Trwa ładowanie...
fragment
25-09-2013 13:14

Robert Langdon 2. Kod Leonarda da Vinci

Robert Langdon 2. Kod Leonarda da VinciŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

Rozdział 1 Robert Langdon budził się powoli.

W ciemności dzwonił telefon - dźwięk dzwonka był przytłumiony i obcy. Pomacał ręką w ciemności, szukając lampy przy łóżku, i nacisnął włącznik. Mrużąc oczy, rozejrzał się dookoła i zobaczył, że jest w wypełnionej miękkimi pluszami renesansowej sypialni umeblowanej fotelami i kanapami w stylu Ludwika XVI, ściany zdobią ręcznie malowane freski, a pośrodku stoi gigantyczne mahoniowe łoże z czterema filarami.

Gdzie ja jestem?
Na żakardowym szlafroku zwisającym z filara łóżka były wyhaftowane słowa: HOTEL RITZ PARIS.

Powoli mgła zaczęła opadać.
Langdon podniósł słuchawkę.
- Halo?
- Monsieur Langdon? - odezwał się- głos w słuchawce. - Mam nadzieję, że pana nie budziłem.

Skołowany Langdon spojrzał na budzik stojący przy łóżku. Było wpół do pierwszej w nocy. Spał od godziny, ale czuł się tak, jakby rok leżał w trumnie.
- Tu recepcja, monsieur. Przepraszam, że o tej porze zawracam panu głowę, ale ma pan gościa. Twierdzi stanowczo, że sprawa jest bardzo pilna.

d4i7yg0

Langdonowi kręciło się w głowie i wciąż nie mógł się dobudzić. Jakiego gościa? Skupił teraz wzrok na pogniecionym druku leżącym na nocnym stoliku.

AMERYKAŃSKI UNIWERSYTET W PARYŻU
ma zaszczyt zaprosić Państwa na
SPOTKANIE Z ROBERTEM LANGDONEM
PROFESOREM SYMBOLIKI RELIGIJNEJ
Z UNIWERSYTETU HARVARDA

Langdon jęknął. ilustrowany slajdami wykład na temat symboliki pogańskiej ukrytej w kamieniach katedry w Chartres, który wygłosił tego wieczoru, chyba poruszył jakieś konserwatywne struny wśród słuchaczy. Pewnie jakiś naukowiec religioznawca poszedł za nim do hotelu, a teraz próbuje rzucić mu rękawicę.
- Bardzo mi przykro - powiedział Langdon - ale jestem bardzo zmęczony i...
- Mais, monsieur - mówił dalej recepcjonista z naciskiem, obniżając głos do nerwowego szeptu. - Pański gość to ktoś bardzo ważny.

Langdon nie miał co do tego wątpliwości. Jego książki poświęcone obrazom o treści religijnej i symbolice kultu uczyniły z niego, bez jego udziału, postać dobrze znaną w świecie sztuki, a w zeszłym roku jego obecność w mediach wzrosła stokrotnie, po tym jak zaangażował się w szeroko komentowany incydent w Watykanie. Od tej pory pod jego drzwiami stała niekończąca się kolejka ważnych w swoim mniemaniu historyków i tak zwanych znawców sztuki.
- Proszę łaskawie powiedzieć tej osobie - powiedział Langdon, starając się- nie dać wyprowadzić z równowagi - żeby zostawiła swój numer telefonu i nazwisko, a ja oddzwonię, zanim we wtorek wyjadę - z Paryża, dobrze? Dziękuję bardzo.

d4i7yg0

Odłożył słuchawkę, zanim recepcjonista zdołał zaprotestować. Langdon usiadł na łóżku i spojrzał na leżący na stoliku przewodnik dla gości hotelowych, na którego okładce widniał slogan: ZAŚNIJ JAK DZIECKO W MIEŚCIE ŚWIATEŁ. SPĘDŹ NOC W PARYSKIM HOTELU RITZ.

Odwrócił się i rzucił zmęczone spojrzenie w olbrzymie lustro po drugiej stronie pokoju. Z kryształowej ramy patrzył na niego obcy mężczyzna - wymięty i znużony.

Potrzebujesz wakacji, Robercie.
Miał bardzo ciężki rok, i nie musiał potwierdzać tego w lustrze. Jego zazwyczaj przenikliwe niebieskie oczy były dziś rozkojarzone i zapadnięte. Mocno zarysowaną szczękę i podbródek z dołkiem pokrywał ciemny twardy zarost. Na skroniach było widać pierwsze przebłyski siwizny, która coraz głębiej wcinała się w jego gęste czarne włosy. Chociaż koleżanki na uniwersytecie twierdziły, że siwizna ładnie akcentuje jego profesorski wygląd, Langdon miał o tym własne zdanie.

d4i7yg0

Niechby tak teraz zobaczył mnie redaktor Boston Magazine. W ubiegłym miesiącu, ku wielkiej konsternacji Langdona, Baston Magazine umieścił go na liście dziesięciu najbardziej intrygujących osób w mieście - wątpliwy zaszczyt, który jego uniwersyteccy koledzy poczytali za okazję, by dać mu kuksańca w bok. Dzisiaj, pięć tysięcy kilometrów od domu, ta wątpliwa sława znów go dopadła.
- Panie i panowie, nie muszę- przedstawiać naszego dzisiejszego gościa... - obwieściła prowadząca spotkanie w wypełnionej po brzegi sali na Amerykańskim Uniwersytecie w Paryżu w Pavillon Dauphin. - Jest autorem licznych książek: Symbolika tajnych sekt, Sztuka illuministów, Zaginiony język ideogramów czy Ikonografia w religii. Wymieniam tylko ze względów formalnych, bo wielu z was korzysta z jego podręczników podczas zajęć.

Obecni na sali studenci z entuzjazmem kiwali głowami.
- Miałam zamiar przedstawić go dzisiaj, opowiadając o jego frapującym życiorysie zawodowym. Tymczasem... - spojrzała rozbawiona na Langdona, który siedział pośrodku podium. - Ktoś z widowni podrzucił mi właśnie, by tak rzec... znaczenie bardziej intrygującą prezentację.

Podniosła do góry egzemplarz Bocston Magazine. Langdon aż się wzdrygnął. Skąd ta baba to wzięła? Prowadząca zaczęła czytać wyjątki z tego niedorzecznego artykułu, a Langdon czuł, że zapada się- coraz głębiej w krzesło.

d4i7yg0

Pół minuty później część widowni śmiała się bez żenady, a nie wyglądało na to, że ta kobieta zamierza skończyć.
- "A to, że pan Langdon odmawia publicznych wypowiedzi na temat swojej niezwykłej roli w zeszłorocznym watykańskim konklawe, na pewno dodaje mu punktów na naszym urządzeniu do oceny intrygujących osobowości". - Kobieta podpuszczała widownię. - Chcielibyście państwo usłyszeć coś jeszcze?

Rozległ się aplauz słuchaczy. Niech ktoś ją powstrzyma, Langdon modlił się w duchu, kiedy prowadząca znów sięgnęła do artykułu.
- "Chociaż profesor Langdon nie jest może typem hollywoodzkim, tak jak niektórzy nasi młodsi nominowani, ten czterdziestokilkuletni nauczyciel akademicki to nie tylko naukowiec i wykładowca. Jego zniewalającą obecność podkreśla głos - niezwykle niski baryton, o którym studentki mówią "aksamit dla uszu".

Widownia wybuchła śmiechem.
Langdon zmusił się- do niezręcznego uśmiechu. Wiedział, co zaraz usłyszy - jakiś śmieszny kawałek o "Harrisonie Fordzie w tweedach od Harrisa" - a ponieważ tego wieczoru uznał, że w końcu może włożyć tweedowy garnitur od Harrisa i golf od Burberry'ego, postanowił wkroczyć do akcji.
- Dziękuję pani, Monique - powiedział, wstając trochę za wcześnie i powolutku wypychając ją delikatnie z podium. - Redaktorzy Boston Magazine mają niezwykły talent literacki. - Zwrócił się do słuchaczy, wzdychając z zażenowaniem. - A jeżeli znajdę osobę, która przyniosła tutaj ten artykuł, postaram się w konsulacie, aby ją deportowano.

d4i7yg0

Wśród słuchaczy znów rozległy się śmiechy.
- Cóż, proszę państwa, jak wiecie, mam tu dziś mówić o sile symboli...

Dźwięk telefonu hotelowego znów zakłócił ciszę.
Langdon jęknął, nie dowierzając, że to prawda, i podniósł słuchawkę.
- Tak?
Tak jak się tego spodziewał, to znów był recepcjonista.
- Jeszcze raz proszę o wybaczenie, panie Langdon. Dzwonię, żeby pana poinformować, że pański gość jest już w drodze do pokoju. Pomyślałem, że lepiej pana uprzedzić.

Langdon był już teraz zupełnie rozbudzony.
- Posłał pan kogoś do mojego pokoju?
- Przepraszam, monsieur, ale taki człowiek jak ten pan...
Moje kompetencje nie sięgają aż tak daleko, żeby go powstrzymać.
- Kto to taki?

d4i7yg0

Recepcjonista już się rozłączył.
Niemal natychmiast ktoś zaczął walić ciężką pięścią w drzwi. Langdon niepewnie zsunął się z łóżka, poczuł, że jego stopy toną głęboko w pluszowym dywanie. Włożył szlafrok hotelowy i podszedł do drzwi.
- Kto tam?
- Pan Langdon? Muszę z panem porozmawiać. - W angielszczyźnie człowieka stojącego za drzwiami słychać było silny akcent francuski, głos był zdecydowany, władczy. - Jestem porucznik Jerom e Collet. Direction Centrale Police Judiclalre.

Langdon stanął jak wryty. Centralne Biuro Śledcze? DCPJ było mniej więcej tym, czym w Stanach Zjednoczonych FBI. Nie zdejmując łańcucha, Langdon uchylił lekko drzwi. Twarz patrząca na niego z drugiej strony należała do szczupłego mężczyzny o nieokreślonych rysach. Był wysoki, chudy, miał na sobie wyglądający na służbowy mundur.

- Mogę wejść? - spytał agent.
Langdon wahał się chwilę, niepewny, co ma zrobić, podczas gdy nieruchome oczy nieznajomego przyglądały mu się badawczo.
- A o co właściwie chodzi?
- Mój przełożony prosi, by użyczył nam pan swojej prywatnej wiedzy.
- Teraz? - wydusił z siebie Langdon. - Jest już po północy.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj