Rob Halford był wykorzystany seksualnie przez przyjaciela swojego ojca
Rob Halford, uznany wokalista metalowy, zdradził w swojej autobiografii "Wyznanie", że w w młodości został seksualnie wykorzystany przez przyjaciela ojca. Nigdy się do tego rodzicom nie przyznał.
Rob Halford, frontman znanej na całym świecie kapeli metalowej Judas Priest, w tym roku kończy 70 lat życia i półwiecze obecności na scenie. "Dziś jestem czysty, trzeźwy, zakochany i szczęśliwy… a także nieustraszony" - pisze w autobiografii "Wyznanie". Ale jego życie pełne było dramatycznych i mrocznych momentów, o których nawet jemu trudno się do tej pory się opowiada.
Bycie szczerym ułatwiło Halfordowi publiczne wyznanie orientacji homoseksualnej. Metalowiec zrobił to ponad 20 lat temu w wywiadzie dla MTV. Nie dziwi więc anegdota, w której wspomina, że w okolicach roku 1980 usiłował po pijaku uwieś Paula Di'Anno, ale w gruncie rzeczy cieszy się dziś, że byli zbyt zalani, by mu wyszło, albo ówczesny wokalista Iron Maiden coś z tego pamiętał.
Zobacz: Znani, którzy dokonali coming outu
Podobnie możemy odnieść się do nastoletnich odkryć w toalecie klubu młodzieżowego w Bloxwich. Ta historia pokazuje jednak, że nawet nastolatek, który dogaduje się z rodzicami, może trzymać w sobie traumę z młodości. Dźwigając przez większość życia historię molestowania seksualnego.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa SQN publikujemy fragment autobiografii Roba Halforda, "Wyznanie", która ukazała się już w księgarniach.
Tego, że jestem gejem, domyślałem się już w wieku dziesięciu lat. Jako nastolatek nabrałem pewności. Wolałem chłopaków od dziewczyn – tak po prostu. To odkrycie wcale mną nie wstrząsnęło. Dla mnie było to coś naturalnego i normalnego, ale instynktownie wyczuwałem, że nie należy się tym chwalić. [...]
W wieku 14 czy 15 lat nie miałem pojęcia, kim był Bob Mizer, ale jego zdjęcia mnie oczarowały. W książce znajdowało się mnóstwo fotek napalonych kolesi w obcisłej bieliźnie, leżących na skałach albo stojących obok słupów. Przeglądałem album w kiblu i coraz bardziej mi się podobał.
Biłem się z sumieniem: podwędzić go czy nie? A pie****ć to! Sumienie było w tym starciu bez szans. Schowałem książkę w spodnie, naściemniałem kumplom, że mam pracę domową do odrobienia, i popędziłem co sił w nogach do domu.
Okazała się prawdziwym skarbem! Pełno było w niej zdjęć wykonanych w inscenizowanych sytuacjach. Na pewnej fotografii znajdowało się dwóch gości w podkoszulkach. Jeden z nich mówił do drugiego: "Zepsuł mi się motocykl. Możesz zajrzeć i zobaczyć, w czym rzecz?". Gdy ten drugi się pochylał, by sprawdzić, co się zepsuło, pierwszy mówił: "Masz świetny tyłek!" i zaczynał go obmacywać. [...]
W tej samej toalecie klubu młodzieżowego w Bloxwich znalazłem pewnego dnia stojące na półce dildo. Umyłem je i potajemnie zaniosłem do domu, schowane w płaszczu. Zapewniło mi wiele godzin nieskrępowanej rozkoszy. Gdy go nie używałem, leżało ukryte w mojej szafie. Rodzice niczego nie podejrzewali.
Tak mi się przynajmniej zdawało. Pewnego wieczoru oglądałem telewizję we wspólnym pokoju. Tata czytał "Express & Star". Nie odrywając nawet oczu od gazety, odezwał się do mnie: "Rob, lepiej pozbądź się tego przedmiotu".
Zmroziło mnie. Skąd wiedział? Od jak dawna? Nie mogłem jednak zmusić się, by go wyrzucić. Czułbym się jak po stracie ręki! Dildo wciąż leżało schowane w szafie (to symboliczne), a tata nigdy więcej o nim nie wspomniał. [...]
Oglądałem wiele seriali telewizyjnych, takich jak Z "Cars", "Dixon of Dock Green", "Święty" czy "The Avengers", a także sztuki nadawane przez BBC w paśmie Play of the Month. Telewizja, kino i teatr mnie fascynowały i coraz częściej myślałem o tym, by zostać aktorem.
Czy to moja przyszłość? Wkrótce kończyłem szkołę. Uczyłem się pilnie do egzaminów końcowych i poszło mi nieźle, ale nie zamierzałem kontynuować nauki. Dzieciaki z klasy robotniczej nie zostawały w tamtych czasach w szkole dłużej, niż musiały, a ja chciałem do tego wyruszyć w świat.
Rodzicom to nie przeszkadzało. Uznali, że pomogą mi bez względu na to, co postanowię robić w życiu. Mama często mnie pytała: "Rob, jesteś szczęśliwy?". Gdy odpowiadałem twierdząco, mawiała: "Jeśli ty jesteś szczęśliwy, to ja też".
Każde dziecko chciałoby usłyszeć coś takiego od rodziców. [...]
Tata pogadał ze znajomym, który zajmował się teatrem amatorskim; kumpel powiedział mu, że występuje w produkcjach miejscowego teatru Grange Playhouse i szukają tam nowych talentów. "Powiedz Robowi, żeby do nas wpadł. Spodoba mu się!"
"W porządku, pójdę tam i zobaczę, jak będzie" – odparłem na tę propozycję. Założyłem zamszowe buty, zielony sztruksowy płaszcz i szeroki krawat.
Sprawdziłem i mi się… spodobało. Obsadzili mnie w dramacie z gatunku kitchen-sink, w którym zagrałem młodego chłopaka z dysfunkcyjnej rodziny. Pozostali aktorzy byli przeważnie starsi ode mnie, ale powitali mnie serdecznie. Niezwykle pomocny okazał się zwłaszcza kumpel taty.
Z chęcią chodziłem raz w tygodniu na próby i z zapałem uczyłem się swoich kwestii. Byłem jedyną osobą na scenie, gdy podnoszono kurtynę na początku sztuki. Siedziałem z przodu i czyściłem buty. Reżyser chciał, żebym nucił w tym czasie jakąś melodię z reklamy telewizyjnej.
– Z której? – spytałem.
– Wszystko jedno. Z którejkolwiek. Sam sobie wybierz.
Na myśl przychodziła mi tylko reklama pasty do zębów Pepsodent. Pojawiała się w niej radosna melodia, której trudno było się pozbyć z głowy, więc zaśpiewałem: "W mig zniknie z zębów osad ten. Gdy kupisz pastę Pepsodent!"
Wystawialiśmy tę sztukę przez tydzień, a gazeta "Express & Star" przysłała nawet recenzenta, który mnie pochwalił: "Robert Halford prezentuje się bardzo przyjemnie i świadomie… Zapamiętajcie tego młodzieńca!". Bardzo cieszyłem się z tych słów i postanowiłem nie wycierać więcej tyłka tą gazetą w toalecie u babci.
Chciałem kontynuować występy na scenie, więc ucieszyłem się, gdy kumpel taty ponownie się odezwał. Znał ludzi, którzy pracowali w Grand Theatre w Wolverhampton, prestiżowej sali teatralnej w Midlands. Mieli wpaść na drinka do Walsall. Spytał, czy chciałbym do nich dołączyć, żeby mógł mnie przedstawić.
No jasne, jeszcze jak! Powiedział mi, że mają się spotkać w pubie znajdującym się blisko domu moich dziadków. Ustaliłem, że przenocuję u nich, żeby oszczędzić sobie dłuższego nocnego powrotu do domu.
Dwa dni później kumpel taty przyjechał po mnie po południu na Kelvin Road. Najpierw pojechaliśmy do teatralnego magazynu kostiumów, do którego miał dostęp. Miejsce to przypominało jaskinię Aladyna. Poczułem się oszołomiony fantastycznymi kostiumami wzorowanymi na średniowiecznych ubiorach oraz strojami z innych epok. Zawsze byłem wielkim miłośnikiem przebieranek.
Potem poszliśmy do pubu. Ludzie z teatru byli może nieco wyniośli, ale bardzo sympatyczni. Pili jednego drinka za drugim. Kumpel taty kupił mi rum z sokiem z czarnej porzeczki. A nawet kilka.
Wcześniej nie miałem zbyt wielkiego doświadczenia z alkoholem. Babcia czasami nalewała mi trochę shandy, na święta pozwalała mi spróbować snowballa – koktajlu z adwokatu i lemoniady. Tu jednak miałem do czynienia z prawdziwym piciem – z rumem! I to z ludźmi z teatru! Oczywiście nie miałem odpowiednio mocnej głowy. Chciałem do nich dołączyć, więc piłem, ale wkrótce byłem całkiem zalany.
Pod koniec wieczoru całe pomieszczenie przede mną wirowało.
"Mam pomysł! Pójdziemy do mnie" – zaproponował kumpel taty. Było mi już wszystko jedno. Nim się spostrzegłem, wylądowaliśmy we dwóch w jego mieszkaniu.
Nie pamiętam już, czy dał mi coś jeszcze do picia. Cały czas gadał o teatrze, a w tle chodził telewizor. Starałem się trochę ogarnąć i dojść do siebie. Nagle zgasło światło, a on znalazł się tuż obok mnie.
Nie mówił już o teatrze. W ruch poszły dłonie. Obłapiał mnie – moje ręce, klatkę, a potem zszedł niżej. Panowała kompletna cisza. Znowu czułem się jak na warsztatach w fabryce, tyle że teraz szło to dalej.
Czułem się bezsilny. Gość wiedział, czego chce – i właśnie do tego zmierzał. Poradził sobie z rozporkiem, wyjął mojego ku***a, schylił się i wziął go do ust. Siedziałem w bezruchu, otępiały i oniemiały, a on robił mi pierwszego w moim życiu loda.
Co jest?
Co się dzieje?
Co mam robić?
Jak to powstrzymać?
Nic nie zrobiłem. Nie mam pojęcia, jak długo to trwało, ale po wszystkim kumpel taty wstał i bez słowa wyszedł z pokoju. Przypomniałem sobie, że jestem blisko domu dziadków, więc znalazłem płaszcz i wyszedłem chwiejnym krokiem w mrok nocy, spanikowany i zdezorientowany.
Nie wiedziałem, co myśleć o tym zdarzeniu. Nie byłem nawet pewny, co tak naprawdę się stało. Leżałem w tym dziwnym stanie w pokoju gościnnym u dziadków, a potem odleciałem. Rano obudziłem się ze swoim pierwszym kacem w życiu. Nie mogłem skupić myśli. Czy TO właśnie robią geje? Czy o to chodzi w byciu gejem? Czy tak zachowują się ludzie z teatrów? Czy to miał być casting?
Oczywiście teraz zdaję sobie sprawę, że gość był oprawcą seksualnym – pedofilem. Wiedział, że jestem młody i bezbronny, i w pełni to wykorzystał. Jednak wtedy nie miałem pojęcia, co powinienem czuć. Uznałem, że to pewnie moja wina.
Gdy wróciłem później do domu, tata spytał, jak minął wieczór.
– Świetnie – wymamrotałem.
– Mój kumpel zaopiekował się tobą?
– O tak – odparłem.
Nigdy mu nie zdradziłem, co zrobił jego kolega. To by go załamało. Nie zawarłbym tej historii w swoich wspomnieniach, gdyby tata wciąż żył.
W każdej sytuacji można jednak dostrzec jakiś pozytyw. Trudno doszukiwać się go w przypadku wykorzystania seksualnego, ale ten mroczny wieczór przyniósł jednak coś dobrego. Kilka dni później skontaktował się ze mną jeden z gości z teatru. W Wolverhampton Grand mieli wolną posadę asystenta inspicjenta. Spytał, czy jestem zainteresowany.
Byłem. Poszedłem na rozmowę z menedżerem teatru i od razu dostałem tę pracę. Zabezpieczyłem sobie najbliższą przyszłość… Dokładnie o to mi chodziło.
Wkraczałem do świata teatru.