Znalezienie legendarnego skarbu piratów, szacowanego wstępnie na 10 mld dolarów, wywołało gorączkę złota na chilijskiej wyspie Robinsona Crusoe.
Od poniedziałku - kiedy ogłoszono odkrycie skarbu - wyspę opanowała gorączka złota we współczesnym wydaniu: sprowadzająca się przede wszystkim do debaty na temat prawa własności do bezskutecznie poszukiwanego od wieków znaleziska, mającego zawierać klejnoty, sztaby złota a także co najmniej jeden papieski pierścień.
Roszczenia do całego skarbu wysunął rząd chilijski; z kolei mer wyspy Robinsona Crusoe uważa, że 600 jej mieszkańców winno otrzymać równowartość połowy wartości skarbu.
Ekipa, która dzięki nowoczesnemu sprzętowi znalazła legendarny łup piratów, także chce prawa do połowy wartości znaleziska. Prawnik firmy Wagner, która prowadziła poszukiwania, Fernando Echeverria zapowiedział, iż lokalizacja skarbu - jego zdaniem największego w historii - nie zostanie ujawniona do czasu uzyskania gwarancji od rządu Chile iż część skarbu przejdzie na własność znalazców.
Według legendy, skarb - około 800 ton kosztowności - został ukryty na wyspie Robinsona przez hiszpańskiego żeglarza w 1715 roku. Podanie głosi, że żeglarz Juan Echeverria ukrył tu fortunę, zabraną piratom, którzy ją zgromadzili. Później skarb miał zostać znaleziony przez brytyjskiego żeglarza Corneliusa Webba i przeniesiony na inne miejsce na wyspie.
Wyspa znana była do tej pory przede wszystkim z pobytu na niej szkockiego rozbitka Alexandra Selkirka, który lądował tu w 1704 roku i mieszkał przez pięć lat. Jego historia stała się kanwą opowieści Daniela Defoe o Robinsonie Crusoe.