1
Pszenicę trzeba wypłukać w dziewięciu wodach, powiedział Costel.
Dlaczego?
Z powodu dziewięciu niebios.
Ziarenka pszenicy były niespokojne w wodzie, może nie chciały zostać ciastem zmarłych. A w dziesiątej wodzie trzeba je ugotować, powiedział.
Dziewięć niebios?
Tak, trzeba wypłukać raz za każde.
Pojmowałam język ojczysty węchem.
W kuchni ciotki stały szafki na szafkach. Przez okno niebo zaglądało do garnka.
Czekało.
Zmarli są głodni, powiedział Costel.
Szmaciany kalendarz z prawosławnymi świętami już od lat był nieaktualny, od śmierci wuja Petru. Święta stały się ścierką kuchenną, czekały tylko, żeby się na coś przydać. Ja nie mogłam się Costelowi na nic przydać, stałam obok niego i przez przygotowania do pogrzebu zapomniałam o płaczu.
Często zapominałam o płaczu.
Nie wszystko, co zapominasz, znika, powiedział Costel. Zapominanie jeszcze tylko wyraźniej wyróżnia te rzeczy.
Meble w kuchni ciotki milczały.
Stół był otwartą klapą sekretarzyka, podpartą pod spodem drewnianym kijem.
Na półkach wykałaczki.
Krzyształowe kieliszki.
Cukiernica Ovomaltine.
Popielniczka „Sao Paulo” lub „Madrid”.
Srebrne dzbanuszki „Zürich Plaza Hotel“.
Costel położył obrane orzechy na świętach prawosławnych, potem złożył ścierkę i zaczął wałkować ją butelką.
Orzechy pękały, wydając z siebie ciche krzyknięcia.
Tu można kupić orzechy już zmielone, wiem, powiedział Costel. Papier toaletowy z wyściółką, pokrajaną sałatę, podgotowane ziemniaki, marchewki w kształcie pingwinów. Wkrótce człowiek już nie będzie musiał sam jeść. Nie chcę przyzwyczajać moich rąk tylko do otwierania torebek, bo inaczej zwariowałyby w domu. Twój wujek już tylko czeka na to, żebym opuścił jego mieszkanie. Pozamykał na klucz szafy i drzwi. Wczoraj znowu musiałem wypakować przed nim moją walizkę. Nie robię sobie prezentów, on myśli, że wszystko ukradłem.