Ostatnie z moich dzieci idzie do komunii. Jędrek.
Z każdym z nich przeżywamy to inaczej. Marysia spowiadała się pierwszy raz tak długo, że zrobiła się za nią ogromna kolejka. - Boże! Ile ona ma grzechów - płakałam w habit siostry zakonnej. - Nie, niech pani nie płacze - pocieszała mnie - pani dziecko jest po prostu dokładne.
Adaś, mimo że spędził cztery lata w przedszkolu urszulanek, w ogóle tego nie zauważył, do komunii poszedł grzecznie, do dziś spowiada się z szybkością challengera, odmawia pokutę i jest... wolny.
Jędrek natomiast otworzył przed Panem Bogiem swoją duszę i serce na oścież, egzamin z każdej kolejnej modlitwy jest wydarzeniem. Nawet jeśli jest to nieświadoma dziecięca fascynacja, patrzę na tę naiwną gorliwość, na tę gorącą gotowość wejścia do Kościoła katolickiego ze wzruszeniem.
I tylko jedno jest wspólne, za każdym razem, tłumaczę każdemu z nich, że w Wyznaniu wiary nie mówi się: „umęczon pod polskim Piłatem", tylko „pod Ponckim Piłatem"... Każde z nich ma ten sam problem.
Jędrek jest dzieckiem inteligentnym, z dużym poczuciem stylu i formy. Zawsze w domu śmialiśmy się z jego powiedzonek. Od lat, kiedy mam o coś pretensję, robię awanturę, mówi do mnie: „Nie panikuj!" Co mnie zawsze nieodmiennie śmieszy. Jego: „O yes!"... w różnych sytuacjach ratuje wiele, a celność spostrzeżeń na mój temat mnie obezwładnia. „Mama próbuje nawiązać kontakt!" - kiedy pytam, jak w szkole, albo: „O! mama połknęła kalafiora" - kiedy zobaczył mnie pierwszy raz w wałkach do kręcenia włosów na głowie.
Od jakiegoś czasu, z powodu tej komunii i intensywnej nauki religii, zaczął mówić do nas biblijnym językiem. Mówi na przykład: „Czy wiesz, co spożyłem na śniadanie?" Na pytanie, gdzie jest babcia, odpowiedział mi: „Opuściła mnie w trakcie rozmowy i poszła przygotowywać potrawy na święto Wielkiej Nocy". O Matce Boskiej nie mówi inaczej jak „Maryja Matka Boża"... a ostatnio, przy stole, po obiedzie oznajmił: „Gdybym nie był miłosierny, orzekłbym, że to była wyjątkowo obrzydliwa strawa".
Wszystko to świadczy tylko o tym, że dziecko jest od jakiegoś czasu rzeczywiście w podniosłym nastroju i z całą dziecięcą otwartością zbliża się do... Wielkiej Tajemnicy Wiary - jak to sam nazywa. Modli się, śpiewa pieśni religijne w domu, a mnie po prostu skręca ze złości, jak słyszę, co śpiewa. To czysta grafomania! Koszmar. Kto to pisze? Być może ludzie piszą z prawdziwej potrzeby serca, ale nie powinno się robić z tych pieśni ogólnie obowiązujących. Przecież to zostanie tym dzieciom na całe życie. To jest to, co naprawdę przetrwa w ich głowach. Koszmar. Czy Kościół nie mógłby spojrzeć na najnowszą twórczość, powstającą dla niego, surowiej? Nie mówię już o tym, że żyje wśród nas kilku naprawdę wielkich poetów... może nie są godni, ale ta „ludowa" twórczość jest nie do słuchania.
Otwieram Jędrusia Książeczkę przed pierwszą komunią, jak ją nazwano we wstępie. Dział Piosenki religijne:
...Radośnie żyć na świecie, bo Pan Bóg kocha nas. / Dał życie nam i sionce, i cały piękny świat l i tylu dobrych ludzi, i własny nowy szlak... Radośnie żyć na świecie, bo można naprzód iść... Radośnie żyć na świecie, bo dobro można siać...
...Na gwarnych ulic tłum kolorowy / Łaskawa Matka patrzy łaskawie / i błogosławi ludziom, kościołom, / nawet gołębiom, całej Warszawie... / Panienko najłaskawsza, / niech w łasce Twojej wzrasta / nasz kraj i każdy z nas....
...Krzyżu, mój krzyżu, / Ty mnie ratowałeś całe moje życie, l a ja szykowałem l gwoździe w Ciebie wbite...
Mogłabym tak cytować długo, ponieważ w tej książeczce właściwie nie ma ani jednej piosenki napisanej poprawną polszczyzną, ale kiedy przeczytałam spis modlitw okolicznościowych, dopiero mnie zatkało. Obok modlitw: Gdy kolega jest chory, Przed zabawą, Po zabawie, W intencji pana policjanta, W intencji pana kościelnego, są takie: Gdy podoba mi się płyta, Po koncercie, Po obejrzeniu filmu, Po przedstawieniu teatralnym. Otwieram modlitwę po przedstawieniu teatralnym, i oto jak ma się modlić moje dziecko:
„Dziękuję Ci, Panie, że byłeś ze mną w teatrze. Przeniosłem się w inny nieznany dla mnie świat. Wróciłem bogatszy. Mogłem poznać bogate przeżycia tylu ludzi. To są wielkie tajemnice sceny. Widziałeś, Panie, skupienie w teatrze? Widownia stała się podobna do Twego Kościoła, bo była wśród nas jedna myśl i jedno serce. Podziwiam aktorów. Oni tak cenią słowo, o którym Ty często mówiłeś i sam zechciałeś być Słowem, które stało się ciałem w wielkiej tajemnicy Wcielenia. Cały świat jest wielką sceną. Ja jestem aktorem. Czy ja dobrze zagram swoją rolę?"
Jezus! Maria! Koledzy! Aktorzy! Reżyserzy! Czy zdajecie sobie sprawę z odpowiedzialności!
Ci, co robią filmy! Radzę przeczytać modlitwę Po obejrzeniu filmu!
Kompozytorzy! Piosenkarze! Muzycy! Autorzy tekstów! Zajrzyjcie do modlitwy Po koncercie i Gdy podoba mi się płyta!
A teraz, uwaga! Nie apeluję do tych, którzy robią telewizję, czy w niej występują! Ponieważ nie ma żadnej, ale to żadnej, modlitwy, dotyczącej telewizji. Ani po, ani przed jej obejrzeniem. Telewizja w książeczce z modlitwami mojego dziecka nie istnieje!!!
Żegnam.
Krystyna Janda, aktorka
Pojechałam na to spotkanie sama, taksówką
To miała być rozmowa z publicznością, niezobowiązująca rozmowa, jakby przy okazji czegoś innego. Miałam być atrakcją, niespodzianką, na koniec jakiejś uroczystości czy święta jakiejś firmy.
Nie lubię prowadzących spotkania, pośredników miedzy mną a ludźmi, dodatkowo to miała być elita miasta, jak mi powiedziano, postanowiłam obyć się bez pomocy kogoś, kto miał to spotkanie ukierunkować.
Zaczęłam coś opowiadać, przedstawiać się na początek. Osób było niewiele, wszyscy zamożni, wpływowi, z sukcesami. Tyle samo kobiet, co mężczyzn. Myślałam, że opowiem, co aktualnie robię zawodowo, zadadzą mi jakieś pytania, opowiem dwie anegdoty, będzie jak zwykle.
Nagle wstała jakaś pani, przerywając moje nudne pewnie zagajenie.
- Podziwiam panią! - powiedziała. -Jest pani moim wzorcem, wie pani, czego chce, realizuje to i nie ogląda się na mężczyzn, prawie nie zwraca pani na nich uwagi. I słusznie. To przecież podgatunek. Jesteśmy od nich przede wszystkim dwa razy inteligentniejsze, bardziej odporne fizycznie i psychicznie, lepiej zorganizowane, mniej podatne nałogom, rozsądniejsze...
Zapadła cisza. Ta pani usiadła. Zgłupiałam, nerwowo opracowywałam strategię odpowiedzi, kiedy druga pani rzuciła, nie wstając:
- Czy jest pani za tym, żeby w sejmie była zagwarantowana ustawowo pewna ilość miejsc dla kobiet?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy jakiś pan rzucił z sali nerwowo:
- Ale dlaczego? Z jakiej racji! Jeśli jesteście tak fantastyczne, to sobie je wywalczcie, normalną drogą, jak mężczyźni!
- Nie upiorę ci i nie uprasuję więcej koszuli! - odezwała się pewnie żona tego pana, próbując obrócić wszystko w żart.
Rzeczywiście, na szczęście, odezwały się śmiechy.
- Jestem ze Śląska. U nas na Śląsku kobiety podporządkowują się chętnie mężczyznom, zresztą taka jest tradycja, ale tak naprawę robią swoje, a koszula, obiad, porządek w domu, to są najświętsze nasze obowiązki, i nie ma się czego wstydzić!
- Nigdy! Niech sprząta sam!
- Ale ty naprawisz, Irenko, jutro nasz piec gazowy i posprzątasz garaż, dobrze?
Rozluźnienie. Śmiechy.
Nie bardzo wiedziałam, co mówić, na szczęście jakaś śliczna, czarnowłosa pani miłym melodyjnym głosem oświadczyła, że nie rozumie w ogóle, o co chodzi z tą koszulą i sprzątaniem, że ona też jest ze Śląska, ale co to ma do rzeczy, i że ona pierze, prasuje, sprząta i robi śniadanie dla męża z największą przyjemnością, bo go bardzo kocha, i wszystko, czym może mu zrobić przyjemność, ją cieszy i sprawia jej radość, i tak już jest dwadzieścia lat. Na koniec dodała bezlitośnie:
- A przecież my mamy gosposię, mogłabym tego nie robić!
Wstał zdumiony przedmiot miłości tej pani.
- Zamknij się!
- To szef firmy - usłyszałam usłużną podpowiedz.
Teraz dopiero zapadła krępująca cisza, z której wybawiła nas kompletnie pijana blondynka. Zawołała:
- Krysiunia! Kochamy cię! A z nimi wojna! Oni są do skreślenia!
Pokazała palcem bardzo przystojnego eleganckiego pana. Pewnie byli oboje dobrze znani innym z sali, bo odezwały się komentarze, brawa i śmiech, a ten pan powiedział do wszystkich obecnych:
- Przynajmniej ja mam sytuację jasną, ja sprzątam, piorę i jutro zrobię jej śniadanie. Jeśli ją namówię, żeby w ogóle wstała.
- Ale ja ci to wynagrodzę. - odparła niedwuznacznie pijana pani. A jej pewność siebie dotycząca nagrody niewątpliwie miała podstawę.
Kiedy wychodziłam, pani, która odezwała się pierwsza, podeszła do mnie.
- Trzymajmy się! - szepnęła i uścisnęła mi rękę jak towarzysz towarzyszowi. Za chwilę, kiedy usłyszała, że zamawiam taksówkę, znów się zbliżyła.
- Jedzie pani sama taksówką do hotelu? Wykluczone, odwiozę panią! Kobieta nie może poruszać się sama o tej porze!
- A pani? - zapytałam z uśmiechem.
- Ja to co innego. A poza tym mam samochód.
- A to co innego - zgodziłam się.
Była już noc. Zadzwoniłam do domu.
- Co robisz? - zapytałam męża głupio.
- Śpię.
- A chłopcy?
- Śpią.
- A co robiłeś, zanim poszedłeś spać?
- Nic. Zjadłem z nimi kolację, wykąpałem ich, pilnowałem, żeby ćwiczyli i czytali przed snem. Normalnie. Jak zwykle. A o co chodzi?
- O nic, przepraszam, że cię obudziłam. Dobranoc.
- Dobranoc. Jutro też grasz dwa razy?
- Tak. Dobranoc.