samoistnie układają się w loki, irokez przypomina wielkiego francuskiego pudla. Z tyłu głowy mam wygryziony plac o powierzchni czterech centymetrów kwadratowych, za to na kark spływa mi majestatyczna plereza karbowanych niby-dredów, co upodabnia mnie do piłkarza enerdowskiej drużyny z lat osiemdziesiątych. Kiedy się zobaczyłem w lustrze, dosłownie zachciało mi się płakać, co ta obłąkana fryzjerka wzięła za oznaki zachwytu i wzruszenia. Ale dziewczynom w szkole się podoba, zwłaszcza że Baba złożyła mi za uchem swój autograf wodoodpornym markerem. Po moim powrocie do domu ojciec chciał dzwonić na policję, by zgłosić chuligańskie wybryki. I to ma być znawca awangardy!
Weekend. Noc z soboty na niedzielę
Przed chwilą ojciec wyjawił mi swój tajemny plan. Chce zostać posłem. Wtedy wszystkim nam będzie się żyło po królewsku.
Przynajmniej do pierwszego aresztowania. Nawiązał już kontakty z Partią Sejmowego Planktonu, bo tam najłatwiej kupić członkostwo. Ma zastąpić pewnego posła na przymusowym urlopie. Już nawet dostał jakieś zadanie. Sądząc po jego niewyraźnej minie, chodzi o losy świata.
Na razie postanowił radykalnie zmienić swój system wartości.
–Zostanę Brudnym Harrym polskiego sejmu. Przez te wszystkie lata dość się najadłem upokorzeń z powodu mojej łatwowiernej natury. Moje motto życiowe od tej chwili brzmi: “Dead or alive”. O Boże! A więc nadeszło najgorsze!
Poniedziałek, 11 października
Całe szczęście, że mam szkołę. Z ulgą opuściłem rodzinną oazę szaleństwa, zostawiając spanikowanych rodziców przy kuchennym stole nad resztkami przypalonych tostów. Niech się teraz sami głowią, co zrobić. Ja od początku miałem obawy, że te polityczne aspiracje ojca źle się skończą.
–No i wykrakałeś– powiedziała mi z wyrzutem mama, jakby to była moja wina, że jej zidiociały mąż, chcąc się wykazać jakąś spektakularną inicjatywą społeczną, zobowiązał się przyjąć pod nasz dach rodzinę albańskich uchodźców z Kosowa. Dziwna rzecz, ale na wieść o tym poczułem ogromną ulgę. Gorzej już być nie może.
Dwa dni później. Nadal w szoku
Dzwoniła pani z urzędu ds. uchodźców. Jutro ktoś do nas przyjdzie omówić kwestie tymczasowego pobytu w naszym domu tych nieproszonych gości. Odpowiedziałem, że to pomyłka. Na samą myśl o tym, co nas czeka, skóra mi cierpnie.
Rodzice gorączkowo przygotowują naszą ruderę na nadejście apokalipsy. Mama pojechała nawet do Tesco, gdzie zrobiła gigantyczne zapasy. Sądząc po ich rozmiarach, nasi nowi współlokatorzy zostaną z nami na zawsze.
–Błagam was, wytrzymajcie– skamlał ojciec.– > Jeśli dam przykład wspaniałej obywatelskiej postawy, to być może na następnym zjeździe zostanę szefem partii. Oprócz mnie są tam ostatnie szumowiny.– > Zatrzepotał rzęsami jak jelonek Bambi i nagle sam zawstydził się swoich niskich pobudek.– > Yyy... tego, poza tym nam też pomagano, gdy dławił nas totalitarny reżim.
No ładnie, a kto mnie pomoże?! Ja od lat jestem dławiony przez własną rodzinę, ale mną nie zainteresuje się nawet pies z kulawą nogą. A przecież wszystkie badania alarmują, że do najbardziej drastycznych aktów przemocy dochodzi w czterech ścianach!
Reasumując: 16 października możemy się spodziewać kulturalnego albańskiego małżeństwa z wyższym wykształceniem, czteroletnim dzieckiem i niekonfliktowym usposobieniem.