Przyjdź pokrzyczeć na poetów
Zjawisko artystyczne o nazwie slam na dobre zagościło w Polsce. To skrzyżowanie poezji i performance robi w naszym kraju zawrotną karierę.
Gatunek ten wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych. Charakteryzuje się tym, że uczestnik przez trzy minuty ma okazję zaprezentowania swej twórczości bez użycia rekwizytów, ani instrumentów muzycznych. W tym czasie przypatrująca się występowi publiczność może, a wręcz powinna, żywo reagować na to, co dzieje się na scenie.
„- Na spotkaniach slamowych można usłyszeć rozmaitych wykonawców, wśród nich hiphopowców i posthipisów. Świetna poezja liryczna, satyra albo wiersze protestu mieszają się z grafomanią” - mówi Arthur Barys, który wraz z Bohdanem Piaseckim organizuje slamy w Warszawie. – „Wiele slamowych utworów sprawdza się tylko na scenie, w autorskim wykonaniu. Zamieszczone w Internecie czy wydrukowane w tomikach tracą blask”.
„- Slam daje okazję do sprawdzenia, ile warte są teksty, które piszę. Mówię "teksty", bo dopiero obserwując reakcje publiczności, przekonuję się, czy moja twórczość ma coś wspólnego z poezją. Slam jest według mnie najlepszą formą prezentacji wierszy - dla autora nie ma nic cenniejszego niż bezpośredni kontakt z odbiorcą" - uważa Wojtek Cichoń, zwycięzca ostatniego slamu. Cichoń jest również wykonawcą hiphopowym.
W stolicy trwają poszukiwania miejsca, w którym stale mogłyby się odbywać takie akcje.
Szczegółowe informacje o kolejnych edycjach slamu na oficjalnej jej stronie free.art.pl/slam