Noc spędziłam na pryczy w pokoju pani Smallpiece, pogrążona w głębokim, pozbawionym koszmarów śnie; od wielu miesięcy, a nawet lat, może od czasów, kiedy jako dziecko dzieliłam łóżko z matką, nie spałam tak spokojnie. Kiedy obudziłam się następnego ranka, z przyzwyczajenia położyłam dłoń na pasku, a potem na brzuchu. Otworzyłam szeroko oczy, gdy przypomniałam sobie, że i jeden, i drugi jest pusty, gdy odtworzyłam w pamięci wszystko, co się stało.
- Gdzie jest Shaker? - spytałam, zobaczywszy panią Smallpiece z jakąś robótką ręczną przy kominku.
Mój głos mnie przestraszył: był niemal nieśmiały.
- W pracy, w dobrej, uczciwej pracy. Pracuje jak wszyscy porządni ludzie, którzy żyją w bojaźni przed Bogiem.
Wstałam i wygładziłam prześcieradło, potem złożyłam koce i poklepałam poduszkę.
- Nocnik jest za parawanem - powiedziała cierpko. - Lepiej zrób coś z włosami. Zwracasz na siebie uwagę. Na umywalce jest grzebyk.
- Gdzie Shaker pracuje? - spytałam.
- W Lyceum - odparła krótko.
- W Lyceum przy Bold Street?
Dobrze znałam imponujący budynek, który stał na rogu Bold i Ranelagh Street, otoczony niewielkim trawiastym placem. Mieścił się tam męski klub. Często przechodziłam obok, podziwiając kolumny i szerokie marmurowe schody, które prowadziły do okazałego, znajdującego się we wnęce wejścia.
Przytaknęła.
- Pospiesz się. Potem wynieś nocnik i wylej jego zawartość do wygódki na tyłach. Jak wrócisz, pomożesz mi przy włosach. Zwolniłam Nan; jest kompletnie bezużyteczna, tak samo jak jej leniwa córka. Obie chcą tylko, żeby dobrze im płacić, i to za nic. Skoro już tu będziesz, możesz przejąć ich obowiązki. Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale nie dała mi dojść do słowa. Odłożyła robótkę i wyciągnęła ręce. Miała opuchnięte i powykręcane stawy; szycie musiało sprawiać jej ból.
- To następna kara za moje grzechy - wyjaśniła. - Ciebie też dotknie coś takiego za twoją nikczemność, o ile już cię nie dotknęło. A jeśli chodzi o dziecko, lepiej, że urodziło się martwe. Byłoby półgłówkiem, skoro miało setki ojców.
Wzięłam głęboki wdech, żeby nie syknąć - po nikczemnych słowach pani Smallpiece wszystkie oznaki nieśmiałości zniknęły. Weszłam za parawan zadowolona, że mogę ukryć się przed jej wzrokiem choćby tylko na krótko, żeby ulżyć pęcherzowi. Nie miałam zamiaru tu zostawać. Nigdy nie będę służącą żałosnej staruchy o zimnych oczach.
Shaker wrócił do domu na wieczorny posiłek; wyglądał inaczej, niż gdy zobaczyłam go po raz pierwszy w Green Firkin. Nie chodziło tylko o to, że się ogolił i starannie uczesał długie włosy. To było coś głębszego.
Kiedy wszedł, przywitaliśmy się, nagle odczuwając dziwne skrępowanie.
- Ona chyba nigdy w życiu nie przygotowała przyzwoitego posiłku - poskarżyła się pani Smallpiece. - Musiałam mówić jej po kolei, co ma robić. Na szczęście ma silne ręce, więc może nosić różne rzeczy.
Shaker odchrząknął.
- Nan nie przyszła dzisiaj, żeby ci pomóc, matko? A co z małą Merrie? Kto poda kolację?
Pani Smallpiece nie odezwała się.
- Twoja matka powiedziała, że pracujesz w Lyceum, w klubie dla dżentelmenów - wydukałam. - Ja podam jedzenie.
Usiadł na swoim krześle, a ja przyniosłam z kredensu talerze z baraniną i gotowanymi ziemniakami, po czym ustawiłam jeden przed Shakerem, drugi przed jego matką i trzeci na moim miejscu. Świadoma swojej niezręczności, podałam sosjerkę z sosem mięsnym. Czyżby krępowało mnie, że go obsługuję? A może fakt, że nie jestem już „młodą kobietą w potrzebie”? Albo nie mogłam pogodzić się z myślą, że przestałam wyglądać jak wulgarna prostytutka, która przyczepiła się do niego w szynku, czy nawet załamana istota, która wyrzuciła z siebie żałosną opowieść o straconych marzeniach, potem zaś klęczała przy maleńkim grobie oznaczonym różowym kamieniem?
Uczesałam włosy i upięłam je z tyłu głowy, porządnie wymyłam twarz i pruderyjnie spięłam na piersiach szal pani Smallpiece. Czy bardziej go przerażałam jako zwyczajna młoda kobieta? Wziął do ręki widelec.
- Proszę, panno Gow. Linny. Usiądź. Pracuję w bibliotece. W klubie na piętrze jest biblioteka dla członków.
Gdy pochylił głowę nad talerzem, starałam się nie patrzeć, jak próbuje donieść pełny widelec do ust, nie upuszczając z niego połowy jedzenia. Minęły długie minuty, podczas których słychać było tylko podzwanianie srebra o porcelanę, odgłosy przegryzania i przełykania.
Nagle Shaker uniósł głowę.
- Umiesz czytać?
- Umie - odparła za mnie pani Smallpiece. - Trochę mi dziś czytała. Wiesz, że prawie nie widzę liter. Przy okazji wybrałam z Pisma Świętego fragmenty, które moim zdaniem powinna poznać. Uznałam, że po niemoralnym życiu jak najbardziej powinna przemyśleć słowa: „...zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki”, tak samo jak: „Dlaczego uprawiacie zło, zbieracie nieprawość i spożywacie owoce kłamstwa...”
- Przypuszczałem, że umiesz czytać - przerwał jej Shaker. - Potrafisz również pisać?
- Nie, to znaczy od bardzo dawna nie pisałam, ale w dzieciństwie umiałam. Mama mnie nauczyła.
- Rozumiem - powiedział.
W tym momencie zorientowałam się, co się zmieniło w jego twarzy. Nie było już na niej pustki i melancholii.
Następnego ranka pani Smallpiece przez chwilę grzebała w swojej szafie, a potem bezceremonialnie rzuciła na moją pryczę jedną ze swoich starych sukienek. Była tania, źle uszyta i miała obniżony stan. Wiedziałam, że moja jaskrawa kreacja z ulicy nie pasuje do Evertonu. Włożyłam brązową, zgrzebną suknię i zerknęłam z rozgoryczeniem na pocerowany szal i niemodny kapelusz, które wydzieliła mi pani Smallpiece. Suknia na mnie nie pasowała, była za luźna. Czułam się w niej źle i nieciekawie.
Postępując zgodnie z instrukcjami pani Smallpiece, przygotowałam śniadanie, wypolerowałam źle dobrane srebra, a potem obrałam warzywa przyniesione przez straganiarza. Upiekłam biszkopty i ciasto. W którymś momencie przyniesiono wizytówkę o pozłacanych brzegach. Pani Smallpiece przeczytała ją, wymamrotała: Jak miło, po czym położyła na srebrnej tacy, która stała na małym mahoniowym stoliku w pobliżu drzwi wejściowych. Znów kazała mi czytać Biblię, ale po pięciu minutach głowa opadła jej na piersi. Pani Smallpiece zasnęła. Owinęłam się ciasno jej szalem i poszłam na małą polankę z ostrokrzewem, gdzie posiedziałam chwilę, wodząc palcem po różowym kamieniu. Powoli odzyskiwałam siły, ale wciąż przepełniał mnie głęboki smutek. Gdybym chciała wrócić na Paradise Street, musiałabym to zrobić jutro - byłby to trzeci dzień mojej nieobecności - inaczej Blue odda komuś innemu moje miejsce, zarówno w pokoju, jak i na ulicy.
Tego wieczoru Shaker wrócił do domu uśmiechnięty od ucha do ucha. Załatwił mi dobrą pracę w bibliotece. Mogę zacząć w przyszłym tygodniu.
Z wielkim hukiem postawiłam na stole talerz z biszkoptami.